Reklama

Jak większość moich znajomych, próbuję jakoś pogodzić pracę zdalną z byciem mamą dwójki dzieci i utrzymywaniem względnego porządku w domu. Przeprowadziliśmy się z Michałem na przedmieścia Warszawy trzy lata temu. Marzyłam wtedy o ciszy, zieleni, ogrodzie i o tym, że dzieci będą miały bezpieczne miejsce do zabawy, a ja – trochę spokoju. Wszystko układało się dobrze. Michał dojeżdżał do pracy, ja pracowałam z domu. Czasem przyjeżdżali znajomi, czasem sąsiadka podrzucała nam świeże warzywa z działki. I wtedy, pewnego dnia, Michał wrócił z informacją, że jego mama kupiła działkę... tuż obok.

– Tylko nie panikuj – mówił wtedy. – Mama chce mieć po prostu bliżej do wnuków. Przecież zawsze powtarzała, że marzy o ogrodzie.

Nie spanikowałam. Jeszcze. Jednak kiedy teściowa zaczęła budować dom, a potem niemal codziennie „przypadkiem” pojawiała się w naszym ogródku, komentując wszystko od koloru mojej bluzki po długość trawy – wiedziałam, że to się nie skończy dobrze.

A kto to dzisiaj był u was? – pytała z miną śledczego.

– Koleżanka z pracy – odpowiadam cierpliwie.

– Taka w krótkiej spódnicy? – mówi z cieniem ironii w głosie. – No, ładna, ładna...

Oddycham głęboko i liczę do dziesięciu. Komentuje wszystko – że dzieci biegają boso, że obiad był za późno, że warzywa trzymam w lodówce, a nie w spiżarni. Czasem miałam wrażenie, że jej oczy są wszędzie. Raz zauważyłam, że notuje coś na karteczce. Po prostu stała przy płocie i zapisywała. Nie byłam w stanie się zrelaksować. Nawet kiedy dzieci bawiły się na trampolinie, miałam wrażenie, że zaraz zza płotu usłyszę: „Zosiu, nie tak wysoko, bo ci się coś stanie!” albo: „Franek, zdejmij te buty, ubrudzisz się!” I najgorsze w tym wszystkim jest to, że Michał... milczy. Mówi, że mama „się troszczy”. Że „ma dobre intencje”. Moje nerwy były napięte jak struna. Bo ten dom, który miał być naszym azylem, stał się moim więzieniem.

Miałam łzy w oczach

– Już nie mogę tak dłużej – powiedziałam, zamykając za sobą drzwi do sypialni. – Twoja matka była dziś trzy razy. Trzy. Raz, bo „akurat przechodziła”, drugi raz, bo „usłyszała krzyk” – Franek otarł sobie kolano – a trzeci, żeby przynieść... rabarbar. Jakbyśmy, nie mieli swojego!

Michał spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Przesadzasz. Po co się tak unosić?

– Bo ja już nie mam prywatności! – podniosłam głos. – Ona wszystko komentuje. Z kim się spotykam, jak ubieram dzieci, nawet co gotuję! Wiesz, że zapytała dzisiaj, czy „na pewno pracuję”, bo jej się „nie wydaje”?!

– Mama się po prostu troszczy.– westchnął i potarł czoło. – Jest starsza, samotna...

– Nie. Ona nie jest troskliwa. Jest kontrolująca. I ty to wiesz.

Nie zaprzeczył.

– Po prostu... ona ma dobre intencje.

– Dobrymi intencjami.... wybrukowane jest piekło – powiedziałam cicho.

Odwróciłam się i wyszłam. Miałam łzy w oczach. Oparłam się o blat i przez chwilę tylko oddychałam.

Zacięłam zęby

Stałam w ogrodzie, podlewając pelargonie, kiedy usłyszałam znajome skrzypnięcie furtki. Nawet nie musiałam się odwracać.

Podlewasz o tej godzinie? – zapytała. – Wiesz, słońce zaraz wyjdzie i ci przypali liście.

– Dzień dobry – odpowiedziałam chłodno.

– A Zosia? W tych klapkach po ogrodzie? Przecież tam mrówki są!

Spojrzałam na córkę, która bawiła się w cieniu jabłonki. Klapki były. Mrówek nie widziałam. Zacięłam zęby. Podeszłam do niej. Przez chwilę szukałam słów, ale nie chciałam się już cackać.

– Czuję się, jakbyś codziennie sprawdzała, co robię. Komentujesz wszystko. Wchodzisz, kiedy chcesz. Czuję się, jakbym była cały czas pod nadzorem.

– Ależ ja chcę tylko pomóc! – oburzyła się. – To przecież moje wnuki! Mam prawo się nimi interesować!

– To nie jest pomoc. To jest kontrola. Mnie to męczy.

– Czyli już nie mogę przyjść, zobaczyć, czy żyjecie?! – Jej głos zaczął drżeć. – Przeszkadzam wam, tak?

– Tak, przeszkadzasz – powiedziałam z trudem. – Chcę mieć wreszcie swój dom. Bez oczu zza płotu.

Teściowa spojrzała na mnie, jakbym ją uderzyła.

– Jesteś niewdzięczna. To ja się staram, a ty...

Odwróciła się i poszła, trzaskając furtką. Zostałam z dudniącym sercem i uczuciem, że właśnie przekroczyłam granicę, za którą nie ma powrotu.

Musiałam to powiedzieć

Stałam w korytarzu, kiedy usłyszałam ich głosy. Michał rozmawiał z mamą w salonie. Miałam zejść i ich uprzedzić, że wychodzę z dziećmi, ale coś mnie powstrzymało. Usiadłam cicho na schodach.

– Mamo, musimy pogadać – zaczął Michał, a jego ton był inny niż zwykle. – Natalia ma rację. Nie możesz ciągle wpadać bez zapowiedzi. To nie jest w porządku.

Co ty mówisz... – jęknęła teściowa. – To Natalia ci to wcisnęła, prawda?

– Mamo, nie – westchnął. – Wiem, że chcesz dobrze, ale to... to za dużo. Ona się czuje osaczona. Ja też.

Chwila ciszy. Potem cichy szloch.

Czyli chcecie się mnie pozbyć? Bo komuś przeszkadza, że babcia dba o rodzinę?

– Nikt nie mówi o pozbywaniu się – odparł Michał łagodnie. – Po prostu... daj nam trochę przestrzeni. Proszę.

– To ona chce mnie odsunąć! – zawyła Halina. – Ona nigdy mnie nie lubiła!

Wtedy stanęłam w drzwiach.

– Nie, mamo – powiedziałam spokojnie. –Chcę tylko odzyskać swoje życie.

Nastała cisza.

– Może powinnam się wynieść... – wymamrotała.

– Nie chcę, żebyś znikała, ale musimy ustalić zasady – odparłam. – Inaczej to ja się wyprowadzę.

Michał spojrzał na mnie z przerażeniem.

– Natalia...

– Mówię poważnie – przerwałam. – Nie mogę tak żyć.

I po raz pierwszy od lat – naprawdę nie wiedziałam, co on wybierze.

Czułam, jak drżą mi ręce

– Nie mogę spać, serio – powiedziałam szeptem do Izy, mojej koleżanki z pracy, gdy rozmawiałyśmy telefon.

Przez teściową?

– Przez to, że ona może się pojawić w każdej chwili. Otwieram lodówkę i myślę: „co, jeśli znów powie, że dzieci jedzą za dużo sera?”. Iza, ona mi ostatnio wyciągnęła, że Zosia miała krótkie spodenki przy 28 stopniach. 28!

Iza tylko westchnęła. A ja czułam, jak drżą mi ręce. Spojrzałam przez okno. Teściowa stała przy naszej furtce i rozmawiała z moją koleżanką, która właśnie przyszła na kawę. Wyszłam z kuchni.

– Cześć! – rzuciłam do Magdy, a potem zwróciłam się do Haliny. – Wszystko w porządku, mamo?

– A tak, tak – odpowiedziała słodko.

Magda spojrzała na mnie zdezorientowana.

– Mamy spotkanie.

Ależ ja nie przeszkadzam – uśmiechnęła się fałszywie. – Chciałam tylko przywitać się z gościem.

I wtedy pękłam.

– Dość. Dość tego.

– Natalia! Dzieci patrzą!

– Niech patrzą. Niech widzą, że ich mama nie da sobie wchodzić na głowę!

Ne ruszyła się. Więc podeszłam i zamknęłam furtkę przed jej nosem.

Nie przychodź bez zaproszenia.

Magda nic nie powiedziała. Dzieci stały na tarasie jak zamurowane. Wróciłam do salonu, zamknęłam drzwi i... rozpłakałam się. Nie ze złości. Ze strachu, z żalu, z bezsilności. I z ulgi, że wreszcie, po tylu miesiącach – postawiłam granicę.

Nie miałam siły

Wieczorem weszłam do sypialni. Michał leżał w łóżku z telefonem. Gdy mnie zobaczył, odłożył go i usiadł. W jego oczach widziałam zmęczenie, ale i coś jeszcze – niepewność.

– Mama zadzwoniła – powiedział. – Powiedziała, że... źle ją potraktowałaś. I to na oczach dzieci.

Usiadłam na brzegu łóżka. Nie miałam siły się tłumaczyć. Nie miałam już siły na nic.

– Nie daję rady. Serio.

– Wiem – wyszeptał.

Musisz wybrać. Albo jesteśmy rodziną ty, ja i dzieci. Albo jesteś synkiem swojej mamusi.

Cisza. Tylko dźwięk zegara na szafce nocnej.

– Nie wiem, co powiedzieć – odparł w końcu.

Właśnie to mnie przeraża najbardziej – szepnęłam.

Wstałam, wzięłam poduszkę i wyszłam z sypialni. Nie zatrzymał mnie. Nie powiedział nic. Położyłam się na kanapie, owinęłam kocem i czułam się... samotna. Zupełnie, jakbyśmy byli już po rozwodzie. Tylko jeszcze nikt nie powiedział tego na głos. Leżąc w ciemności, wsłuchiwałam się w ciszę domu i myślałam: czy naprawdę rozwód to jedyne wyjście? Czy ten dom, który miał być naszym azylem, zamieni się w miejsce, które będę chciała zostawić?

To mnie przerasta

Minęły trzy tygodnie. Nadal mieszkamy razem, ale... coś między nami pękło. Niby rozmawiamy, ale to nie są już te rozmowy. Unikamy siebie, omijamy trudne tematy. Teściowa się obraziła i przestała przychodzić. Ale nie zniknęła. Nadal stoi przy płocie. Nadal patrzy, kto przychodzi, co gotuję, kiedy wracamy z pracy. Tylko już nic nie mówi. Cisza, która boli bardziej niż słowa. Michał nie poruszył tematu jej przeprowadzki. Udaje, że wszystko się unormowało. Wiedziałam, że ta burza zostawiła zgliszcza. Nasz związek ledwo się trzyma, a ja funkcjonuję z dnia na dzień. Przestałam gotować z radością, praca mnie męczy. Dzieci czują napięcie, choć próbujemy je chronić.

Zaczęłam wsparcia poza domem, bo czuję się jak więzień. Własnego domu, własnego małżeństwa, własnego życia. Teściowa ciągle tu jest. Michał ciągle milczy. A ja? Ja nie wiem, co dalej. Ale wiem jedno – jeśli nie zacznę walczyć o siebie, to nikt tego za mnie nie zrobi. I może kiedyś jeszcze będę umiała powiedzieć „to jest mój dom”. Ale dziś? Dziś to tylko miejsce, gdzie boję się oddychać.

Natalia, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama