„Teściowa krytykuje dzieci, że siedzą z nosami w smartfonach. Jedno grzybobranie sprawiło, że całkiem zmieniła zdanie”
„Ruszyliśmy przed południem. Pogoda była łaskawa, więc nie było wymówek. Dzieci przez pierwsze pół godziny wlokły się za nami. Teściowa szła na przedzie, wymachując koszykiem, jakby miała w nogach silniczek”.

- Redakcja
Nigdy nie twierdziłam, że jestem mistrzynią dyplomacji, ale w małżeństwie i rodzinie człowiek uczy się pewnych rzeczy w trybie ekspresowym. Zwłaszcza jeśli w pakiecie ślubnym dostaje się również teściową. A moja teściowa to osobowość tak wyrazista, że spokojnie mogłaby mieć własny program w telewizji śniadaniowej.
Krytykowała ich
Ma na wszystko własne zdanie, zazwyczaj jedno: negatywne. Jeśli dzieci siedzą w telefonach – źle. Jeśli nie siedzą – jeszcze gorzej, bo pewnie znowu coś przeskrobały. Paweł, mój mąż, ma z matką niepisaną umowę: słucha, kiwa głową i jak najszybciej zmienia temat. Ja za to przyjęłam inną strategię – nie wdawać się w niepotrzebne dyskusje, ale też nie pozwalać, żeby teściowa przejmowała władzę w domu. Mamy dzieci – Kubę i Lenkę – które wychowujemy po swojemu, z nutą zdrowego rozsądku i szczyptą technologii.
Ale dla teściowej smartfon to wcielenie szatana. Nie uznaje gier komputerowych, memów, aplikacji i wirtualnych asystentów. Uważa, że dzieci są zepsute elektroniką, a jej dzieciństwo to był złoty wiek: skakanie w gumę, gra w klasy, trzepak, zupa z pokrzyw i zero internetu. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że lubi spędzać czas… na kanapie, z pilotem w dłoni, odpalając kolejne odcinki tureckich seriali.
A dzieci? No cóż – dzieci jak to dzieci. Mają swoje zainteresowania, swoje aplikacje i swój język, który dla ich babci brzmi jak chiński. A mnie już czasem po prostu brakuje siły tłumaczyć, że mem o kocie z lasera nie świadczy o upadku cywilizacji.
Wpadliśmy na pomysł
To była sobota rano, jeden z tych dni, kiedy człowiek jeszcze nie zdąży wypić kawy, a już słyszy narzekania. Teściowa stała przy kuchennym stole z miną zwiastującą katastrofę i patrzyła na dzieci, które zajęły strategiczne pozycje na kanapie, każde z telefonem w ręku.
– Wyłączcie te telefony. Ile można? Człowiek nawet nie zdąży się przywitać, a wy już w tych ekranach – powiedziała tonem, który znałam aż za dobrze.
Kuba spojrzał na nią znad ekranu, ale nie odpowiedział. Lenka mruknęła coś pod nosem, pewnie znowu o tym, że właśnie trwa coś bardzo ważnego, co trzeba obejrzeć do końca. Teściowa tylko westchnęła i spojrzała na mnie, jakby oczekiwała wsparcia.
– Planujemy dziś wycieczkę na grzyby – rzucił Paweł, próbując złagodzić napięcie. – Dla wszystkich. Trochę świeżego powietrza, odetniemy się od ekranów. Co wy na to?
Dzieci spojrzały po sobie z lekkim zawodem. Teściowa z kolei ożywiła się tak, jakby właśnie usłyszała, że cofamy się w czasie do jej młodości.
– Nareszcie spędzimy czas jak ludzie. Bez tych waszych bajerów i gierek – oznajmiła z wyraźną satysfakcją.
Zaskoczyła nas
Ruszyliśmy przed południem. Pogoda była łaskawa, więc nie było wymówek. Dzieci przez pierwsze pół godziny wlokły się za nami jak na ścięcie. Teściowa szła na przedzie, wymachując koszykiem, jakby miała w nogach silniczek.
W pewnym momencie zatrzymaliśmy się na łące. Kuba wyjął telefon, chcąc coś sprawdzić. Teściowa już miała go zrugać, ale chłopak podszedł do niej z uśmiechem.
– Babciu, zobacz. Mam taką apkę, co rozpoznaje rośliny. Chcesz sprawdzić, co to za liść?
– Co za bzdury. Za moich czasów nikt nie potrzebował telefonu, żeby wiedzieć, co to pokrzywa – rzuciła z pogardą, ale nie odsunęła się od ekranu.
– Ale to nie jest pokrzywa – odparł Kuba. – To jasnota. Patrz, tu masz zdjęcia.
Lenka podbiegła i dorzuciła:
– Zobacz, tu są też przepisy. Można z niej zrobić napar albo syrop.
Babcia spojrzała na telefon uważniej, mrużąc oczy. Jeszcze przed chwilą gotowa była wykładać dzieciom o tym, jak wyglądała jej młodość bez internetu, a teraz skupiała wzrok na ekranie, przejeżdżając palcem po informacjach.
– No… może i ciekawe – burknęła, ale nie oddała telefonu.
Paweł spojrzał na mnie i szepnął:
– Ona się nawet nie zorientowała, że patrzy w telefon od dziesięciu minut.
Wkręciła się
Po powrocie z grzybobrania teściowa nie mogła przestać mówić o jasnocie. Najpierw zainstalowała aplikację na swoim telefonie, co samo w sobie było wydarzeniem, bo jeszcze tydzień wcześniej nie wiedziała, jak się zmienia dźwięk dzwonka. Potem ruszyła do ogródka.
– Lenka, chodź mi tu to jeszcze raz pokazać. Co to za zielsko przy kompoście? – zawołała.
– To pewnie szczawik, babciu! – odkrzyknęła Lenka, podbiegając z telefonem.
Stałam w oknie kuchni i patrzyłam, jak teściowa pochyla się nad każdym listkiem, jakby odkrywała świat od nowa. Jeszcze miesiąc temu twierdziła, że internet to diabelski wynalazek. Paweł wszedł z zakupami i parsknął, kiedy spojrzał przez szybę.
– Czekam aż założy TikToka i zacznie nagrywać „Babciowe Zielniki” – powiedział.
Z czasem to, co zaczęło się jako niewinna ciekawość, przerodziło się w prawdziwą pasję. Teściowa nie tylko rozpoznawała rośliny w ogródku – zaczęła też nosić telefon na spacery po osiedlu. Zaglądała ludziom w żywopłoty, pytała o nazwy krzewów i wracała do domu z notatkami.
Zmieniła nastawienia
Wieczorami przesiadywała przy stole z poradnikami i zapisywała w zeszycie „zastosowania praktyczne”. Zainstalowała sobie dwie kolejne aplikacje, do tego dołączyła do grupy botanicznej na Facebooku. Raz nawet wysłała zdjęcie czegoś, co – jak twierdziła – wyglądało podejrzanie podobnie do egzotycznego ziela, o którym czytała.
– Zainstaluj mi tego Fitbita – rzuciła nagle do Pawła któregoś dnia. – Muszę wiedzieć, ile chodzę dziennie, skoro teraz tak spaceruję.
– Uwaga, babcia się loguje do Google. Koniec świata – powiedziałam półgłosem do dzieci.
– Myślisz, że wie, że niektóre zioła to też chwasty? – szepnęła Lenka do Kuby.
Babcia nie słyszała. Była zajęta wpisywaniem hasła, które właśnie sama wymyśliła. Po raz pierwszy od dawna wyglądała na naprawdę zadowoloną.
Izabela, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Syn jest takim samym darmozjadem jak jego ojciec. Traktuje mnie jak bankomat i służącą w jednym”
- „Chciałem więcej zarabiać, ale wystraszyłem się awansu. Zrozumiałem, że tak żadnej kariery nie zrobię”
- „Mam męża, ale czuję się jak singielka. Jego wyjazd z kolegami w góry wyczerpał moją cierpliwość”

