„Teściowa kazała mi zostać w domu, zamiast iść na grzyby. Dopiero później odkryłam, dlaczego tak bardzo nalegała”
„Odwróciłam się do niej powoli. Serce waliło mi w piersi jak młot. Nie wiedziałam, czy chce mi powiedzieć coś strasznego, czy raczej ratować swoją wersję rzeczywistości. Ale nie uciekłam. Usiadłam z powrotem”.

- Redakcja
W sobotni poranek miałam spakowany kosz, wygodne buty i wyznaczoną trasę – z mężem planowaliśmy wybrać się do lasu na grzyby. Pogoda dopisywała, dzieci zostały u babci, a ja już prawie wychodziłam z domu, gdy teściowa niespodziewanie zatrzymała mnie z wyraźnym niepokojem w oczach. Upierała się, żebym została, twierdząc, że źle się czuje i potrzebuje mojej obecności. Było to dziwne – nigdy wcześniej nie prosiła o pomoc, a tym bardziej nie przeszkadzała nam w planach. Posłuchałam jej, choć z trudem tłumiłam irytację. Dopiero później zrozumiałam, co tak naprawdę ją powstrzymało.
Zamieszanie w sobotni poranek
– Kochanie, masz nóż do grzybów? – zawołałam z kuchni, pakując ostatnie rzeczy do plecaka. – I koniecznie weź coś na komary, bo ostatnio mnie pogryzły jak nigdy!
– Już wrzucam! – odpowiedział Michał, zerkając na zegarek. – Jeśli wyjedziemy za dziesięć minut, to będziemy w lesie przed dziewiątą.
Słońce zaglądało przez okna, obiecując piękny dzień. W końcu mieliśmy spędzić trochę czasu tylko we dwoje. Dzieci były u moich rodziców, a my mogliśmy cieszyć się ciszą i zapachem lasu. Zbliżałam się do drzwi, kiedy usłyszałam znajome stuknięcie laski o podłogę.
– A wy to gdzie? – Teściowa stała w korytarzu w szlafroku, blada jak papier, z miną, jakby świat się kończył.
– Na grzyby. Przecież mówiłam wczoraj, że jedziemy – uśmiechnęłam się uprzejmie.
– Wiesz co, Elżbieta... może byś jednak została dzisiaj w domu? – powiedziała cicho, niemal szeptem. – Nie wiem, czy dobrze się czuję. Coś mi się w klatce ściska. Michał, jedź sam, a ona niech lepiej zostanie. Zrobi mi herbatę, posiedzi, pogadamy...
Spojrzałam na męża, zaskoczona.
– Może to tylko ciśnienie... Zrobię ci herbatę, ale może lepiej, żebyś się położyła, mamo? – zaproponowałam.
– Nie, nie. Chcę tylko, żeby ktoś był w domu. Tak dla spokoju. Dzisiaj nie powinnaś wychodzić – dodała z uporem, który aż mnie zaniepokoił.
Nie wiedziałam jeszcze, że jej prośba miała drugie dno.
Odebrałam dziwny telefon
Michał pojechał sam. Pomachałam mu z okna, udając spokój, chociaż coś mnie w tej sytuacji uwierało. Teściowa siedziała na kanapie z filiżanką rumianku, wpatrzona w telewizor, ale wyraźnie nieobecna. Co chwilę spoglądała na zegarek, a jej palce nerwowo stukały o porcelanę.
– Może chcesz, żebym zadzwoniła do lekarza? – zapytałam, siadając obok niej.
– Nie trzeba – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. – Już mi lepiej. Dobrze, że zostałaś. Sama nie wiem... jakieś mam dzisiaj złe przeczucia. Czasem lepiej nie kusić losu.
Zamilkłam, nie chcąc wchodzić w temat. Prawdę mówiąc, nie chciało mi się słuchać kolejnych ludowych mądrości o „trzynastym w miesiącu” czy „sowie na dachu”. Poszłam do kuchni, żeby się czymś zająć. Kroiłam warzywa na zupę, gdy zadzwonił telefon.
Nie rozpoznałam numeru, ale odebrałam.
– Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Elżbietą N.?
– Tak, przy telefonie.
– Tu Anna z rejestracji przychodni. Pani teściowa zapisała się do nas na wizytę kontrolną na dzisiaj, ale właśnie przed chwilą zrezygnowała. Chciałam tylko potwierdzić, czy wszystko w porządku?
– To jakaś pomyłka – powiedziałam po chwili. – Moja teściowa nic mi nie mówiła o żadnej wizycie.
– Dziwne... Sama się umawiała tydzień temu, a teraz odwołała z informacją, że plany się zmieniły.
Rozłączyłam się z uczuciem, że coś tu naprawdę nie gra.
Była jakaś podejrzana
Teściowa wyglądała zaskakująco spokojnie, gdy wróciłam z kuchni. Jakby zniknęła cała jej poranna nerwowość. Siedziała wyprostowana, z rękami splecionymi na kolanach, wpatrzona w okno. Kiedy zapytałam o wizytę w przychodni, wzruszyła ramionami.
– Och, to była tylko kontrola. Niepotrzebna. Pomyślałam, że wolę posiedzieć z tobą. Przecież lekarz nie zając.
Zacięła się na chwilę, jakby chciała coś dodać, ale się powstrzymała. Usiadłam naprzeciwko niej, z podejrzliwością, której nie potrafiłam ukryć.
– Naprawdę nic ci nie jest? Nie wyglądałaś rano najlepiej...
– Eluś, nie zamęczaj mnie – powiedziała, wyraźnie poirytowana. – Czasem człowiek czuje, że lepiej nie wychodzić z domu. Ty też powinnaś mi za to podziękować. Nie wiesz, co mogło się wydarzyć w tym lesie.
– A co niby mogło się wydarzyć? – zapytałam powoli.
Zignorowała pytanie. Wstała i zaproponowała kawę, co zdarzało się rzadko. Była nagle przesadnie miła, rozmowna, a nawet... serdeczna. Siedziałyśmy razem przy stole, a ja nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ten teatrzyk ma przykryć coś znacznie poważniejszego.
– A Michał? – rzuciła nagle. – Jak myślisz, kiedy wróci?
– Jak dobrze pójdzie, to pewnie koło drugiej.
Skinęła głową, ale jej mina zdradzała napięcie. Wypiła łyk kawy, po czym wymamrotała:
– Oby wcześniej. Albo... żeby w ogóle nie wracał z niczym.
Zamrugałam zdezorientowana. Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam.
– Co takiego?
– Nic, nic. Głośno myślę.
Ale ja już wiedziałam, że coś przede mną ukrywa.
Zamyka drzwi przed prawdą
Z każdą minutą atmosfera w domu gęstniała. Teściowa przestała mówić, a jej ręce znów zaczęły nerwowo błądzić po fałdach szlafroka. Siedziała bokiem do mnie, niby skupiona na telewizorze, ale ewidentnie słuchała... czegoś innego. A może kogoś? Nagle zerwała się z miejsca, podeszła do drzwi wejściowych i przekręciła zamek. Potem zasunęła łańcuch.
– Co robisz? – zapytałam ostrożnie, czując, jak włosy stają mi dęba.
– Nic. Tak dla bezpieczeństwa – mruknęła. – Wiesz, różne rzeczy się dzieją. Ludzie kręcą się po klatkach. Ostatnio w radiu mówili o włamaniach.
Ale przecież jeszcze rano sama namawiała Michała, żeby zostawił mnie w domu. Przecież nie zostawia się kogoś samego w miejscu, które się uznaje za potencjalnie niebezpieczne... Coś się tu nie trzymało kupy. Postanowiłam po cichu zadzwonić do męża. Telefon milczał. Po trzecim sygnale włączyła się skrzynka. Odłożyłam słuchawkę z niepokojem.
– Powinien już być w lesie – rzuciła teściowa beznamiętnie.
– Skąd wiesz?
– Michał zawsze jeździ tą samą trasą. Godzina i jest na miejscu. A potem... szuka. Po swojemu.
Zmroziło mnie.
– Co masz na myśli?
Ona nie odpowiedziała. Przeciągnęła dłonią po parapecie, po czym wyszeptała:
– Prawda ma krótkie nogi. Ale zawsze dobiega na metę.
Wstałam. Nagle byłam pewna, że muszę wydostać się z tego mieszkania. Teraz. Zanim będzie za późno.
Wszystko wychodzi na jaw
Stałam pod drzwiami, z ręką na zasuwie, próbując ją odsunąć po cichu. Łańcuch był napięty, jakby zatrzasnął się złośliwie. Teściowa siedziała nieruchomo w fotelu, obserwując mnie bez słowa.
– Co się dzieje, mamo? – zapytałam cicho. – Dlaczego nie chcesz mnie wypuścić?
– Bo jak wyjdziesz teraz, to już nie będziesz chciała wrócić – odparła. – A musisz to najpierw usłyszeć ode mnie. Od nikogo innego.
Odwróciłam się do niej powoli. Serce waliło mi w piersi jak młot. Nie wiedziałam, czy chce mi powiedzieć coś strasznego, czy raczej ratować swoją wersję rzeczywistości. Ale nie uciekłam. Usiadłam z powrotem.
– Michał nie pojechał na żadne grzyby – zaczęła spokojnie. – Wiedziałam o tym od kilku dni. Zawsze był ostrożny, ale tym razem... zostawił otwartego laptopa. I wiadomości.
Zamilkła, jakby ważyła każde kolejne słowo.
– Spotyka się z kimś. Kobieta, młodsza. I nie byle flirt, tylko coś poważnego. Planowali dzisiejsze spotkanie już od tygodnia. Las to tylko przykrywka.
Zakręciło mi się w głowie.
– Skąd to wiesz?
– Bo wiem więcej, niż udaję. On sam jej napisał, że „stara” jedzie z nim, ale coś wymyśli. Wymyślił... mnie. Mój „zły stan” był twoją ochroną. Choć brzmi to głupio.
Wstałam gwałtownie, z trudem łapiąc oddech. Czułam, jak zalewa mnie fala wściekłości, smutku i... ulgi, że nie dałam się tej farsie wciągnąć dalej. Zrozumiałam, że teściowa nie próbowała mnie zatrzymać złośliwie. Próbowała mnie ochronić – przed nim. Przed prawdą, którą znała wcześniej ode mnie.
Prawda wśród grzybów
Michał wrócił wieczorem. Brudne buty, kurtka mokra od rosy, a w ręku – jeden marny podgrzybek.
– No, nie był to złoty strzał – zażartował, wchodząc do kuchni. – Ale przynajmniej przewietrzyłem głowę.
Stałam przy blacie, myjąc naczynia. Nie odwróciłam się. Nie odpowiedziałam. Cisza przecięła powietrze jak brzytwa.
– Co się dzieje? – zapytał ostrożnie.
– Wiesz, myślę, że już czas, żebyś mnie nie traktował jak idiotki – powiedziałam spokojnie, wycierając ręce. – Wiem, gdzie byłeś. Wiem, z kim.
Zamarł. Widziałam, jak twarz mu tężeje, jak próbuje zapanować nad drżeniem dłoni.
– Kto ci powiedział?
– Nie pytaj, skąd wiem. Wystarczy, że wiem. I że teraz ja decyduję, co dalej.
Nie było krzyków. Nie było awantury. Teściowa schowała się do pokoju, jakby wiedziała, że nie powinna być świadkiem tej rozmowy. A my siedzieliśmy w milczeniu, każde z własnym ciężarem na sercu. Ostatecznie Michał się spakował. Bez scen. Bez próśb. I chyba... bez większego żalu. Dzieci wróciły w niedzielę. Powiedziałam im, że tata pojechał w delegację. Czasem lepiej dawkować prawdę.
A teściowa? Zrobiła dla mnie więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Wbrew pozorom – stanęła po mojej stronie. Nie mówię, że ją pokochałam. Ale zrozumiałam. Bo są takie sytuacje, kiedy największym aktem troski jest odebranie komuś złudzeń. Nawet jeśli boli.
Elżbieta, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa przez lata mnie ignorowała. Dopiero po śmierci męża dowiedziałam się, dlaczego mnie nie znosiła”
- „Po 20 latach małżeństwa mąż odszedł bez słowa. Prawda, którą odkryłam w jego laptopie, zmieniła moje życie”
- „Z wyjazdu integracyjnego wróciłam z nasionkiem w brzuchu. Po tym poznałam, że narzeczony okłamywał mnie całymi latami”

