Reklama

Codzienność bywa męcząca, zwłaszcza kiedy zostajesz z nią sama. Dwoje dzieci, niewyspanie, niekończące się obowiązki. Mój mąż, Marek, ciągle w pracy. A jego mama, Barbara? Wpada raz na jakiś czas z torbą prezentów, pstryka dzieciom serię zdjęć i wrzuca je do internetu. „Najlepsza babcia świata” – czytam w komentarzach pod jej postami, patrząc na te idealne obrazki, które nijak się mają do mojej rzeczywistości. Czułam się przez to jeszcze bardziej samotna. Zmęczona tym, że ktoś buduje swój wizerunek na moim życiu, kiedy mnie nikt nie widzi naprawdę. Nawet własny mąż.

Nie wytrzymałam

Weszłam do kuchni, odgrzewałam wczorajszą zupę, dzieci kłóciły się o jedną kredkę. W tym samym czasie na telefonie wyskoczyło powiadomienie: „Barbara opublikowała nowe zdjęcie”. Kliknęłam z ciekawości, chociaż wiedziałam, co zobaczę. Tym razem dzieci siedziały przy moim kuchennym stole z plasteliną w dłoniach. Ujęcie jak z katalogu, światło idealne. Podpis: „Najpiękniejsze chwile z wnukami. Takie momenty budują miłość”.

Gotowałam się w środku. To zdjęcie zrobiła wczoraj, kiedy wpadła na dwadzieścia minut, bo „była akurat w okolicy”. Nie pomogła mi z niczym, tylko ustawiła dzieci przy oknie i zrobiła sesję. A teraz? Zbiera laury za bycie babcią roku.

Bez dłuższego namysłu, z ręką wciąż lepiącą zupę do dna garnka, zrobiłam zdjęcie dzieci siedzących na podłodze w piżamach, z rozrzuconymi klockami i bałaganem dookoła. Podpisałam: „Gdy prawdziwa babcia istnieje tylko na Instagramie”. Klik. Opublikuj.

Piętnaście minut później zadzwonił Marek.

– Co to za post, Kasia?

Tylko zdjęcie. Takie prawdziwe – powiedziałam z udawaną obojętnością.

– Nie możesz takich rzeczy wrzucać. Mama widziała. Jest jej przykro.

– Może wreszcie niech ktoś zobaczy, jak jest naprawdę!

– Ale ty ją upokorzyłaś! Po co?

– A mnie kto upokarza? Codziennie, gdy muszę udawać, że wszystko jest super?

Rozłączył się. Stałam chwilę w ciszy, wśród bałaganu, który nikt poza mną nie widział. Poczułam ulgę. I przerażenie. Bo wiedziałam, że zaczęłam coś, co będzie miało ciąg dalszy.

Jest obecna tylko na zdjęciach

Barbara przyszła z ciastem. Sernik z rodzynkami, jak zawsze. Postawiła go na stole z miną, jakby przyniosła pokój i pojednanie. Dzieci się ucieszyły – wiadomo, babcia to cukier i nowe kredki. Ja ledwo się powstrzymałam, żeby nie wywrócić oczami.

Przyszłam porozmawiać – zaczęła spokojnie. – Ostatni post… to było niepotrzebne.

– Było bardzo potrzebne – odparłam ostro, nie siadając. – Ktoś w końcu musiał powiedzieć, jak jest.

– Ale co niby powiedziałaś? Że jestem złą babcią, bo nie siedzę tu całymi dniami?

– Nie. Że jesteś tylko na zdjęciach. Nie wtedy, kiedy naprawdę cię potrzebujemy.

Barbara podniosła brodę i spojrzała mi w oczy.

– Zawsze byłam obecna. Lubię uwieczniać wspólne chwile. Dzieci się cieszą, ja się cieszę. Po co ten jad?

– Po co? – zaśmiałam się nerwowo. – Byłaś obecna, kiedy Antoś wymiotował przez całą noc? Kiedy musiałam trzymać go w ramionach i jednocześnie podawać inhalacje drugiemu? Gdzie wtedy była twoja obecność?

– Nie masz prawa tak do mnie mówić. Ja zawsze byłam dumna z was i pokazywałam to światu.

– Tylko światu – rzuciłam i spojrzałam na Marka, który stał z boku jak statysta.

Obie przestańcie – westchnął. – Naprawdę, nie można po prostu usiąść i...

– Usiąść? Ja od miesięcy nie siedziałam dłużej niż dziesięć minut – przerwałam mu. – Ale tak, ty jak zwykle: nie wybierasz stron.

Marek spuścił wzrok.

Miałam tego nie wiedzieć

Weszłam do domu wcześniej, niż miałam być, i usłyszałam przyciszone głosy dobiegające z salonu. Marek rozmawiał z teściową. Jego słowa zatrzymały mnie w miejscu.

– Mamo, ja wiem, ale nie wszystko można Kasi powiedzieć. Ona by tego nie zniosła… – mówił cicho, jakby się bał, że go ktoś usłyszy. – To nie jest moment.

Zamarłam za drzwiami. Chciałam odejść, nie podsłuchiwać, ale wtedy usłyszałam jeszcze coś.

– Ona nie musi wiedzieć, że to wszystko wyglądało inaczej, niż jej się wydaje.

– Jak długo jeszcze mamy to ukrywać? – odpowiedziała Barbara.

Otworzyłam drzwi gwałtownie. Oboje spojrzeli na mnie jak dzieci przyłapane na kradzieży cukierków.

– Co mam niby nie wiedzieć?

Marek zbladł. Barbara wyprostowała się na kanapie, jakby ktoś wcisnął przycisk reset.

– Kasia… to nie tak, jak myślisz – zaczął Marek, ale ja już podniosłam rękę.

– Oszczędź mi tych tekstów. Chcę wiedzieć, co przede mną ukrywacie. I chcę to wiedzieć teraz.

– To nie jest dobry moment… – wymamrotał Marek.

– Dla was nigdy nie ma dobrego momentu. Ale dla kłamstw zawsze jest czas, prawda?

Nagle ta cała kłótnia o zdjęcia wydała mi się tylko pretekstem. Czułam, że to coś głębszego. Coś, czego miało nie być. A ja – ja właśnie otwierałam drzwi do pokoju, którego nikt nie chciał mi pokazać.

Wstydził się o tym powiedzieć

Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Dzieci były u sąsiadki, Barbara poprosiła o „chwilę szczerości”. Czułam, jak serce mi wali. Nagle już nie chodziło o zdjęcia, o lajki, ani nawet o to, że nie pomagała. To było coś większego. Widziałam to w jej oczach – pierwszy raz od lat wyglądała na zmęczoną, jakby maska idealnej babci zsunęła się z niej sama.

– Kasia, ja wiem, że mnie nie lubisz. Ale są rzeczy, których nie wiesz. I nie mówię tego, żeby się wybielić – zaczęła cicho.

– Więc powiedz – rzuciłam. – Wreszcie.

Barbara spojrzała na Marka. Skinął głową.

– Gdy Marek był mały… nie wychowywałam go tak, jak powinnam. Miałam swoje życie. Imprezy, znajomych, pracę. Oddałam go na wychowanie swoim rodzicom. Babci i dziadkowi Marka – powiedziała bez emocji, jakby recytowała z kartki.

– No i? – wydukałam.

– Wracałam do domu raz na kilka dni. Czasem raz na tydzień. Oni robili wszystko. Ja byłam... wtedy nikim, a teraz… próbowałam to naprawić. Tymi zdjęciami, tymi pozorami. Chciałam, żeby ludzie widzieli mnie taką, jaką nie byłam wtedy.

Spojrzałam na Marka. Wpatrywał się w blat stołu.

– Dlaczego nigdy mi tego nie powiedziałeś?

Bo się wstydziłem – odparł. – I trochę chciałem jej dać szansę. Może za bardzo.

Wstałam. Musiałam wyjść. Musiałam przemyśleć to wszystko, co właśnie usłyszałam. Idealna babcia, idealna rodzina… Okazało się, że to wszystko było tylko iluzją.

Ona dodała mi sił

Usiadłam na ławce w parku i zadzwoniłam do Alicji. Znałyśmy się od liceum, przegadałyśmy razem tysiące godzin. Kiedy tylko odebrała, usłyszała w moim głosie, że coś jest nie tak.

– Spotkajmy się. Dziś. Nie chcę siedzieć w tym domu.

Nie pytała. Przyjechała po mnie po dwudziestu minutach. Poszłyśmy do kawiarni, tej naszej ulubionej, gdzie zawsze jest za głośno, a ciasto trochę za słodkie. Zaczęłam opowiadać, od zdjęcia, przez kłótnie, aż po wyznanie Barbary. Alicja słuchała bez przerywania. A potem zapytała:

– I co teraz?

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Mam dzieci, mam Marka… ale czuję się, jakby to wszystko było zbudowane na jakimś kłamstwie. Nawet nie wiem, kim oni są. On, jego matka. Przez tyle lat żyłam w ich bajce.

– Może to właśnie czas, żebyś przestała żyć w cudzej bajce.

Popatrzyłam na nią.

– Wiesz, ja naprawdę wierzyłam, że mam wspaniałą rodzinę. Że to wszystko ma sens. A teraz? Nie jestem pewna, czy co jest prawdziwe.

– A dzieci?

Zamilkłam. Bo to był jedyny punkt, którego nie można było zakwestionować. One były prawdziwe. Ich śmiech, płacz, ich potrzeby. I moje zmęczenie, moje życie – to też było prawdziwe.

– To od ciebie zależy, co z tym zrobisz. Jestem pewna, że podejmiesz słuszną decyzję.

I pierwszy raz od dawna poczułam, że nie jestem zupełnie sama.

Nowy post Barbary

Wróciłam późnym wieczorem. Dzieci już spały, w salonie paliła się tylko jedna lampa. Cisza w domu była prawie nienaturalna, ciężka. Przez chwilę patrzyłam na nasze wspólne zdjęcie stojące na komodzie – to jedno z wakacji. Uśmiechaliśmy się na nim wszyscy, ale ja pamiętałam, że wtedy kłóciliśmy się prawie cały tydzień.

Usiadłam i sięgnęłam po telefon. Automatycznie odpaliłam aplikację. Nowy post Barbary. Nie dowierzałam. Na ekranie widniało moje zdjęcie z dziećmi w objęciach. Musiała je zrobić ukradkiem poprzedniego dnia. I podpis:

„Macierzyństwo i bycie babcią to nie tylko słodkie chwile. To też zmęczenie, bałagan, codzienna walka. Chciałabym być bardziej obecna. Kasia – dziękuję, że dźwigasz to, czego nie widać na zdjęciach. Uczę się od ciebie”.

Komentarze były inne niż zwykle – mniej serduszek, więcej słów wsparcia. „Dobrze, że ktoś o tym pisze”, „Tak wygląda prawdziwe życie”, „Szacunek dla wszystkich mam i babć”.

Poczułam, jak wszystko ze mnie schodzi. Bo choć nie naprawiło to wszystkiego, wreszcie ktoś zobaczył mnie naprawdę. I co najważniejsze – Barbara też.

Kasia, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama