„Teściowa drugi raz wyszła za mąż. Mój szwagier miał z tym taki problem, że prawie zrujnował jej wesele”
„Rodzinny obiad u Ireny zwykle był spokojnym wydarzeniem – ciepła zupa, kotlety, rozmowy o wszystkim i o niczym. Tym razem jednak już od wejścia czułam napięcie w powietrzu. Tomek siedział przy stole z rękami skrzyżowanymi na piersi, jakby szykował się do bitwy. Paweł, mój mąż, rzucił mi krótkie spojrzenie: będzie gorąco”.

Gdy usłyszałam, że moja teściowa ponownie wychodzi za mąż, myślałam, że to żart. Przez tyle lat była wdową, że wszyscy w rodzinie uznali, że tak już zostanie. A tu nagle – bum! – informacja, że za miesiąc ślub. Irena wyglądała na szczęśliwą, ale w rodzinie nastroje były różne.
– Mamo, to chyba nie jest rozsądne – powiedział Tomek, młodszy syn Ireny, który nie krył niezadowolenia. – W twoim wieku…
W jego wieku, czyli czterdziestce, widocznie nie przyszło mu do głowy, że matka może jeszcze czuć, pragnąć i marzyć. Dla niego była już tylko „mamą” – kimś, kto miał być wsparciem, gotować na święta, narzekać na zdrowie. A tymczasem ona postanowiła żyć.
Podziwiałam ją za to
Sama nie wiem, czy na jej miejscu miałabym tyle odwagi. Ale widziałam też, jak ten nowy rozdział burzy spokój całej rodziny. Mój mąż, Paweł, starał się być neutralny, ale czułam, że go to męczy. Najgorzej było z Tomkiem – on wręcz kipiał złością. Jakby to, że jego matka się zakochała, było osobistą zdradą. A to był dopiero początek.
Rodzinny obiad u Ireny zwykle był spokojnym wydarzeniem – ciepła zupa, kotlety, rozmowy o wszystkim i o niczym. Tym razem jednak już od wejścia czułam napięcie w powietrzu. Tomek siedział przy stole z rękami skrzyżowanymi na piersi, jakby szykował się do bitwy. Paweł, mój mąż, rzucił mi krótkie spojrzenie: będzie gorąco.
Ledwo zdążyliśmy nałożyć sobie jedzenie na talerze, Tomek nie wytrzymał.
– Mamo, nie rób z siebie pośmiewiska – powiedział, odkładając widelec.
Zapadła cisza. Irena spojrzała na niego spokojnie, ale w jej oczach pojawiła się twarda iskra.
– Pośmiewiska? – powtórzyła powoli, jakby nie dowierzała. – Czy ty siebie słyszysz?
– Tak, słyszę. I widzę, jak się ośmieszasz – kontynuował Tomek, nie zważając na nerwowe chrząknięcie Pawła. – W twoim wieku… no błagam! To nie jest miłość, to jakaś fanaberia.
Poczułam, jak Paweł się napina. Wiedziałam, że nie chce wchodzić w konflikt, ale jednocześnie nie podobało mu się, jak Tomek traktuje matkę.
– Tomek – odezwał się cicho, ale stanowczo. – Nie masz prawa oceniać jej życia.
– Mam, bo to moja matka! – Tomek uderzył dłonią w stół, aż sztućce podskoczyły. – Nie pozwolę, żeby jakiś dziadek ją omotał i zostawił z niczym!
– A może pozwolisz, żebym sama o sobie decydowała? – Irena wstała, prostując plecy. – Czy to takie trudne do zrozumienia, że nie chcę być samotna do końca życia?
– Lepiej być samemu niż się wygłupiać – syknął Tomek.
Irena patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, potem wolno skinęła głową.
– W porządku. Masz prawo do swojej opinii – powiedziała chłodno. – Ale jeśli nie potrafisz mnie wesprzeć, to może lepiej, żebyś nie przychodził na mój ślub.
Tomek wstał, rzucił serwetkę na stół i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Spojrzeliśmy na Irenę. W jej oczach było coś, czego wcześniej nie widziałam – nie smutek, nie żal, ale coś na kształt ulgi. Jakby właśnie podjęła decyzję, której nie zamierza cofnąć.
Dzień ślubu Ireny był słoneczny, choć atmosfera w rodzinie daleka była od ciepłej. Tomek nie odbierał telefonów od kilku tygodni i nie wiadomo było, czy w ogóle się pojawi. Paweł starał się nie komentować jego zachowania, ale widziałam, jak to przeżywa.
Irena jednak promieniała
Miała na sobie prostą, elegancką sukienkę w kolorze szampana, a w oczach błysk, którego nie widziałam u niej nigdy wcześniej. Była szczęśliwa i to się liczyło.
Gdy ceremonia się zaczęła, rozejrzałam się po sali. Tomek jednak przyszedł – stał z tyłu, naburmuszony, z rękami w kieszeniach. Nie oklaskiwał, nie uśmiechał się, ale był.
Po ślubie, podczas wesela, sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej napięta. Kiedy nowy mąż Ireny podszedł do Tomka, by uścisnąć mu dłoń, ten cofnął rękę.
– Nie udawajmy, że to normalne – mruknął.
Irena usłyszała to i podeszła bliżej.
– Synu, czy naprawdę chcesz się tak zachowywać w mój najważniejszy dzień? – zapytała cicho.
Tomek wzruszył ramionami.
– Po prostu nie zamierzam robić z tego farsy – odparł chłodno.
Czułam, jak napięcie rośnie
Paweł położył mi rękę na ramieniu, jakby chciał powstrzymać mnie przed wtrąceniem się. I dobrze. To był ich moment.
Irena wyprostowała się, jakby wreszcie zrozumiała, że nie może nikogo zmusić do akceptacji.
– W takim razie baw się tak, jak uważasz. Ja będę świętować swoje szczęście – powiedziała i odwróciła się do reszty gości.
Tomek został sam, z coraz ciemniejszą miną.
Wesele trwało, śmiech i muzyka rozbrzmiewały w sali, ale przy stole Tomka panowała martwa cisza. Siedział z założonymi rękami, obserwując matkę, która właśnie tańczyła z nowym mężem. W końcu nie wytrzymał.
Stuknął kieliszkiem o stół, zwracając na siebie uwagę gości.
– Przepraszam, ale nie będę udawał, że to normalne – zaczął głośno. – Nie będę składał życzeń i nie będę gratulował, bo dla mnie to wszystko to jedna wielka pomyłka!
Sala zamarła. Irena, która przed chwilą się śmiała, nagle spoważniała.
– Tomek, nie teraz – szepnął Paweł, próbując go powstrzymać, ale brat tylko machnął ręką.
– A właśnie że teraz! – podniósł głos Tomek. – Ja nie uznaję tego małżeństwa i nie zamierzam mieć nic wspólnego z tym człowiekiem!
Nowy mąż Ireny, dotąd spokojny, odchrząknął i spojrzał na niego łagodnie.
– Tomek, ja nie chcę ci nic zabierać, nie chcę być twoim wrogiem.
– Ale nim jesteś! – przerwał mu Tomek. – Odsunąłeś mnie od matki i myślisz, że to wszystko jest w porządku?!
Irena wzięła głęboki oddech i podeszła do syna.
– To twoja decyzja – powiedziała spokojnie. – Ale wiedz, że nie zmieni to mojego szczęścia.
Tomek spojrzał na nią, zacisnął szczęki i bez słowa wyszedł z sali. Drzwi trzasnęły za nim głośno.
Wracaliśmy do domu w ciszy
Paweł trzymał ręce na kierownicy, ale czułam, że myślami jest gdzie indziej. Wiedziałam, że martwi się o matkę, ale też o Tomka.
– Powiesz coś? – zapytałam cicho.
Westchnął i pokręcił głową.
– Co mam powiedzieć? Tomek przesadził, ale nie przekonam go, żeby przeprosił. On zawsze miał problem z decyzjami mamy.
– Ale tym razem naprawdę ją zranił – odparłam.
Paweł nie odpowiedział od razu. Dopiero gdy zatrzymaliśmy się na światłach, spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Wiem. Ale nie zmuszę go do akceptacji. On uważa, że mama go zdradziła.
– Zdradziła? – prychnęłam. – Zdradziła czym? Szczęściem?
– Właśnie tak. Tomek myśli, że skoro ojciec odszedł, to mama powinna już zawsze być sama. Jakby miała trwać w jakiejś świętej żałobie.
Pokręciłam głową.
– To dziecinne. I to jego milczenie też jest dziecinne.
Telefon Pawła zawibrował. Spojrzał na ekran i po chwili podał mi go.
– Mama. Odbierz, proszę.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę i usłyszałam jej cichy głos.
– Kochanie… Tomek się nie odezwał, prawda?
– Nie. – Ścisnęło mi się gardło. – Ale może potrzebuje czasu.
– Nie będę go błagać o akceptację – powiedziała cicho. – Jeśli ma wrócić, to sam musi tego chcieć.
I wtedy zrozumiałam, że Irena nie tylko zaczęła nowe życie. Ona po prostu przestała bać się żyć dla siebie.
Minęły dwa tygodnie
Tomek nadal się nie odzywał. Irena nie dopytywała, nie szukała kontaktu, ale widziałam, że to ją boli. Kiedy dzwoniłam, starała się brzmieć pogodnie, ale w jej głosie słychać było tęsknotę.
– Jak tam? – zapytałam pewnego dnia, gdy spotkałyśmy się na kawie.
– Dobrze – uśmiechnęła się lekko. – Cieszę się każdym dniem. Po tylu latach samotności miło jest budzić się obok kogoś.
Patrzyłam na nią i widziałam coś nowego – spokój. Jakby wreszcie pozwoliła sobie na szczęście, nie oglądając się na innych.
– A Tomek? – zapytałam ostrożnie.
Westchnęła.
– Jeśli będzie chciał wrócić, wróci. Jeśli nie… cóż, to jego wybór.
Podziwiałam ją za ten spokój, choć czułam, że w głębi duszy cierpi.
Wieczorem, gdy Paweł wrócił do domu, rzucił klucze na stół i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Spotkałem Tomka.
– I co?
– Udawał, że mnie nie widzi. Ale widziałem, jak się wahał. – Westchnął. – Myślę, że już zaczyna żałować.
Spojrzałam na niego uważnie.
– Myślisz, że się odezwie?
Paweł wzruszył ramionami.
– Może. Może nie. Ale jedno jest pewne – mama nie będzie czekać wiecznie.
I nagle dotarło do mnie, że Irena naprawdę przestała oglądać się na cudze oczekiwania. A Tomek? Czas pokaże, czy zrozumie, że stracić matkę można na wiele sposobów.
Agnieszka, 40 lat
Czytaj także:
„Przez 25 lat chodziłam wokół męża na paluszkach. Ale nie zamierzam gotować mu flaczków i golonki do końca życia”
„Zniszczyłam obcemu facetowi koszulę. Nie spodziewałam się jednak, że tak mi się zrewanżuje”
„Harowałem na awans, ale szefowa wolała docenić ładne oczy czarującego młodzika. Jeszcze pożałuje tej decyzji”

