„Teściowa dołożyła nam 50 tysięcy do budowy domu. Gdybym wiedziała, czego chce w zamian, nic bym nie wzięła”
„Oczyma wyobraźni widziałam, jak by to wyglądało. Zostalibyśmy pozbawieni szans na podejmowanie samodzielnych decyzji. Marek oznajmił matce wprost, że będzie mile u nas widziana wyłącznie jako gość. Rzecz jasna rozpętała się awantura”.

- Listy do redakcji
Marek i ja marzyliśmy o własnym domu. O takiej przestrzeni tylko dla nas, która będzie sprzyjać odpoczynkowi, rozwijaniu pasji ogrodniczej i nade wszystko wychowywaniu dzieci. Chcieliśmy wreszcie powiększyć rodzinę, ale nie w wynajmowanym mieszkaniu. Długo oszczędzaliśmy, aby w końcu ruszyć z budową, poza tym z pomocą przyszła też teściowa.
– Wiem, jak to ważne dla was, więc chciałbym podarować wam 50 tysięcy – oznajmiła niespodziewanie któregoś dnia.
– Dziękujemy – nie kryliśmy zaskoczenia.
Krystyna ma co prawda zbyt konserwatywne podejście do wielu kwestii, ale wsparcie w postaci kilkudziesięciu tysięcy złotych to konkret. Oczywiście nie odmówiliśmy przyjęcia tych pieniędzy, czego potem gorzko żałowaliśmy. Niemniej na tamten moment byliśmy święcie przekonani, że podjęta przez nas decyzja jest słuszna. Teściowa jak obiecała, tak uczyniła. Pieniądze pojawiły się na naszym koncie bardzo szybko. Byliśmy niezmiernie podekscytowani, wybierając projekt, załatwiając liczne formalności związane z budową i kładąc fundamenty pod nasz dom.
Teściowa się wtrącała
Okres, w którym powstawał dom, był niezwykle intensywny i niełatwy z wielu powodów. Oboje pracowaliśmy zawodowo, ale każdego dnia byliśmy na budowie. Nie mogło zabraknąć także Krystyny. Przywoziła kawę w termosach i kanapki. Początkowo sądziłam, że to po prostu miły gest z jej strony, ale okazało się, że teściowa doskonale wiedziała, co robi. Niestety, nie miało to niczego wspólnego ze szczerymi, czystymi intencjami. Zaczęła się panoszyć i wszystko krytykować.
– A ten salon to nie za mały? I w ogóle to oszalałaś z tą otwartą kuchnią, po całej chałupie będą się roznosić zapachy.
Nie bardzo wiedziałam, co jej odpowiadać na te absurdalne zarzuty. Marek prosił, żebym się zbytnio nie przejmowała tą paplaniną.
– Wiesz, że ona taka jest – mówił – i raczej się nie zmieni.
Mąż się wściekł
Zgoda, ale Krystyna najzwyczajniej w świecie wtrącała nos w nieswoje sprawy. Co gorsza, kompletnie nic sobie z tego nie robiła. Czuła się niczym na własnych włościach, nadając sobie prawo do dyrygowania wszystkimi dookoła.
W pewną sobotę, gdy rano przyjechaliśmy na budowę, aż przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Otóż okazało się, że Krystyna ściągnęła na teren inwestycji nową ekipę – jak zapewniała, lepszą i tańszą. Marek, który jest bardzo spokojnym człowiekiem, po prostu się wściekł. Naprawdę trzeba się bardzo postarać, żeby wyprowadzić go z równowagi. Krystynie się to udało. O niczym nam wcześniej nie powiedziała i niczego z nami nie uzgadniała.
– Macie przecież tyle na głowie, że nie chciałam wam dokładać – wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic.
Nie rozumiała, dlaczego się złościmy, bo dba o nasze interesy i nie zamierza narażać nas na zbędne wydatki. Marek się nieźle natrudził, aby znaleźć solidnych, polecanych fachowców. Strasznie się z matką pokłócił. Obraziła się, co przyjęliśmy z ulgą. Sądziliśmy, że da nam święty spokój, ale to trwało tylko kilka dni. Potem jej przeszło i cyrk zaczął się od nowa. Miałam jej po dziurki w nosie, Marek zresztą też.
Jej troska była fałszywa
Po akcji ze zmianą ekipy budowlanej, którą na szczęście udało się odkręcić, nie miałam już żadnych złudzeń co do tego, czego teściowa rzeczywiście pragnie. Wychodziła z założenia, że skoro sypnęła groszem, to może ingerować i robić to, co jej się żywnie podoba. Zamierzała się tu wprowadzić. Pomimo że nie powiedziała tego wprost, łatwo było się domyślić.
– Och, jak cudownie, że będę mieć pokój akurat od północnej strony, przynajmniej nie będzie w nim słońca przez cały dzień, aczkolwiek mógłby być większy – kiedy to usłyszałam, zamarłam.
Najwyraźniej wbiła sobie do głowy, że podarowanymi pieniędzmi wykupiła dla siebie miejsce w naszym domu. Bez wątpienia wyszła z założenia, że dla nas także będzie to oczywiste. Przeprowadziłam na ten temat rozmowę z Markiem. Nie był zachwycony perspektywą funkcjonowania z matką pod jednym dachem dzień w dzień. Krystyna miała piękne, przestronne mieszkanie w centrum miasta, ale uparła się na dom.
Oczyma wyobraźni widziałam, jak by to wyglądało. Zostalibyśmy pozbawieni szans na podejmowanie samodzielnych decyzji. Marek oznajmił matce wprost, że będzie mile u nas widziana wyłącznie jako gość. Rzecz jasna rozpętała się awantura. Krystyna uderzyła w dramatyczny ton, bo jesteśmy rodziną i musimy trzymać się razem. Ona tak się stara, a my w ogóle tego nie doceniamy. Ponownie się obraziła, lecz jak poprzednio, tak i teraz szybko jej przeszło.
Chciałabym cofnąć czas
My jednak wcale nie mieliśmy z tego względu powodów do zadowolenia – zwłaszcza że usiłowała rozstawiać ekipę po kątach, sugerując pracownikom, czym powinni się zajmować. Kielich goryczy się przelał.
– Żałuję, że przyjęliśmy od niej te pieniądze – powiedziałam Markowi.
Dostrzegłam smutek malujący się na jego twarzy, bo chodziło tutaj o jego matkę. Jednakże w stu procentach podzielał moje zdanie. Zastanawialiśmy się, co w tej sytuacji będzie najlepszym rozwiązaniem. Postanowiliśmy zwrócić Krystynie całą kwotę. Niestety, nie mogliśmy sobie pozwolić na jednorazową wpłatę, jedynie raty wchodziły w rachubę. Niemniej z każdym kolejnym tysiącem, który trafiał na jej konto, odczuwaliśmy wielką ulgę.
Nie mam absolutnie nic przeciwko pomaganiu i przyjmowaniu pomocy, ale jeśli ma się to odbywać na niezdrowych zasadach, to lepiej odpuścić. Teściowa, co nie było dla nas zaskoczeniem, obruszyła się – tym razem na dobre, bo od paru miesięcy się nie odzywa. Nie jest to łatwe, szczególnie dla Marka, ale niekiedy postawienie granic jest niezbędne. Nie uważamy, abyśmy w tych okolicznościach czuli się winni – a to właśnie usiłuje wymusić Krystyna swoim uporczywym milczeniem.
Mamy świadomość, że to manipulacja z jej strony i nie zamierzamy ulec. Od samego początku wodziła nas za nos. Udzielenie finansowego wsparcia potraktowała jako transakcję. Nie ma niczego złego w odwiedzinach, naturalnie w granicach rozsądku. Jednakże mieszkanie z kimś to już zupełnie odrębna bajka i takie rzeczy należy ustalać wspólnie.
Agnieszka, 35 lat
Czytaj także:
- „Pojechałam na wakacje nad morze z facetem młodszym o 20 lat. Tak mnie omamił, że straciłam oszczędności”
- „Po śmierci teściowej znalazłam list, który ujawnił jej mroczny sekret sprzed lat. Jedno zdanie zniszczyło całą rodzinę”
- „Pojechaliśmy z teściami na wakacje do Chorwacji. Chcieli, żeby im sponsorować noclegi i każdą zachciankę”

