„Teściowa dała mi test ciążowy na imieniny. Stwierdziła, że czas najwyższy, żebym dała jej wnuka”
„Test leżał na obrusie między sałatką jarzynową a tortem. Czułam, jak policzki mi płoną. Upokorzenie sączyło się przez skórę, ściekało do gardła. Nie mogłam przełknąć śliny. Zrobiło mi się słabo. Helena nie miała prawa ingerować w nasze życie”.

Jestem jedną z tych kobiet, które nie potrafią odpowiedzieć na pytanie: to kiedy dziecko?. Nie dlatego, że to zbyt intymne, niegrzeczne albo wścibskie pytanie. Po prostu… sama nie wiem. Czasem myślę, że chciałabym mieć córkę, która odziedziczyłaby po mnie oczy i uśmiech Michała. A czasem budzę się z lękiem, że dzieci oznaczają koniec wolności. Że nie będę już Karoliną, tylko mamą. I może już nie będę miała odwrotu.
Michał – mój mąż – mówi, że mnie kocha bez względu na wszystko, ale wiem, że chciałby dziecka. Czasem, kiedy patrzy na małe dzieci w parku, widzę w jego oczach ten błysk, którego nie komentuje. A ja... zamiast się cieszyć, czuję presję. Zwłaszcza że jego matka, Helena, nie daje mi spokoju. Ma swoje zdanie na każdy temat, szczególnie ten – i zawsze wie lepiej.
Ten prezent mnie zaskoczył
Imieninowy obiad odbywał się jak zwykle u nas – bo „u młodych jest więcej miejsca”. Michał w kuchni kończył sałatkę, a ja rozstawiałam talerze, słuchając jak teściowa komentuje sernik, który przyniosła.
– Tym razem bez glutenu. W końcu kobieta po trzydziestce powinna bardziej dbać o trawienie – rzuciła w przestrzeń, ale oczy miała wbite we mnie.
Udawałam, że nie słyszę. Wszyscy już siedzieli, toast się odbył, śmialiśmy się z opowieści szwagra o psie, który ukradł mu kiełbasę. Aż w końcu Helena wyciągnęła z torebki zapakowane w kolorowy papier pudełko.
– Karolinko, to coś bardzo praktycznego. Taka drobnostka… ale może was zmotywuje – powiedziała, wręczając mi prezent.
Zdziwiona rozpakowałam paczkę. I zamarłam. Test ciążowy. Przez moment nie byłam w stanie się ruszyć. Potem zaczęłam się śmiać – nerwowo, głupio. – Co za żart, haha... bardzo śmieszne, naprawdę...
– Żaden żart – powiedziała spokojnie Helena. – Czas najwyższy. Zegar biologiczny nie czeka.
Zrobiło się cicho. Michał nie powiedział nic. Siedział jak wmurowany. Nikt się nie śmiał.
– Może nie róbmy z tego dramatu... – wymamrotał w końcu.
– A jeśli nie chcę, żeby coś się zmieniało? – spytałam cicho, bardziej do siebie niż do nich.
Test leżał na obrusie między sałatką jarzynową a tortem. Czułam, jak policzki mi płoną. Upokorzenie sączyło się przez skórę, ściekało do gardła. Nie mogłam przełknąć śliny. Zrobiło mi się słabo. Wybiegłam do łazienki. Usiadłam na wannie, zaciskając zęby. Helena nie miała prawa ingerować w nasze życie.
Miałam pretensje do męża
Wieczorem dom był cichy. Michał siedział na kanapie, wpatrzony w telewizor, ale nawet nie udawał, że go interesuje. Przeszłam obok niego bez słowa i zatrzymałam się w drzwiach.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś?
Zamrugał.
– W sensie?
– W sensie, że twoja matka wręczyła mi test ciążowy na oczach wszystkich, a ty udawałeś, że to normalne. Że wszystko gra.
Westchnął ciężko, jakby to on był ofiarą tej sytuacji.
– Karola, ona nie miała złych intencji…
– Nie miała złych intencji?! Serio, Michał?! Myślisz, że można komuś wcisnąć test ciążowy z dobrego serca? Że to takie niewinne, takie z troski?
– Może po prostu chciała pomóc nam się zdecydować...
– To może niech zrobi test za mnie – parsknęłam. – Albo najlepiej niech mi powie, kiedy mam owulację. Pewnie też wie lepiej.
– Przestań, proszę cię. Przesadzasz.
– Nie. Nie, Michał. Ty przesadzasz. Ze swoją lojalnością wobec matki, z tym, że zawsze siedzisz cicho i patrzysz w talerz, kiedy ona mnie miażdży.
Podszedł do mnie, ale się cofnęłam.
– Wiesz co jest najgorsze? – powiedziałam już ciszej. – Że ja w tej całej sytuacji poczułam się jak inkubator.
Nie odpowiedział. Milczał. Tyle że tym razem to nie była ulga – tylko potwierdzenie, że jestem w tym sama.
Musiałam się wygadać
– Test ciążowy?! Na imieniny?! – Magda uniosła brwi, po czym prychnęła śmiechem. – Nie wierzę.
Siedziałyśmy w jej kuchni, obie z kubkami czarnej kawy, a moje dłonie drżały od napięcia, które od wczoraj nie ustępowało.
– A Michał?
– Nic. Siedział. Jakby to była jakaś niegroźna głupota. Jakby mnie nie upokorzono przy stole. Jakbym przesadzała.
– Brzmi znajomo – mruknęła Magda. – Matki, które wiedzą lepiej i synowie, którzy się nigdy nie odcinają pępowiny. Klasyka. Ale serio... dobrze, że przyszłaś. Już sam fakt, że to mnie nie spotkało, trochę poprawia mi humor.
Uśmiechnęłam się blado, a potem zamilkłyśmy. Magda nie miała dzieci. Z wyboru. Otwarcie mówiła, że nie chce. A ja zawsze jej zazdrościłam tej pewności. Ja... nie byłam ani za, ani przeciw. Byłam pośrodku. I chyba właśnie dlatego tak łatwo było mną sterować.
– Mam wrażenie, że dla nich jestem tylko macicą. A jak nie chcę wypełniać tej funkcji, to coś jest ze mną nie tak.
Magda pokiwała głową i dotknęła mojej ręki.
– Karola, jeśli Michał tego nie widzi... to nie ty jesteś winna.
Zacisnęłam zęby, bo nagle dotarło do mnie, jak cholernie zmęczona jestem tym wszystkim. Że może naprawdę nie pasuję do tej rodziny.
Spotkałam się z teściową
Wiadomość od Heleny przyszła, kiedy właśnie pakowałam torbę na siłownię: Karolinko, może przespacerujemy się jutro po parku? Porozmawiamy jak kobieta z kobietą. Poczułam, jak ściska mi żołądek. Czego ona znowu chce? Spotkałyśmy się o siedemnastej, przy wejściu do parku. Miała na sobie granatowy płaszcz i ten sam wyraz twarzy, co zawsze – jakby zaraz miała wygłosić kazanie.
– Chciałam, żebyśmy sobie porozmawiały – zaczęła. – Bez emocji. Spokojnie. Karolina… ja po prostu się martwię, że się spóźnicie. Z dziećmi nie można czekać wiecznie. Kobieta ma swój czas. Potem zostaje już tylko żal.
– Żal... czego? Że nie zrobiłam z siebie narzędzia do realizacji czyichś oczekiwań?
– To nie tak. Ja myślę o przyszłości. O rodzinie. O naszym rodzie.
Zatrzymałam się. Popatrzyłam na nią, aż zamilkła.
– A ja myślę o sobie. O tym, czego chcę, a nie czego się ode mnie oczekuje. Nie zamierzam rodzić dla kogoś, kto nie szanuje moich wyborów.
Jej twarz stężała. Chciała coś powiedzieć, ale już nie słuchałam. Odwróciłam się i odeszłam. Nie miałam już siły być miła.
Postawiłam sprawę jasno
Wróciłam do domu późno, zziębnięta bardziej emocjonalnie niż fizycznie. Michał siedział przy kuchennym stole, czytał coś w telefonie. Podniósł wzrok, gdy weszłam. Od razu widział, że coś się stało.
– Spotkałam się z twoją mamą – powiedziałam, zdejmując płaszcz. – I wiesz co? Przestałam się bać mówić, co czuję. Więc teraz ty posłuchaj.
Stanęłam naprzeciwko niego. Serce waliło mi jak młotem.
– Nie chcę być matką. Może kiedyś. Może nie. Nie wiem. Ale teraz... teraz to nie jest moje marzenie. I nie zamierzam robić dziecka, żeby ktoś przestał mnie dręczyć.
Michał odłożył telefon.
– A ja? A moje pragnienia?
– Twoje pragnienia są ważne. Ale ja nie jestem maszyną do ich spełniania. Nie chcę żyć pod czyjeś dyktando. Jeśli chcesz dzieci – w porządku, ale nie teraz. Albo jesteśmy razem takimi, jakimi jesteśmy. Albo nie jesteśmy razem wcale.
Nie odzywał się długo. W końcu tylko skinął głową.
– Muszę się nad tym zastanowić – powiedział cicho.
– Dobrze. Ale nie za długo. Bo ja nie zamierzam już więcej żyć w zawieszeniu.
Wyszłam z kuchni, zostawiając go samego. Miałam dość. I po raz pierwszy od dawna – byłam pewna, że nie jestem już tą samą Karoliną, która się bała.
Karolina, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wygrałem kasę na loterii, ale nikt o tym nie wie. Wolę się nie chwalić, bo musiałbym sponsorować całą rodzinę”
- „Syn powiedział, że zasługuję na 4-gwiazdkowe sanatorium. Gdy poznałam młodego masażystę, zrozumiałam, co to luksus”
- „Mąż wyjechał za granicę, żeby robić karierę. Wmawia mi, że jest biznesmenem, a może co najwyżej szorować cudze trony”

