„Teściowa dała cały majątek jakiemuś lalusiowi. Niech sobie ma kochanków na pęczki, ale dlaczego zapomniała o rodzinie?”
„Bo naprawdę nie chodziło o zazdrość. Nawet bym zrozumiała, że teściowa się zakochała. Jak można oddać wszystko komuś, kogo się zna zaledwie od pół roku, a odwrócić się plecami do tych, którzy byli obok całe życie?”.

- Redakcja
Nie mam nic przeciwko temu, żeby kobieta na emeryturze żyła sobie jak chce. Serio. Niech chodzi na jogę, do kosmetyczki, na potańcówki z koleżankami. Niech sobie nawet znajdzie jakiegoś adoratora, jeśli tego jej brakuje. Ale wiecie, czego nie rozumiem? Jak można zapomnieć o własnej rodzinie? O ludziach, którzy przez lata byli blisko. O synu. O wnukach.
Bo moja teściowa postanowiła oddać cały majątek... młodszemu przyjacielowi. I nie, nie jestem zazdrosna. Jestem po prostu zdziwiona. Zaniepokojona nawet. Bo ten człowiek, ten jej „towarzysz życia”, pojawił się znikąd, w lakierkach i z uśmiechem, od którego bolą oczy. A teraz ma dostęp do jej konta, do aktu własności domu, do wszystkiego. Mój mąż udaje, że nic się nie dzieje. Wciąż miał nadzieję, że to tylko chwilowe, że się opamięta.
Nie chciał mi wierzyć
– Śmieją się jak para zakochanych – mruknęłam, zerkając przez firankę w kuchni.
Teściowa zorganizowała grilla z okazji swoich urodzin. Tylko rodzina, dwie sąsiadki i on. Ten cały Mireczek. Młodszy o dwadzieścia lat. Stał obok niej i coś szeptał do ucha, a ona śmiała się tak głośno, że nawet nasze dzieci przestały się bawić, żeby zobaczyć, o co chodzi.
– Może po prostu dobrze się dogadują? – odezwał się Adam.
– Dogadują? Twoja matka zachowuje się jak nastolatka.
– Przesadzasz. To tylko znajomy. Lubią sobie pogadać…
Odwróciłam się do niego powoli.
– „Tylko znajomy”, któremu dała pełnomocnictwo do konta. I który ma własne klucze do jej mieszkania.
– Skąd ty to wiesz?
– Od niej. Powiedziała, że wygodniej, jak ma klucze, bo czasem nie słyszy dzwonka.
Adam zamilkł na chwilę.
– Nie musi za wszystko nas pytać – wymamrotał w końcu.
– Albo nie chce, żebyśmy wiedzieli, co kombinuje – odpaliłam.
Bo nie będę udawać, że to mnie nie rusza. Że patrzę z uśmiechem, jak teściowa funduje nowemu panu „przyjacielowi” nowe życie. I to z tych pieniędzy, które miały być „dla wnuków”, „na przyszłość”, „na czarną godzinę”.
– A najbardziej boli mnie to – powiedziałam już ciszej – że nawet z nami o tym nie pogadała. Jakby te wszystkie lata, nagle przestały się liczyć.
Adam nie odpowiedział.
– Może to chwilowe – bąknął Adam. – Może jej przejdzie.
Westchnęłam.
Byłam oburzona
– A może jej zazdrościsz? – zapytał mnie Adam, kiedy wracaliśmy samochodem z urodzin teściowej.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Ja?! Nie żartuj.
– Całe życie rozliczała nas ze wszystkiego. A teraz sama sobie robi, co chce, i nawet nie raczy z nami o tym pogadać. Bo wie, że byśmy jej to wyperswadowali.
Adam westchnął ciężko i odpalił silnik.
– Wiesz co? Mirek ją docenia, nosi jej torby, słucha. Może właśnie tego jej brakowało. Nie chce być tylko babcią i matką. Może chce być… kobietą.
– Tylko szkoda, że za to „bycie kobietą” płaci domem, który miał być zapisany tobie. Działką, na której miały biegać nasze wnuki. Kontem, z którego już teraz Mireczek tankuje swój samochód.
Bo naprawdę nie chodziło o zazdrość. Nawet bym zrozumiała, że teściowa się zakochała. Jak można oddać wszystko komuś, kogo się zna zaledwie od pół roku, a odwrócić się plecami do tych, którzy byli obok całe życie?
– Porozmawiam z nią – powiedział w końcu Adam.
– Tylko nie tak, jak ostatnio, że ją przytulisz i zapytasz, czy ma wszystko, czego potrzebuje. Powiedz jej, że to, co robi, nie jest w porządku.
Adam pokiwał głową, ale nie powiedział nic więcej. Wiedziałam, że było mu trudno.
Serce mi się zatrzymało
Ostatnio za każdym razem, gdy tylko wspominaliśmy o przyszłości, o wnukach, o działce – robiła się nerwowa.
– A co wy się tak tym domem interesujecie? Jeszcze mnie nie wynieśli nogami do przodu – burknęła raz przy obiedzie.
To było dość wymowne.
– Zresztą, wszystko już uporządkowane. Spisałam testament. Żeby potem nie było nieporozumień.
Wtedy mnie tknęło.
– A komu zapisałaś dom?
– A co ci do tego? – uśmiechnęła się słodko. – Jeszcze się nie nadaję do ziemi, spokojnie.
– Przecież zawsze mówiłaś, że to dla Adama i wnuków…
– Czasy się zmieniają – odparła.
Wyszłam od niej z sercem jak kamień. I chociaż nie miałam jeszcze dowodów, wszystko we mnie krzyczało. I nie myliłam się. Tydzień później Adam pojechał odwiedzić matkę. Wrócił zdenerwowany.
– Ona naprawdę to zrobiła. Wszystko zapisała Mirkowi.
– Co znaczy „wszystko”?
– Dom. Mieszkanie po babci. Działkę nad jeziorem. Nawet konta oszczędnościowe. Powiedziała, że Mirek się nią opiekuje i nie zostawi jej w potrzebie. Że my jesteśmy dorośli, samodzielni.
Usiadłam. Serce mi się zatrzymało.
– Przecież ten facet… On jest przy niej tylko dla tego wszystkiego.
I to był ten moment, kiedy poczułam… że już nie chcę walczyć o pieniądze, tylko o godność.
Zatkało mnie
– Nie możesz tam iść – Adam złapał mnie za rękę.
– A niby dlaczego?
– Bo zrobisz aferę.
– A co mam zrobić? Mam się cieszyć, że teściowa oddała wszystko jakiemuś spryciarzowi z salonu fryzjerskiego?
– Ona jest dorosła.
– A my?
Adam milczał. Wiedział, że mnie nie zatrzyma. Wsiadłam w auto i pojechałam. Z każdą minutą czułam coraz większy gniew. Nie na nią. Na to, jak bardzo dała się omotać. Jak łatwo zapomniała o tych wszystkich Wigiliach, na których piekliśmy razem sernik, o tych niedzielnych obiadach z rosołem, o tym, jak płakała, gdy nasz pierwszy syn powiedział do niej „babciu”. Drzwi otworzył mi Mireczek.
– O, dzień dobry. Bożenka jest w kuchni, zaraz ją zawołam…
– Nie trzeba. Sama trafię – minęłam go bez słowa.
Teściowa siedziała przy stole z filiżanką herbaty i krzyżówką.
– Przyszłam pogadać – zaczęłam.
– Oj, coś się stało?
– Powiedz mi w oczy, że naprawdę zapisałaś mu wszystko. Że naprawdę nie zostawiłaś nic swojemu synowi. Wnukom.
Popatrzyła na mnie, a w jej oczach nie było ani skruchy, ani zakłopotania. Tylko chłodna stanowczość.
– Tak, zapisałam. I wiesz co? Czuję się z tym… spokojna.
– Spokojna? Oddałaś mu całe życie Adama. Dom, w którym się wychował. Działkę, na którą jeździliśmy latami. Oszczędności, które miały być dla twoich wnuków. A on co? Głaszcze cię po ramieniu, to już znaczy więcej?
– Iwonko… – zaczęła łagodnie, ale przerwałam jej.
– Co ty w nim widzisz? Co on takiego ma, czego nie ma twój syn?
– On się mną opiekuje. Nie krytykuje. Nie wypomina. Pyta, jak się czuję. Robi herbatę, zanim poproszę. Rozumie mnie. A wy? Przychodzicie raz w tygodniu i patrzycie, czy już schodzę z tego świata.
Zatkało mnie. Może nie była całkiem bez winy, ale to nie tłumaczyło tego, co zrobiła.
– On cię wykorzystuje, a ty mu dałaś klucz do sejfu.
– A wy? Wy dawno przestaliście mnie słuchać.
Stałam w ciszy.
– Nie przyszłam tu żebrać – powiedziałam w końcu. – Przyszłam ci powiedzieć, że rozumiem, ale się nie zgadzam. Bo nawet jeśli już nie chcesz być matką i babcią, to przynajmniej bądź uczciwa. Powiedz Adamowi wprost, że go wymazałaś z życia.
Odwróciłam się i wyszłam, zanim zdążyła odpowiedzieć.
Nie rozumiałam jej
Gdy wróciłam do domu, Adam siedział w salonie.
– I jak było? – zapytał cicho.
– Tak, potwierdziła. Bez mrugnięcia okiem. Dla niej to logiczne. Bo Mireczek robi herbatę, zanim poprosi. No i nie wypomina.
Adam wstał i podszedł do mnie powoli, jakby musiał przebić się przez niewidzialną ścianę.
– Może… może mama miała trochę racji – powiedział nagle.
Zamrugałam. Raz. Drugi.
– Słucham?
– No bo… Ona naprawdę jest sama. Tata zmarł dziesięć lat temu, my mamy swoje życie. Wpadamy raz na tydzień. Może faktycznie potrzebowała kogoś blisko. A Mirek… no, przynajmniej udaje, że jej słucha.
Zamknęłam oczy. Policz do dziesięciu, Iwona. Oddychaj.
– Adam, kochanie… czy ty właśnie usprawiedliwiasz fakt, że twoja matka wykreśliła cię z życia?
– Ja nie… nie usprawiedliwiam. Po prostu... próbuję zrozumieć.
– A nie przyszło ci do głowy, że ona nie potrzebowała kogoś blisko, tylko kogoś, kto zrobi z niej centrum wszechświata?
Adam usiadł z powrotem. Nie miał siły dyskutować.
– Wiesz, co mnie najbardziej boli? – zapytałam ciszej.
– Co?
– Że nadal jesteś tym małym chłopcem, który patrzy na mamę jak na bohaterkę. A ona... po prostu cię sprzedała. I to w promocji.
W tej chwili w drzwiach stanął nasz syn, Karolek. Trzymał w ręku swój rysunek, który zrobił dla babci – domek, ogród, dwa serduszka.
– Mamo, kiedy pojedziemy do babci?
Spojrzeliśmy na siebie z Adamem. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć.
Było mi żal
Nie pojechaliśmy do niej. Ani tego dnia, ani przez następne tygodnie. Karolek raz zapytał, potem przestał. Dzieci mają swoją mądrą intuicję – wiedzą, kiedy coś się kończy. Nawet jeśli nikt im tego nie mówi. Teściowa dzwoniła raz. Krótko. Z życzeniami na imieniny Adama. Powiedziała, że „nie chce się kłócić” i „każdy ma prawo do swoich decyzji”. Myślę, że bardziej mówiła to sobie niż jemu. Adam podziękował, odłożył telefon i przez godzinę wpatrywał się w ścianę.
Nie walczyliśmy. I może to właśnie bolało najbardziej – że w końcu uznaliśmy, że nie warto. Że już po wszystkim. Że ta granica została przekroczona. Mireczek oczywiście nadal przy niej był. Widziałam ich raz w galerii handlowej – on pchał wózek z zakupami, ona się śmiała do ekspedientki, że „jej chłopak ma oko do modnych rzeczy”. Minęli mnie. Nie zauważyła mnie. A może tylko udawała.
I tu nie chodziło o dom. Ani o pieniądze. Tylko o to, że kiedyś byliśmy jej światem. A potem wystarczyła filiżanka herbaty i słodki uśmiech kogoś obcego, żeby to wszystko przestało się liczyć. Tylko tyle. I aż tyle.
Iwona, 41 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moje dzieci nie zasługują na spadek po mnie. Mam mnóstwo pieniędzy i najwyżej wezmę je do grobu”
- „Na randce w lesie chciałam się poczuć jak nimfa. Ten romans wśród mchu i paproci okazał się niestrawny jak goryczak”
- „Moja 20-letnia córka nienawidzi mojego nowego męża. Zrobiła taką aferę, że miałam ochotę uciec z domu”

