Reklama

Zawsze starałam się być uprzejma i wyrozumiała. Kiedy wychodziłam za Michała, wiedziałam, że jego matka nie będzie moją bratnią duszą, ale sądziłam, że z czasem znajdziemy wspólny język. Myliłam się. Od początku dawała mi jasno do zrozumienia, że według niej nie jestem wystarczająco dobra dla jej jedynego syna. Co roku pod choinkę pakowała mi ten sam, upokarzający zestaw taniej bielizny i grube skarpety. Nigdy nic więcej. Michał dostawał eleganckie zegarki, perfumy, bilety na koncerty. Ja – majtki i wełnę. W tym roku postanowiłam, że to ja zaskoczę ją prezentem.

Teściowa nigdy mnie nie lubiła

Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, jakby to było wczoraj. Michał bardzo nalegał, żebym poznała jego mamę. Przyszłam z domowym sernikiem, ubrana skromnie, ale elegancko. Chciałam zrobić dobre wrażenie. W końcu to matka mojego chłopaka. Wydawało się, że wszystko pójdzie gładko – do momentu, kiedy zobaczyłam jej spojrzenie. Uśmiech miała uprzejmy, ale oczy... zimne jak lód. Od początku oceniała mnie z góry na dół.

– A czym ty się właściwie zajmujesz? – zapytała, zanim zdążyłam zdjąć płaszcz.

– Pracuję w marketingu – odpowiedziałam, z uśmiechem, ale już wtedy czułam, że to nie wystarczy.

– Ach, czyli wymyślasz reklamy... – rzuciła z ironiczną nutą, jakby to była dziecinna zabawa.

Nie odezwała się więcej przez pół obiadu. Tylko komentowała: a to, że ziemniaki są za słone, a to, że Michał wygląda na zmęczonego, a to, że powinnam nauczyć się gotować jego ulubiony rosół, skoro „mamy być razem na poważnie”. Próbowałam nie brać tego do siebie, ale czułam się coraz bardziej niechciana.

Z czasem było tylko gorzej. Teściowa co chwilę wbijała mi szpile – niby żartem, niby mimochodem. A Michał? On tylko wzdychał i mówił:

– Taka już jest mama, nie przejmuj się...

Nie przejmować się? To ona wkraczała w nasze życie z butami. Nigdy nie zapomniałam tamtego pierwszego dnia. To wtedy poczułam, że ta relacja będzie walką. I niestety – miałam rację.

Nie potrafiłam się postawić

Pierwsze święta spędzaliśmy u teściowej. Miałam nadzieję, że ten wyjątkowy czas trochę ją rozczuli, że przy choince pozwoli opaść swojej wiecznej podejrzliwości. Jakże się pomyliłam. Wszystko było dopięte na ostatni guzik – stół zastawiony, świeczki, obrus w złote gwiazdki. A ona? Królowała przy końcu stołu, jakby to była gala oscarowa, a nie Wigilia.

Rozdawanie prezentów przyszło po kolacji. Michał dostał drogie perfumy, ładnie zapakowane w elegancką torebkę z kokardą. Nawet nie zdążyłam się ucieszyć jego uśmiechem, bo już wyciągała coś w moją stronę. Mały, miękki pakunek, niedbale owinięty w papier w bałwanki.

– Dla ciebie, kochana – powiedziała z fałszywą uprzejmością.

Otworzyłam. Bawełniane majtki i para grubych, wełnianych skarpet. Jeszcze z metką z jakiegoś taniego marketu. Uśmiechnęła się z wyższością, a ja udawałam, że to mnie bawi.

– No, żebyś nie zmarzła zimą – dodała, zerkając na Michała, jakby razem się z tego śmiali.

Miałam ochotę wstać i wyjść. Zamiast tego udawałam, że to nic takiego. Kolejne święta wyglądały identycznie. Co roku bielizna i skarpety. Ani razu nie zapytała mnie, co lubię, ani razu nie trafiła z rozmiarem. To było złośliwe i celowe. A ja... nie potrafiłam się postawić. Czekałam tylko, aż coś się zmieni.

I wtedy coś we mnie dojrzało. Już nie chciałam dłużej znosić tych „tradycji”. Wiedziałam, że czas na małą zemstę. Z uśmiechem.

Miałam plan zemsty

Pomysł przyszedł zupełnie niespodziewanie, choć muszę przyznać – dojrzewał we mnie od dłuższego czasu. W październiku pojechaliśmy do teściowej na jej urodziny. W salonie, jak zwykle, wisiała jej galeria – portrety z Michałem z czasów liceum, zdjęcia z wycieczek, a także kilka fotografii z jego byłą narzeczoną. Tak, nadal tam były. Wisiały na ścianie, jakby specjalnie po to, żebym je widziała. Michał twierdził, że nie zwraca na nie uwagi. A ona?

– Och, Julia... Zawsze taka elegancka – westchnęła, patrząc na jedno z tych zdjęć.

Zignorowałam to, choć miałam ochotę powiedzieć coś złośliwego. Zamiast tego poszłam do łazienki, żeby ochłonąć. I właśnie tam, przeglądając jej kosmetyczki, zauważyłam coś, co mnie zainspirowało. Miała całą półkę kremów „odmładzających”. Wszystko wyglądało jak na pokaz. I wtedy wpadłam na myśl: skoro ona ma taką obsesję na punkcie wyglądu, to może... powinnam to wykorzystać?

Wracając do domu, nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. W głowie już układałam plan. Wiedziałam, że nie mogę przesadzić. To miało być subtelne, delikatne. Dokładnie tak, jak ona przez lata „sugerowała” mi, że nie pasuję do jej rodziny. Poczułam pierwszy raz od dawna coś na kształt ulgi. W tym roku to ja zapakuję prezent, który sprawi, że pójdzie jej w pięty.

Postanowiłam działać

Przygotowania do świąt ruszyły pełną parą. Michał nie wiedział nic o moim planie – i wolałam, żeby tak zostało. On zawsze próbował łagodzić sytuację, godzić strony, unikać konfliktów. A ja? Po tylu latach cierpliwego znoszenia aluzji, spojrzeń i prezentów złośliwie owiniętych w świąteczny papier, poczułam, że mam prawo do rewanżu. Tylko w innej formie. Nie kłótnią, nie krzykiem, tylko prezentem.

Spędziłam dwa popołudnia w drogeriach. Wiedziałam dokładnie, czego szukać. Znalazłam luksusowy zestaw kremów na zmarszczki, maseczkę odmładzającą i książkę o akceptowaniu starzenia się z godnością. Wszystko starannie zapakowałam w eleganckie pudełko, obwiązane złotą wstążką. Dodałam karteczkę z napisem „Dla kobiety, która zasługuje na to, co najlepsze”.

Z zewnątrz – idealny prezent. Dopiero zawartość zdradzała moje prawdziwe intencje. Nie chciałam jej obrażać wprost. Chciałam, żeby poczuła dokładnie to, co ja czułam przez lata. Dyskomfort, zawstydzenie. Zdziwienie przebrane za uprzejmość.

W Wigilię ubrałam się starannie – prosta, klasyczna sukienka, delikatny makijaż. Uśmiechałam się do niej, podając jej barszcz. Wszystko było jak zwykle. Aż do momentu rozpakowywania prezentów. Kiedy w końcu sięgnęła po swoje pudełko, spojrzała na mnie uważnie.

– Od ciebie? – zapytała, jakby się nie spodziewała.

– Tak, pomyślałam, że to ci się przyda – odpowiedziałam z uśmiechem. Nawet nie drgnęła mi powieka.

Patrzyła w pudełko długo. Widziałam, jak jej palce jej się zaciskają. Czekałam na jej reakcję.

Poczułam satysfakcję

Powoli odkrywała zawartość. Najpierw kremy, potem maseczkę, wreszcie książkę. Widziałam, jak zmienia się jej wyraz twarzy: z lekkiego oczekiwania na zaskoczenie, aż w końcu pojawiło się coś, co trudno było określić – rumieniec, który rozlał się po policzkach. Siedziała chwilę w milczeniu, obracając w dłoniach pudełko, jakby ważyła każde słowo, które miała ochotę wypowiedzieć.

– Cóż… – zaczęła niepewnie – to bardzo przemyślane.

Uśmiechnęłam się delikatnie, nie komentując dalej. Czekałam, aż poczuje dokładnie to, co ja przez lata przy jej „prezentach” – zakłopotanie, mieszankę emocji, zrozumienie, że każda z nas miała swoje oczekiwania. I w tym momencie poczułam satysfakcję. To była moja chwila. Nie chodziło o zemstę wprost, lecz o pokazanie jej subtelnie, że ja też potrafię odwrócić role, że każdy gest niesie znaczenie.

Michał patrzył na nas z lekkim zakłopotaniem, ale i ze śmiechem w oczach. Teściowa nie wiedziała, jak zareagować, więc przyjęła prezent. To był moment, który na długo zostanie w mojej pamięci – nie triumf, lecz lekcja, że czasem delikatna złośliwość ma większą moc niż słowa.

Czas na nową tradycję

Po świętach wszystko wydawało się inne, choć dom wyglądał dokładnie tak samo. Choinka była jeszcze udekorowana, a zapach piernika powoli zanikał. Michał uśmiechał się do mnie, wiedząc, że udało mi się zrealizować mój mały plan, nie raniąc nikogo wprost. Teściowa natomiast była wyraźnie zakłopotana, nieco onieśmielona, ale też widać było, że w jej oczach pojawiła się iskierka respektu. To był dowód, że moje gesty, choć subtelne, zrobiły wrażenie i pokazały jej, że każdy ma prawo do własnych granic.

W kolejnych dniach Michał przyznał, że nie spodziewał się, że mogę być tak przebiegła. Nie chodziło mi o to, by go zadziwić, lecz by zmienić dynamikę między mną a jego matką. Wiedziałam, że nie zmienię jej charakteru, ale mogłam wprowadzić do naszego życia nowy rodzaj równowagi. Od tej Wigilii czułam, że mogę stawiać granice bez poczucia winy.

Kilka tygodni później zauważyłam, że teściowa zaczęła inaczej traktować nasze spotkania. Jej uwagi były mniej złośliwe, a prezenty – choć nadal nie zawsze trafione – stały się bardziej przemyślane. To była moja mała, cicha zwycięska bitwa, dowód, że cierpliwość przynieść efekt lepszy niż otwarta konfrontacja.

Teraz myślę o kolejnych świętach z lekkim uśmiechem. To ja będę decydować o tradycji, nie ona. Nie muszę już znosić jej drobnych złośliwości, a każda Wigilia ma szansę przynieść satysfakcję i spokój, którego wcześniej mi brakowało.

Basia, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama