„Teściowa ciągle wytykała mi błędy, których nie było. Siedziałam cicho, bo rodzice nauczyli mnie szacunku do starszych”
„– Jak się czegoś nie umie robić, to lepiej się za to nie zabierać – gderała nieustannie, mierząc mnie nieprzychylnym spojrzeniem. – Ale mogłabyś się trochę bardziej postarać, bo wszystko robisz naprawdę źle. Zacznij słuchać moich wskazówek, bo inaczej daleko tak nie zajedziesz!”.

Jako dziecko byłam uległa. Rodzice zawsze kładli duży nacisk na to, że powinnam słuchać starszych i cenić sobie ich zdanie. Nie było mowy o kłótniach czy poważaniu czyichś słów, jeśli tylko była to osoba dorosła. Nastoletnia ja musiała się natomiast dostosować bez względu na to, czy było to sprawiedliwe, czy raczej niekoniecznie.
– Nie ma żadnej dyskusji, Joasiu – ucinała zawsze kategorycznie matka. – Dzieci nie mają głosu, pamiętaj. Słuchaj się dorosłych, bo inaczej zginiesz.
I ja wtedy naprawdę żyłam w przekonaniu, że jak kogoś dorosłego nie posłucham, to zginę. Nie wiedziałam jeszcze, w jaki sposób i dlaczego właściwie miałoby się to stać, ale zdecydowanie się tego obawiałam. To przekonanie pozostało we mnie po zakończeniu szkoły, a potem także po studiach.
Było też obecne, gdy poznawałam rodziców mojego obecnego męża, Marka. Już wtedy jego matka miała bardzo dużo do powiedzenia na mój temat – i to niekoniecznie dobrych rzeczy. Nauczona pokory, grzecznie słuchałam kolejnych uwag, a ona nakręcała się i nakręcała z każdym kolejnym słowem. Ostatecznie była bardzo niezadowolona, gdy Marek mi się oświadczył, ale jakoś przełknęła nasz ślub. A potem się dopiero zaczęło.
Uwielbiała mnie krytykować
Wszystko robiłam źle. Dosłownie. Nie było ani jednej rzeczy, którą zrobiłabym jej zdaniem dobrze. A to za bardzo posoliłam zupę, a to źle rozplanowałam harmonogram dnia, w ogóle nie uwzględniając potrzeb Mareczka, a to poświęcałam zbyt mało uwagi naszemu synowi, Kacprowi. Pranie wiecznie było wstawione na zły program, źle wyprasowane i źle wysuszone. Kiedy coś kupowałam, teściowa zawsze to krytykowała, niezależnie od tego, czy w ogóle tego spróbowała, czy to przetestowała.
– Jak się czegoś nie umie robić, to lepiej się za to nie zabierać – gderała nieustannie, mierząc mnie nieprzychylnym spojrzeniem. – Ale mogłabyś się trochę bardziej postarać, bo wszystko robisz naprawdę źle. Zacznij słuchać moich wskazówek, bo inaczej daleko tak nie zajedziesz!
Sytuacje, w których teściowa mnie za coś karciła albo opowiadała, co powinnam zrobić inaczej, powtarzały się nagminnie. Nie miało znaczenia, o co obecnie chodziło – ważne, że mogłam się w jednej chwili stać tą niewłaściwą synową, którą sam Marek wybrał sobie wyjątkowo bez refleksji i popełnił w ten sposób jeden z największych błędów w swoim życiu.
Miałam pecha
Któregoś dnia Marek wrócił późno z pracy, a ja byłam jeszcze na spacerze z Kacprem i oboje uznaliśmy, że łatwiej będzie zamówić jedzenie z pobliskiego baru szybkiej obsługi niż męczyć się z czymś samodzielnie. No i pech chciał, że właśnie to popołudnie wybrała sobie teściowa na złożenie nam niezapowiedzianej wizyty.
– Znowu te fast foody – teściowa pokręciła głową z dezaprobatą, a potem spojrzała na Marka z jakimś takim współczuciem. – Nic ta Aśka o ciebie nie dba. Nic a nic! Przyjdzie z pracy i nic nie robi. A obiady musicie jeść takie byle jakie.
Jak zwykle mówiła o mnie tak, jakbym w ogóle nie stała obok. Jakbym była meblem, który nie widzi, nie słyszy i nie czuje. A ja milczałam. Bo chociaż w środku znów się burzyłam, uważałam, że należy jej się szacunek. Była starsza, więc chciała dla nas dobrze i na pewno niektóre rzeczy wiedziała lepiej.
– Ja lubię takie jedzenie – stwierdził beztrosko Kacper, czym jeszcze bardziej nakręcił teściową.
– No widzisz? – Spojrzała na mnie karcąco. – Jaki ty przykład dajesz dziecku? Żeby takie rzeczy uważało za smaczne…
– Od czasu do czasu przecież można tak zjeść. – Tym razem nawet Marek się odezwał, najwyraźniej uznając, że sprawy zaszły za daleko.
– I nawet tobie się ten idiotyzm udziela – trajkotała dalej jego matka. – Ty nie powinieneś się żenić. To był zły krok. Bardzo poważny błąd!
Przyjaciółki mnie nie rozumiały
Parę dni później spotkałam się w kawiarni z dwiema przyjaciółkami, z którymi znałam się jeszcze z czasów podstawówki. Kiedy opowiedziałam im o całej sytuacji, jaka miała miejsce u nas w domu, nie dowierzały.
– Ej, ale ty jej tak na to pozwalasz? – rzuciła wyraźnie oszołomiona Julka.
– Wiesz, to matka Marka – powiedziałam, jakby co najmniej nie miała dotąd tej świadomości. – Trzeba szanować jej zdanie.
– Szanować? – Tym razem druga z moich przyjaciółek, Ela, przewróciła oczami. – Niech ona najpierw zasłuży sobie na jakikolwiek szacunek, bo z tego, co opowiadasz, to póki co zachowuje się jak okropny babsztyl!
Jęknęłam. One nic nie rozumiały. Nie mogłam przecież powiedzieć teściowej wprost, co o niej myślę. W tamtej chwili to wydawało mi się jakąś abstrakcją. Czymś potwornie niedopuszczalnym.
– Nie mogę tak o niej mówić – stwierdziłam wreszcie. – Nie powinnam tak nawet o niej myśleć. To w końcu rodzina… No i już starsza osoba, poza tym schorowana…
– Ta, schorowana. – Julka popatrzyła na mnie z politowaniem. – Jeśli bóle w krzyżu i marudzenie można nazwać ciężkimi chorobami, to na pewno!
– Ty lepiej coś z nią zrób w końcu, Aśka! – rzuciła Ela poważnym tonem. – Ona już wchodzi ci na głowę. Kto wie, do czego jeszcze się posunie? Może zacznie zwracać przeciwko tobie Marka?
Miarka się przebrała
Z początku słowa Eli mnie zaniepokoiły, choć nie dałam tego po sobie poznać. Trochę się bałam, że teściowa może rzeczywiście spróbować manipulować Markiem. Tylko co by jej to dało? Mimo wszystko pojawiła się we mnie pewna niepewność, która jak na złość nie chciała mnie opuścić.
W dodatku Marek wyjechał na dwa tygodnie w delegację i zostaliśmy z Kacprem sami. Oczywiście, zdaniem teściowej, ten wyjazd był przeze mnie, bo bez wątpienia tak działałam Markowi na nerwy, że po prostu musiał odpocząć.
– A może kogoś pozna? – ciągnęła niezrażona. – Jakąś miłą dziewczynę i wreszcie przejrzy na oczy?
Już wtedy byłam bliska wybuchu, ale jeszcze się pilnowałam. Straciłam jednak cierpliwość w dzień powrotu męża. Specjalnie na tę okoliczność zrobiłam spaghetti i upiekłam jego ulubione ciasto. Chciałam, żebyśmy to popołudnie spędzili razem, jednocześnie sprawiając mu przyjemność. No, ale oczywiście zwaliła się teściowa.
– Mówiłam ci, żebyś nie podawała kupnych ciast – strofowała mnie, krzywiąc się nad tym, co upiekłam dla Marka i co miał sobie zjeść sam. No, może trochę na spółę z Kacprem.
– To nie jest kupne – odezwał się Marek. – Asia sama piekła.
– No, to skoro nie umiesz piec, to lepiej już coś kup. – Teściowa wzruszyła ramionami.
– Mnie ono bardzo smakuje. – Marek uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a ja odwzajemniłam ten uśmiech, choć byłam na skraju wybuchu. – Jest pyszne, kochanie.
– Nie musisz kłamać, żeby jej było przyjemnie, synku – stwierdziła teściowa. – Wracasz zmęczony po tej całej harówce, a potem musisz jeszcze zjadać jakiś zakalec, wysłuchiwać tego jej utyskiwania, jeść jakieś obślizgłe kluski, których na makaron nawinąć nie idzie…
– Jak mamie nie smakuje, to niech mama wyjdzie – przerwałam ostro.
Marek zakrztusił się ciastem, ale nic nie powiedział. Teściowa za to wytrzeszczyła oczy.
– Co ty powiedziałaś? – Niemal się zapowietrzyła.
– Nikt tu mamy nie zapraszał – oznajmiłam. – Mieliśmy spędzić ten dzień razem, miło i przyjemnie, tak jak lubimy. A mama się wprosiła i znów te nieznośne pretensje.
Próbowała coś jeszcze mówić, wyraźnie oburzona, ale Marek przyznał, że lepiej zrobi, jak już pójdzie i wróci za dzień lub dwa.
Marek jest po mojej stronie
Odkąd postawiłam się teściowej, prawie ze sobą nie rozmawiamy. Odwiedza nas też raczej rzadko, a co ciekawe, nie pozwala sobie na komentarze odnośnie do tego, co robię. Marek oczywiście utrzymuje z nią otwarty kontakt, ale nie pozwala na takie cyrki. Ja z kolei cieszę się, że udało mi się wreszcie uwolnić od wpojonych zasad. Jeszcze trochę i naprawdę uwierzyłabym, że teściowa naprawdę prowadzi jakąś krucjatę dla mojego dobra. No i, pewnie bez większej refleksji bym się jej poddała.
Joanna, 31 lat
Czytaj także:
- „Dawałem matce pieniądze bez umiaru i byłem dobrym synkiem. Ale gdy wystawiłem jej rachunek, przestała się odzywać”
- „Przyszłam do urzędu z PIT-em, a wyszłam z kochankiem. Dostałam coś znacznie cenniejszego niż zwrot podatku”
- „Trafiłam szóstkę w totolotka, ale wygrana przeszła mi koło nosa. Wszystko przez moją matkę”

