„Teściowa ciągle płacze, że nie ma na prąd. Udaje biedną emerytkę, a po kryjomu wydaje fortunę na arabskie perfumy”
„Przechodząc przez przedpokój, zauważyłam uchylone drzwi do pokoju teściowej. Weszłam. Na komodzie stał nowy flakon perfum. Znałam tę markę. Były jeszcze zafoliowane. Przez chwilę patrzyłam na to w milczeniu”.

- Redakcja
Z perspektywy wygląda to nieźle: spokojny dom, dorosły syn mieszkający z nami tymczasowo po rozwodzie, stabilna praca, mąż, który – choć niepozbawiony swoich dziwactw – raczej trzyma się zasad. I jeszcze teściowa – starsza pani, która czasem potrzebuje wsparcia.
Mama Wiktora nie jest złą kobietą. Przynajmniej nie w klasycznym tego słowa znaczeniu. Ale od kiedy pamiętam, ma talent do dramatyzowania. Gdy nie może sobie z czymś poradzić – na przykład z rachunkiem, który wzrósł o trzydzieści złotych – mówi, że chyba czas już położyć się do trumny. I patrzy wtedy tak, żeby człowiek poczuł się winny, że oddycha, kiedy ona ledwo wiąże koniec z końcem. A potem kupuje sobie nową apaszkę albo zestaw ceramicznych filiżanek. Wiktor zawsze prosił:
–Daj spokój, Anka. Ona już tyle przeszła. Nie ma nikogo oprócz nas.
I przez lata dawałam spokój. Przymykałam oczy, podsuwałam kopertę z pieniędzmi, choć wiedziałam, że nie chodzi o głód, tylko o jakieś przejściowe trudności. Ale coś się we mnie zmieniło. Może to zmęczenie. Może ten moment, w którym orientujesz się, że nie chcesz już więcej udawać, że nie widzisz, jak ktoś tobą manipuluje.
Nie chodzi o pieniądze, ale o to, co one symbolizują. O to, że ktoś mówi, że nie ma na prąd, a potem otula się zapachem perfum, które kosztują więcej niż nasz miesięczny rachunek za gaz.
Potrzebowała pieniędzy
Obiad był jak zwykle – ziemniaki, pieczone udka i marchewka z groszkiem. Cisza, którą przerywał tylko stuk sztućców. Wiktor gmerał w talerzu, jakby nie mógł się zdecydować, od czego zacząć. Teściowa westchnęła ciężko i sięgnęła po serwetkę.
– Nie wiem, z czego zapłacę za prąd w tym miesiącu – powiedziała tak po prostu, patrząc gdzieś w bok.
Wiktor nawet nie podniósł głowy. Udawał, że to go nie dotyczy, chociaż widziałam, jak delikatnie zacisnął szczękę. Ja odłożyłam widelec i spojrzałam na nią, by poczuła, że słyszę i rozumiem, co właśnie powiedziała. Potem sięgnęłam po wodę i zapytałam Wiktora, czy ma jutro zebranie u siebie w pracy.
Nie wróciłam już do tematu prądu. Ale ten wieczór rozciągnął się we mnie jak mgła. Leżałam nocą w łóżku i słuchałam, jak Wiktor przewraca się z boku na bok. Milczał. Pewnie czuł się winny. On zawsze reagował winą, kiedy jego matka mówiła takie rzeczy. Nie dlatego, że ją zaniedbywał. Wręcz przeciwnie. Ale nie potrafił przyjąć, że to nie zawsze chodziło o pomoc.
Naciągała nas
Mnie to męczyło już od dawna. Bo ile razy można słyszeć te same słowa wypowiadane tym samym tonem? Zawsze w czasie obiadu, albo kiedy akurat mieliśmy coś zaplanowane. Nigdy nie mówiła: „Pożycz sto złotych na rachunek, oddam za tydzień”. Zamiast tego mówiła o tym, jak się boi, że jej odetną prąd, że nie zapali światła, że zamarznie, że się zadłuży, że będzie ciężarem.
Dwa dni później wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. W domu było cicho, Wiktor jeszcze nie wrócił. Przechodząc przez przedpokój, zauważyłam uchylone drzwi do pokoju teściowej. Weszłam. Na komodzie stał nowy flakon perfum. Znałam tę markę. Były jeszcze zafoliowane. Przez chwilę patrzyłam na to w milczeniu, potem wyszłam. Wieczorem, kiedy siedzieliśmy w salonie, powiedziałam cicho:
– Słyszałeś, jak twoja mama mówiła, że nie ma pieniędzy, by w tym miesiącu dołożyć się do prądu?
Wiktor kiwnął głową.
– Widziałeś te perfumy na jej komodzie?
Zawahał się.
– Może dostała?
– Od kogo niby?
Westchnął, nie patrząc na mnie.
– Mama ma swoje priorytety. Co zrobisz?
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, co zrobię.
Obmyśliłam plan
Nie minęło wiele dni, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi sypialni. Teściowa weszła.
– Aniu… Czy możecie pożyczyć mi trzysta złotych na życie? Już naprawdę nie wiem, jak się obrócić.
Spojrzałam na nią spokojnie, bez uniesienia.
– Możemy zapłacić rachunek za prąd – powiedziałam. – Ale tylko jeśli zrezygnuje mama z nowych perfum.
Stała tak chwilę, jakby nie wiedziała, czy dobrze słyszy. Potem zacisnęła usta i uniosła podbródek.
– Nie wiem, co sugerujesz.
– Nic nie sugeruję. Po prostu nie chcę być traktowana jak ktoś naiwny.
Teściowa odwróciła się bez słowa i wyszła. Kolejnego wieczoru znów zajrzałam do jej pokoju. Chciałam zapytać, czy będzie jutro w domu, bo miał przyjechać kurier. Komoda była pusta. Flakon zniknął. Jakby nigdy niczego tam nie było.
Dotknęło ją to
Nie poruszyła już więcej tematu pieniędzy. Nie wspomniała o rachunku, nie zapytała o pomoc. Rozmawiała normalnie – o pogodzie, o promocjach w sklepie, o serialach. Może tylko mniej chętnie siadała z nami do stołu.
Wiktor przez kilka dni chodził jakby cichszy, ale nie pytał, nie wracał do tamtej rozmowy. Znikał wcześniej do pracy, wracał później. Wiedziałam, że nie chce wybierać stron. Ale widział też, że nic się nie zawaliło.
Od tamtej rozmowy minęło kilka miesięcy. Życie wróciło do codzienności, tej samej, a jednak trochę innej. Nie wydarzyło się nic spektakularnego. Żadnych kłótni, żadnych dramatów. Ale coś się przesunęło, jakby światło padło pod innym kątem.
Teściowa nie prosiła już o pieniądze. Czasem wspominała, że coś podrożało, ale mówiła to tonem ogólnym, jakby czytała wiadomości, a nie próbowała z czegoś wyprowadzić wniosek. Gdy szłyśmy razem do sklepu, kupowała już tylko to, co potrzebne.
Zmieniła się
Między nami zapadło milczące porozumienie. Nieprzyjemne, ale prawdziwe. Wiedziała, że ja już nie będę tą, która podsuwa pieniądze, zanim padnie pytanie. A ja wiedziałam, że ona nadal mnie nie lubi. I chyba po raz pierwszy mi to nie przeszkadzało.
Wiktor nie komentował. Ale widziałam, że przygląda się uważnie. Nie próbował mnie już przekonywać, że mam dać spokój. Pewnie zrozumiał, że granica, którą postawiłam, nie była kaprysem, tylko decyzją. Zrobiłam to nie dla siebie, tylko dla nas jako rodziny, która musi się opierać na czymś więcej niż na współczuciu.
Nie czuję satysfakcji. Czuję spokój. Codzienne, ciche dni, które nie są podszyte oczekiwaniem, kiedy znów padnie pytanie. Cisza, która przyszła po tamtej rozmowie, mówi więcej niż jakakolwiek kłótnia. I wiem, że choć nikt tego nie nazwie, wszyscy ją słyszą.
Ania, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż przyjaciółki był jak zakazany owoc, a mój jak skisły ogórek. Skusiłam się i pożałowałam, bo apetyt tylko rósł”
- „Na spacerze zobaczyłam synową w niedwuznacznej sytuacji. Teraz nie wiem, czy okłamywać syna, czy zniszczyć mu życie”
- „Zgodziłam się na wspólne konto z mężem i to był błąd. Gdy chcę kupić podpaski, muszę pytać go o zgodę”

