„Teściowa ciągle patrzy na mój brzuch i wypatruje wnuków jak przebiśniegów na wiosnę. Nie spieszy mi się na porodówkę”
„ – Pogadałbyś wreszcie z tą swoją żoną – usłyszałam zirytowany głos. – Żebyście wciąż nie mieli dzieci… Przecież ona jest już po trzydziestce!. Miałam ochotę rąbnąć o podłogę górą talerzy, którą trzymałam w dłiach”.

Nie rozumiałam kobiet, które na studiach marzyły o tym, by tylko zajść w ciążę i mieć gromadkę dzieci. Ja, szczerze, nie widziałam się w ogóle w roli matki. Dzieci kojarzyły mi się z wrzaskiem, wiecznymi problemami i naginaniem się do cudzej woli.
Kariera była ważniejsza
Lubiłam decydować sama o sobie i mieć wszystko pod kontrolą. To nie oznaczało, że nie poznawałam nowych ludzi czy unikałam randek – skąd! W przerwach od nauki, a później od stażu, który szybko zamienił się w nieźle płatną pracę, chodziłam do restauracji z najprzeróżniejszymi facetami.
Podczas jednego z takich spotkań poznałam swojego przyszłego męża, Gustawa. Już na samym początku zaznaczyłam, że gdybym znalazła tego jedynego, nie interesują mnie dzieci i te sprawy. Pragnę się rozwijać zawodowo i liczę, że mój partner będzie miał taki sam plan na siebie, a jeśli nie, to chociaż postanowi mnie wspierać w moich dokonaniach. Jak się okazało, Gustaw też bardzo cenił sobie swoją pracę. Podobnie jak ja piął się po szczeblach kariery i chciał sobie zapewnić jak najlepszy byt.
– Nie będę przymierał głodem i płodził dzieci na potęgę – oświadczył w końcu. – Nie rozumiem ludzi, którzy tak robią. Wolę budować trwały związek na solidnych fundamentach.
I tu się zgadzaliśmy. Dlatego nie zajęło nam długo, by dojść do wniosku, że powinniśmy się związać na całe życie.
Nie chcieliśmy mieć dzieci
Po ślubie nic się nie zmieniło. Ani ja, ani Gustaw nie wyrażaliśmy chęci na przedłużanie naszego rodu. Większą część życia spędzaliśmy przy pracy, a kiedy wracaliśmy do domu, zwykle spędzaliśmy czas na czymś mało ambitnym, takim jak oglądanie seriali czy granie w gry planszowe. To w zupełności nam wystarczało i miałam wrażenie, że oboje lubimy takie życie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zaczęła się w nie wtrącać jego matka.
– To kiedy doczekamy się jakiegoś wnusia? – wypaliła przy rodzinnej kolacji jakieś pół roku po naszym ślubie.
Prawie udławiłam się zupą, którą właśnie jadłam. Gustaw zdawał się nieporuszony, co trochę mnie wtedy zastanowiło, choć nie zwróciłam mu na to jeszcze uwagi.
– Wnusia? – powtórzyłam. – No chyba raczej nie ma, na co czekać.
Teściowa była zaskoczona
Teściowa wybałuszyła na mnie oczy.
– Jak to? – nie rozumiała. Szybko przeniosła wzrok na Gustawa. – Synku, no powiedz coś! Co z naszym kochanym wnusiem? Przecież musi jakiś być!
Gustaw wzruszył tylko ramionami, chociaż ja dosłownie gotowałam się w środku. Bo co to niby wszystko miało znaczyć? Jego mamusia umyśliła sobie, że będę jakąś klaczą rozpłodową i będę z radością rodzić kolejne dzieci? No jeszcze czego, naprawdę!
– Nie planowaliśmy dzieci – przyznał. – A przynajmniej nie w najbliższym czasie.
– Jak „nie w najbliższym czasie”? – wtrąciłam się natychmiast. – Ja nie chcę dzieci w ogóle! Ty, z tego, co kojarzę, też nie!
– Wszystko jest jeszcze do obgadania – stwierdził wymijająco. – Pomyślimy jeszcze, Kalina.
– Może ty będziesz nad czymś myśleć, ale ja nie mam zamiaru – zapowiedziałam stanowczo. – Możesz sobie pomyśleć razem z mamusią.
Gustaw nie potrafił być asertywny
Po tym jakże udanym spotkaniu rodzinnym, wróciliśmy do domu i nie odzywaliśmy się do siebie przez prawie dwa tygodnie. A właściwie to mój niesamowicie odważny mąż się nie odzywał, bo ja próbowałam jakoś do niego dotrzeć i wymóc na nim odpowiedź, co się stało z jego stanowczością w kwestii braku posiadania dzieci. Nic jednak do niego nie docierało – zupełnie jakbym rzucała grochem o ścianę.
W dodatku, gdy jego matka znów zaczęła truć o ciąży i moim niby to „lekko zaokrąglonym brzuchu”, nawet nie próbował się sprzeciwiać.
– Jeszcze nie wiemy, mamo, kiedy to będzie – rzucił tylko wymijająco po kolejnej serii pytań, gdy ja miałam ochotę kogoś rozszarpać. – Kalina ma teraz ważne projekty do dokończenia, ale potem… kto wie.
– Chyba jak znajdziesz sobie chętną kochankę – wycedziłam przez zęby. – Bo ja mamusią nie zostanę. Możesz zapomnieć.
Koleżanka mnie nie rozumiała
Parę dni później poskarżyłam się na niego koleżance z pracy. Zupełnie nie wiem, po co to zrobiłam. Miała trójkę dzieci i rozmemłanego męża, z którym ledwie wiązali koniec z końcem. Czego się więc spodziewałam? Że mi przytaknie i jakoś mnie wesprze? Byłam taka naiwna…
– Kalina, ty to wszystko troszkę demonizujesz – zaczęła ostrożnie, jakby rozmawiała co najmniej z kimś niespełna rozumu. – Przecież bycie matką to naprawdę super sprawa. Zrozumiałabyś, gdybyś tylko pozwoliła sobie na dzieci.
– Aha – mruknęłam. – Zwłaszcza że nienawidzę się z nikim użerać. A dziecko raczej nie będzie mnie we wszystkim słuchać.
– Przesadzasz. – Uśmiechnęła się szeroko. – Powinnaś dać wam z tym szansę. Ciąża to… wspaniały czas, Kalina. Serio.
– I co? – burknęłam. – Naprodukujmy sobie dzieci, a potem będziemy się zastanawiać, skąd wziąć pieniądze, żeby je wszystkie utrzymać?
Po tych słowach obraziła się ciężko, wstała i sobie poszła. A ja cóż – powiedziałam tylko prawdę, więc właściwie nie miałam za co i nie chciałam przepraszać.
Nie mogłam już tego słuchać
Kolejne urodziny matki Gustawa napawały mnie przerażeniem. Byłam niemal pewna, że znowu nasłucham się o tym, jaką to niedobrą żoną jestem i jak to postępuję wbrew ludzkiej naturze. Co prawda teściowa przez pewien czas zarzekała się, że ciąża i dzieci to nasza prywatna sprawa, więc jej nic do tego. Właściwie nigdy nie słyszałam, żeby o tym mówiła, ale Gustaw przekonywał, że tak właśnie powiedziała, tylko że bała się trochę porozmawiać ze mną w cztery oczy.
Choć trochę się dzięki tym zapewnieniom uspokoiłam, i tak byłam nieco zdenerwowana, przekraczając próg domu teściów. Zdziwiłam się, gdy podczas obiadu nikt nie wspomniał słowem o wnukach, ciążach ani porządnym budowaniu rodziny. Dopiero gdy zaproponowałam, że przyniosę talerzyki do ciasta z kuchni, okazało się, że nic tak naprawdę się nie zmieniło.
– Pogadałbyś wreszcie z tą swoją żoną – usłyszałam zirytowany głos, gdy zatrzymałam się tuż przed wejściem do salonu. – Żebyście wciąż nie mieli dzieci… Przecież ona jest już po trzydziestce!
Miałam ochotę rąbnąć górą talerzy, którą trzymałam w dłoniach, o podłogę. Mimo wszystko powstrzymałam się i wparowałam do środka jak burza gradowa.
– Rozumiem, że popełniam jakąś wielką zbrodnię! – warknęłam i energicznie postawiłam stos talerzy na stole przed nimi. – Przekroczyłam trzydziestkę i śmiem nie mieć dzieci!
– No już nie dramatyzuj – zaczęła teściowa ugodowym tonem. – Po prostu musisz się troszkę pośpieszyć…
– Z niczym nie będę się spieszyć! – prawie krzyknęłam. – Nie mam zamiaru rodzić dzieci! W ogóle! A jeśli Gustaw, który miał dokładnie to samo zdanie na temat rodzicielstwa, nagle zmienił zdanie, mógłby pogadać o tym ze mną, a nie z mamą! No, chyba że uważa, że od milczenia i udawania, że wszystko jest w porządku, wszelkie problemy i różnice zdań nagle znikną!
Potem pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam, bo nie mogłam patrzeć ani na nią, ani tym bardziej na niego. Wolałam wrócić do domu i zająć się swoimi niekobiecymi sprawami.
Może kiedyś zmienię zdanie
Nie sądziłam, że mój wybuch przy stole cokolwiek zmieni. Podejrzewałam, że Gustaw po powrocie do domu znów usiądzie w fotelu i nie będzie się odzywać przez kolejne tygodnie, dopóki nie przestanę poruszać tematu jego matki. Zdziwiłam się, bo w końcu postanowił porozmawiać. O naszych priorytetach, o pracy i w końcu także o dziecku. Jak się okazało, rzeczywiście myślał trochę o byciu ojcem. Zastanawiał się, jakby to było mieć syna lub córkę.
Teraz sama się zastanawiam, czy nie znaleźlibyśmy dość czasu i pieniędzy, by rzeczywiście zdecydować się na dzieci. Jeszcze nie teraz, ale na przykład za rok. Stabilizację finansową mieliśmy zapewnioną, a ja mogłam przez jakiś czas pracować z domu. Teściowa na gromadkę wnuków nie miała co prawda co liczyć, ale może jednym będzie się mogła jeszcze trochę pocieszyć.
Kalina, 34 lata
Czytaj także: „Z nudów zrobiłam sobie dziecko. Żałuję, bo tylko przeszkadza mi w imprezowaniu, a w domu ciągle jest syf”
„Cała rodzina czekała na spadek po babci, ale takiego nie spodziewał się nikt. Staruszka miała niezły tupet”
„W delegacji kompletnie zapomniałam, że mam męża. Wystarczył jeden dotyk obcego mężczyzny w pociągu”

