Reklama

Nie jesteśmy idealnym małżeństwem. Ale kocham Michała. Nawet jeśli czasem mam wrażenie, że kocham go bardziej w teorii niż w praktyce. Pracujemy oboje dużo, mijamy się. Nasze „dzień dobry” to czasem tylko skinienie głowy między łazienką a kuchnią. I może dlatego tak bardzo czekałam na tę rocznicę. Tylko my. Bez telefonów, bez gości, bez mamy, która „wpadnie tylko na chwilę”. Obiecaliśmy sobie – tym razem świętujemy we dwoje.

Zrobiłam jego ulubione śniadanie – tosty z awokado i jajkiem w koszulce. Zaparzyłam kawę. Pachniało cynamonem. Michał był w samych bokserkach, jeszcze zaspany, ale uśmiechnięty. Śmiał się, że wyglądam jak duch w tym białym szlafroku. Byliśmy w naszej bańce. Aż do dźwięku domofonu.

Zrobiła nam niespodziankę

Spojrzałam przez wizjer. Teściowa. Krystyna. Królowa zaskoczeń. Mam z nią... poprawne stosunki. Uprzejme, ale napięte. Uśmiechnięte, ale sztuczne. Oceni mnie spojrzeniem od stóp do głów, skomentuje porządek, wagę Michała, wszystko. I zawsze robi to tak, że trudno się przyczepić. Bo przecież „ona tylko się troszczy”. A Michał udaje, że nie widzi. Albo naprawdę nie widzi.

Dwa dni wcześniej rozmawiałam z moją przyjaciółką, Justyną.

– Uważaj, Natalia. Krysia na pewno coś wymyśli.

– Nie, no daj spokój, bywa nachalna, ale nie aż tak – odpowiedziałam. Nie miałam racji.

Dźwięk dzwonka był jak zgrzyt paznokcia po szkle. Michał spojrzał na mnie zdziwiony, z kubkiem kawy w ręce. Wciąż był w bokserkach. Ja w szlafroku. W mieszkaniu panował lekki rozgardiasz – nieposłane łóżko, talerze po śniadaniu na stole, książka na sofie.

Kto to może być o tej porze? – zapytał i poszedł do drzwi.

Nie odpowiedziałam. Serce zabiło mi szybciej. Usłyszałam zgrzyt klucza, pstryknięcie zamka i ten głos, zbyt głośny, zbyt entuzjastyczny.

Niespodzianka!

Krystyna stała w progu z wielką torbą, tortem i prezentem owiniętym w błyszczący papier. Pachniało perfumami, które zawsze przypominały mi o bólu głowy.

A wy tu jeszcze w piżamach? – rzuciła z rozbawieniem, ale wzrokiem przejechała po klatce piersiowej Michała, moim szlafroku i stercie książek na komodzie.

– Mamo, co ty tu robisz? – Michał był zaskoczony, ale nie oburzony. Typowe.

– No jak to co? Rocznica! Nie wypada nie odwiedzić młodego małżeństwa! Pomyślałam, że przyniosę coś słodkiego. I prezent.

– Mieliśmy spędzić ten dzień sami... – odezwałam się cicho, ale chyba zbyt cicho.

Krystyna weszła jak do siebie. Rozsiadła się na kanapie, rozglądając się po mieszkaniu.

– Trochę bałaganik, ale wiadomo – młodzi, zakochani. Michaś, jak ty schudłeś! Ty w ogóle coś jesz?

Zacisnęłam palce na filiżance. Michał spojrzał na mnie bezradnie, jakby chciał przeprosić spojrzeniem. A ja już wiedziałam, że ten dzień jest stracony.

Znowu ją rozczarowałam

Krystyna została na kawę, na tylko na „chwilkę”. Siedziała z tym swoim półuśmiechem, gładząc serwetkę palcem, jakby miała zaraz wygłosić kazanie. Michał próbował ratować sytuację – opowiadał coś o pracy, o nowym kliencie, ale Krystyna co chwilę wtrącała swoje trzy grosze.

– A nie mówiłam, że ten chłopak będzie coś z siebie miał. W szkole to też zawsze błyszczał.

Pokiwałam głową. Milcząco. Jak zwykle. Kiedy wreszcie zaczęła się zbierać, odetchnęłam z ulgą. Michał poszedł z nią do drzwi. Stałam oparta o framugę kuchni, nie chciałam już udawać miłej gospodyni. Krystyna jeszcze raz spojrzała na mnie.

– No nic, to ja już nie przeszkadzam. Ale wiecie... Kiedyś to się świętowało inaczej.

Zamarłam. Uśmiechała się, jakby powiedziała komplement. Ale to nie był komplement. To był cios. Delikatny, przemyślany, w samo serce. Zamknęły się drzwi. Michał wrócił do salonu.

– No co? Przyniosła tort, chciała dobrze. Nie czepiaj się.

– Słyszałeś, co powiedziała?

– Przesadzasz. To tylko jej zdanie.

Spojrzałam na niego. Na jego spokój. Na tę obojętność.

– Wiesz co, Michał? Może dla ciebie to tylko zdanie, ale dla mnie to była ocena. Ocena tego, że nie jestem jak ona. Że nie pasuję.

Nie odpowiedział. Wróciłam do kuchni i wyjęłam telefon.

– Justyna? – powiedziałam szeptem. – Możemy pogadać? Bo ja... chyba już nie mam siły.

On nie widział problemu

Na kolację miała być pizza. Ale nikt jej nie zamówił. Siedzieliśmy osobno – ja z książką, której nie czytałam, Michał przed telewizorem, którego nie oglądał. Napięcie było jak ciężka kołdra, którą ktoś narzucił na pokój.

Zrobimy coś razem wieczorem? – rzucił od niechcenia.

Zamknęłam książkę z trzaskiem.

– Serio? Po tym wszystkim?

Spojrzał na mnie jak na wariatkę.

– Co znowu?

– „Znowu”? Naprawdę pytasz? – Wstałam. Czułam, jak serce bije mi mocno. – Michał, twoja matka przyszła bez zapowiedzi, rozwaliła nam dzień, wbiła mi szpilę i jeszcze mam się uśmiechać?

– Natalia, ona przyniosła tort. Była miła. Przestań robić z niej potwora.

– Bo ona nie jest potworem. Ona jest cicha. Delikatna. Niewinna. Ale każde jej słowo to wbicie noża.

– Przesadzasz.

– Przesadzam?! – krzyknęłam. – Może to z nią powinieneś świętować rocznicę, skoro jesteście sobie tacy bliscy!

Cisza. Michał zamarł.

– Wiesz co – powiedział chłodno – nie mam teraz na to siły.

Podszedł do szafki, złapał klucze.

– Michał, gdzie ty...

– Idę się przejść. Bo zaraz naprawdę powiem coś, czego pożałuję.

Z trzaskiem zamknął za sobą drzwi. A ja... po prostu usiadłam na podłodze. I zapłakałam. Po tym wszystkim. To miała być nasza rocznica.

Miałam dość wszystkiego

Michał nie wrócił na noc. Najpierw dzwoniłam. Potem pisałam. Po dwunastej przestałam. Rano wciąż nie było go w domu. Siedziałam na łóżku w jego bluzie, gapiąc się w okno. W domu panowała grobowa cisza. Tylko tykanie zegara przypominało, że czas się nie zatrzymał, choć wszystko inne zdawało się zawieszone.

Zadzwoniłam do Justyny.

– Hej – powiedziałam, ledwo słyszalnie.

– O nie. Ty znowu płakałaś?

– On wyszedł. Po kłótni. Nie wrócił.

– Natka, co się stało?

Opowiedziałam jej o wieczorze. O szlafroku, o torcie, o spojrzeniach, które były ostrzejsze niż słowa. O zdaniu, które Krystyna wypowiedziała z uśmiechem. O tym, jak Michał nie stanął po mojej stronie.

Czuję się... sama. Jakby to nie było moje małżeństwo, tylko wynajęty pokój. Tymczasowy.

Po drugiej stronie słuchawki cisza.

– Natalia – odezwała się w końcu Justyna. – A może tu nie chodzi o teściową? Może chodzi o to, że Michał nigdy nie powiedział „stop”? Że nigdy nie powiedział, że to ty jesteś jego rodziną?

Poczułam, że coś we mnie gaśnie. Wiedziałam, że ma rację.

– Chyba przestałam wierzyć, że on mnie wybierze. Zawsze jestem druga. Zawsze grzeczna. Zawsze to ja mam kogoś zrozumieć.

Usłyszałam w słuchawce tylko jedno słowo:

– Już nie musisz.

Zaskoczyła mnie całkowicie

Nie planowałam tego. Nie miałam gotowej przemowy. Po prostu wzięłam telefon i zadzwoniłam.

– Dzień dobry, pani Krystyno. Czy możemy się spotkać?

– Oczywiście. Coś się stało?

– Tak. Coś się stało. Chciałam porozmawiać.

Spotkałyśmy się w kawiarni, tej, do której teściowa zawsze chodziła na sernik i zieloną herbatę z imbirem. Przyszła punktualnie. W płaszczu z idealnie postawionym kołnierzem. Usiadłyśmy przy oknie.

– Słucham cię, dziecko.

Pani przyszła niezapowiedziana w naszą rocznicę. I mówiła rzeczy, które... nie były niewinne.

– Ależ ja nie miałam złych intencji – przerwała mi od razu. – Przyniosłam tort, prezent. Chciałam wam zrobić niespodziankę.

– Dla mnie to była ingerencja. I... przykrość. Bo nie pierwszy raz ocenia mnie pani tak, że nie mogę się obronić. Uśmiechając się. Miło. Ale tak, że czuję się jak intruz w waszej rodzinie.

Zamilkła na chwilę. A potem spojrzała na mnie chłodno.

– Wiesz co, Natalia... Ty chyba po prostu nie umiesz być żoną. Ani synową.

Zamarłam. Patrzyłam na nią oniemiała. Myślałam, że się dogadamy. A to zdanie... to nie był tylko atak. To było podsumowanie. Wyrok.

– Może. Może nie umiem być żoną według pani definicji. Wiem jedno – dodałam, wstając – nie muszę nikomu udowadniać, że zasługuję na swoje miejsce w tej rodzinie. Już nie.

Wyszłam. Nie płakałam. Nie trzęsłam się. Byłam pusta. Ale w tej pustce było coś nowego. Coś, co mogło być początkiem.

Możemy zacząć od nowa

Michał wrócił późnym popołudniem. Cisza, kiedy przekraczał próg, była gęsta. Zdjął buty wolno, jakby wchodził do czyjegoś mieszkania, nie swojego.

– Byłem u kolegi. Musiałem pomyśleć – powiedział.

Skinęłam głową. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Inaczej niż zwykle. Jak obcy, którzy próbują sobie przypomnieć, kim dla siebie byli.

Przepraszam, że cię zostawiłem. Że wyszedłem.

– I za co jeszcze?

Westchnął. Schował twarz w dłoniach.

– Za to, że nie widziałem. Albo nie chciałem widzieć. Że stajesz za mną, a ja nigdy nie stałem za tobą. Nie chciałem wybierać. Ale... przez to sam wykluczałem ciebie.

Nie odpowiedziałam od razu. W mojej głowie panował spokój. Nie ulga, nie radość. Spokój, który przychodzi po burzy, kiedy wszystko jest jeszcze mokre, ale już nie leje.

Rozmawiałam z twoją matką – powiedziałam.

Podniósł głowę. Zamarł.

– Powiedziała, że nie umiem być żoną.

Zbladł.

– Natalia...

– Może ma rację – przerwałam. – Ale się uczę. I wiem, że od dziś nie pozwolę już nikomu decydować, ile jestem warta. Nawet tobie.

Spojrzał na mnie z czymś, co wyglądało jak strach. Ale i szacunek.

– I co teraz? – zapytał.

– Teraz? – Uśmiechnęłam się lekko. – Teraz musimy się poznać od nowa. Albo... przestać się oszukiwać.

Nie dałam mu odpowiedzi. Zostawiłam to otwarte – jak drzwi, które można zamknąć. Albo wejść przez nie zupełnie inaczej.

Natalia, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama