Reklama

Weszłam do kawiarni tylko na chwilę – po drożdżówkę z kruszonką, taką jeszcze ciepłą. I wtedy ją zobaczyłam. Moja teściowa siedziała przy oknie z koleżanką, roześmiana, jakby ktoś jej opowiedział najlepszy dowcip roku. Ale to nie jej rechot przykuł moją uwagę. Na jej ramionach spoczywał mój czekoladowy kardigan. Ten, który specjalnie kupiłam na jesień, idealny do dżinsów i mojej ulubionej apaszki. Ten, który – jak sądziłam – wisi bezpiecznie w mojej szafie. Gdy mnie zobaczyła, pomachała beztrosko, jakbyśmy się widziały na pikniku rodzinnym.

– O, pożyczyłam sobie. Pasuje, prawda? – rzuciła lekkim tonem.

Uśmiechnęłam się krzywo, bo w miejscu publicznym nie chciałam robić sceny. Nie pierwszy raz „pożyczyła” sobie coś bez pytania. A ja, głupia, wciąż przymykałam oko, żeby „nie robić problemu”. Tego dnia, trzymając w dłoni papierową torbę z drożdżówką, postanowiłam, że to się skończy.

Odwróciłam się na pięcie

Stałam z tą nieszczęsną, a teściowa mrużyła oczy, wypinając się w moim kardiganie jak paw. Doszłam do wniosku, że skoro i tak miałam być złą synową, to przynajmniej zrobię to po mojemu.

– Pięknie leży – skomentowałam, podchodząc do stolika. – Ciekawe, gdzie go mama znalazła.

W szafie – oznajmiła wesoło. – Przecież mówiłam, że wpadnę na herbatę, jak odprowadzę Jasia do przedszkola.

– A ja mówiłam, że nie będzie nas w domu – odparłam słodko.

Koleżanka teściowej zakaszlała, a teściowa tylko machnęła ręką.

Oj, nie przesadzaj. Rodzina to rodzina. Pożyczyłam, oddam. Zresztą jest dla ciebie trochę za luźny.

– Na mamie też nie najlepiej leży – uśmiechnęłam się szeroko.

– To Basia, moja przyjaciółka z liceum – burknęła teściowa, szybko zmieniając temat. – Basiu, to Kalina, żona Michała.

– Miło mi – mruknęłam.

Odwróciłam się na pięcie, ale mama chwyciła mnie za rękaw.

Poczekaj, oddam ci ten sweter. Przecież nie jestem taka drobiazgowa.

– O nie, nie trzeba – powiedziałam. – Tylko uważaj na plamy z malin, słabo schodzą.

– Nie fukaj – teściowa spoważniała. – Miałam dziś rozmowę z panią dyrektor. O pracę chodzi. Chciałam wyglądać… lepiej.

Głupio mi się zrobiło, ale nie na tyle, żeby odpuścić.

Mimo to mogłaś zapytać. Chociaż powiedzieć, że pożyczasz.

– Wpadłam w pośpiechu.

Porozmawiamy o tym po południu. A teraz proszę, bawcie się w liceum, ja muszę do pracy.

– Nie rób dramatu.

Nie rozumiała, o co mi chodzi

Teściowa weszła do naszego mieszkania i od razu rzuciła torbę na fotel. Kardigan złożony w kostkę wylądował na stole.

– Proszę, oddaję. Szczęśliwa? – zapytała, unosząc brwi.

– Wzruszona – odparłam, nalewając sobie herbaty.

– Nie przesadzaj. Michałowi nie przeszkadza, że pożyczam.

– Bo Michał nie zagląda do mojej szafy – uśmiechnęłam się cierpko. – I dziwnym trafem coraz częściej czegoś brakuje.

Oj, może raz czy dwa – wzruszyła ramionami. – A zresztą, dla mnie to tylko rzeczy.

– Dla mnie też, mamo. – Postawiłam przed nią kubek. – Ale rzeczy mówią o granicach. I o tym, czy szanujemy cudzą własność.

– Granice, granice… Ty to zawsze jak polityk w telewizji – parsknęła. – W rodzinie się dzieli.

– W rodzinie też można pytać – odcięłam się. – I nie wchodzić do mieszkania, kiedy nikogo nie ma.

Ale ja mam klucz! – rozłożyła ręce. – Po to się go ma, żeby używać.

– Klucz to nie abonament na moje życie – odpowiedziałam ostro. – Jest na sytuacje awaryjne.

Teściowa milczała chwilę. W końcu westchnęła.

Nie sądziłam, że ci to tak przeszkadza.

– Bo nigdy nie zapytałaś – powiedziałam spokojnie.

– Chyba możemy… – mruknęła.

Czułam, że to dopiero początek.

Postawiłam granice

Teściowa siedziała na kanapie, popijając herbatę, jakbyśmy rozmawiały o pogodzie, a nie o tym, że wchodzi do mojego mieszkania bez pytania i zabiera, co jej się spodoba.

– To nie jest pierwszy raz, kiedy coś znika – zaczęłam, starając się brzmieć lekko.

– Nie rób ze mnie złodziejki – teściowa przewróciła oczami.

– Nie robię – odpowiedziałam. – Ale fakty są faktami. Dwa tygodnie temu – moja zielona apaszka. Miesiąc temu – płaszcz. Teraz kardigan.

– Apaszkę oddałam! – wtrąciła szybko. – A płaszcz… no, oddam w tym tygodniu.

– Tylko dlatego, że się ociepliło? – uniosłam brew.

– Przesadzasz – machnęła ręką. – Ja po prostu czuję się u was jak w domu – powiedziała, jakby to miało załatwić sprawę.

– I bardzo dobrze – odparłam. – Ale to „u siebie” nie oznacza, że można zabierać, co popadnie.

– Wiesz… kiedy ja byłam w twoim wieku, moja teściowa zachowywała się tak samo.

– Tak? – uśmiechnęłam się złośliwie. – To może czas, żeby coś zmienić?

Teściowa spojrzała na mnie, jakby próbowała ocenić, czy żartuję. Nie żartowałam.

– No dobrze. Jakie to mają być zasady?

Proste. Telefon albo SMS przed przyjściem. Pytanie, zanim cokolwiek weźmiesz.

W jej oczach mignęło coś pomiędzy irytacją a zaskoczeniem. Poczułam, że po raz pierwszy od dawna to ja trzymam ster.

Musiałam być stanowcza

Mama siedziała nieruchomo, jakby w głowie kalkulowała, ile będzie ją kosztować przestrzeganie tych zasad.

To teraz będziesz mnie kontrolować? – zapytała w końcu.

– Nie – odpowiedziałam spokojnie. – Po prostu chcę, żebyśmy się szanowały.

– A jeśli zapomnę zapytać? – podniosła brwi, jakby to był test.

Wtedy rzecz wraca tego samego dnia – odparłam. – I bez dyskusji.

– No pięknie – prychnęła. – Własna synowa stawia mi warunki.

Lepiej teraz niż w sądzie rodzinnym – uśmiechnęłam się półgębkiem.

– Myślałam, że będziesz dumna, że chciałam dobrze wyglądać na rozmowie o pracę.

– Mogłaś wyglądać dobrze w czymś innym – odparłam. – I nie chodzi o sam sweter. Chodzi o to, że czuję się jak ktoś, kto musi zamykać własną szafę na kłódkę.

– To przesada – mruknęła.

Na chwilę zapadła cisza. Mama odwróciła wzrok w stronę okna, jakby tam miała znaleźć lepszy temat rozmowy.

A Michał co na to? – zapytała po chwili.

– Michał wie, że nie jestem zachwycona – odpowiedziałam.

– To on cię namówił, żebyś zrobiła tę całą „rozmowę o granicach”? – parsknęła.

– Nie. Sama się namówiłam – powiedziałam z satysfakcją. – Bo ile można udawać, że wszystko jest w porządku.

Mama zmarszczyła czoło, ale nie odpowiedziała. A ja wiedziałam, że to dopiero cisza przed prawdziwą burzą.

Widziałam, jak walczy ze sobą

Teściowa odłożyła kubek z takim impetem, że herbata prawie się wylała.

– Wiesz co? – zaczęła ostrym tonem. – Naprawdę się staram. Pomagam z wnukiem, robię zakupy, czasem ugotuję obiad, a ty mi tu robisz kazania o swetrach.

– To nie kazania – odparłam chłodno. – To granice.

– Granice, granice… – powtórzyła z sarkazmem. – Kiedy trzeba było przychodzić codziennie, bo Michał miał delegację, to granic nie było.

Wtedy to była pomoc. Teraz to jest naruszanie prywatności.

– Prywatności? – prychnęła. – Przecież to mój syn!

– I mój mąż – poprawiłam. – Ale mieszkanie jest nasze. Ja też się liczę.

– Czyli co? Mam oddać klucz? – zapytała wyzywająco.

– Jeśli nie potrafisz go używać w odpowiedni sposób… to tak.

Teściowa patrzyła na mnie w milczeniu. Widziałam, jak walczy ze sobą. W końcu westchnęła ciężko.

– Dobrze. – Jej głos złagodniał, choć w oczach wciąż błyszczał bunt. – Spróbuję się dostosować.

– To wystarczy – skinęłam głową. – I wiesz… gdybyś po prostu zadzwoniła, pewnie i tak bym ci ten sweter pożyczyła.

Nie lubię pytać – mruknęła.

– A ja nie lubię, gdy ktoś bierze bez pytania – uśmiechnęłam się krzywo. – Musimy się spotkać w połowie drogi.

Mama przewróciła oczami, ale po chwili podeszła i przytuliła mnie krótko, jakby chciała zakończyć tę całą dyskusję.

– No dobrze. Spróbuję. Ale jak zobaczę coś naprawdę ładnego w twojej szafie… – zaczęła z figlarnym uśmiechem.

– To zadzwonisz – przerwałam jej. – Prawda?

– No… zobaczymy – mruknęła.

Nie było to idealne zakończenie, ale przynajmniej pierwszy krok został zrobiony.

Miałam nadzieję

Kiedy mama wyszła, w mieszkaniu zrobiło się dziwnie cicho. Kardigan leżał na oparciu fotela, jak trofeum w bitwie, której wynik jeszcze nie został rozstrzygnięty. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się, czy to ja przesadzam, czy może w końcu ktoś musi powiedzieć „stop”, zanim mój dom zamieni się w filię garderoby teściowej. Zaparzyłam sobie nową herbatę, usiadłam w fotelu i otuliłam się swoim swetrem. Tym razem naprawdę swoim. W tej chwili nie chodziło o wełnę, guziki czy kolor. Chodziło o to, że w końcu poczułam, że mogę postawić granice – nawet jeśli druga strona będzie próbowała je obejść. I może, kto wie, następnym razem, kiedy mama zobaczy coś ładnego w mojej szafie, sięgnie najpierw po telefon, a nie po klucz.

Kalina, 41 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama