Reklama

Kiedy poznałam Pawła, byłam pewna, że wygrałam los na loterii. Cichy, spokojny chłopak, który nie pali, nie pije, a do tego informatyka miał w jednym palcu i potrafił zarobić więcej niż przeciętny 28-latek. Byłam nim zauroczona – jego opanowaniem, tym, jak mnie słuchał, jak delikatnie się do mnie odnosił. Ale rzeczywistość po ślubie była inna niż moje wyobrażenia.

Z czasem Paweł przestał mnie słuchać. A właściwie – przestał mnie w ogóle zauważać. Całe dnie spędzał przy komputerze, w słuchawkach, w swoim świecie. Gdy mówiłam, kiwał głową, ale nie wiedziałam nawet, czy mnie słyszy. Czasem miałam wrażenie, że żyję z cieniem człowieka, który kiedyś był moim mężem.

Wtedy zaczął się do mnie zbliżać ktoś inny. Jego ojciec. Wojciech był inny niż Paweł – czarujący, elokwentny, pełen energii. Lubił rozmawiać. Patrzył mi w oczy, uśmiechał się, żartował. Początkowo myślałam, że to tylko sympatia – że traktuje mnie jak córkę. Ale jego spojrzenia zaczęły trwać zbyt długo. Komplementy – być zbyt dwuznaczne. A jego obecność – zbyt intensywna.

Zaczęło się od jednego obiadu. Od jego wzroku, wbitego we mnie, gdy siedzieliśmy wszyscy razem przy niedzielnym stole, a Maria nalewała rosół. Czułam, że coś się zmienia. Że nie jestem już dla niego tylko synową. Tylko czy sama też nie chciałam, by ktoś wreszcie na mnie spojrzał?

Teść flirtował ze mną

Do teściów przyjechaliśmy jak zwykle w piątek wieczorem. Paweł nie odzywał się przez całą drogę, zapatrzony w ekran telefonu, z jednym uchem wsuniętym w słuchawkę. Weszłam do domu pierwsza, z torbą na ramieniu, czując znajomy zapach rosołu i lawendy. Maria jak zwykle już coś gotowała, a Wojciech z uśmiechem podszedł do mnie, by pomóc mi zdjąć płaszcz.

– Kamilo, jak dobrze cię widzieć – powiedział cicho, niemal szeptem, zbliżając się bardziej niż to konieczne. – Pięknie dziś wyglądasz, rosół przestał być najciekawszy przy tym stole.

Zrobiło mi się gorąco. Maria zaśmiała się, a Paweł nawet nie podniósł wzroku znad telefonu. Usiadłam naprzeciwko Wojciecha, i przez całe popołudnie czułam jego spojrzenie. Takie przesuwające się po ramionach, szyi, ustach. Nawet kiedy rozmawiał z Marią o jakichś błahostkach, jego oczy co chwilę wracały do mnie.

Przy deserze, kiedy Maria na chwilę wyszła do kuchni, a Paweł znowu grzebał w telefonie, Wojciech przechylił się w moją stronę.

– Wiesz, nie rozumiem tego chłopaka – rzucił cicho. – Masz taką kobietę, a zachowuje się, jakbyś była meblem. Gdybym ja miał choć cień takiej szansy…

– Cień szansy? – zapytałam, niepewnie się uśmiechając.

– Cień szansy, żeby cię rozpieścić – dokończył, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Zamarłam. Gdyby nie obecność Pawła, być może nawet bym się zaśmiała, ale coś w tym, jak to powiedział, jak spojrzał – było zbyt prawdziwe, zbyt intensywne. A najgorsze było to, że nie poczułam się urażona.

Wieczorem leżąc obok Pawła, który od razu położył się na bok i zakopał pod koc, patrzyłam w sufit. Czułam, że to niewłaściwe. Ale czułam też, że wreszcie ktoś widzi we mnie kobietę.

Zaczęliśmy przekraczać granicę

Wojciech zgłosił się do pomocy przy wynoszeniu naczyń. Maria była w łazience, Paweł zniknął w pokoju, jak zwykle po obiedzie. Zostaliśmy sami w kuchni. Stałam przy zlewie, on podawał mi talerze. Nasze dłonie zetknęły się przy porcelanowej miseczce po kompocie. Nie odsunął ręki. Ani ja.

– Wiesz, Kamila… – zaczął cicho, niemal intymnym tonem – mężczyźni to idioci. Nie wiedzą, co mają, dopóki ktoś im tego nie pokaże.

Oparłam się o blat. Spojrzał mi prosto w oczy. Nie tak, jak patrzy ojciec na synową. Jak mężczyzna patrzy na kobietę. Poczułam dreszcz.

To chyba nie jest coś, co powinieneś mówić swojej synowej – wyszeptałam, próbując się zaśmiać, ale głos zadrżał.

– Może. Ale przecież nie tylko synową jesteś, prawda?

Stanął blisko. Zbyt blisko. Nasze ramiona prawie się dotykały. Pachniał czymś ostrym i ciepłym, jak skórzany fotel wystawiony na słońce. Czułam się zdezorientowana i pociągająca. Nie zrobił nic więcej. Ale to wystarczyło. To spojrzenie. Ten szept. Jego obecność tak blisko.

Wieczorem, leżąc obok Pawła, próbowałam wyrzucić to z głowy. Ale wracało. Jego słowa. Dłoń na mojej. To, że przez całe popołudnie już nie czułam się przezroczysta. Powinnam go odepchnąć. Powinnam... ale coś we mnie chciało, żeby mówił dalej. Żeby jeszcze raz spojrzał tak samo.

Była między nami chemia

Szłam po bułki do piekarni, ziąb smagał mnie po twarzy. I nagle – Wojciech. Wysiadł właśnie z auta, zamykał bagażnik. Zdziwiony, ale ucieszony.

– Kamila? Co za zbieg okoliczności!

Chciałam powiedzieć, że się spieszę, ale zaprosił mnie na kawę do pobliskiej cukierni. „Tylko piętnaście minut.” Siedzieliśmy tam prawie godzinę. Opowiadał o swoich pasjach, o młodości, o tym, co by zrobił inaczej. Patrzył mi w oczy, słuchał uważnie. Z każdą minutą czułam, że się otwieram.

Potem spotykaliśmy się częściej. Najpierw "przypadkiem". Potem z premedytacją. Preteksty? „Pomóż mi coś kupić dla Marii.” „Muszę pogadać z kimś, kto zrozumie.” Przekonywałam siebie, że to niewinne. Ale nie było.

Pierwszy pocałunek zdarzył się w jego samochodzie. Miałam wracać autobusem, ale zaoferował podwózkę. Zatrzymał się na uboczu, spojrzał na mnie długo i bez słowa pochylił się. Nie uciekłam. Całował mnie powoli, z pewnością, jakby wiedział, że na to czekałam.

Od tej chwili przestałam być żoną. Stałam się kochanką. Wymyślałam wymówki dla Pawła: dodatkowa zmiana, spotkanie z Anetą, boląca głowa. A Wojciech... sprawiał, że znowu czułam się kobietą. Wiedziałam, że to koniec mojego małżeństwa. Ale czy nie miało prawa się skończyć, skoro już dawno umarło?

Wszystko się wydało

Wszystko runęło jednego zwykłego popołudnia. Paweł wrócił wcześniej z pracy, zdenerwowany, coś mruczał pod nosem. Wojciech zostawił swój telefon na komodzie w przedpokoju. Nie wiem, co kazało Pawłowi go podnieść. Może chęć sprawdzenia godziny. A może przeczucie.

Usłyszałam jego głos. Z początku spokojny, ale potem narastający, pełen napięcia:

Kamila… możesz mi coś wyjaśnić?

Weszłam do salonu. Paweł stał z telefonem w dłoni. Na ekranie – nasze wiadomości. Zdjęcia. Godziny spotkań. Wszystko.

– To prawda? – zapytał, jego głos załamał się. – Mój własny ojciec? Ty i on?

Nie zdążyłam odpowiedzieć. Do pokoju wszedł Wojciech, z siatką jabłek w dłoni. Zamarł, widząc minę syna i telefon w jego rękach.

– Paweł… ja chciałem ci to wyjaśnić…

– Wyjaśnić? – Paweł zrobił krok do przodu. – Zdradziłeś mnie. Wbiłeś nóż w plecy. Jak mogłeś?

Wojciech milczał. Ja też. Maria, która właśnie wróciła z ogrodu, przystanęła w drzwiach i popatrzyła na nas jak na obcych ludzi.

Co tu się dzieje?

Spojrzałam na nią, potem na Pawła. Zebrałam resztki odwagi.

– To prawda – powiedziałam cicho. – To się wydarzyło. Ale już dawno nie byliśmy ze sobą naprawdę. Żyliśmy obok siebie. I nagle... ktoś mnie zauważył.

– To nie była tylko jej wina – dodał Wojciech. – Ja też...

– Nie mów już nic – przerwała mu Maria. – Nie chcę was słuchać. Nikogo z was. Jesteście dla mnie obcy.

Stała w miejscu, jakby ziemia usunęła się jej spod nóg. Paweł opuścił głowę, po czym wyszedł, nie mówiąc słowa. A ja... zostałam z tą ciszą, która bolała bardziej niż jakiekolwiek krzyki.

Dużo straciłam

Po tamtym dniu wszystko się rozpadło. Paweł wyprowadził się bez słowa. Spakował walizkę w pół godziny. Nie spojrzał mi w oczy. Maria wyrzuciła Wojciecha z domu. Nie krzyczała. Nie płakała. Po prostu wskazała na drzwi. „Nie wracaj” – powiedziała, a jej głos był twardy jak stal.

Zostałam w ciszy, której nie znałam. Telefon milczał. Paweł nie chciał mnie znać. Maria odcięła się całkowicie. Wojciech próbował utrzymać kontakt. Pisał, dzwonił, proponował spotkania. Przyszedł raz, z bukietem czerwonych tulipanów.

– Kamila, wiem, że to trudne, ale może jeszcze możemy coś zbudować…

Popatrzyłam na niego inaczej. Już nie przez pryzmat zauroczenia. Zobaczyłam w nim dojrzałego mężczyznę, który przez chwilę chciał poczuć młodość. Który brał, bo mógł. Który zafascynował się kimś, kto był łatwiejszy niż jego własna żona.

To był błąd – powiedziałam cicho. – Nie kochasz mnie. Kochasz to, że ktoś cię podziwiał.

– Może. Ale było nam dobrze, prawda?

– Było. Ale to już nie wróci.

Nie protestował. Odwrócił się i wyszedł. Zostałam z niczym. Bez męża. Bez rodziny. Nawet bez tej złudnej bliskości z Wojciechem. Ale może… może nic jest lepsze niż życie w iluzji.

Kamila, 32 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama