„Teść uważa mnie za niedojdę. Nasz ślub skończył się rozwodem, bo upokorzył mnie przy wszystkich”
„A jednak Natalia mnie kochała. Byłem tego pewien. I to mi wystarczało. Ale tamtego wieczoru, przy stole weselnym, poczułem, że wystawiono mnie na próbę. Bo Ryszard nie zamierzał tego wieczoru odpuścić”.

To miał być najszczęśliwszy dzień mojego życia. Wesele. Huczna zabawa, rodzina, przyjaciele, początek nowego etapu. I faktycznie – od rana czułem się jak w jakimś filmie, trochę surrealistycznym, ale jednak wciąż romantycznym. Natalia wyglądała przepięknie, goście się bawili, orkiestra grała jak należy. Tyle że ja nie mogłem się w pełni cieszyć. Coś wisiało w powietrzu.
Nie lubił mnie
Siedział przy stole głównym, sztywno wyprostowany, z miną człowieka, który przyszedł tu z obowiązku. Mój teść, Ryszard. Jego spojrzenie mówiło wszystko. „To się nie powinno zdarzyć”, „Moja córka mogła mieć kogoś lepszego”, „Ten chłopak sobie nie poradzi”.
Zawsze byłem dla niego kimś niewystarczającym. Mój zawód? Nie dość prestiżowy. Zarobki? Za małe. Plany na przyszłość? Według niego niezbyt ambitne. Każde spotkanie z nim kończyło się jakimś przytykiem, drwiącą uwagą, niby niewinnym żartem.
A jednak Natalia mnie kochała. Byłem tego pewien. I to mi wystarczało. Ale tamtego wieczoru, przy stole weselnym, poczułem, że wystawiono mnie na próbę. Bo Ryszard nie zamierzał tego wieczoru odpuścić.
To był ten moment – wręczanie prezentów. Goście ustawiali się w kolejce, składali nam życzenia, ściskali dłonie i wręczali koperty albo pakunki przewiązane wstążką. Uśmiechałem się, dziękowałem, rzucałem jakieś krótkie „to miłe” czy „nie trzeba było”, ale całą uwagę miałem skupioną na jednym człowieku.
Ryszard siedział przy stole, popijając wino. Czekał. I ja też czekałem. W końcu to musiało nastąpić.
– No to my chyba też powinniśmy coś dać, co? – odezwał się w końcu, odkładając kieliszek i teatralnie się podnosząc. Wszyscy skierowali na niego wzrok.
Czułem się upokorzony
Podszedł powoli, nonszalancko. W ręku trzymał białą kopertę.
– No, Olku – powiedział głośno, z wyraźnym zadowoleniem. – Mam nadzieję, że wystarczy na coś porządnego, bo wiem, że z twoją pensją to ciężko.
Kilka osób zaśmiało się nerwowo. Ktoś chrząknął. Ktoś inny spuścił wzrok. Tylko Ryszard stał pewnie, dumnie, jakby właśnie powiedział jakiś zabawny żart. Poczułem, jak robi mi się gorąco.
Natalia dotknęła mojej ręki. Jakby chciała mnie powstrzymać, zanim w ogóle zareaguję. Powoli otworzyłem kopertę. W środku był banknot o najniższym nominale i kartka. „Dla faceta, który nie potrafi zarobić na rodzinę”. Wpatrywałem się w te słowa, a krew pulsowała mi w skroniach.
Mogłem udawać, że to mnie nie rusza. Mogłem się roześmiać, rzucić jakimś „No, ale pan ma poczucie humoru!”. Mogłem zrobić coś, cokolwiek, żeby nie pokazać, jak bardzo mnie to dotknęło. Ale nie zrobiłem nic z tych rzeczy. Zacisnąłem zęby, zamknąłem kopertę i rzuciłem ją na stół.
– Dziękuję, ale twojej łaski nie potrzebuję – powiedziałem cicho, ale stanowczo.
Odwróciłem się i wyszedłem z sali. Za plecami usłyszałem poruszenie.
– Olek, czekaj! – krzyknęła Natalia.
Po chwili jej kroki odbijały się od podłogi, gdy ruszyła za mną.
Miałem tego dość
Wyszedłem na zewnątrz, na taras. Chłodne powietrze uderzyło mnie w twarz, ale nie pomogło ostudzić złości, która rozrywała mnie od środka. Oparłem się o balustradę, zaciskając dłonie w pięści.
– Olek! – Natalia wybiegła za mną, zatrzymała się i spojrzała na mnie błagalnie. – Nie rób sceny…
– Sceny?! – parsknąłem gorzko, odwracając się do niej. – To ja robię scenę? Nie twój ojciec, który postanowił urządzić sobie ze mnie publiczne pośmiewisko?
– To był głupi żart – powiedziała cicho.
– Żart? – powtórzyłem powoli. – To było upokorzenie. Przed twoją rodziną, przed naszymi znajomymi. Przed całą salą!
– On taki jest… – zaczęła, ale przerwałem jej ruchem ręki.
– Wiem, jaki jest. Od zawsze dawał mi do zrozumienia, że jestem nikim. Ale myślałem, że chociaż w dniu naszego ślubu będzie umiał się pohamować.
Nic nie powiedziała
Natalia odwróciła wzrok. Widziałem, że jest jej trudno, ale to wcale mnie nie uspokajało.
– To nie znaczy, że cię nie szanuje – powiedziała w końcu.
– A jak to nazwiesz? To jakiś jego specyficzny sposób na okazanie mi sympatii?
Przez chwilę milczeliśmy, słysząc przez otwarte drzwi odgłosy muzyki i śmiechów gości. Dwie równoległe rzeczywistości – tam była radość, a tu, na tarasie, mój gniew i jej niepewność.
– Po prostu nie chcę, żebyśmy psuli ten dzień – wyszeptała.
Poczułem, jak coś we mnie pęka.
– Nie psuli?! – powtórzyłem z niedowierzaniem. – On mnie zniszczył, a ty chcesz, żebym to zignorował, bo nie chcesz psuć atmosfery?!
– To nie tak… – zaczęła, ale nie miała już w głosie przekonania.
– Wiesz, czego potrzebowałem w tej chwili? – zapytałem cicho. – Żebyś powiedziała mu coś. Cokolwiek. Żebyś stanęła po mojej stronie.
– Olek…
– Ale nie zrobiłaś tego – przerwałem jej. – Wolałaś, żebym się uśmiechnął i udawał, że wszystko jest w porządku.
Atmosfera się zepsuła
Natalia otworzyła usta, ale zamknęła je po chwili. Widziałem, że w jej oczach zbierają się łzy.
– Kocham cię – wyszeptała.
Westchnąłem ciężko i przetarłem twarz dłonią.
– Też cię kocham – powiedziałem. – Ale to nie zmienia faktu, że właśnie dałaś mi jasno do zrozumienia, gdzie są twoje granice.
Nie powiedziała nic więcej. Patrzyła na mnie, jakbym nagle się oddalił, choć fizycznie staliśmy tak blisko siebie. W końcu ruszyłem w stronę schodów prowadzących do ogrodu.
– Dokąd idziesz? – zapytała, a w jej głosie było coś, czego nie umiałem zidentyfikować.
– Potrzebuję odetchnąć – mruknąłem.
I zszedłem po schodach, zostawiając ją tam samą.
Poranek po weselu był dziwny. Siedzieliśmy w kuchni. Natalia właśnie skończyła mówić o tym, jak dobrze bawili się nasi znajomi, ale ja słuchałem tylko połowicznie. W końcu nie wytrzymałem.
– Więc co? Zamierzamy udawać, że nic się nie stało? – spytałem, odstawiając kubek z kawą na stół.
Podniosła na mnie oczy, jakby wcale się nie spodziewała tego pytania.
– Olek… – westchnęła. – Naprawdę nie chcę, żebyśmy zaczynali nasze małżeństwo od kłótni.
– To nie ja zacząłem – przypomniałem jej gorzko.
Chciała odpuścić
Przez chwilę milczała.
– Nie moglibyśmy po prostu tego zostawić? – zapytała cicho.
– Zostawić? – powtórzyłem. – Mam zaakceptować, że twój ojciec będzie mną pomiatał przy każdej możliwej okazji i po prostu nie reagować?
– Nie o to chodzi… – zaczęła, ale w jej głosie nie było przekonania.
– W takim razie o co? – zapytałem. – Bo dla mnie to wygląda tak: twój ojciec mnie upokorzył, a ty próbujesz mi wmówić, że najlepszą opcją jest zamiecenie tego pod dywan.
Natalia odwróciła wzrok.
– On się nie zmieni. Taki już jest. Wiem, że to boli, ale jeśli będziemy na to reagować, to tylko podsycimy konflikt.
– Mam dać upokarzać, żeby był święty spokój? – prychnąłem.
– Nie, ale czasem trzeba być mądrzejszym.
– Mądrzejszym? Czyli mam siedzieć cicho i przyjmować ciosy, żeby nie robić zamieszania?
– Po prostu nie chcę, żebyśmy się przez to kłócili – powiedziała w końcu.
Parsknąłem śmiechem.
– A ja nie chcę, żeby twój ojciec traktował mnie jak śmiecia.
Natalia spojrzała na mnie zranionym wzrokiem.
– To co teraz? – zapytała cicho.
Westchnąłem i przeczesałem palcami włosy.
– Jeśli odpuścimy mu teraz, on nigdy nie przestanie mnie traktować jak nieudacznika.
Nie odpuszczał
Kilka dni później pojechaliśmy do teścia. Siedział w fotelu jak król we własnym królestwie. Gdy wszedłem, uniósł brew, a kącik jego ust drgnął w lekkim uśmieszku.
– No proszę, zięć się pojawił. Już ci przeszło? – mruknął, popijając kawę.
Natalia stała obok, spięta. Teściowa krzątała się nerwowo w kuchni, unikając spojrzeń.
– Nie przyszliśmy na kawę – powiedziałem chłodno.
– Oho, będzie kazanie – Ryszard skrzyżował ramiona.
Podszedłem bliżej.
– Chcę jedno wiedzieć – powiedziałem cicho. – Po co to zrobiłeś?
– Co takiego? – udał zdziwienie.
– Publiczne poniżenie mnie. Ta koperta, te słowa. Czemu?
Ryszard odchylił się w fotelu.
– Jeśli nie masz dystansu do siebie, to twój problem, chłopcze.
Poczułem, jak zaciskam pięści.
– A może po prostu nie masz do mnie szacunku?
– Moja córka zasługuje na kogoś lepszego – powiedział bez cienia wahania.
Zerknąłem na Natalię. Milczała.
– Tato, przestań… – wyszeptała w końcu.
Zaśmiał się cicho.
– Co, nie wolno mi mówić prawdy?
Miarka się przebrała
Patrzyłem na niego chwilę, potem powoli skinąłem głową.
– W porządku – powiedziałem. – Skoro nie zamierzasz mnie szanować, ja też nie będę udawał.
Odwróciłem się do drzwi.
– Olek… – Natalia chwyciła mnie za rękę, ale wysunąłem dłoń z jej uścisku.
– Nie wiem, czy dam radę tak żyć – powiedziałem tylko i wyszedłem.
Siedziałem w naszym mieszkaniu, patrząc na kopertę od teścia. Wciąż tam leżała, jak symbol wszystkiego, czego nie mogłem przełknąć. Natalia przyszła wieczorem. Usiadła obok, milczała.
– Olek, kocham cię – powiedziała w końcu. – Nie chcę, żebyśmy przez niego rozwalili nasz związek.
Spojrzałem na nią. Zmęczoną, zranioną, ale wciąż moją Natalię.
– A ja nie chcę żyć w rodzinie, w której nigdy nie będę szanowany – odpowiedziałem cicho.
Łzy napłynęły jej do oczu.
– Więc co teraz?
Nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem. Czy miłość wystarczy, jeśli codziennie będę musiał walczyć o własną godność? Nie mam pojęcia.
Aleksander, 33 lata
Czytaj także:
„Zatrudniłam młodego ogrodnika, by na wiosnę wypielęgnował ogród. Obrobił nie tylko moje grządki”
„W naszym domu króluje meblościanka z PRL-u i cerata na stole. Wstyd mi przed znajomymi, że mieszkam w takiej norze”
„Rodzinny biznes na wsi miał zrobić z nas milionerów. Zaufałem krewnym i wyszedłem na tym jak Zabłocki na mydle”

