Reklama

Od pięciu lat mieszkam w domu moich teściów. Taki był układ – oni pomogą z kredytem, my pomożemy w ogrodzie, w zakupach, w życiu. I choć z początku czułam ulgę, że nie musimy martwić się o czynsz, z czasem coraz częściej czułam, że siedzę w cudzym świecie, którego nigdy nie stworzyłam po swojemu.

Marek, mój mąż, znika codziennie przed siódmą i wraca po dziewiętnastej. Niby rozmawiamy, ale to już nie są rozmowy, tylko komunikaty: „zrobiłaś zakupy?”, „co na obiad?”, „zawiozłaś mamie leki?”. Nocami leżymy obok siebie, jakby nas tam nie było.

W takich chwilach widzę Stefana. Teścia. Ma ten sposób patrzenia, przez który czuję się jak kobieta. Tak, jak Marek patrzył na mnie kiedyś. Stefan nie musi dużo mówić – wystarczy jedno zdanie, a nagle wracam myślami do czasów, kiedy jeszcze ktoś za mną tęsknił.

Pamiętam pierwszy raz, gdy to powiedział. W kuchni, po śniadaniu, kiedy zostaliśmy sami:'

– Jesteś słodsza niż brzoskwinia, Julia. Mówię ci to zupełnie szczerze.

Zamarłam wtedy z filiżanką w dłoni. To było niewinne zdanie. Ale od niego wszystko się zaczęło.

Mąż był nieczuły

– Marek, ja tak nie potrafię już... – zaczęłam nieśmiało, siadając obok niego na kanapie. Oczy miał wbite w laptopa. Jak zwykle.

– Co znowu? – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Ja nie wiem, czy ty mnie w ogóle jeszcze widzisz. Żyjemy obok siebie, jak współlokatorzy. Wiesz, że ja czasem siedzę w sypialni i wyobrażam sobie, że mnie nie ma? Że wychodzę i nikt nie zauważa?

Marek westchnął, jakbym mówiła o pogodzie.

– Julia, serio? Teraz? Mam raport do wysłania. Możemy o tym pogadać jutro?

– A jutro też powiesz, że masz spotkanie? A pojutrze, że jesteś zmęczony? Marek... ja się duszę – głos mi zadrżał.

Zamknął laptopa. Wreszcie spojrzał na mnie.

– Jesteś przewrażliwiona. Wszystko jest dobrze. Po prostu mamy teraz ciężki czas.

– Wszystko jest dobrze? – parsknęłam. – Może ktoś inny by mnie potrafił bardziej docenić.

Milczał przez chwilę, jakby ważył, czy warto wchodzić w ten temat. W końcu wzruszył ramionami.

No to może niech cię doceni – rzucił i wrócił do swojego komputera.

Wyszłam. Potrzebowałam powietrza. A może po prostu pretekstu, żeby nie czuć się kompletnie niewidzialna.

Przypomniałam sobie dotyk Stefana, kiedy ostatnio przeszedł za mną w kuchni. Ciepła dłoń na moich plecach. Trwało to sekundę. A ja potem czułam to miejsce przez cały dzień. Czułam, jak odżywam. Nie, nie mogę tego robić. Ale myśl, że ktoś mnie widzi... że jeszcze komuś się podobam... była jak zakazany owoc. I smakowała coraz lepiej.

Teść mnie rozumiał

Była sobota. Marek znów zniknął do pracy – „awaryjna narada, szef kazał”. Maria poszła na zakupy, jak co weekend. Zostałam sama z teściem.

– Napijesz się kawy? – zapytałam, starając się, żeby mój głos brzmiał naturalnie.

Tylko jeśli to ty mi ją zrobisz – odparł z uśmiechem. Ten jego uśmiech był niebezpieczny. Trochę bezczelny, trochę ciepły. I bardzo... męski.

Zaparzyłam kawę, a kiedy podałam mu filiżankę, zatrzymał moją dłoń.

– Kto by pomyślał, że mój syn ma taką perełkę w domu – powiedział cicho.

– Proszę cię... – próbowałam się roześmiać, ale wyszło mi coś pomiędzy zduszeniem a zakłopotaniem.

– Nie, mówię poważnie. Jesteś piękna, Julia. A Marek... No cóż, on chyba zapomniał, jakie ma szczęście.

Patrzył mi w oczy. Zbyt długo. Zbyt intensywnie. Chciałam odsunąć dłoń, ale nie zrobiłam tego.

Jesteś słodsza niż brzoskwinia. I pachniesz jak lato – wyszeptał.

Poczułam, jak serce wali mi w piersi.

– Stefan... nie mów tak.

– A czemu nie? Przecież nikt nie słyszy.

Nie odpowiedziałam. Potem usiadł bliżej, tak blisko, że czułam jego ciepło. Położył rękę na mojej. Nie gwałtownie. Powoli. Delikatnie. Jakby sprawdzał, czy mu na to pozwolę. A ja nie uciekłam. Próbowałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. W tamtej chwili wszystko się pomieszało – ciekawość, podniecenie, strach. I ta przerażająca świadomość, że po raz pierwszy od dawna czułam się pożądana. Nie, to jeszcze nie był grzech. Ale była to pierwsza chwila, kiedy nie chciałam, żeby ktoś wrócił do domu.

Pocałował mnie

Zeszłam do garażu po wino. Maria poprosiła wcześniej, żebym przyniosła z półki w rogu, tej za starymi pudłami z zabawkami Marka. Drzwi skrzypnęły. W środku było chłodno, pachniało kurzem, starym drewnem i... męskimi perfumami? Stefan stał przy regale.

– Szukałem jakiegoś czerwonego na wieczór – powiedział, obracając butelkę w dłoniach. – Ale chyba muszę spytać specjalistki.

– To Maria mnie przysłała – wyjaśniłam. – Chce coś do kolacji.

– Maria już położyła się. Boli ją głowa. I Marek pewnie znów wróci późno. Zostałaś tylko ty i ja.

Mówił to spokojnie, jakby to było coś zupełnie naturalnego. Podeszłam do regału, żeby wyciągnąć odpowiednią butelkę. Schyliłam się. Poczułam go za sobą. Oddychał mi nad karkiem. Stałam sparaliżowana.

– Julia – powiedział cicho. – Wiem, że tego chcesz tak samo jak ja.

Odwróciłam się powoli. Serce tłukło mi się jak szalone.

– Nie możemy – szepnęłam.

– Właśnie dlatego musimy – odparł i zanim zdążyłam się odsunąć, jego usta znalazły się na moich.

To nie był czuły pocałunek. Był głodny. Zuchwały. Taki, jakiego nie czułam od lat. Moje ciało zareagowało szybciej niż rozsądek. Jęknęłam mu w usta, a dłonie same zacisnęły się na jego koszuli. Nie wiem, jak długo to trwało. Kilka sekund? Kilkadziesiąt? Wyszarpnęłam się z jego ramion.

– Muszę iść – wymamrotałam.

Wybiegłam z garażu, niemal potykając się o własne nogi. Wpadłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. W oczach miałam łzy. Na twarzy – pożądanie.

Teściowa coś przeczuwała

– Julia, mogę z tobą porozmawiać? – Maria weszła do kuchni niespodziewanie cicho, jak na nią.

Od razu wyczułam napięcie w jej głosie.

– Oczywiście – odpowiedziałam, próbując brzmieć naturalnie, choć w środku ścisnęło mnie jak przed sprawdzianem.

Usiadła naprzeciwko mnie. Jej wzrok przeszywał mnie na wskroś.

– Wiem, że Stefan potrafi być... czarujący. Zawsze taki był. Ale Julia... uważaj na niego. On... potrafi oczarować, ale to niebezpieczne.

Zadrżała mi ręka z filiżanką.

– Nie rozumiem, co masz na myśli – powiedziałam szybko. Zbyt szybko.

Naprawdę nie rozumiesz? – Maria uniosła brew. – Jesteś młoda. Ładna. I zagubiona. Wiem, jak on patrzy. Ja to znam.

Próbowałam się uśmiechnąć, ale moje usta zdradzały niepokój.

– Nie ma o czym mówić, Mario.

– Mam nadzieję, Julia. Naprawdę mam nadzieję.

Wyszła bez słowa. A ja zostałam z bijącym sercem i dłonią zaciśniętą na filiżance, jakby miała mnie uratować od upadku. Maria coś wie. I właśnie to sprawiło, że poczułam dreszcz... ekscytacji.

Od tamtej chwili wszystko przyspieszyło. Stefan zaczął przychodzić wieczorami na „papierosa do ogrodu”. Ja – niby przypadkiem – wychodziłam na taras. Rozmawialiśmy. Szeptem. O niczym i o wszystkim. W pewnym momencie położył mi dłoń na kolanie.

Spotkajmy się wieczorem, na spacerze. Nad rzeką. Gdy Marek zaśnie.

Pokiwałam głową. Nawet nie próbowałam zaprzeczać. Chciałam tego. Chciałam go. I bałam się tylko jednego – że ktoś nas zobaczy. Ale nie bałam się już tego, co będzie dalej. Bo wiedziałam, że i tak jest już za późno.

Mąż się wściekł

Marek siedział na kanapie z piwem, zapatrzony w ekran. Coś burknął pod nosem, gdy powiedziałam, że idę na spacer. Nawet nie spojrzał.

Wieczór był chłodny, ale nie czułam zimna. Czułam tylko gorączkę. Stefan już czekał. Miał na sobie długi płaszcz i ten sam zapach, który rozpoznawałam nawet z zamkniętymi oczami.

– Jesteś – powiedział. – Myślałem, że się przestraszysz.

Ja się już nie boję – odpowiedziałam, wpatrując się w jego oczy.

Spacerowaliśmy długo. Mówił, że lubi we mnie to, że potrafię słuchać. Że jest coś w moim spojrzeniu. Że... A potem był dotyk. Jego usta na moich. Jego dłonie na moich biodrach. Drżące palce. Szeptane „Julia...”. Aż usłyszeliśmy sygnał telefonu. Mój. MAREK – 3 nieodebrane połączenia. Serce podeszło mi do gardła. Stefan odsunął się.

– Spokojnie – powiedział. – Po prostu powiedz, że poszłaś do sklepu.

Ale gdy wróciłam, Marek czekał przy drzwiach. Twarz miał dziwnie spokojną. W ręku trzymał mój telefon.

– Z kim pisałaś „nie mogę się doczekać”? – zapytał cicho.

– Marek, to nie...

– To nie co?! – ryknął. – To nie było do mojego OJCA?!

Zamilkłam. Nie potrafiłam nic powiedzieć.

– Do cholery, Julia! To mój ojciec! – wrzeszczał. – Jak mogłaś?!

– Może dlatego, że przynajmniej on patrzył na mnie jak na kobietę! – wykrzyczałam mu w twarz.

Wtedy poleciała szklanka. Uderzyła w ścianę. Pobiegłam do sypialni, z trudem łapiąc oddech. On wyszedł. Trzasnęły drzwi. Zostałam sama. W tej ciszy słyszałam tylko jedno: własne łkanie.

Nie wiem, co teraz będzie

Marek śpi obok mnie. Na tym samym łóżku, co zawsze. Oddycha ciężko, jakby wszystko było po staremu. Ale nic nie jest po staremu.

Nie mówi o tym, co się stało. Nie pyta. Ja też milczę. Wie. Ale postanowił udawać, że nie. Może tak jest łatwiej. Może tak wygląda nasze nowe małżeństwo – bez słów, bez bliskości, z udawaną normalnością.

Maria patrzy na mnie jak na obcą. Stefan... Stefan zachowuje się, jakby był niewinny. Czasem rzuci spojrzenie. Czasem uśmiech. Jakby wciąż mnie miał. A ja siedzę wieczorami w kuchni, gapiąc się w ciemność za oknem. Nie wiem, jak to się wszystko potoczy. Nie wiem, czy Marek kiedyś wybuchnie, czy wyjdzie bez słowa. Nie wiem, czy ja w ogóle jeszcze go kocham. Ale wiem jedno – w tym domu już nigdy nie będę spać spokojnie.

Julia, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama