„Teść przyszedł do mnie z prośbą o dużą pożyczkę. Gdy odmówiłam, nagle zaczął mnie traktować jak śmiecia”
„– Nie mam takiej sumy – skłamałam. – I nawet gdybym miała, nie mogę ci jej dać, przepraszam. Spojrzał na mnie, jakby pierwszy raz widział. Milczał chwilę, potem skinął głową. – Rozumiem – powiedział chłodno. – Dobrze wiedzieć, na kogo można liczyć w rodzinie”.

- Redakcja
Nie uważam się za osobę konfliktową. Właściwie to przez całe życie starałam się unikać sporów, szczególnie tych rodzinnych. Zresztą, zawsze miałam w głowie jedno: że rodzina to świętość, że trzeba dbać o relacje, nawet jeśli czasem są trudne. Może właśnie dlatego przez tyle lat zaciskałam zęby, kiedy Edward – mój teść – rzucał kąśliwe uwagi przy obiedzie, kiedy z przekąsem komentował, że „kobieta przy laptopie to żadna praca” albo że „dzieci to nie mają matki, tylko menadżerkę”.
Nie chciałam się kłócić. Dla świętego spokoju kiwałam głową, udawałam, że nie słyszę. Ale ostatnio... coś we mnie pękło.
Starałam się być miła
Mam dwójkę dzieci i męża, Piotra. Pracuję na kierowniczym stanowisku w dużej firmie. Praca to moja pasja, ale też ciężar – bo wiem, że wiele osób uważa, że matka nie powinna być aż tak zajęta. Zawsze starałam się to godzić – dom, dzieci, obowiązki. I szczerze? Wydawało mi się, że całkiem nieźle mi to wychodzi. Przynajmniej do tej pory.
Z Edwardem – ojcem Piotra – od początku nie było łatwo. To typ człowieka, który zawsze wie lepiej. Lubi mieć ostatnie słowo, nie znosi sprzeciwu. Dawniej prowadził własną firmę – mówił, że to „on utrzymywał rodzinę i budował wszystko od zera”. Nie wątpię, że ciężko pracował. Ale odkąd przeszedł na emeryturę, ewidentnie nie potrafił sobie znaleźć miejsca. I coraz częściej próbował ustawiać nam życie – od tego, co dzieci powinny jeść, po to, jak długo mogą korzystać z tabletu.
Zawsze starałam się być grzeczna. Wychowana w domu, gdzie „dorosłego się nie poprawia”. Ale wszystko ma swoje granice. I wierz mi – kiedy pewnego dnia teść zapukał do moich drzwi i powiedział: „Magdo, potrzebuję od ciebie pożyczki”, poczułam, jak całe to moje spokojne życie zaczyna się chwiać w posadach.
Bo ta prośba – chociaż z pozoru niewinna – okazała się początkiem czegoś znacznie większego. Początkiem końca iluzji, że wszyscy w tej rodzinie się wspieramy. Początkiem wojny, którą stoczyłam w czterech ścianach naszego domu.
Teść chciał pożyczyć kasę
– Magdo, możemy porozmawiać? – Edward stanął w progu, w tej swojej kurtce z lat 90., której za nic nie chciał wymienić. Stał tam jak urzędnik losu, z poważną miną i oczami wbitymi w podłogę.
– Oczywiście – odparłam, choć już czułam, że coś się święci.
Usiedliśmy w kuchni. Postawiłam mu herbatę, ale nie dotknął. Oparł dłonie na stole i przez chwilę milczał. Potem wziął głęboki oddech.
– Mam... chwilowe trudności finansowe. Wiesz, jak to jest – ceny, inflacja, życie. Potrzebowałbym piętnastu tysięcy. Na krótko. Może dwa miesiące. Maksymalnie trzy.
Zamarłam. To nie była mała kwota. A ja wiedziałam – czułam to w kościach – że to nie są „chwilowe trudności”. Mój teść miał długi. Ktoś z rodziny Piotra kiedyś się wygadał. Wiem, że sprzedał już część sprzętu po firmie i miał nieudany „złoty interes”. I że od dawna kombinował, od kogo pożyczyć.
– Nie mam takiej sumy – skłamałam. – I nawet gdybym miała, nie mogę ci jej dać, przepraszam.
Spojrzał na mnie, jakby pierwszy raz widział. Milczał chwilę, potem skinął głową.
– Rozumiem – powiedział chłodno. – Dobrze wiedzieć, na kogo można liczyć w rodzinie.
I wyszedł. Bez słowa. Bez herbaty. Nawet nie zamknął drzwi.
Zostałam sama w kuchni, z szumem czajnika i bijącym sercem. Miałam ochotę zadzwonić do Piotra, ale coś mi mówiło, że to dopiero początek.
Mąż był na mnie zły
– Odmówiłaś mu?! – Piotr niemal krzyknął, kiedy opowiedziałam mu, co zaszło. Przyszedł późnym wieczorem, zmęczony po pracy, a ja uznałam, że nie będę tego dłużej odwlekać.
– Piotr, on nie powiedział prawdy. To nie są żadne „chwilowe trudności”. Twój ojciec ma długi. I ja nie zamierzam przykładać ręki do jego kolejnych kłamstw – mówiłam spokojnie, ale z każdą chwilą czułam, jak coś we mnie pęka. Bo ten ton... Ten wzrok mojego męża – pełen niezrozumienia, wręcz rozczarowania – bolał bardziej, niż mogłam przypuszczać.
– Ale to mój ojciec! On mnie wychował, harował całe życie! – Piotr gestykulował, jakby próbował coś zrzucić z siebie, cały ten ciężar emocji, który gdzieś tam w nim buzował. – Myślisz, że zrobiłby coś, co mogłoby nas skrzywdzić?
– A ja jestem kto? – zapytałam cicho. – Obca kobieta, którą się toleruje, póki gotuje obiady i mówi „tak”? Piotr, on mną gardzi. Zawsze to czułam. A teraz, kiedy mu odmówiłam, potwierdziłam tylko, że nigdy nie będę dla niego „rodziną”.
Piotr zamilkł. Patrzył na mnie długo, z bezradnością, której nie potrafił ukryć. Potem westchnął i poszedł do dzieci. Zostałam sama w salonie. Czułam się... odcięta. Jakby ktoś przeciął niewidzialną nić łączącą mnie z tym domem. A najgorsze było to, że już wtedy wiedziałam, że Edward się nie wycofa. Że ta wojna właśnie się zaczęła.
Teść mnie obrażał
Nie spałam tamtej nocy. Nasłuchiwałam. Ciszy. Oddechów dzieci. Tykania zegarka. Aż w końcu usłyszałam – głosy. Dochodziły z salonu. Zeszłam po cichu po schodach, bose stopy na zimnym parkiecie, w sercu drżenie.
– …bo wiesz, Piotruś, są kobiety i są wredne baby. Twoja żona należy do tej drugiej kategorii – usłyszałam głos Edwarda. – Karierowiczka. Taka, co to najpierw liczy, a potem pyta, czy ktoś jeszcze żyje.
Zamarłam. Stałam za rogiem, skamieniała.
– Tato… przestań. – Głos Piotra był cichy, zmęczony.
– Nie. Nie przestanę. Ona cię odcina od rodziny. Mówię ci, że to się źle skończy. Ty siedzisz z nią w tym domu, a ja? Nawet nie chciała mnie wysłuchać.
– Ona… ma swoje racje – wymamrotał Piotr.
Nie wytrzymałam.
– Racje?! – wpadłam do salonu. Obaj zamarli. – A może po prostu przestałam się bać mówić „nie”?
Edward spojrzał na mnie z pogardą.
– Podsłuchujesz, Magdo? To też masz w CV oprócz bycia panią kierownik?
– Tak, i mam też w CV nie bycie naiwną. I nie wspieranie cudzych długów. I nie robienie z siebie idiotki dla świętego spokoju.
– Patrz, Piotrek – westchnął Edward teatralnie. – To nie kobieta. To cyborg.
Nie wytrzymałam.
– Wynocha z mojego domu. Teraz.
Zamilkł. Popatrzył mi w oczy, wziął kurtkę. I wyszedł. Z trzaskiem drzwi.
Piotr siedział bez słowa. Nie spojrzał na mnie.
– Naprawdę tak o mnie myślisz? – zapytałam.
Milczał.
– Świetnie – wyszeptałam i wróciłam do sypialni.
Tego wieczoru pierwszy raz pomyślałam, że nie wiem, z kim tak naprawdę żyję.
Wyżaliłam się siostrze
Następnego dnia wstałam wcześniej niż zwykle. Przeszłam przez dom jak cień – bez kawy, bez radia, bez rozmowy. Wzięłam torebkę, płaszcz i wyszłam, zanim dzieci się obudziły. Jechałam przed siebie, bez planu. Zatrzymałam się dopiero przed domem mojej siostry.
– Magda?! – otworzyła drzwi w piżamie, z zaspanym spojrzeniem. – Boże, co się stało?
– Mogę wejść?
Bez słowa zrobiła mi miejsce. Dopiero przy kuchennym stole pękłam. Łzy kapały mi do herbaty, głos miałam chropawy jak stary papier.
– On mnie nie obronił, rozumiesz? Stał, kiedy jego ojciec mówił o mnie jak o... jak o wrogu.
– A dzieci? – spytała cicho.
– Dzieci... Edward obsypuje je prezentami. Cukierki, bajki, uwaga. Chce im pokazać, że tylko on ich kocha. A ja? Jestem zła, bo mówię „nie”.
Wieczorem nie wróciłam do domu. Poszłam na długi spacer przez osiedle, gdzie nikt mnie nie znał. Płakałam jak dziecko. Gdy wróciłam do siostry, zadzwoniłam do Piotra.
– Jesteś?
– Tak – jego głos był jak ściana.
– Porozmawiamy?
– Dzieci śpią.
– Nie pytam o dzieci, pytam o ciebie. O nas.
Zamilkł. Po chwili powiedział:
– Tata mówi, że dramatyzujesz. Że wystarczyło pomóc, ale ty musiałaś to zrobić na pokaz.
Zrobiło mi się zimno, jakby ktoś otworzył okno w styczniu.
– Czyli ty też tak myślisz?
– Nie wiem, Magda. Już nie wiem.
Rozłączyłam się. I wtedy dotarło do mnie coś brutalnego: on naprawdę „już nie wie”. A ja zostałam całkiem sama z decyzjami, które powinny być wspólne.
Postawiłam granice
Drzwi otworzyły się o dziesiątej rano. Stał w nich Edward. Bez zapowiedzi. Z tym swoim znoszonym uśmiechem, który teraz bardziej przypominał grymas.
– Musimy pogadać – oznajmił, zanim w ogóle zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Bez emocji. Jak dorośli.
– Proszę bardzo – oparłam się o framugę. Nie wpuściłam go do środka.
– Wiesz... Zastanawiałem się, czemu właściwie odmówiłaś. I doszedłem do wniosku, że to był test. – Uśmiechnął się, jakby właśnie wypowiedział coś genialnego. – Chciałem sprawdzić, czy jesteś lojalna. Czy stawiasz rodzinę ponad wszystko.
Prychnęłam.
– Lojalna? Ja? Czyli odmowa pożyczki to zdrada? A ty? Ty możesz manipulować, obrażać, dzielić ludzi i to jest w porządku, bo jesteś „rodziną”?
– Nie zgrywaj mądrali. – Ton mu się zaostrzył. – Zawsze myślałaś, że jesteś lepsza, bo masz etat, ładny płaszczyk i samochód z salonu. Ale to ja nauczyłem twojego męża, jak być facetem.
– To chyba nie najlepiej go nauczyłeś – rzuciłam. – Bo prawdziwy facet potrafi stanąć po stronie swojej żony, kiedy ta jest traktowana jak śmieć. A nie chować się za plecami tatusia.
Edward zrobił krok w moją stronę.
– Może Piotr w końcu przejrzy na oczy. Może zauważy, że to ty rozsypujesz rodzinę. Nie ja.
– Jeśli jego miłość zależy od pożyczki, to lepiej, żeby przejrzał już dziś – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – A ty, Edwardzie, od dziś nie przychodzisz tu bez zaproszenia. Nie chcę cię w swoim domu.
Stał chwilę w ciszy. Potem odwrócił się i poszedł. Bez słowa. Drzwi zamknęłam za nim mocno. Ręce mi się trzęsły, serce waliło, ale czułam coś nowego. Spokój.
Magda, 35 lat
Czytaj także:
- „Mój mąż uciekł do kochanki, a po 3 latach wrócił do mnie na kolanach. Poprosił mnie o coś takiego, że ręce mi opadły”
- „Gdy zmarł mój mąż, rodzina też postawiła na mnie krzyżyk. Mam się położyć do trumny, bo jestem już wdową po 50-tce?”
- „Macocha mojej córki przyszła na jej wesele wystrojona jak gwiazda. To jednak ja w starej kiecce byłam ważniejsza”

