„Teść pomagał mi opiekować się dziećmi. Nie protestowałam, gdy mną też postanowił się zająć”
„Andrzej podniósł rękę i delikatnie musnął kciukiem mój policzek. Nie odsunęłam się. Czułam ciepło jego dłoni, bicie własnego serca, które przyspieszyło. – Aniu… – szepnął, a ja wiedziałam, co zaraz się stanie”.

- Redakcja
Znowu to samo. O tej godzinie Piotr zwykle dzwonił, żeby powiedzieć, że wszystko w porządku, że tęskni, że kocha. Że jeszcze miesiąc, może dwa i wróci na chwilę, na oddech. Tym razem rozmowa była krótsza.
– Muszę zostać dłużej. Szef obiecał lepsze pieniądze. Dasz radę? – jego głos brzmiał zmęczony, jakby to mnie robił przysługę.
– Jasne, Piotr. Jak zawsze – odpowiedziałam, choć wcale nie było mi łatwo.
Zerknęłam na dzieci. Córka układała puzzle na dywanie, synek właśnie próbował wepchnąć sobie klocek do buzi. Zgarnęłam go szybko i westchnęłam. Byłam zmęczona. Codziennie sama, od rana do nocy, w tym samym rytmie: karmienie, zabawa, pranie, sprzątanie, kąpiel. Bez chwili dla siebie. Andrzej, mój teść, jakby wyczuwał, kiedy jest mi najciężej. Ostatnio coraz częściej przychodził, pomagał z dziećmi, robił zakupy. I, choć nie chciałam się do tego przyznać, czekałam na jego wizyty.
Teść się o mnie troszczył
– Nie wyglądasz najlepiej, Aniu – Andrzej zmarszczył brwi, stawiając na stole torbę z zakupami. – Znowu nie spałaś?
Zaśmiałam się cicho. Zmęczenie było już moim stałym stanem. Oczywiście, że nie spałam. Synek budził się co dwie godziny, a córka uparła się, że boi się spać sama. Ale co miałam powiedzieć? Że ledwo trzymam się na nogach? Że jestem już nie tylko zmęczona, ale i cholernie samotna?
– Jakoś daję radę – wzruszyłam ramionami, wyciągając z torby warzywa i chleb. – Dzięki, że wpadłeś.
– Nie mogłem inaczej – mruknął, siadając przy stole.
Dzieci kręciły się wokół niego, jakby był największą atrakcją świata. Nic dziwnego. Mimo sześćdziesiątki na karku, miał w sobie coś, co przyciągało – ciepło, spokój, pewność siebie. Czegoś, czego tak bardzo brakowało mi ostatnio.
Wieczorem, gdy dzieci w końcu zasnęły, usiedliśmy w kuchni. Ja z herbatą, on z kieliszkiem nalewki, którą sam zrobił.
– Tęsknisz za Piotrem? – zapytał nagle, patrząc mi w oczy.
Zatkało mnie. Niby proste pytanie, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bo przecież tęskniłam… prawda? Poczułam ciepło jego dłoni na mojej. Nie cofnęłam się.
– Nie powinnaś czuć się samotna, Aniu – powiedział cicho.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. I wtedy coś się zmieniło.
Zbliżyliśmy się do siebie
Od tamtej rozmowy coś między nami drgnęło. Było niewidzialne, ledwie wyczuwalne, ale obecne. Dotyk Andrzeja przestał być przypadkowy. Czułam to, gdy kładł mi dłoń na plecach, niby w geście wsparcia, gdy żegnał mnie czułym uściskiem, gdy poprawiał mi kosmyk włosów za uchem. Powinnam to zatrzymać. Postawić granicę. Ale nie zrobiłam tego.
Pewnego wieczoru, gdy dzieci już spały, a on został, żeby pomóc mi naprawić cieknący kran, usiedliśmy na kanapie w salonie. Byłam zmęczona, ale pierwszy raz od dawna czułam się lekka.
– O czym myślisz? – zapytał, patrząc mi w oczy.
– O tym, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś mnie tak po prostu wysłuchał – przyznałam szczerze.
Andrzej nie odpowiedział, tylko podniósł rękę i delikatnie musnął kciukiem mój policzek. Nie odsunęłam się. Czułam ciepło jego dłoni, bicie własnego serca, które przyspieszyło.
– Aniu… – szepnął, a ja wiedziałam, co zaraz się stanie.
Powinnam wstać, wycofać się, powiedzieć, że to błąd. Ale zamiast tego zamknęłam oczy. Pocałował mnie. Najpierw niepewnie, ostrożnie. A potem już odważniej. I ja nie chciałam tego zatrzymać.
Przekroczyliśmy granicę
Ocknęłam się dopiero, gdy oderwaliśmy się od siebie, oboje lekko oszołomieni. Serce waliło mi jak oszalałe.
– To… – zaczęłam, ale Andrzej uciszył mnie, kładąc mi palec na ustach.
– Wiem – powiedział cicho. – Nie powinniśmy.
Ale przecież powinniśmy. To znaczy… ja powinnam. Być wierną żoną, dobrą matką, czekać na Piotra, tak jak robiłam to przez ostatnie lata. A jednak cała ta odpowiedzialność, ten ciężar, który nosiłam na plecach, nagle przestał mieć znaczenie. Znowu mnie pocałował. Tym razem nie było już w tym ostrożności. Była potrzeba, napięcie, ukrywana przez tygodnie tęsknota za dotykiem drugiego człowieka.
– Chodź – szepnął, biorąc mnie za rękę.
Wiedziałam, dokąd mnie prowadzi. I nie zatrzymałam go. Gdy drzwi sypialni zamknęły się za nami, wszystko inne przestało istnieć. Rano obudziłam się pierwsza. Andrzej leżał obok, oddychał spokojnie. Na moment zapomniałam, co się stało. Ale potem przyszła rzeczywistość. Moje ciało pamiętało. Usiadłam na skraju łóżka, trzymając twarz w dłoniach.
– Żałujesz? – usłyszałam jego cichy głos.
Nie odpowiedziałam od razu. Bo nie wiedziałam, co bardziej mnie przerażało – to, co zrobiliśmy, czy fakt, że wcale nie chciałam tego cofnąć.
Mąż zapowiedział powrót
Dni mijały, a ja żyłam w zawieszeniu. Każdego ranka budziłam się z tą samą myślą: „To się naprawdę stało”. A potem udawałam, że nic się nie zmieniło. Andrzej też niczego nie wymuszał. Był, pomagał, patrzył na mnie uważnie, ale nie naciskał. Nie musiał. Wystarczyło, że był blisko, a moje ciało pamiętało. I wtedy, zupełnie niespodziewanie, Piotr zadzwonił.
– Mam dobrą wiadomość – powiedział podekscytowany. – Udało mi się wszystko tak ustawić, że wracam na kilka tygodni. Już pojutrze będę w domu!
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
– Tak szybko? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
– Tęskniłaś? – zaśmiał się, nie słysząc niepokoju w moim głosie.
Zacisnęłam powieki.
– Oczywiście – skłamałam.
Kiedy się rozłączył, przez dłuższą chwilę stałam nieruchomo, patrząc w okno. Serce waliło mi w piersi.
Wieczorem, gdy Andrzej przyszedł, już od progu wiedział.
– Piotr wraca – powiedziałam, unikając jego wzroku.
Nie odpowiedział od razu. Widziałam, jak zaciska szczękę.
– No tak. – W jego głosie nie było zdziwienia, ale coś we mnie i tak się skuliło.
Patrzył na mnie długo, jakby czekał na coś, na jakieś słowa, których nie potrafiłam wypowiedzieć.
W końcu wstał i sięgnął po kurtkę.
– To chyba ostatni raz, kiedy tu jestem, prawda?
Nie zaprzeczyłam, ale gdy zamknął za sobą drzwi, poczułam, że coś we mnie pękło.
Ciągle myślałam o Andrzeju
Dzień powrotu Piotra nadszedł szybciej, niż bym chciała. Stałam w progu z dziećmi, gdy wysiadał z taksówki, opalony, uśmiechnięty, pełen energii. Zupełnie jakby przez ostatnie miesiące nie istniała między nami żadna przepaść.
– Moja rodzinka! – zawołał radośnie, przyciągając mnie do siebie.
Pachniał obco. Przytuliłam się do niego, ale nie poczułam nic. Ani ulgi, ani tęsknoty. Byłam pusta. Przez pierwsze dni starałam się wrócić do roli żony. Gotowałam jego ulubione potrawy, uśmiechałam się, kiwałam głową, gdy opowiadał o pracy. Ale moje myśli były gdzieś indziej. Przy Andrzeju.
Któregoś wieczoru Piotr objął mnie w łóżku.
– Coś się zmieniło – powiedział nagle.
Zamarłam.
– Wydaje ci się – odparłam, wstrzymując oddech.
– Nie, Aniu. Czuję to. Jesteś daleko.
W ciemności wstrzymałam łzy.
– Po prostu jestem zmęczona wszystkim.
Nie uwierzył. Odsunął się lekko, ale nie drążył tematu. A ja nie miałam odwagi powiedzieć prawdy.
Musiałam się z nim zobaczyć
Następnego dnia wyszłam z domu pod pretekstem zakupów. Ale zamiast do sklepu, poszłam tam, gdzie nie powinnam. Do Andrzeja.
Gdy otworzył drzwi, wystarczyło jedno spojrzenie. Nie pytał, nie mówił, tylko mnie objął. A ja wiedziałam, że to właśnie tutaj powinnam była wrócić. Siedzieliśmy w milczeniu. Andrzej trzymał moją dłoń, a ja patrzyłam na nasze splecione palce, jakby miały mi podpowiedzieć, co dalej.
– Co teraz? – zapytał cicho.
Nie miałam odpowiedzi. Wróciłam do niego, bo tego chciałam, ale rzeczywistość nie była taka prosta. W domu czekał Piotr. Moje dzieci wciąż mówiły do niego „tata”. A ja? Ja czułam się zawieszona między dwiema wersjami swojego życia.
– Nie wiem – przyznałam w końcu. – Wiem tylko, że… nie potrafię udawać.
Andrzej ścisnął moją dłoń mocniej.
– Nie musisz.
Tylko że musiałam. Dla dzieci, dla domu, dla wszystkiego, co było kiedyś.
Anna, 31 lat
Czytaj także: „Po 50-tce mąż chciał bardzo świętować karnawał. Nie sądziłam, że bal przebierańców zrobi w naszym łóżku”
„Opiekowałam się chorą babcią Zosią. Rodzina myślała, że mam dobre serce, a mi chodziło tylko o jej kasę”
„Synowa wpadła w furię, bo posprzątałam jej mieszkanie. Chciałam tylko pomóc, a jeszcze musiałam przepraszać”