Reklama

Gdy teść podawał mi słoik z pigwą w zalewie, jego palce musnęły moje, a potem uniósł wzrok i spojrzał... inaczej. Od tamtej chwili wszystko zaczęło się zmieniać. To spojrzenie noszę w sobie do dziś – jak kamień w bucie, który nigdy nie pozwala o sobie zapomnieć. Nie wiem już, czy to wszystko mi się przewidziało, czy naprawdę coś się wydarzyło. Bo przecież żaden normalny teść nie patrzy na synową w ten sposób. A już na pewno nie wtedy, gdy jego żona siedzi obok i obiera pomarańczę.

Zakręciło mi się w głowie

– Może pigwy? – zapytał teść, podnosząc słoik do światła, jakby trzymał jakiś skarb.

– A co, znowu twoja specjalna zalewa? – uśmiechnęłam się z grzeczności.

– A jakże. Tylko w tym roku dodałem trochę więcej imbiru. No i... – spojrzał na mnie i zawiesił głos – mam ją tylko dla wyjątkowych osób.

Podał mi słoik przez stół. A potem spojrzał. Nie jak ojciec męża. Jak ktoś, kto myśli o rzeczach, o których nikt przy stole nie powinien nawet śnić. Zakręciło mi się w głowie. Ścisnęłam słoik, by nie upuścić go na obrus.

– Dziękuję – powiedziałam sztywno.

Teściowa w tym czasie ułożyła na półmisku pomarańcze i odwróciła się do nas.

– Tadek, nie zapomnij podać jeszcze wiśni. Zrobiłeś specjalnie dla gości.

– Nie zapomnę, kochanie – odpowiedział, ale ani na chwilę nie oderwał wzroku ode mnie.

Przysięgam, przez sekundę, może dwie, poczułam się naga. I nie w sposób dosłowny, tylko tak, jakby ktoś rozbierał mnie spojrzeniem. Przy wszystkich.

– Masz może jeszcze tego barszczu? – zapytałam męża, udając, że nie zauważyłam niczego dziwnego.

– Oczywiście – odparł, nieświadomy napięcia.

Siedziałam dalej z tym słoikiem pigwy w dłoniach. Nie wiedziałam jeszcze, że to był dopiero początek.

Byłam w szoku

Wieczorem, kiedy dzieci wreszcie zasnęły, a mój mąż zasiadł do swojej ukochanej konsoli, w końcu miałam chwilę ciszy. Umyłam naczynia po kolacji, schowałam resztki do lodówki. Słoik pigwy w zalewie stał na blacie. Patrzył na mnie niemal z wyrzutem. Albo gorzej – z ukrytą wiadomością.

Dziwny był dzisiaj twój tata – rzuciłam mimochodem, wchodząc do salonu.

– Dziwny? – Mateusz nawet nie oderwał wzroku od ekranu. – A co zrobił?

– Nie wiem… Nic konkretnego. Może tylko mi się wydawało – skłamałam.

– Aha. No to luz – odparł bez emocji.

Nie wiedziałam, czy bardziej boli mnie to, że nic nie zauważył, czy to, że go to nie obchodzi. Wróciłam do kuchni i jeszcze raz spojrzałam na ten słoik. Wzięłam go do rąk, jakbym mogła z niego coś wyczytać. Może szukając znaku, że coś mi się nie przewidziało. Ale to był po prostu słoik z pigwą w zalewie. W tym momencie mój telefon zawibrował. Spojrzałam. Wiadomość od teścia.

„Mam jeszcze jeden słoik. Może wpadniesz po niego w tygodniu?”

Stałam z telefonem w dłoni i nie oddychałam przez chwilę.

– Mateusz? – krzyknęłam do salonu. – Twój tata odzywał się do ciebie po kolacji?

– Nie, a co?

– Nic. Tak tylko pytam.

Nie odpisałam. Włożyłam telefon do szuflady i zamknęłam ją z impetem. Słoika nie ruszyłam. Stał tam dalej. I wiedziałam już, że to nie ja zwariowałam.

Zrobiłam coś głupiego

Trzymałam się z daleka przez tydzień. Zignorowałam wiadomość, potem kolejną. W domu udawałam, że wszystko jest w normie – sprzątałam, gotowałam, robiłam zakupy, jakby nic się nie stało. Jednak za każdym razem, gdy przychodziła nowa wiadomość od teścia, coś we mnie zamierało. A on pisał. Krótko, jakby od niechcenia.

„Jak pigwa?”

„Mam jeszcze coś dla ciebie”

„Zatrzymałem parę słoików specjalnie”

W czwartek zadzwonił. Nie odebrałam. W piątek znów. Tym razem podniosłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

– Halo?

– Nie odbierasz ode mnie, wszystko w porządku?

– Tak, po prostu miałam urwanie głowy z dziećmi. Coś się stało?

– Ależ nie, skąd. Chciałem tylko powiedzieć, że mam ten drugi słoik z pigwą. I trochę taka... mocniejsza wersja. Może wpadniesz?

Zawahałam się. I wtedy zrobiłam coś głupiego.

– Dobrze. Będę za godzinę.

Nie wiem, co mną kierowało. Ciekawość? Chęć potwierdzenia, że to wszystko to tylko seria nieporozumień? Może naiwność, że sobie coś ubzdurałam?

– Jadę do twojego taty po słoik pigwy. Mówił, że nową zrobił.

– Serio? To weź też jedną dla mnie, dobra? Ta ostatnia była super.

Złapałam klucze i wyszłam. Serce waliło mi jak młot. Jechałam w milczeniu, zaciskając dłonie na kierownicy. Wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

Przestraszyłam się

Drzwi otworzył od razu, jakby stał za nimi i czekał. Uśmiechnął się szeroko, zbyt szeroko, jak ktoś, kto planował tę scenę w głowie wiele razy.

– Wchodź, nie stój tak.

– Tylko na chwilę – zaznaczyłam, nie zdejmując butów. – Mateusz prosił o pigwę, powiedziałeś, że masz.

– Mam, mam. Wszystko mam. Chodź do kuchni.

Szłam za nim jak w transie. Mieszkanie było ciche, ciemne, tylko światło nad blatem kuchennym dawało lekko żółtą poświatę. Na stole stały dwa kieliszki i słoik z ciemnozłotą cieczą. Drugi, otwarty, już czekał.

– Spróbuj, zanim weźmiesz – powiedział, sięgając po butelkę.

– Nie, naprawdę, ja tylko odbiorę i pojadę. Dzieci…

– No proszę cię. Przecież nie boisz się swojego teścia, co?

Zamarłam. Sposób, w jaki to powiedział… ton głosu. Nie był ironiczny, był zbyt... cichy. Ciepły. Prawie szept.

– To nie o strach chodzi – mruknęłam. – Po prostu... Mateusz zaraz będzie wracał z pracy.

Spojrzałam na niego i zamarłam. Uśmiechał się. W sposób, który mógłby przejść za żart – gdyby nie to, że nie mrugnął. Ani razu.

Co ty sobie wyobrażasz? – zapytałam szorstko.

– Nic. Tylko częstuję pigwą. – Uniósł kieliszek. – Za piękne popołudnie.

– Daj ten słoik. I więcej do mnie nie pisz.

W jego oczach coś błysnęło. Coś, co przypomniało mi, dlaczego od tygodnia nie śpię spokojnie.

Nie mogłam zasnąć

– Nie pisz do mnie więcej – powtórzyłam, tym razem głośniej. – I nie patrz tak na mnie.

Przecież nic nie zrobiłem – podszedł bliżej, z tym samym miękkim uśmiechem. – Chciałem, żebyś się poczuła wyjątkowo. Tyle.

– Jesteś moim teściem! – syknęłam, odsuwając się. – Masz żonę, ja mam męża, twojego syna. Co ty wyprawiasz?

Złapał się za biodra i westchnął.

– No i co? Ludzie mają żony, mężów, a życie i tak swoje robi. Czasem wystarczy spojrzenie i już się wie.

– Nic nie wiesz – odparłam. – Jeśli jeszcze raz napiszesz, odbierzesz, spojrzysz... powiem Mateuszowi. I twojej żonie.

Nie zrobisz mu tego – powiedział pewnym tonem.

– Jeszcze raz mnie tak dotknij, a sam się przekonasz.

Wyszłam. W korytarzu prawie potknęłam się o własne nogi, nie mogąc trafić w rękaw płaszcza. Z trudem trafiłam do auta, zamknęłam się w środku i dopiero wtedy wciągnęłam powietrze do płuc, jakbym dopiero teraz mogła oddychać. W domu było cicho. Dzieci oglądały bajkę, Mateusz siedział przy stole i coś czytał.

– Byłaś? – zapytał.

– Byłam. Masz – podałam mu słoik. – Dla mnie to już za słodkie.

– Dobrze, zjem sam – uśmiechnął się.

Chciałam mu powiedzieć. Nie potrafiłam. Co miałabym powiedzieć? Że jego ojciec patrzy na mnie tak, jak nie powinien? Że ja się boję? Zamiast tego powiedziałam:

– Jestem zmęczona. Idę się położyć.

I przez całą noc przewracałam się z boku na bok. I znowu nie spałam.

Omijałam go szerokim łukiem

Minął miesiąc, potem drugi. W końcu przyszły święta – teściowa rozpromieniona, dzieci roześmiane, Mateusz jak zwykle pogrążony w swoim świecie. A ja? Udawałam. Uśmiechałam się, śpiewałam kolędy, kroiłam makowiec. Tylko nie podchodziłam do teścia. I nigdy, przenigdy nie przyjęłam już od niego żadnego słoika.

– Nie zjesz pigwy? – zapytała kiedyś teściowa przy stole.

Nie mogę, alergia – rzuciłam bez mrugnięcia okiem.

– Aha... Pierwszy raz słyszę.

Bo pierwszy raz ją mam – ucięłam.

Teść tylko się uśmiechał. Już nie pisał, nie dzwonił. Ale patrzył. Czasem zbyt długo. Czasem znienacka, jakby testował, czy jeszcze pamiętam. Pamiętałam.

– Wszystko okej? – zapytał kiedyś Mateusz, gdy w kuchni znów wyjęłam ze szklanki nietknięty plasterek pigwy i wyrzuciłam go do kosza.

– Mhm. Po prostu… nie lubię już pigwy.

– Dziwne, wcześniej jadłaś tonami.

– Człowiek się zmienia.

Spojrzał na mnie chwilę, wzruszył ramionami i wrócił do swojego świata. Wiedziałam, że to, co się wydarzyło, zostanie ze mną. Jak cierpki posmak na języku. Od tamtej chwili nie umiem spać spokojnie.

Joanna, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama