„Teść od pierwszego dnia świdrował mnie wzrokiem. To, co zrobił na naszym ślubie, przeszło najśmielsze wyobrażenia”
„Myślałam, że się przesłyszałam. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Przepraszam, co pan powiedział? – To, co usłyszałaś – odparł spokojnie. – Czas pokaże, kto miał rację”.

- Redakcja
W dniu, w którym pierwszy raz pojechałam do jego rodziców, coś mnie ścisnęło w żołądku. Może to stres, może niepokój, ale nie sądziłam, że to właśnie jego ojciec – przyszły teść – stanie się źródłem tej nerwowości. Świdrował mnie wzrokiem tak natarczywym, że aż chciało mi się zapaść pod ziemię. Nie powiedział zbyt wiele, ale czułam, że mnie ocenia. Od tamtej pory każde nasze spotkanie było jak test, którego nie mogłam zdać. Ale dopiero to, co wydarzyło się w dniu naszego ślubu, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Czegoś takiego nikt się nie spodziewał.
Z chłodem i rezerwą
– Tylko bądź sobą, dobrze? – uśmiechnął się do mnie Wojtek, kiedy skręcaliśmy w drogę prowadzącą do domu jego rodziców. – Tata jest trochę specyficzny, ale jak cię pozna, to na pewno się przekona.
Nie znałam jeszcze wtedy do końca znaczenia słowa „specyficzny”. Myślałam, że chodzi o jakiś chłodny żart, może o to, że jest typem milczka. Ale kiedy stanęłam w progu ich domu i spojrzałam w oczy mężczyzny, który miał zostać moim teściem, wiedziałam już, że to nie będzie łatwa relacja.
– Dobry wieczór – powiedziałam grzecznie, wyciągając dłoń w jego stronę.
Patrzył. Długo. Aż zrobiło mi się niezręcznie. Podał mi rękę dopiero po kilku sekundach, jakby badał moją wartość samym dotykiem. Żadnego uśmiechu. Tylko obojętny grymas i to spojrzenie, przeszywające na wylot.
– To jest Julka – przedstawił mnie Wojtek. – Moja dziewczyna.
– Aha – odpowiedział jego ojciec, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Jesteś z miasta?
Skinęłam głową. Powiedziałam coś o pracy w redakcji, ale widziałam, że nie słucha. Tylko mierzy. Wzrokiem. I milczy. Wieczór minął pod znakiem niezręczności. Teściowa była miła, zadawała pytania, próbowała prowadzić rozmowę. Ale on siedział z boku, popijał herbatę i świdrował mnie tym swoim nieobecnym, ale zimnym spojrzeniem. Czułam się jak intruz, nie jak gość.
– Jemu trzeba dać czas – powiedział później Wojtek. Ale ja już wiedziałam, że czas tu niewiele pomoże.
Był jak cień
Zaręczyliśmy się po roku. Wojtek oświadczył mi się nad jeziorem, gdzie kiedyś pojechaliśmy na majówkę. Było pięknie – zachód słońca, pierścionek, łzy wzruszenia. Ale nawet w tej chwili, która miała być tylko nasza, gdzieś w tyle głowy znowu pojawiła się twarz jego ojca. Ten wzrok. Ta nieprzenikniona obojętność, która tak bardzo różniła się od czułości, jaką dawał mi Wojtek.
– Powinniśmy powiedzieć moim rodzicom – zaproponował kilka dni później.
Pojechaliśmy do nich w niedzielę. Ubrałam się skromnie, ale elegancko. Chciałam zrobić dobre wrażenie. Teściowa uściskała mnie i gratulowała z prawdziwym wzruszeniem. On siedział przy stole, czytał gazetę i nawet nie spojrzał w moją stronę.
– Słyszałem – mruknął, kiedy Wojtek z uśmiechem oznajmił, że się pobieramy.
– I co pan na to? – zapytałam ostrożnie.
Podniósł wzrok znad gazety i wzruszył ramionami.
– Nic. To wasze życie.
Nie wiem, co było gorsze: gdyby się sprzeciwił otwarcie, czy to, że kompletnie nie okazał żadnej emocji. Żadnego zainteresowania. Jakbyśmy mówili o pogodowej prognozie, a nie o jego jedynym synu i jego przyszłej żonie. Od tamtej pory każde wspólne spotkanie było jak teatr. Ja udawałam, że mnie to nie rusza. On udawał, że mnie nie widzi. Wojtek próbował rozładowywać napięcie, ale był bezradny. Teść nie mówił nic, a ja czułam się coraz mniejsza.
Natrafiłam na mur milczenia
Nie chciałam być tą, która z góry się poddaje. Wmawiałam sobie, że może wystarczy tylko cierpliwość. Więc próbowałam. Raz po raz. Pieczone ciasto, które zaniosłam im w sobotnie popołudnie, wróciło do mnie w plastikowym pojemniku – nieotwarte. Kiedy zapytałam teścia o jego pasję – stary motocykl, który latami remontował w garażu – spojrzał tylko na mnie i mruknął:
– Nie ma pani ważniejszych tematów?
Nie powiedział tego z agresją. Powiedział to tak, jakby naprawdę nie rozumiał, dlaczego do niego mówię. Jakbym była zbędnym dodatkiem do życia jego syna. Dodatkiem, którego nigdy nie zamawiał.
– On tak ze wszystkimi – tłumaczyła teściowa, kiedy pewnego razu zostałyśmy same w kuchni. – Surowy, zamknięty w sobie. Ale dobry człowiek, naprawdę. Tylko trudny.
Nie odważyłam się zaprzeczyć, choć wewnętrznie aż się gotowałam. Dobry człowiek nie patrzy na kogoś z takim chłodem. Dobry człowiek nie unika kontaktu wzrokowego, nie wstaje z pokoju, gdy tylko ja do niego wchodzę. Wojtek też zauważył napięcie, ale mówił, że trzeba przeczekać. Że on taki już jest. I że nie ma co się tym przejmować, bo najważniejsze, że on mnie kocha.
Tylko że ja zaczynałam się czuć, jakby miłość Wojtka miała być rekompensatą za to, że jego ojciec mnie nie akceptuje. Jakby wszystko trzeba było równoważyć. Ale nie wiedziałam jeszcze wtedy, jak bardzo się mylę.
Jak mógł nam to zrobić?
Dzień naszego ślubu miał być piękny. I był – przez pierwsze dwie godziny. Wstałam wcześnie rano, z nerwów nie mogłam nic przełknąć. Mama pomagała mi z fryzurą, świadkowa śmiała się, że wyglądam jak z katalogu ślubnego. Czułam się szczęśliwa i gotowa. Naprawdę gotowa.
Kościół był pełen gości. Kiedy wchodziłam pod rękę z tatą, spojrzałam na przód – Wojtek czekał, uśmiechnięty, wzruszony. Jego mama ocierała łzy. I był też on – teść. Siedział z boku, z rękami założonymi na piersi, jakby przyszedł tu z obowiązku, nie z potrzeby serca. Patrzył na mnie. I znowu to spojrzenie – nieobecne, ale drążące.
Ceremonia minęła szybko. Przysięga, obrączki, pierwszy pocałunek. Goście bili brawo. A potem przyszedł moment życzeń.
– Wszystkiego najlepszego – powiedział teść chłodnym tonem, podając mi kopertę. – Oby nie skończyło się zbyt szybko.
Myślałam, że się przesłyszałam. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Przepraszam, co pan powiedział?
– To, co usłyszałaś – odparł spokojnie. – Czas pokaże, kto miał rację.
Stałam jak wryta, koperta drżała w mojej dłoni. Wojtek podszedł w samą porę, żeby usłyszeć tylko koniec rozmowy.
– Tato, co ty wygadujesz? – zapytał zdezorientowany.
Ale jego ojciec już się odwrócił. Poszedł do bufetu, jakby nic się nie stało. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że ten człowiek mnie nienawidzi. I że nie mam pojęcia dlaczego.
Co ja mu takiego zrobiłam?
Po ślubie unikaliśmy wizyt u teściów. Wojtek nie naciskał, sam był poruszony zachowaniem ojca. Mówił, że „da mu czas ochłonąć”, ale ja wiedziałam, że to nie był żaden wybuch emocji, tylko świadoma decyzja – złośliwość w najczystszej postaci. Dwa miesiące po ślubie zadzwoniła teściowa.
– Może wpadniecie na obiad w niedzielę? – zapytała łagodnie. – Ojciec się nie odzywa, ale może... warto spróbować?
Nie chciałam. Ale nie chciałam też stawiać Wojtka między młotem a kowadłem. Zgodziłam się. Dom wyglądał jak zwykle. Obiad pachniał domowo, teściowa krzątała się w fartuchu, nakrywała stół. On siedział przed telewizorem, nawet nie drgnął, kiedy weszliśmy.
– Dzień dobry – powiedziałam z lekkim oporem. Milczał.
W czasie posiłku odezwał się dopiero przy deserze.
– No, Julka. I jak ci się żyje w małżeństwie? Jeszcze nie żałujesz?
Wojtek spojrzał na niego z wściekłością. Ja spuściłam wzrok.
– Jest mi dobrze – odpowiedziałam, próbując nie drżeć głosem. – A pan?
Teść roześmiał się pod nosem, jakby usłyszał wyjątkowo śmieszny dowcip. Wstał od stołu, nie skończywszy ciasta.
– Przynajmniej jedno z nas dobrze gra – rzucił i wyszedł z kuchni.
Nie rozumiałam, co miał na myśli. Ale po raz pierwszy poczułam, że jego niechęć ma jakieś źródło. Coś, co wykracza poza mnie i mój sposób bycia. Jakby grał w grę, której zasad nie znałam. I nie wiedziałam, czy chcę je poznać.
Milczenie, które mówi najwięcej
Prawda wyszła na jaw przypadkiem. Teściowa trafiła do szpitala – nic groźnego, ale Wojtek od razu pojechał do niej, ja zostałam w domu. Wieczorem zadzwonił do mnie, z głosem pełnym niedowierzania.
– Julka, ja nie wiem, co powiedzieć… Mama się wygadała.
– Co takiego?
– Ojciec miał kiedyś romans. Jeszcze zanim ja się urodziłem. Zostawił tamtą kobietę, ale ona była z miasta. Redaktorka. I… miała na imię Julka.
Zamarłam.
– Żartujesz?
– Nie. Mama mówi, że on nigdy jej tego do końca nie wybaczył. Że ona go rzuciła, że zniknęła. I jak mnie poznał z tobą… to coś mu się przestawiło.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nagle wszystko zaczęło się układać w całość. To spojrzenie, ten chłód, te dziwne docinki. Nie chodziło o mnie – chodziło o jakąś starą historię, którą nosił w sobie przez lata. I którą, widząc mnie, uparcie na mnie projektował.
– On myśli, że ty jesteś… jej powtórką – dodał Wojtek.
Od tej pory już nie próbowałam się starać. Wiedziałam, że nie mam z czym walczyć. Nie z jego opinią – tylko z jego wspomnieniem. I że nic, co zrobię, tego nie zmieni. Milczeliśmy już oboje. On udawał, że mnie nie widzi. A ja przestałam się łudzić, że kiedykolwiek spojrzy na mnie inaczej.
Julia, 29 lat
Czytaj także:
- „Moje dziecko doprowadza mnie na skraj wyczerpania. Chcę się cieszyć życiem, a nie przesiadywać nad lekcjami z córką”
- „Córka mnie olewa, ale wykorzystuje jako darmową psią nianię. W moje urodziny wywinęła taki numer, że miałam dość”
- „Mój nastoletni syn chciał tylko zaimponować dziewczynie. Gdy go zobaczyłem w szpitalnym łóżku, miałem łzy w oczach”

