Reklama

Kiedy wychodziłam za Piotra, byłam pewna, że zyskuję nie tylko kochającego męża, ale też rodzinę, która zawsze będzie mnie wspierać. Teść, Jan, wydawał się ciepłym, uczciwym człowiekiem. Po śmierci teściowej często powtarzał, że czuje się samotny, a ja – z natury empatyczna – nie mogłam go zostawić samego. Zajmowałam się jego sprawami, odwiedzałam go, gotowałam mu obiady. Byłam przekonana, że robię to z czystej dobroci.

Z czasem zaczęłam dostrzegać pewne sygnały. Dłuższe spojrzenia, dotyk, który trwał ułamek sekundy za długo, komentarze na granicy żartu. Tłumaczyłam sobie, że wyolbrzymiam, że Jan po prostu traktuje mnie jak córkę. Aż do tamtej nocy, kiedy przekroczył granicę. Nie chciałam mówić Piotrowi. Nie chciałam burzyć jego świata. Ale Jan nie zamierzał pozwolić mi o tym zapomnieć. Bo teraz, gdy go odrzuciłam, trzymał mnie w garści. I wiedział, że się boję.

Teść był nachalny

– Malwina, nalej mi jeszcze trochę wina – głos teścia był lekko zachrypnięty, ale wciąż pewny siebie.

Rodzinna kolacja trwała już kilka godzin. Było gwarno, wesoło. Piotr opowiadał anegdoty z pracy, a jego siostra śmiała się do łez. Ja krzątałam się między stołem a kuchnią, pilnując, by niczego nie zabrakło. Jan niemal nie odstępował mnie na krok.

Z początku nie zwracałam na to uwagi. Może po prostu był w towarzyskim nastroju? Ale z każdą kolejną godziną czułam się coraz bardziej nieswojo. Gdy przechodziłam obok niego, przypadkiem musnął moją dłoń. Kiedy nachyliłam się, by postawić talerz, jego ręka znalazła się zbyt blisko mojego uda. A kiedy śmiałam się z żartu Piotra, Jan nachylił się i szepnął mi do ucha:

– Masz piękny śmiech, wiesz?

Drgnęłam, ale próbowałam się nie przejmować. Może wypił za dużo? Może nieświadomie przekraczał granice?

Krępowało mnie to

Późnym wieczorem, kiedy wszyscy zaczęli się rozchodzić, Jan został przy stole. Piotr odprowadzał gości, a ja zbierałam talerze. Nagle poczułam za sobą jego oddech.

– Pomogę ci – powiedział niskim głosem.

Nie trzeba, dam sobie radę – odsunęłam się instynktownie.

Ale Jan nie odszedł. Zamiast tego położył dłoń na moim nadgarstku. Delikatnie, ale stanowczo.

– Malwina… – zaczął.

– Janie, nie – wyszeptałam, czując, jak serce podchodzi mi do gardła.

Ale on nie zamierzał się wycofać. Odsunęłam się gwałtownie, a talerz wypadł mi z rąk i roztrzaskał się na podłodze. Serce waliło mi jak oszalałe. Jan patrzył na mnie przez chwilę, po czym uśmiechnął się lekko, jakby nic się nie stało.

Spłoszyłem cię? – zapytał spokojnym tonem.

Czułam dziwny niepokój

Nie odpowiedziałam. Zaczęłam zbierać kawałki porcelany, ręce mi drżały. Modliłam się, żeby Piotr zaraz wrócił, żeby ktoś przerwał tę dziwną, duszną ciszę między nami.

– Malwina… – Jan kucnął obok mnie. – Nie musisz się tak denerwować. Przecież nic się nie stało.

Czułam jego spojrzenie na sobie. Było w nim coś… niepokojącego.

– Powinieneś już iść – powiedziałam cicho.

– Oczywiście – odparł, ale zanim wstał, jego palce musnęły mój nadgarstek. Tym razem nie przypadkiem. Zamarłam.

Chwilę później w drzwiach stanął Piotr. Roześmiany, niczego nieświadomy.

– Wszystko w porządku? Słyszałem hałas.

Jan wyprostował się i poklepał syna po ramieniu.

Malwina się zamyśliła i upuściła talerz – rzucił z uśmiechem. – Nic wielkiego.

Piotr spojrzał na mnie, ale nie miałam siły się odezwać. Teść założył płaszcz, ucałował mnie w policzek – za długo, zbyt blisko mojego ucha – i wyszedł.

Tego wieczoru nie mogłam zasnąć. Coś się zmieniło. Coś, czego nie mogłam już zignorować. A najgorsze było to, że Jan o tym wiedział.

Podrywał mnie na każdym kroku

Od tamtego wieczoru Jan stał się… inny. Dzwonił częściej niż zwykle, niby w sprawie drobiazgów, ale rozmowy zawsze trwały zbyt długo. Wpadał bez zapowiedzi, zawsze z jakimś pretekstem. A kiedy Piotra nie było w domu, siadał na kanapie i patrzył na mnie tym samym przenikliwym wzrokiem, który czułam na sobie tamtej nocy.

– Janie, naprawdę mam dużo pracy – powiedziałam któregoś dnia, kiedy pojawił się nagle, jakby przypadkiem.

– Och, nie przeszkadzam – uśmiechnął się. – Lubię po prostu patrzeć, jak się krzątasz.

Zamarłam na sekundę, ale nie odpowiedziałam. Tylko starałam się nie odwracać do niego plecami.

Wieczorami Piotr pytał, czemu jestem taka spięta. Kłamałam, że to zmęczenie. A potem leżałam w łóżku, zastanawiając się, czy przesadzam. Przecież Jan nie robił nic otwarcie złego… tylko jego obecność sprawiała, że czułam się, jakbym chodziła po cienkim lodzie. Aż do dnia, kiedy mi zagroził.

Zaczął mnie szantażować

– Nic z tego nie będzie, nie traktuj mnie jak obiekt pożądania – powiedziałam stanowczo do Jana.

Zrobił się cały czerwony.

– Wiesz, Malwina… – powiedział, zbliżając się do mnie w kuchni. – Czasem prawda jest kwestią interpretacji.

Spojrzałam na niego niepewnie.

– Nie rozumiem.

– Gdybyś przypadkiem chciała powiedzieć Piotrowi coś… niewłaściwego, mogłoby się okazać, że to ja mam własną wersję wydarzeń. A wiesz, jak syn mnie kocha.

Serce mi stanęło.

– Janie…

– Nie rób z siebie ofiary – przerwał mi łagodnie. – Nikt ci nie uwierzy.

I wyszedł, zostawiając mnie samą w ciemnej kuchni. Teraz już wiedziałam. To nie była paranoja. On doskonale wiedział, co robi. I nie miałam pojęcia, jak się z tego wyrwać.

Żyłam w strachu

Każdy dzwonek telefonu sprawiał, że wstrzymywałam oddech. Każde pukanie do drzwi wywoływało falę paniki. Jan nie przestawał. Pojawiał się coraz częściej – zbyt często, by mogło to wyglądać naturalnie. Czasem zostawiał po sobie drobne ślady: niedopitą herbatę na stole, zapach wody kolońskiej unoszący się w przedpokoju. Znaki, że tu był. Jakby chciał mi przypomnieć, że nie mam nad nim władzy.

Próbowałam powiedzieć coś Piotrowi. Ostrożnie, bez konkretów.

Twój tata... jest ostatnio stałym gościem. To krępujące – zaczęłam pewnego wieczoru.

– Jest samotny – westchnął Piotr, przewracając kartki gazety. – Potrzebuje bliskości.

Bliskości. To słowo sprawiło, że ścisnęło mnie w żołądku.

– Może powinien... spędzać więcej czasu ze znajomymi – zasugerowałam, próbując ukryć napięcie w głosie.

Piotr spojrzał na mnie zdziwiony.

– Przeszkadza ci? Myślałem, że go lubisz.

Nie umiałam odpowiedzieć. Jeśli powiem za dużo, Jan dowie się, że próbowałam. A wtedy…

Byłam przerażona

Następnego dnia pojawił się znowu. Wszedł bez pukania, jakby to było jego mieszkanie.

– Musimy porozmawiać – powiedział niskim, spokojnym tonem.

Nie mam ci nic do powiedzenia – rzuciłam ostro.

– Och, Malwina – zaśmiał się. – Masz więcej do stracenia, niż myślisz.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Musiałam coś zrobić. I to szybko. Zaczęłam się bać, że oszaleję. Każda rozmowa z Janem pozostawiała we mnie ślad, jak brudna plama, której nie da się zmyć. Piotr niczego nie podejrzewał. Kiedy Jan przychodził, mój mąż uśmiechał się do niego szeroko, a ja udawałam, że wszystko jest w porządku. Ale nie było.

Teść stał się coraz śmielszy. Gdy byliśmy sami, nachylał się zbyt blisko, muskał palcami moje ramię niby przypadkiem, uśmiechał się, jakby znał wszystkie moje tajemnice. Czułam, że nie odpuści. Że czeka na moment, w którym się złamię.

Mąż się zaniepokoił

A potem Piotr zaczął coś zauważać.

– Jesteś ostatnio jakaś cicha – powiedział pewnego wieczoru. – Coś się dzieje?

– Nie, po prostu zmęczenie – skłamałam odruchowo.

Piotr spojrzał na mnie badawczo. Po chwili westchnął.

A może chodzi o mojego ojca? Wiem, że często tu bywa.

Zamarłam.

– Dlaczego pytasz?

– Bo wydaje mi się, że coś jest nie tak. Może... on cię czymś uraził?

Miałam okazję. Mogłam to powiedzieć. Wszystko. Ale wtedy przypomniałam sobie ostatnie słowa Jana: Nikt ci nie uwierzy”.

– Nie, skąd – pokręciłam głową. – Wszystko dobrze.

Piotr przytaknął, ale widziałam, że nie był przekonany. A potem stało się coś, co zmieniło wszystko.

Powiedziałam wszystko mężowi

Pewnej nocy obudził mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na ekran – Jan. O tej godzinie?

– Słucham? – wyszeptałam.

– Jeśli nie chcesz stracić Piotra, lepiej rób to, na co mam ochotę – jego głos był spokojny, ale stanowczy.

Ręce zaczęły mi drżeć. On nie żartował. To był moment, w którym wiedziałam, że muszę działać. Nie mogłam już dłużej milczeć. Bałam się, ale jeszcze bardziej bałam się tego, co się stanie, jeśli pozwolę Janowi przejąć nade mną kontrolę. Tej nocy nie spałam ani minuty. Rano, gdy Piotr szykował się do pracy, podjęłam decyzję.

Muszę ci coś powiedzieć – wyszeptałam, czując suchość w gardle.

I powiedziałam. Piotr milczał. Minuty mijały, a on wciąż nie powiedział ani słowa. Widziałam, jak zaciska szczękę, jak w jego oczach walczą niedowierzanie i gniew.

– Piotr… – wyszeptałam, bo cisza była gorsza niż cokolwiek innego.

W końcu się odezwał, ale jego głos był cichy, niemal obcy.

– Dlaczego nic nie mówiłaś wcześniej?

Bałam się… że mi nie uwierzysz. Że on mnie zniszczy.

Przesunął dłonią po twarzy, jakby chciał się obudzić z koszmaru.

– Boże, Malwina… – spojrzał na mnie, a ja zobaczyłam w jego oczach coś, co sprawiło, że ugięły się pode mną nogi. Żal. Nie do mnie. Do niego.

– To mój ojciec – powiedział w końcu, a w jego głosie było więcej bólu niż złości. – Jak mógł mi to zrobić?

Łzy same spłynęły mi po policzkach.

– Nie wiem.

Piotr podszedł do mnie i delikatnie objął mnie ramieniem. Nie powiedział więcej ani słowa, ale ten gest wystarczył. Wiedziałam, że mi wierzy. I że teraz to Jan powinien zacząć się bać.

Malwina, 32 lata

Czytaj także: „Teść złożył mi propozycję, której nie mogłam odrzucić. W oczach Henryka jestem kimś więcej niż tylko synową”
„Życie w Warszawie było dla mnie za drogie, więc szukałam łatwej kasy. Myślałam, że bogaty facet da mi ją ot tak”
„Dzięki perfumom od męża zaszłam w ciążę. Zapach białego lotosu uratował nasze małżeństwo w jedną noc”

Reklama
Reklama
Reklama