„Teść mną gardził, a żona dokładała swoje 3 grosze. Już miałem odejść, ale zdecydowałem się na zupełnie inne wyjście”
„Czy rzeczywiście byłem dla niej wystarczający? Nie miałem ani pieniędzy, ani prestiżu. Nasze życie było zwyczajne. Nie zabierałem jej do Włoch na weekendy, nie obsypywałem prezentami. Ale przecież ją kochałem. To powinno wystarczyć, prawda?”.

Z moim teściem, Romanem, nigdy się nie dogadywaliśmy. Od pierwszego spotkania czułem, że mnie nie akceptuje. Dla niego byłem nikim – nauczyciel to nie zawód dla faceta. Chciał dla Moniki lekarza, prawnika, kogokolwiek z grubszym portfelem i większym ego.
A ja? Ja po prostu ją kochałem. Nasze życie było spokojne, codzienne – praca, kolacje, rozmowy o wszystkim i niczym. Ale każda wizyta u jej rodziców przypominała mi, że jestem tylko tolerowany, nie akceptowany. Czasem żartował z mojej pracy, czasem z wyglądu, ale za każdym razem wbijał szpilkę. Monika to widziała. Ale zawsze próbowała go tłumaczyć.
Zawsze było tak samo
To miał być zwykły niedzielny obiad. Teściowa, Halina, jak zawsze przygotowała rosół, Roman udawał, że wszystko jest w porządku, a Monika robiła dobrą minę do złej gry. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu, dopóki Roman nie odłożył łyżki z lekkim stuknięciem i spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
– Nadal uczysz te... dzieciaczki? – zapytał, akcentując ostatnie słowo z wyraźną pogardą.
– Tak, nadal. Lubię to, a one chyba mnie też – odpowiedziałem spokojnie, sięgając po ziemniaki.
– Szkoda, że Monika nie ma lepszego widoku na przyszłość – rzucił i zajął się mięsem, jakby właśnie nie obraził swojego zięcia.
Przez moment zrobiło się cicho. Tylko widelec Haliny zabrzęczał o talerz.
– Co masz na myśli, tato? – spytała Monika, choć doskonale wiedziała.
– Tylko tyle, że mogłaś mieć lepsze życie. Ktoś z ambicją, z prawdziwą karierą. Nie belfra, który przynosi zeszyty do sprawdzania i zarabia tyle, co nic.
Odstawiłem sztućce i spojrzałem mu prosto w oczy.
– Też czasem o tym myślę. Ale ona wybrała mnie. I ty, tato, musisz to przełknąć.
Teść wstał, trzaskając sztućcami.
– Zasługiwała na kogoś lepszego.
Po tych słowach zapadła cisza. Halina wpatrywała się w stół, Monika zamarła z widelcem w powietrzu. A Roman wyszedł do ogrodu, jakby właśnie zakończył jakąś misję.
W drodze powrotnej do domu Monika nie odezwała się ani słowem. Dopiero gdy zamknęliśmy za sobą drzwi, powiedziała z wyrzutem:
– Nie mogłeś się powstrzymać?
– Ja? Nie jestem jego workiem treningowym – odpowiedziałem. – Ile razy jeszcze mam siedzieć cicho?
Zacząłem mieć wątpliwości
Siedziałem sam w kuchni, z kubkiem zimnej już kawy, patrząc w okno, za którym dzień bezwiednie przechodził w wieczór. W głowie wciąż słyszałem słowa Romana. „Zasługiwała na kogoś lepszego”. Powtarzały się jak zdarta płyta. I chociaż nie chciałem im wierzyć, to gdzieś we mnie zakiełkowała wątpliwość.
Czy rzeczywiście byłem dla niej wystarczający? Nie miałem ani pieniędzy, ani prestiżu. Nasze życie było zwyczajne. Nie zabierałem jej do Włoch na weekendy, nie obsypywałem prezentami. Czasem zapominałem o rocznicy, czasem byłem zmęczony po lekcjach i nie miałem siły na rozmowę. Ale przecież ją kochałem. To powinno wystarczyć.
A jednak... ile razy Monika stawała między mną a swoim ojcem? Ile razy naprawdę wzięła moją stronę? Zwykle milczała, potem próbowała rozładować atmosferę. Mówiła: „Tata już taki jest”, „Nie zwracaj uwagi”, „On po prostu nie rozumie”.
Może ona też nie chciała zrozumieć. Może bała się przyznać, że tata widzi coś, czego ona nie chce widzieć?
Zacząłem wspominać początki – nasze wspólne mieszkanie, pierwsze wakacje, wieczory z pizzą i śmiechem. Byliśmy szczęśliwi, ale coś po drodze się zmieniło. I nie chodziło tylko o teścia. My też zaczęliśmy się rozmijać. Ona w korporacyjnym biegu, ja z dziennikiem ocen i planami lekcji.
Zamknąłem oczy i westchnąłem. Może teść miał rację. Może Monika rzeczywiście mogłaby być szczęśliwsza z kimś innym. Kimś, kto lepiej do niej pasuje. Kimś, kto nie musi codziennie udowadniać, że zasługuje na własne małżeństwo.
Usłyszałem, co naprawdę myśli
Wpadliśmy do teściów niezapowiedzianie, bo Monice przypomniało się, że zostawiła u nich swój laptop. Nie chciałem wchodzić, planowałem zostać w aucie, ale ona poprosiła, żebym pomógł jej z torbą i razem weszliśmy. W przedpokoju Monika od razu ruszyła na górę, a ja zostałem, ściągając buty. Usłyszałem głosy. Ciche, ale nerwowe. Zbliżyłem się do drzwi salonu. Nie zamknęli ich. Nie zamierzałem podsłuchiwać, ale słowa wciągały mnie jak wir.
– On cię ogranicza, Monika – powiedział Roman. – Widzisz to, tylko boisz się przyznać.
– Tato, nie mów tak. Kamil to mój mąż.
– Ale nie twój partner. Nie ciągnie cię w górę. Ty lecisz, a on cię przytrzymuje przy ziemi.
Zrobiło mi się zimno. Zamarłem.
– Zawsze możesz wrócić – dodał Roman po chwili. – Nie jesteś mu nic winna.
– Tato... on mnie kocha. I ja jego. Ale czasem... zastanawiam się, czy to wystarczy.
Serce mi stanęło. Nie wiem, jak długo tam stałem, zanim wszedłem do pokoju. Ich spojrzenia zatrzymały się na mnie jak dwa reflektory.
– Teraz wiem, co naprawdę myślicie – powiedziałem tylko. Nic więcej nie byłem w stanie.
Teść uniósł brew, jakby był gotów do kolejnej rundy. Monika zbladła.
Odwróciłem się i wyszedłem, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Drzwi wejściowe zamknęły się za mną z głuchym trzaskiem, a w głowie miałem tylko jedno pytanie: jak długo jeszcze dam radę?
Nie chodziło tylko o teścia
Wróciliśmy do domu w milczeniu. Monika weszła pierwsza, od razu skierowała się do sypialni. Ja usiadłem w kuchni, jakbym nie wiedział, co dalej zrobić. Dopiero po kilkunastu minutach stanęła w drzwiach, opierając się o framugę.
– Nie tak to miało wyglądać – powiedziała cicho.
– A jak miało wyglądać? Miałem dalej udawać, że nie słyszę, co o mnie myślisz?
– To nie tak, Kamil. Ojciec... On mną manipuluje.
– A ty mu na to pozwalasz – przerwałem jej. – Każde jego słowo zbywasz milczeniem, a moje rozkładasz na czynniki pierwsze.
– Bo jego się boję. A z tobą czuję się bezpiecznie.
– Bezpiecznie? Czyli mogę być twoją bezpieczną opcją, jakby co, prawda?
– Nie, nie o to chodzi...
– To powiedz, Monika. Powiedz, że nie masz wątpliwości. Że nie zastanawiasz się, czy mogłaś wybrać lepiej.
Zamilkła. Opuściła wzrok, a po jej policzku spłynęła łza.
– Czasem się zastanawiam – wyszeptała. – Ale to nie znaczy, że cię nie kocham.
Zamknąłem oczy. To bolało bardziej niż cokolwiek, co powiedział teść.
– Nie mogę żyć z kimś, kto nie wie, czy chce ze mną być – powiedziałem i wstałem. – Muszę to przemyśleć. Potrzebuję przestrzeni.
– Ale jak to? Dokąd pójdziesz?
– Pojadę do mojej mamy. Na kilka dni.
Nie odpowiedziała. Stała tam tylko, jakby nie wiedziała, jak zatrzymać coś, co i tak już się wymykało.
Wyszedłem, nie zabierając nic poza kluczykami i kurtką. Czułem, że jeśli teraz nie odejdę, rozpadniemy się na dobre.
Każdy ma jakieś problemy
W domu mamy panował ten sam zapach, co zawsze – mieszanina świeżo parzonej kawy i starego drewna. Usiedliśmy w kuchni, jak za czasów, gdy jeszcze mieszkałem z nią po studiach. Mama nalała mi herbaty i nie pytała od razu. Wiedziała, że potrzebuję chwili.
– Pokłóciliśmy się – powiedziałem w końcu. – Znowu przez jej ojca.
Skinęła głową. Słyszała już o Romanie nie raz.
– Powiedział, że Monika zasłużyła na kogoś lepszego. A ona... ona nie zaprzeczyła. Przynajmniej nie od razu.
– Kamil, to nie jest sprawiedliwe, co on robi. I to, że ona się miota, nie znaczy, że cię nie kocha.
– Może nie wystarczająco. Może on ma rację. Może nie jestem dla niej tym, kim powinienem być.
Mama wzięła łyk herbaty, po czym spojrzała na mnie z tym swoim spokojem, który zawsze miał w sobie siłę.
– Twój ojciec mówił mi przez lata, że jestem nikim. A jednak zostałam, bo wiedziałam, że miłość to nie tylko uniesienia. To codzienność. Czasem trudna, czasem bolesna. Ale prawdziwa. Roman zawsze musiał wszystko kontrolować. Może dlatego tak trudno mu zaakceptować, że nie on wybrał męża dla swojej córki.
Patrzyłem na nią w milczeniu, wchłaniając każde słowo.
– Może ona naprawdę zasługuje na więcej – powiedziałem cicho.
– Zasługuje na kogoś, kto ją kocha. I ty ją kochasz. To już bardzo dużo.
Nie odpowiedziałem. Ale pierwszy raz od dawna poczułem, że nie jestem w tym wszystkim zupełnie sam.
Nie było idealnie, ale byliśmy razem
Wróciłem po trzech dniach. Klucz przekręcił się w zamku z charakterystycznym kliknięciem, jakby wszystko czekało na ten moment. W mieszkaniu panowała cisza. Monika siedziała przy stole, z kubkiem w dłoniach, ubrana w mój stary sweter. Spojrzała na mnie, ale nie wstała.
– Nie wiedziałam, czy wrócisz – powiedziała cicho.
– Nie wiedziałem, czy mam po co.
Uśmiechnęła się blado, a ja usiadłem naprzeciwko niej. Przez chwilę nie mówiliśmy nic. Patrzyliśmy na siebie jak obcy, którzy próbują sobie przypomnieć, kim byli, zanim się pogubili.
– Rozmawiałam z tatą – zaczęła. – Powiedziałam mu, że przegina. Że nie pozwolę mu więcej wchodzić między nas. Że to moje życie, nie jego.
– I co on na to?
– Zamilkł. Chyba pierwszy raz w życiu.
Pokiwałem głową. To był krok. Mały, ale ważny.
– Nie wiem, czy to wystarczy. Wciąż boli mnie to, co powiedziałaś wtedy… że czasem się zastanawiasz.
– Bo się zastanawiam. Ale nigdy nie dlatego, że cię nie kocham. Raczej dlatego, że czasem sama nie wiem, kim jestem, gdy próbuję was obu pogodzić.
Westchnąłem. Nie oczekiwałem deklaracji, tylko szczerości. I chyba właśnie ją dostałem.
– Nie jestem idealny. Ale jestem twój. Jeśli tylko tego chcesz.
Wstała i podeszła do mnie. Objęła mnie delikatnie, nie jak ktoś, kto wygrywa, ale jak ktoś, kto się boi, że może przegrać.
Nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Ale może po raz pierwszy oboje naprawdę chcieliśmy to sprawdzić. Bez niego. Bez strachu. Po prostu – razem.
Kamil, 32 lata
Czytaj także:
- „Mam dobrego męża, ale moje małżeństwo jest pasmem udręk. Kiedyś myślałam, że się troszczy, dziś wiem, że to kontrola”
- „W Wielkanoc stał się cud – siostra mamy z zołzy zmieniła się w milutką ciocię. Wszystko przez słowa księdza proboszcza”
- „Mąż zostawił mnie samą na Wielkanoc. Twierdził, że jedzie do matki, ale prawda była zupełnie inna”

