Reklama

Sylwester w hotelu pod miastem zawsze brzmi jak obietnica. Kryształowe żyrandole odbijają światło jak w reklamie perfum, DJ puszcza hity sprzed dziesięciu lat, a prosecco smakuje dokładnie tak samo jak rok temu.

Było jak zawsze

Stałam przy okrągłym stole, w czarnej sukience, która miała być elegancka, ale niewymuszona, i uśmiechałam się do obiektywu telefonu. Jeszcze jedno zdjęcie, jeszcze jeden dowód, że dobrze się bawimy.

– Ewa, bliżej Pawła, no! – Krzyknął ktoś zza stołu.

Przysunęłam się automatycznie. Paweł pachniał wodą kolońską, tą samą od lat. Był obok, poprawny, spokojny.

– Dobrze się bawisz? – nachylił się do mnie, przekrzykując muzykę.

– Tak, jasne – odpowiedziałam bez wahania.

Śmiech znajomych rozlał się po sali. Ktoś opowiadał historię o korkach w drodze, ktoś inny narzekał na bufet, ale z uśmiechem, bo przecież jest super. Kiwnięcia głów, toasty za zdrowie, toasty za nowy rok, toasty za nic konkretnego. W środku czułam pustkę, jakby ktoś wyjął ze mnie treść, a zostawił tylko formę.

Popatrzyłam na Pawła. Sprawdzał coś w telefonie, potem odłożył go na stół. Nie pytałam, co sprawdzał, on też nie pytał mnie o nic. Tak właśnie działało nasze małżeństwo – poprawnie, cicho, bez tarcia, bez rozmów, które mogłyby coś zepsuć albo naprawić.

Poznałam go

Noworoczne postanowienia? Przestałam je robić kilka lat temu. Trudno obiecywać sobie zmiany, kiedy nawet nie wie się, czego się chce. Czułam się jak aktorka w roli żony, znajomej, kobiety po czterdziestce, która ma wszystko poukładane. Tylko że ja nie czułam siebie w tej roli. Czułam zmęczenie i ciszę pod spodem.

Zauważyłam go zupełnie przypadkiem, kiedy wracałam z parkietu do stołu. Między rzędami krzeseł, obok kelnera z tacą kieliszków, stał mężczyzna w ciemnej marynarce. Przez ułamek sekundy nie byłam pewna, czy to naprawdę on, czy tylko ktoś podobny. Potem podniósł wzrok i wszystko stało się jasne. To był Adam.

Miał krótsze włosy niż kiedyś, kilka siwych nitek przy skroniach, twarz bardziej kanciastą, jakby życie zdążyło go trochę oszlifować. A jednak to spojrzenie było dokładnie to samo. Uważne, trochę ironiczne, jakby widział więcej, niż mówił. Poczułam, że dźwięk sali nagle się oddalił. DJ coś puszczał, ktoś śmiał się głośno, ale do mnie to nie docierało.

Nie spodziewałam się

Zatrzymałam się bez sensu przy stole, udając, że poprawiam torebkę. Serce biło mi szybciej, choć nie potrafiłam powiedzieć dlaczego. Przecież to było dawno. Inne życie, inne ja. On podszedł pierwszy.

– Ewa? To naprawdę ty? – Zapytał, jakby bał się, że zaraz zniknę.

– Tak… cześć – odpowiedziałam i od razu pomyślałam, jak banalnie to zabrzmiało. – Nie spodziewałam się ciebie tutaj.

– Nie planowałem – uśmiechnął się lekko. – Znajomi wyciągnęli mnie w ostatniej chwili.

Chciałam zapytać o wszystko i o nic. Co u niego, gdzie jest, kim jest teraz? Zamiast tego stałam sztywno, czując obecność Pawła gdzieś za sobą. Adam zerknął w tamtą stronę, a ja odruchowo zrobiłam krok w bok.

– Widzę, że dobrze ci się wiedzie – powiedział, wskazując głową na salę, światła, ludzi.

– To tylko Sylwester – wzruszyłam ramionami. – Wszędzie wygląda tak samo.

W mojej głowie pojawiły się obrazy sprzed lat. Małe mieszkanie, plany, które miały nas zaprowadzić daleko stąd, rozmowy do późna. Nie porównywałam go z Pawłem wprost. To było raczej uczucie, jak różnica temperatury, gdy wchodzi się do innego pomieszczenia.

– Za chwilę toast! – ktoś krzyknął obok, przerywając nam w pół zdania.

Wspomnienia wróciły

Adam uniósł kieliszek, ja zrobiłam to samo. Czułam, że coś zostało otwarte, jak drzwi, które uchylono niechcący i których nie dało się już tak po prostu zamknąć. Stanęliśmy z Adamem z boku sali, tam, gdzie światła były słabsze, a muzyka cichsza. Rozmawiało się z nim zaskakująco łatwo, jakby między nami nie było tych wszystkich lat przerwy. Zdania same się układały, żarty wracały bez wysiłku, a ja łapałam się na tym, że uśmiecham się szczerze.

– Pamiętasz, jak planowaliśmy Sylwestra w Nowym Jorku? – Zapytał ni stąd ni zowąd.

Parsknęłam krótkim śmiechem, zanim zdążyłam się powstrzymać.

– Pamiętam. Skończyło się na Grójcu.

Spojrzał na mnie uważniej, jakby chciał zapytać o więcej, ale nie zrobił tego wprost. I dobrze. Mówiłam mu rzeczy, których nigdy nie powiedziałam Pawłowi, nawet w myślach formułowałam je rzadko. Czułam ulgę, a zaraz za nią coś, co przypominało wyrzuty sumienia.

Chciałam tego

Kątem oka widziałam Pawła przy stole. Rozmawiał z kimś, śmiał się, ale ani razu nie spojrzał w moją stronę. Ta świadomość bolała bardziej, niż bym się spodziewała.

– Wiesz – powiedział Adam ciszej – czasem myślę, że niektóre historie nie kończą się tylko na wspomnieniach. W środku trwają dalej.

Nie odpowiedziałam od razu. Wiedziałam, że nie powinnam ciągnąć tej rozmowy. Wiedziałam też, że już za późno, żeby udawać, że nic się nie dzieje. Przed północą na sali zrobiło się nerwowo. Ktoś liczył czas do dwunastej. Adam stał obok mnie, bliżej niż wcześniej.

– Wyjdziemy na chwilę? – zapytał cicho. – Tu nie da się normalnie porozmawiać.

Wiedziałam, że powinnam odmówić. Myśl o Pawle przemknęła mi przez głowę, ale była zaskakująco blada. Zamiast niej pojawiło się zmęczenie białem, sobą, ciągłym byciem rozsądną.

– Tylko na moment – odpowiedziałam, sama nie wiedząc, czy to usprawiedliwienie, czy obietnica.

Na zewnątrz było zimno i ciemno. Odliczanie dochodziło stłumione zza drzwi. Adam spojrzał na mnie tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale się zawahał. Pomyślałam, że to nic nie znaczy, ten moment, ta decyzja, to tylko chwila. Zrobiłam krok za nim.

To był moment

Wróciłam na salę po mniej więcej pół godzinie. Nie sprawdzałam czasu, jakby to mogło mnie z czegoś rozliczyć. Miałam rozgrzane policzki, w głowie chaos i wrażenie, że wszyscy widzą coś, czego wcale nie widzieli. Nic jednak się nie zmieniło. Muzyka grała, ludzie pili, śmiali się, robili zdjęcia, jakby świat zatrzymał się dokładnie w tym samym miejscu. Paweł stał przy stole. Kiedy podeszłam, spojrzał na mnie przelotnie.

– Wszystko okej? – zapytał spokojnie.

– Tak. Po prostu potrzebowałam powietrza – odpowiedziałam automatycznie.

Nie poczułam ulgi. Nie było katharsis ani poczucia, że coś się domknęło. Czułam się raczej obca, jakbym patrzyła na siebie z boku i nie do końca rozumiała, kim jestem. Adam gdzieś zniknął. Nie szukałam go wzrokiem.

O północy wystrzeliły fajerwerki. Ludzie krzyczeli, składali życzenia, przytulali się bez zastanowienia. Paweł pocałował mnie krótko, poprawnie. Oddałam ten gest, myśląc tylko o tym, jak bardzo jest mechaniczny. Nowy rok zaczął się dokładnie tak samo, jak skończył się stary.

Ewa, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama