Reklama

Nigdy nie sądziłam, że będę kobietą, która pakuje walizki z myślą: to nasze ostatnie wspólne wakacje jako narzeczeństwa. Chciałam, żeby wszystko było idealne. Zarezerwowałam pobyt w przytulnym hotelu na południu Hiszpanii, blisko plaży, z widokiem na morze. Basen, restauracja z owocami morza, białe ręczniki składane w łabędzie. Marzyłam o tym, żebyśmy z Łukaszem oderwali się od codzienności i po prostu byli razem. Tylko my.

Znam Łukasza od pięciu lat. Poznaliśmy się w pracy, później zaczęliśmy spotykać się coraz częściej, aż w końcu zaproponował wspólne mieszkanie. Trzy miesiące temu uklęknął przede mną w naszej kuchni, między czajnikiem a resztkami po kolacji, i zapytał, czy zostanę jego żoną. Powiedziałam „tak” bez wahania.

Na co dzień jestem zorganizowana. Pracuję w agencji PR, żyję w zgodzie z kalendarzem, deadline’ami i Excelem. Ale na te wakacje obiecałam sobie jedno: odpuszczę kontrolę. Choć nie do końca mi to wychodziło.

– Znowu telefon? – zapytałam Łukasza, kiedy trzeci raz z rzędu przerwał rozmowę przy śniadaniu, żeby coś sprawdzić na służbowym mailu.

– Kochanie, to tylko maile. Pięć minut i wracam do ciebie, obiecuję – odpowiedział, nawet nie odrywając wzroku od ekranu.

Nie robiłam z tego afery. Praca go pochłaniała, tak jak mnie kiedyś. Ale wtedy nie wiedziałam jeszcze, że w tych pięciu minutach kryje się coś więcej niż tylko wiadomości od współpracowników. Byłam szczęśliwa. Albo tak mi się wydawało.

Zobaczyłam go w internecie

Tamtego wieczoru miałam zostać w pokoju. Łukasz zszedł na dół, mówiąc, że musi załatwić coś służbowego. Niby drobiazg, jakieś zamówienie w restauracji, rozmowa telefoniczna z klientem z Polski. Wierzyłam mu. Miałam wtedy jeszcze w sobie tę ufność, która sprawiała, że nie zadawałam za dużo pytań.

Zrobiłam sobie maseczkę, nalałam kieliszek białego wina i położyłam się na leżaku na naszym hotelowym balkonie. Wiatr pachniał solą i rozgrzanym piaskiem. Słońce chyliło się ku zachodowi. Wszystko wyglądało jak z folderu reklamowego.

Z nudów zaczęłam przeglądać social media. Relacje znajomych, trochę celebrytów, lokalne hashtagi. I wtedy trafiłam na relację z oznaczonym naszym hotelem. Niewinne ujęcie – bar przy basenie, muzyka w tle. A potem kolejny filmik. Rozmazany, ale wystarczająco wyraźny, bym poczuła, jak coś ściska mnie w żołądku.

Mężczyzna w białej koszuli. Ten sam model, co Łukasz miał na sobie podczas kolacji poprzedniego wieczoru. Ten sam zegarek – czarny skórzany pasek, który dostał ode mnie na urodziny. I kobieta. Uśmiechnięta, opalona, z długimi ciemnymi włosami. Objęła go w pasie. A on ją pocałował. Nie w policzek. W usta. Publicznie.

Zamarłam. To niemożliwe… to nie on. To ktoś podobny. Chociaż… ten zegarek….

Zadrżałam. Wino nagle stało się kwaśne. Zerwałam się z leżaka i wybrałam numer.

Łukasz? Gdzie jesteś? – zapytałam, starając się brzmieć spokojnie, choć głos mi drżał.

– Na dole, zamawiam nam wino. Coś się stało?

Zawahałam się.

– Nie… nic. Po prostu się martwiłam. Długo cię nie było.

– Już wracam, kochanie.

Odłożyłam telefon. Przez chwilę siedziałam nieruchomo, patrząc na ekran. Serce waliło mi jak szalone. Wiedziałam, że coś jest nie tak. I że muszę się dowiedzieć, co.

Wyciągnęłam to z niego

Wrócił kilka minut później, jakby nic się nie stało. Niósł butelkę czerwonego wina i dwie szklanki, bo – jak powiedział – akurat nie mieli kieliszków. Uśmiechał się szeroko, jakby nadal był tym samym Łukaszem, którego kochałam. Ale ja już nie patrzyłam na niego tak samo.

Coś nie tak? – zapytał, gdy tylko zauważył moją twarz.

Wzięłam telefon. Drżącym palcem otworzyłam aplikację. Włączyłam relację. Filmik jeszcze nie zniknął. Obróciłam ekran w jego stronę.

– To ty. To twój zegarek, twoja koszula. Twoje ręce na jej talii – powiedziałam cicho, z trudem łapiąc powietrze.

Zmarszczył brwi, potem spojrzał na mnie, udając niezrozumienie.

– Patrycja… nie wiem, co ci powiedzieć. Może to wygląda dziwnie, ale to nie tak, jak myślisz.

– Czyli jak? – głos mi się załamał. – Bo wygląda na to, że całowałeś się z inną kobietą, kiedy ja czekałam w pokoju. Kiedy planowaliśmy ślub. Kiedy myślałam, że jesteś ze mną na sto procent.

– To jakiś żart, może ktoś… jest tylko podobny. To przecież nie jest takie oczywiste. Obraz był zamazany, to nie ja.

– Nie rób ze mnie idiotki – syknęłam. – Znam cię. Znam każdy twój gest, twój sposób chodzenia, sposób, w jaki się śmiejesz. To byłeś ty. I nie próbuj mi wmówić, że to jakiś sobowtór.

Patrzył na mnie bez słowa. Przez długą chwilę. A potem spuścił wzrok.

To… nic nie znaczyło – powiedział w końcu.

Zamarłam. Te słowa uderzyły mnie mocniej niż sam filmik.

Więc to byłeś ty. Przyznajesz się.

– Patrycja… – próbował się zbliżyć, ale cofnęłam się, jakby jego dotyk mógł mnie poparzyć.

Powiedz mi wszystko. Od początku. Bo jeśli jeszcze raz usłyszę kłamstwo, to nie tylko wrócę sama do Polski, ale i wyrzucę pierścionek do morza – powiedziałam, a jego twarz zbielała. Wiedział, że nie żartuję.

Oszukiwał mnie od dawna

Nie odpowiedział od razu. Widziałam, że walczy sam ze sobą. Krążył po pokoju jak uwięziony w klatce zwierz. W końcu usiadł na brzegu łóżka i ukrył twarz w dłoniach.

Nie tak miało się to potoczyć – powiedział cicho. – Przysięgam, nie planowałem tego. To… to po prostu się wydarzyło.

– Kto to jest? – spytałam, czując, jak z każdą sekundą mój głos staje się zimniejszy. – Nie zbywaj mnie jakąś przypadkową turystką. Kto to jest?

Zamilkł. To wystarczyło.

– Znasz ją – powiedziałam. – Znaliście się wcześniej. Nie była przypadkiem, prawda?

Zerwałam się, chwyciłam telefon i zaczęłam jeszcze raz przeglądać relację. Kobieta oznaczyła hotel. Zajrzałam na jej profil. Publiczny. Imię: Dominika. Kilka zdjęć z plaży, jeden selfie sprzed hotelowej recepcji. Była tu. Pracowała tu. Nagle wszystko stało się jasne.

Zbiegłam na dół, ignorując wołania Łukasza. Minęłam bar, skręciłam w stronę recepcji. Stała tam. Ta sama dziewczyna z relacji. Uśmiechnięta, promienna, z plakietką z imieniem.

Zatrzymałam się jak wryta. Przez chwilę tylko patrzyłam. Potem ruszyłam w jej stronę.

Ty jesteś Dominika? – spytałam twardo.

Spojrzała na mnie zaskoczona.

– Tak, a o co chodzi?

Widziałam twoją relację. Całowałaś się z moim narzeczonym. Tutaj. W tym hotelu.

Jej twarz nagle pobladła.

Mówił, że przyjechał sam… – powiedziała cicho.

Te słowa wybrzmiały we mnie jak wyrok. Nie zaprzeczyła. Nie próbowała się bronić. Wiedziała, kim jestem. I że wszystko wyszło na jaw.

Odwróciłam się bez słowa i wróciłam do pokoju. Łukasz stał przy oknie. Odwrócił się, kiedy weszłam.

Rozmawiałam z nią – powiedziałam. – Dominika. Myślała, że jesteś tu sam. Że nie masz narzeczonej.

Zacisnęłam dłonie w pięści.

– Mów prawdę, Łukasz. Ile to trwa?

Moje plany runęły

Usiadł znowu na łóżku, jakby nie miał już siły stać. Nie patrzył mi w oczy. Milczał tak długo, że zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle zamierza odpowiedzieć.

– To zaczęło się... kilka miesięcy temu – wyznał w końcu. – Byłem w okolicy wcześniej, służbowo. Kilka dni. Dominika pracowała wtedy w recepcji, rozmawialiśmy, żartowaliśmy. Była… inna. Inna niż wszystko, co miałem wtedy w życiu.

Parsknęłam gorzko.

– Inna, czyli nie jak ja?

– Nie – podniósł wzrok. – Nie o to chodzi. Ty jesteś dla mnie wszystkim. Zawsze byłaś. Ale... czułem się jak ktoś, kto żyje według planu, którego nawet sam nie ułożył. Praca, zaręczyny, ślub... A ona... ona była jak wyrwa w tym planie. Ucieczka.

– Ucieczka? A od czego tak uciekasz, Łukasz? – spytałam. – Od stabilności? Od miłości? Od mnie?

– Nie wiem – szepnął. – Nie jestem z siebie dumny. Wiem, że to, co zrobiłem, było podłe. Myślałem, że te wakacje coś naprawią. Że wszystko się uspokoi, że wrócimy do siebie na nowo.

Zaśmiałam się przez łzy. Ironicznie, gorzko.

– Więc całe to planowanie ślubu było grą?

– Nie! – zerwał się z łóżka. – Nie, Patrycja, błagam cię, nie mów tak. Kochałem cię. Kochałem naprawdę. Ale… pogubiłem się. Nie umiałem... nie wiedziałem, co robić.

– Nie wiedziałeś? – uniosłam brwi. – A ja? Ja też nic nie wiedziałam. A teraz wiem za dużo.

Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Czułam, jak coś się we mnie wypala. Złość. Smutek. Nadzieja.

Czy ty ją kochasz? – zapytałam cicho.

Zawahał się. To milczenie powiedziało mi wszystko.

Nie mogłam tam zostać

Nie spałam tej nocy. Łukasz zasnął na kanapie, jakby nic się nie wydarzyło. Ja siedziałam na balkonie, opatulona kocem, z rozmazanym makijażem i roztrzęsionym sercem. Próbowałam zrozumieć, co się właśnie stało z moim życiem. Z naszym życiem.

Nad ranem, gdy niebo zaczęło jaśnieć, wzięłam walizkę i zaczęłam się pakować. Bezgłośnie. Złożyłam wszystkie rzeczy, które jeszcze wczoraj wybierałam z myślą o romantycznych wieczorach. Sukienki, stroje kąpielowe, perfumy. Zmyłam resztki maskary. Zapięłam torbę. Zostawiłam pierścionek zaręczynowy na stoliku nocnym.

Wyszłam z pokoju. Przeszłam przez cichy korytarz, przez opustoszałą recepcję. Dominiki już nie było. Albo zmieniła zmianę, albo uciekła przede mną, jak on uciekł od odpowiedzialności.

Poszłam nad morze. Fale były spokojne, jakby nie wiedziały, że właśnie rozpadło się coś, co miało trwać do końca życia. Stałam długo przy brzegu. W dłoni trzymałam bilet powrotny, który właśnie zarezerwowałam. W jedną stronę.

„Czy można kochać kogoś, kto cię zniszczył?” – zapytałam samą siebie.

Nie wiem, czy go znienawidzę. Ale już nigdy mu nie zaufam. Zostawiłam po sobie tylko pustkę w hotelowym pokoju i ślady stóp na piasku. Nie powiedziałam nic. Nie musiałam.

I tak mu się nie udało

Wróciłam do Polski dzień wcześniej, niż planowałam. Sama. Rodzina dopytywała, co się stało, ale nie miałam siły nic tłumaczyć. Powiedziałam tylko, że ślub został odwołany. Mama płakała. Ojciec nie powiedział ani słowa – tylko przytulił mnie mocno i pierwszy raz od lat pocałował w czoło. To było wszystko, czego wtedy potrzebowałam.

Usunęłam nasze wspólne zdjęcia z telefonu. Najpierw te z wakacji, potem z zaręczyn, w końcu wszystkie. Blokowałam jego wiadomości, dopóki nie przyszła ta jedna, długa. Pisał, że przeprasza. Że żałuje. Że nie wie, jak mógł to wszystko zaprzepaścić. Nie odpisałam. Bo co miałabym mu powiedzieć?

Zaszyłam się w pracy. Dni mijały szybko – spotkania, kampanie. Ludzie widzieli mnie w dobrym nastroju, uśmiechniętą, pewną siebie. Ale nocami przychodził smutek. I lęk, że już nikomu nie zaufam. Że nie będę potrafiła kochać.

Minęły trzy miesiące. Łukasz przestał pisać. Znajomi mówili, że już z nią nie jest. Że Dominika wróciła do Hiszpanii. Że to się rozpadło. Nie wiem. Nie sprawdzam. To już nie moja historia.

Moja dopiero się zaczyna. Powoli, ostrożnie. Czasem jeszcze boli, czasem mam ochotę wrócić do tamtych chwil i coś naprawić. Ale potem przypominam sobie, że zdrada to nie pomyłka. To wybór. A ja nie chcę być z kimś, kto wybiera inną, kiedy ja wybieram jego.

Patrycja, 29 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama