„Takiej sytuacji jak przydarzyła się mnie, nie wymyśliliby w hollywoodzkim filmie. Otwieram list, a tam spadek”
„Nagle uświadomiłam sobie, że skończyły się wszystkie moje problemy. Zyskałam szansę na nowy start. Zrozumiałam, że spłacę długi, kupię mieszkanie i zabezpieczę swoją przyszłość. A to wszystko zasługa krewnego, którego nigdy nie miałam okazji poznać”.

Nieoczekiwany spadek? Myślałam, że takie sytuacje zdarzają się tylko w filmach. Przecież życie nie pisze takich scenariuszy. A jednak! Odziedziczyłam spory majątek po krewnym, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. I to w chwili, w której najbardziej potrzebowałam pieniędzy. Los nie daje jednak niczego za darmo. Coś zyskałam, ale przez to kogoś straciłam.
Podjęłam kilka niewłaściwych decyzji
Gdy wkraczałam w dorosłość, wydawało mi się, że mogę zawojować cały świat. Rzuciłam studia na trzecim roku, bo ubzdurało mi się, że edukacja i inwestowanie we własny rozwój to strata czasu i kasy. Pożyczyłam pieniądze i otworzyłam niewielki gabinet kosmetyczny z zamiarem zawojowania lokalnego rynku. Miałam zamiar otworzyć kolejne i wykosić konkurencję. Marzyłam, że kiedyś będę właścicielką wielkiej sieci, a chcące odnieść sukces dziewczyny będą się do mnie zgłaszać po franczyzę.
Niestety, życie szybko zweryfikowało moje plany. Interes od początku nie kręcił się zbyt dobrze. Jakoś wychodziłam na swoje, ale ledwo. A później świat oszalał i w jednej chwili stanął w miejscu. Zaczął się fatalny czas dla biznesu. Ci, którzy mieli kapitał, przetrwali, ale tacy jak ja upadli. Nie miałam z czego dokładać. Musiałam zamknąć firmę i poszukać pracy na etacie. Po marzeniach zostały mi tylko długi do spłacenia.
Nie migałam się od odpowiedzialności. Spłacałam swoje zobowiązania. Czasami z opóźnieniem, ale spłacałam. Z czasem było mi jednak coraz ciężej. Odsetki dawały mi w kość. Zrezygnowałam z najmu mieszkania i wróciłam do mamy, mimo że nasze wzajemne stosunki były co najmniej chłodne. Ale nie było innego wyjścia, jak tylko schować dumę do kieszeni.
To niewiele zmieniło. Miałam coraz większe problemy. Gdy pewnego dnia listonosz przyniósł mi list z kancelarii, myślałam, że któryś z wierzycieli wystąpił na drogę prawną. „Cóż, to było nieuniknione” – pomyślałam, po czym zadzwoniłam na wskazany numer i umówiłam się na spotkanie.
Odziedziczyłam mnóstwo pieniędzy
Mecenas zaprosił mnie do środka i zaproponował kawę. Podziękowałam i od razu przeszłam do rzeczy.
– Na wstępie zaznaczę, że robię wszystko, by spłacić swoje zobowiązania – zaczęłam. – Pański klient, ktokolwiek nim jest, nie musi wytaczać mi procesu.
– Proces? Nie, pani Weroniko, zaprosiłem tu panią w innej sprawie – zaśmiał się.
– O co więc chodzi, skoro nie o moje długi?
– O ostatnią wolę pewnego majętnego dżentelmena, który większość swojego życia spędził w Stanach. Będąc bardziej dokładnym, kancelaria Liberty Law Group z Chicago upoważniła mnie do odszukania żyjących krewnych swojego klienta. Osoba ta zmarła przed rokiem i pozostawiła po sobie całkiem pokaźny majątek.
– Nie rozumiem. Co ja mam z tym wspólnego? – zdziwiłam się.
– Ze wszystkich żyjących krewnych zmarłego to właśnie pani jest pierwsza w kolejności do dziedziczenia.
– Ale ja nawet nie znam tej osoby.
– Jeżeli przeanalizuje pani swoje drzewo genealogiczne po stronie swojego ojca, zauważy pani, że miała więcej krewnych za wielką wodą.
To wiele wyjaśniało. Nigdy nie poznałam taty. Zmarł, zanim przyszłam na świat. On i mama nie zdążyli nawet wziąć ślubu. Rodzina ze strony ojca była mi zupełnie obca.
– Ile tego jest? – zapytałam, a prawnik zaczął przeglądać dokumenty.
– W kolejce do spadku stoi jeszcze kilka osób. Większość majątku zmarłego to nieruchomości i inne aktywa. Po spieniężeniu i podziale, będzie tego...
Wyjął z szuflady kalkulator i zaczął liczyć. Po chwili zapisał sumę na kartce i podał mi ją, a ja oniemiałam.
– 187 tysięcy złotych? – niedowierzałam.
– Nie, nie, pani Weroniko. Dolarów.
Ten spadek był szansą na nowy start
Nagle uświadomiłam sobie, że skończyły się wszystkie moje problemy. Zyskałam szansę na nowy start. Zrozumiałam, że spłacę długi, kupię mieszkanie i zabezpieczę swoją przyszłość. A to wszystko zasługa krewnego, którego nigdy nie miałam okazji poznać. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego prezentu od losu.
Z twarzy nie schodził mi uśmiech. Nie umknęło to uwadze mojej mamy. Gdy wróciłam do domu, od razu zorientowała się, że przydarzyło mi się coś dobrego.
– I co się tak szczerzysz? Długi ci anulowali, czy wygrałaś w totka? – zapytała z przekąsem.
– Tak jakby – odpowiedziałam radosnym głosem, nie zwracając uwagi na jej złośliwy przytyk.
– Co tak jakby? Wygrałaś? – dopytywała, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
– Wiedziałaś, że tata miał rodzinę w Ameryce? – zapytałam, ignorując jej ciekawość.
– A kto by to wiedział? On niewiele mówił o sobie, a mnie niewiele to interesowało. Świeć Panie nad jego duszą, ale ja to nigdy nie chciałam go za męża.
– Okazało się, że miał majętnych krewnych. Ostatni zmarł jakiś czas temu, a ja odziedziczyłam całkiem niezłą sumkę.
Gdy to powiedziałam, z wrażenia wypuściła z rąk talerz, który myła.
– Ile?
– Około 187 tysięcy dolarów.
– I mówisz to ot tak? Córeczko kochana! Jesteśmy bogate!
– Jeszcze niczego nie mam, mamo. Postępowanie potrwa jeszcze jakiś czas.
Myślała, że wszystko jej oddam
Formalności ciągnęły się przez osiem miesięcy, ale w końcu pieniądze po dalekim wujku wpłynęły na moje konto. Gdy przekazałam mamie dobrą informację, od razu zaczęła się rządzić.
– To teraz pójdziemy do banku i każesz przelać wszystko do mnie – zarządziła.
– Niby dlaczego miałabym to zrobić? – zdziwiłam się, choć tak naprawdę, spodziewałam się takiej reakcji.
– A co? Chcesz wszystko przepuścić?
– Nie chcę wszystkiego przepuścić, mamo. Chcę wreszcie ułożyć sobie życie.
– Ty już pokazałaś, że nie potrafisz się rządzić. Jak zatrzymasz te pieniądze, za chwile nie będzie po nich śladu. Nie dyskutuj, tylko chodź. Trzeba to szybko załatwić.
– Nie, mamo.
– Nie? A co to niby znaczy?
– To, że to moje pieniądze i ja decyduję. Podzielę się z tobą, ale nie licz, że dam ci wszystko.
Musiałam urazić jej dumę, bo gdy jej odmówiłam, kazała mi wynosić się z domu. Było mi przykro, nawet bardzo, ale nie spodziewałam się niczego innego po mojej mamie. Mówiąc wprost, przypuszczałam że tak właśnie się zachowa.
Tak jak obiecałam, przelałam jej część spadku. Dla siebie kupiłam ładne mieszkanie. No i oczywiście spłaciłam wszystkie swoje zobowiązania. Resztę ulokowałam w banku i obligacjach. Mam dach nad głową, pracę i bezpieczną przyszłość. Nie potrzebuję więcej do szczęścia. Jest mi tylko przykro, że mama przestała się do mnie odzywać. Pieniądze wzięła, ale i tak nie odbiera, gdy dzwonie do niej, a gdy raz przyszłam z wizytą, zamknęła mi drzwi przed nosem. Cóż, trudno. Muszę mieć na względzie nie tylko ją, ale także swoje dobro.
Weronika, 36 lat
Czytaj także:
„Zięć burzył nasze rodzinne tradycje. Gdy wymyślił Kanary na święta, miałam ochotę zrobić z nim to, co z karpiem na Wigilię”
„Myślałem, że moja narzeczona to prezent od losu, a to był test cierpliwości. Nigdy nie wiedziałem, co przyniesie jutro”
„Zaszłam w ciążę, bo mój mąż mnie o to błagał. Jego wizja rodziny idealnej kryła w sobie fałsz i obłudę”

