„Ta wigilia miała być niezapomniana. Jeszcze zanim podałam mężowi barszcz, wiedziałem, że jem go z nim po raz ostatni”
„Zamieniliśmy kilka słów o przepisach, o pogodzie, o tym, jak szybko zleciał ten rok. Graliśmy. Jego wzrok błądził gdzieś dalej. Przy każdej wibracji telefonu poprawiał włosy i zerkał nieco zbyt długo na ekran. Znałam ten ruch”.

Mam 38 lat i w teorii wszystko, czego może chcieć kobieta. Dom z ogródkiem na przedmieściach, męża ze stabilną pracą, dobre ujęcia z wakacji i konto ze zdjęciami, które wygląda, jakby nasze życie było całkiem udane. Prawda jest taka, że to wszystko już od dawna jest tylko na pokaz.
Z Tomkiem mijamy się codziennie jak współlokatorzy. Rano mówimy sobie „hej”, wieczorem „dobranoc” i przez resztę dnia udajemy, że nic się nie dzieje. W rzeczywistości nie było między nami nic prawdziwego od miesięcy. Od kiedy zgasła bliskość, a w jej miejsce weszło milczenie. Teraz milczymy już tak dobrze, że prawie się tego nie zauważa.
Od miesiąca spotykam się z Kubą – kolegą z pracy. Zaczęło się przypadkiem, ale teraz czekam na te spotkania jak na oddech. Nie jestem z tego dumna, ale Tomek też nie jest święty. Od dawna pisze z Alicją, swoją byłą. Myśli, że nie wiem. Wiem wszystko. Po Nowym Roku składamy papiery rozwodowe – ustalone. Ale najpierw Wigilia u mojej siostry, Agnieszki. Udajemy normalność, dla mamy, dla rodziny. Jeszcze tylko ten wieczór. Jeszcze tylko barszcz, kolędy i opłatek, i koniec.
– Milena, pomożesz z makiem? – zawołała Agnieszka z kuchni.
Poprawiłam uśmiech.
– Już idę – odpowiedziałam, jakby wszystko było dobrze.
Graliśmy jak w teatrze
Usiedliśmy przy stole. Świece paliły się równo, barszcz z uszkami parował z talerzy, kolędy grały cicho z głośnika. Idealna Wigilia – z zewnątrz. Tomek siedział obok mnie, ale jakby pięć metrów dalej. Miał na sobie nową koszulę, którą sama mu kupiłam – teraz wyglądała na nim obco.
– Tomek, podasz sałatkę? – zapytałam głośno, z uśmiechem, bo mama patrzyła.
– Oczywiście, kochanie – odpowiedział, jakbyśmy naprawdę byli tą zgraną parą, jaką widzieli w nas inni.
Zamieniliśmy kilka słów o przepisach, o pogodzie, o tym, jak szybko zleciał ten rok. Graliśmy. Jego wzrok błądził gdzieś dalej. Przy każdej wibracji telefonu poprawiał włosy i zerkał nieco za długo na ekran. Znałam ten ruch. Ten sam, który miał, kiedy pisał do mnie, lata temu.
W łazience wyciągnęłam telefon. Wiadomość od Kuby: „Myślisz o mnie?”. Odpisałam szybko, zanim znów ktoś zapuka. „Cały czas”. Gdy wychodziłam, niemal zderzyłam się z Tomkiem. Stał oparty o ścianę.
– Nie siedź tak zbyt długo, są święta – rzucił chłodno.
– Udajesz, że cię to obchodzi? – odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy.
– Może chociaż dziś zachowasz pozory?
– Nie muszę się aż tak starać jak ty. Ty masz to we krwi – syknęłam, mijając go.
Wróciłam do stołu. Jacek coś opowiadał, mama się śmiała, Agnieszka nalewała kompot. Ja patrzyłam, jak Tomek udaje lepiej ode mnie, jak moje serce już nawet nie boli – tylko się kurczy z obojętności.
Nie mogłam już udawać
Wyszłam na balkon z kieliszkiem wina. Mróz szczypał policzki, oddech zamieniał się w parę. Stojąc tam, myślałam o Kubie. O jego dłoniach na mojej talii, o tym, jak śmiał się z moich głupich żartów. Przez chwilę byłam znowu dziewczyną, którą się pragnie, a nie żoną, którą się omija wzrokiem.
Zamknęłam oczy. Gdybym mogła nacisnąć jakiś przycisk i zniknąć stąd na zawsze – zrobiłabym to bez wahania. Wróciłam jednak do środka. Przechodząc obok kuchni, usłyszałam głos Tomka. Mówił cicho, prawie szeptem:
– Jeszcze chwila. W styczniu wszystko się ułoży. Obiecuję.
Zamarłam.
– Czyli jednak – powiedziałam, stając w drzwiach. – Rozmawiałeś z nią, prawda?
Zamarł, ale szybko odzyskał spokój. Ten jego chłodny spokój, który mnie kiedyś pociągał, a dziś przyprawiał o mdłości.
– A ty jesteś bez winy? – zapytał cicho, nie patrząc mi w oczy.
– Ona dalej do ciebie pisze? Tamta z liceum?
– Tak jak ty dalej spotykasz się z kolegą z pracy – odparł spokojnie.
Zaniemówiłam. Nie zaprzeczyłam.
– To jesteśmy kwita?
– Nie wiem, czy bardziej boli mnie twój spokój, czy moja własna obojętność – wyszeptałam.
Wróciłam do salonu. Nikt nie zauważył, że coś się stało. Mama akurat dzieliła się opłatkiem z Agnieszką. A ja myślałam tylko o tym, że ta Wigilia smakuje jak tanie wino i wypalony papieros. Nic już nie ma słodkiego smaku – nawet wolność.
Postanowiłam im powiedzieć
Wieczór się rozluźnił. Wino krążyło szybciej niż opłatek, mama się wzruszyła podczas kolędy, Jacek śmiał się z własnych dowcipów. Wszyscy byli lekko podpici i zadowoleni. Wszyscy oprócz mnie i Tomka. Zostaliśmy sami w kuchni. Myślałam, że tylko na chwilę, że powiem coś o pierogach, że przejdziemy obok siebie tak, jak przez ostatni rok. Nagle coś we mnie się zbuntowało.
– Tomek, mam dość. Naprawdę mam dość – powiedziałam cicho, trzymając się blatu, jakby to był jedyny punkt zaczepienia.
Odwrócił się do mnie powoli, oparty o lodówkę, z kieliszkiem w ręku.
– To może powiedz im wszystkim teraz, jaką jesteś idealną żoną.
Zamarłam.
– Serio? W Wigilię?
– Ty zaczęłaś.
– Może to nasza ostatnia. Może warto przestać udawać. Chociaż raz.
Z salonu dochodził gwar rozmów, śmiech Agnieszki. Wyszłam stamtąd jak na scenę.
– Możecie nas posłuchać? – powiedziałam głośno. – Mam coś do powiedzenia.
Agnieszka spojrzała zaskoczona. Mama odłożyła widelec.
– W styczniu się rozwodzimy – powiedziałam. – To nasza ostatnia Wigilia razem.
Zrobiło się cicho. Potwornie cicho.
– Co ty mówisz, dziecko? – mama aż się wyprostowała, jakby próbowała mnie obudzić z koszmaru.
Tomek wszedł za mną do salonu, poprawił mankiet.
– Milena już dawno przestała być moją żoną. A ja jej mężem.
– Nie wierzę. Wy?! – Agnieszka zbladła. – Myślałam, że... przecież wy byliście...
– Tak. Wszyscy myśleli – usiadłam. Ręce mi się trzęsły. – Ale prawda jest inna.
Przyszły smutne wnioski
Zamknęłam się w pokoju gościnnym. Agnieszka nie zaprotestowała. Matka nie weszła za mną. Jacek tylko zapukał raz i powiedział: „Daj znać, jakbyś czegoś potrzebowała”. W odpowiedzi nalałam sobie kolejny kieliszek wina. Po Wigilii została tylko cisza, odgrzewane emocje i czerwony obrus w plamy od barszczu.
Tomek wyszedł. Wziął kurtkę i nawet nie spojrzał w moją stronę. Nie zostawił słowa, spojrzenia, nic. Tylko zapach płynu po goleniu i stuknięcie drzwiami. Może to dobrze. Może właśnie tak powinno się kończyć coś, co i tak już dawno umarło.
Spojrzałam w okno. Światło lampy odbijało się w szybie. Zaczęłam myśleć o Kubie. O tych pierwszych chwilach, kiedy trzymał mnie za rękę, jakby naprawdę się bał, że ucieknę. O hotelowym pokoju, gdzie śmialiśmy się jak dzieci. O pocałunkach, które miały więcej sensu niż jakakolwiek rozmowa z Tomkiem przez ostatnie lata.
– Z tobą znów czuję się żywy – powiedział wtedy Kuba, a ja uwierzyłam, że jeszcze coś mogę czuć.
– A ja… jakby świat się nie kończył w czterech ścianach domu – odpowiedziałam, patrząc w sufit hotelowego pokoju.
Teraz siedzę sama z winem w czyimś pokoju gościnnym. Ze świadomością, że nawet jeśli uwolniłam się z jednego więzienia, to nie wiem, gdzie pójdę dalej. Chyba wcale nie wygrałam. Co z tego, że można odejść, skoro zostaje się z tym wszystkim samemu? Może dom nie był tym, co mnie więziło. Może to ja sama się uwięziłam.
Zostało to puste miejsce
Tomek wrócił rano tylko po swoje rzeczy. Weszłam właśnie do kuchni po wodę, kiedy mijał mnie w przedpokoju. Zatrzymał się na moment, spojrzał na mnie jak na kogoś, kogo kiedyś znał.
– Nie mam nic więcej do powiedzenia – rzucił, po czym wyszedł. Nie zatrzymałam go. Nawet nie próbowałam.
Agę zobaczyłam dopiero wieczorem. Minęła mnie w korytarzu bez słowa, nie patrząc w oczy. Wcześniej usłyszałam tylko szmer rozmowy z Jackiem za zamkniętymi drzwiami. Wiem, że się wstydziła. Za mnie. Za nas. Za to, że jej idealna siostra rozbiła Wigilię jak tani dramat rodzinny.
Mama napisała mi SMS-a: „Kocham cię, ale nie wiem, co powiedzieć”. Odpisałam: „Wystarczy, że to napisałaś”. Usiadłam przy stole. Zimna herbata, niedojedzone pierogi, cicha kolęda z radia, która drażniła jak drzazga. Pustka po drugiej stronie stołu była bardziej wyrazista niż obecność Tomka przez ostatni rok.
Spojrzałam na telefon. Przyszła wiadomość od niego. „Za dużo lat milczenia. Może za późno na prawdę. Ale dzięki za święta – nasze ostatnie”. Zamknęłam oczy. Nie płakałam. Została tylko cisza i to jedno puste miejsce przy stole. Może w przyszłym roku ktoś tam usiądzie. Może nie. Ale wiem jedno – jeśli znów z kimś zjem wigilijną kolację, nie chcę już wtedy udawać.
Dostałam swój prezent
Nie żałuję rozwodu. Żałuję tylko, że prawda wyszła w Wigilię. Nie tak to miało wyglądać. Chciałam przeczekać, rozstać się cicho, bez świadków, bez tej całej krwi na obrusie. Emocje jednak wzięły górę. Może nie da się odejść czysto z czegoś, co było brudne tak długo.
Zostałam sama. Tomek zniknął z mojego świata tak, jak znika się z listy kontaktów – szybko, bez fanfar. Agnieszka milczy. Mama próbuje być między nami mostem, ale ja czuję, że grunt się zapadł. Może już czas przestać udawać, że wszystko się da posklejać.
Nie wiem, co będzie z Kubą. Nie wiem, czy to coś trwałego, czy tylko pomost między tym, co było, a tym, co będzie. Może też odejdzie, a może ja odejdę pierwsza. Nauczyłam się już, że nawet najbliższy dotyk potrafi przestać znaczyć cokolwiek.
Nie będę już więcej milczeć. Zbyt długo żyłam w teatrze – perfekcyjna żona, cicha siostra, grzeczna córka. Teraz chcę być sobą. Nawet jeśli to będzie bolało. Nawet jeśli to będzie samotność. Czasem coś musi się rozpaść publicznie, przy świadkach, przy stole z karpiem i opłatkiem, żeby człowiek mógł przestać udawać i naprawdę zacząć żyć.
Milena, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W moim małżeństwie nie ma dnia, żebyśmy się nie kłócili. Rozwód nie wchodzi w grę, więc jesteśmy skazani na siebie"
- „Zamiast życzeń przy opłatku, usłyszałam od teściowej kąśliwe uwagi. Zaserwowana zemsta była słodka jak kutia”
- „Na Wigilię matka przyprowadziła niespodziewanego gościa. Potraktowaliśmy go jak intruza, a on dał nam lekcję życia”

