Reklama

Święta zawsze były dla mnie czasem rodzinnych spotkań, hałasu dzieci, zapachu cynamonu i nieśmiałych rozmów przy stole. Tym razem było inaczej. Mój mąż ledwo na mnie patrzył, a teściowa nie odpuszczała uszczypliwych komentarzy. Czułam się jak mebel – obecna, ale zbędna. Kiedy przyjechał jego brat z Niemiec, z żoną i dwójką dzieci, byłam przekonana, że to będą jeszcze trudniejsze święta. Szwagier był typem, który zawsze miał coś śmiesznego do powiedzenia, ale nigdy wcześniej nie przyglądałam mu się uważnie. Tego roku spojrzałam inaczej – i coś we mnie ruszyło. A potem już nie mogłam przestać.

Święta z dreszczykiem

Dom teściów tętnił życiem. Choinka błyskała światełkami, dzieci biegały po korytarzach, a w kuchni pachniało kapustą i pierogami. Stałam przy zlewie, wycierając talerze, gdy wszedł on – mój szwagier. Wysoki, opalony, z lekko zmierzwionymi włosami i tym uśmiechem, który sprawiał, że robiło się cieplej. Zawsze był czarujący, ale wtedy poczułam coś innego. Spojrzał na mnie i mrugnął porozumiewawczo, jakby znał moje myśli.

– Pomóc ci z tymi talerzami? – zapytał, podchodząc blisko.

– Nie trzeba – odpowiedziałam zbyt szybko, czując, że zarumieniłam się jak nastolatka.

Został jednak. Złapał za ręcznik i zaczął wycierać obok mnie, ramieniem muskając moje. Z każdym ruchem jego obecność stawała się coraz bardziej namacalna. Czułam ciepło bijące od jego ciała, jakby naprawdę był piecem w grudniową noc. Śmialiśmy się z głupot, wymienialiśmy drobne komentarze, ale między słowami czułam coś jeszcze – napięcie, którego nie dało się zignorować.

Wieczorem siedzieliśmy przy stole, a ja łapałam się na tym, że szukam jego wzroku. Kiedy nasze oczy się spotykały, świat wydawał się zwalniać. Mój mąż siedział obok mnie, zajęty rozmową o polityce z ojcem, zupełnie nieobecny. A ja tonęłam w oczach jego brata, czując, że coś się zaczyna. Coś, czego nie powinnam była czuć. Ale to uczucie paliło mnie od środka.

Oczy mówią najwięcej

Następnego dnia padał śnieg. Siedziałam na werandzie z kubkiem gorącej herbaty, zapatrzona w biały ogród. Wyszedł do mnie bez słowa, otulił się szalikiem i usiadł obok. Przez chwilę milczeliśmy. Czułam jego obecność całym ciałem, jakby powietrze między nami było gęstsze niż gdziekolwiek indziej.

– Lubisz śnieg? – zapytał cicho.

– Lubię, kiedy nie muszę z niego odgarniać samochodu – odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.

Zaśmiał się cicho. Potem spojrzał na mnie tak, że aż zabrakło mi tchu. Jego wzrok był miękki, ale intensywny. Nie patrzył na mnie jak szwagier. W tych oczach było coś... niespokojnego, głodnego. Odwróciłam wzrok, bojąc się, że przeczyta z mojej twarzy to, czego sama nie chciałam przed sobą przyznać.

Twój mąż to szczęściarz – powiedział nagle.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Czemu tak mówisz?

Wzruszył ramionami.

– Bo ma obok siebie kogoś, kto potrafi być ciepły nawet w taki mróz.

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam mętlik. W tych kilku słowach było więcej bliskości niż w całym ostatnim roku mojego małżeństwa. Czułam się widziana. Po raz pierwszy od dawna ktoś naprawdę na mnie patrzył, a nie tylko obok mnie przechodził. Wstał i podał mi rękę.

– Chodź, pomożemy dzieciakom lepić bałwana, zanim śnieg się rozpuści.

Złapałam jego dłoń. Ciepła, mocna, znajoma. Zadrżałam, ale nie z zimna.

Coś więcej niż spojrzenia

Wieczorem dom ucichł. Dzieci spały, dorośli rozeszli się do swoich pokoi, a ja zostałam w kuchni, układając sztućce i myjąc ostatnie garnki. Wtedy usłyszałam ciche kroki za plecami. Odwróciłam się i znów zobaczyłam jego – w bluzie z kapturem, z kubkiem kakao w dłoni.

– Nie śpisz? – zapytał, stając przy stole.

– Nie mogłam zasnąć – odpowiedziałam i odwróciłam się z powrotem do zlewu.

Usiadł. Przez chwilę panowała cisza, ale czułam, że jego wzrok nie opuszcza moich pleców.

– Coś cię gryzie?

– Raczej coś mnie przyciąga – powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Obróciłam się i nasze spojrzenia znów się spotkały. To było jak magnes. Wystarczyła sekunda. Podszedł do mnie. Nieśpiesznie, bez słów. Stanął bardzo blisko. Czułam jego oddech na policzku.

– Wiem, że to nie powinno się zdarzyć – wyszeptał. – Ale jeśli ty też to czujesz...

Nie zdążył dokończyć. Pocałowałam go pierwsza. Delikatnie, prawie nieśmiało. On odpowiedział natychmiast, jakby tylko na to czekał. Serce waliło mi jak młot. Każda komórka mojego ciała domagała się więcej. Gdy się odsunęliśmy, patrzyliśmy na siebie w ciszy, wiedząc, że właśnie przekroczyliśmy granicę, której nie da się cofnąć.

– Jutro... wszystko będzie jak dawniej? – zapytałam.

– Jeśli tego chcesz – odpowiedział.

Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam jeszcze, czego chcę. Ale czułam, że nie skończy się na tym jednym pocałunku.

Prawda w półmroku

Kolejny dzień był pełen pozorów. Uśmiechy przy stole, rozmowy o niczym, zabawa z dziećmi w ogrodzie. Nikt niczego się nie domyślał, a jednak ja czułam się jakby cały świat patrzył na mnie przez lupę. On był obok, obecny, ale zdystansowany. I choć nie zamieniliśmy ze sobą słowa na osobności przez cały dzień, jego wzrok mówił wszystko.

Wieczorem wstałam z kanapy i wyszłam przed dom, niby tylko na papierosa, choć od lat nie paliłam. Potrzebowałam oddechu. Nie minęła minuta, a usłyszałam za sobą kroki.

– Nie palisz – zauważył spokojnie, stając tuż obok.

– Wiem. Ale musiałam uciec. Od wszystkich spojrzeń, rozmów, od niego.

Nie zapytał, kogo mam na myśli. Wiedział. Oparłam się plecami o ścianę domu, a on stanął przede mną. Jego ręka sięgnęła mojej dłoni i mocno ją ścisnął.

– Dobrze się z tobą czuję. Nie muszę niczego udawać – powiedział. – Nawet jeśli to wszystko jest niewłaściwe.

Spojrzałam mu w oczy.

– A jeśli nie chcę już żyć według tego, co właściwe?

Zbliżył się, ale tym razem się powstrzymał. Nasze czoła zetknęły się na chwilę, a ja zamknęłam oczy. Czułam tylko jego oddech i to, jak drżała moja dłoń w jego.

– Nie wiem, dokąd to prowadzi – wyszeptał. – Ale nie chcę się cofnąć.

Wtedy wiedziałam. To nie była chwila słabości. To było coś głębszego. I wiedziałam też, że tej nocy nie pójdę spać sama.

Zakazane spotkanie

Dom spał. Każdy pokój pogrążony był w ciszy, przerywanej jedynie tykaniem zegara w salonie. Skradałam się boso po schodach, z sercem w gardle, z drżącymi palcami. Jego drzwi były uchylone. Wszedł pierwszego dnia, a ja dziś – ostatniego wieczoru przed ich wyjazdem – pukałam tak delikatnie, że ledwo słyszalnie.

Otworzył niemal od razu, jakby czekał. Wpuścił mnie bez słowa, zamknął drzwi i po prostu przytulił. Trwaliśmy tak długo, bez pośpiechu, bez dotykania się w pożądliwy sposób. Najpierw było ciepło, czułość, bliskość. Dopiero potem, bardzo powoli, nasze dłonie zaczęły odnajdywać siebie nawzajem. Każdy ruch był jak odpowiedź na pytanie, którego nikt nie wypowiedział.

Nie śpieszyliśmy się. Nikt z nas nie zachowywał się jak ktoś, kto chce tylko wykorzystać moment. To było coś zupełnie innego – jakbyśmy oboje chcieli się na chwilę schować w sobie, uciec od tego, co nas przygniatało. Było namiętnie, ale nie dziko. Było intymnie, ale nie brudno. A kiedy leżałam obok niego, z głową na jego ramieniu, czułam, że wreszcie jestem w miejscu, gdzie ktoś naprawdę chce, żebym była.

– Żałujesz? – zapytał, gładząc mnie po włosach.

– Nie. Tylko boję się, co będzie dalej.

– Ja też – powiedział cicho.

Zasnęłam dopiero nad ranem. Gdy się obudziłam, jego łóżko było puste. Okno otwarte, pokój pachniał zimowym powietrzem. Zostawił mi ciszę i wspomnienie najcieplejszej nocy mojego życia.

Między sercem a rozumem

Wyjechali rano. Pożegnania były szybkie, powierzchowne. Może baliśmy się, że ktoś coś zauważy. Może nie chcieliśmy patrzeć sobie w oczy na oczach innych. Stałam na ganku z kubkiem kawy i patrzyłam, jak ich samochód znika na zakręcie. Czułam się pusta, jakby ktoś wyjął ze mnie wszystkie uczucia i zostawił jedynie echo tamtej nocy.

Wracając do środka, zobaczyłam mojego męża siedzącego na kanapie z telefonem. Nawet nie zapytał, gdzie byłam w nocy. Pewnie nie zauważył. Albo już od dawna przestało go to obchodzić. Podałam mu kawę, jak zwykle. Usiadłam naprzeciwko i przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Wszystko okej? – zapytał z automatu.

– Tak – odpowiedziałam.

Skłamałam. Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie odtwarzałam każdą chwilę. Nie chodziło tylko o to, co zrobiliśmy. Chodziło o to, jak się przy nim czułam – ważna, widziana, pożądana. Tego brakowało mi od miesięcy, lat nawet. I choć wiedziałam, że to wszystko było złe, nie potrafiłam tego żałować.

Nie odzywał się. I dobrze. Nie chciałam burzyć jego życia. Moje i tak było już pełne pęknięć. Nie zostawiłam męża. Nie zrobiłam żadnej wielkiej rewolucji. Ale coś we mnie się zmieniło. Już nigdy nie będę tą samą osobą. Nauczyłam się, że nawet jedno spojrzenie może zmienić wszystko. A jedna noc – zostawić ślad, którego nie da się wymazać.

Joanna, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama