Reklama

Nie jestem typem kobiety, która bez powodu snuje teorie spiskowe, ale gdy mój szwagier Krzysiek zaczął pachnieć jak luksusowa reklama perfum, to aż mnie w nosie zakręciło. Do tej pory jego „aromat” można było opisać jako mieszankę smażonego schabowego, starej kanapy i proszku „Lawenda Plus” z promocji. A tu nagle – zapach jak z lobby pięciogwiazdkowego hotelu.

Krzysiek jest wdowcem od trzech lat, typowy chłop, który uważa, że wyprasowana koszula to fanaberia. Nagle koszula nie tylko wyprasowana, ale i zapięta. Włosy uczesane, buty czyste. I ten uśmiech, kiedy zerka w telefon. Tak się zachowuje ktoś, kto ma powód, żeby rano wstawać z łóżka w dobrym humorze.

Nie chodziło o to, że mi przeszkadza jego szczęście – ja po prostu lubię wiedzieć wszystko pierwsza. To taki rodzinny instynkt przetrwania. Poza tym, jeśli Krzysiek rzeczywiście się w coś wpakował, to lepiej, żebym to ja dowiedziała się o tym pierwsza, a nie reszta rodziny. No i tak się zaczęło moje prywatne śledztwo.

Wiedziałam, że kogoś ma

Krzysiek wpadł do nas w sobotę rano „tylko na chwilę”, ale wyglądał jak facet, który szykuje się na randkę, a nie na kawę z rodziną. Koszula – czysta, spodnie – bez plam po sosie, a do tego ten zapach, od którego mogłabym zasłabnąć… z wrażenia i z zazdrości.

– Ty to tak dziś do warzywniaka? – rzuciłam, unosząc brew.

– A co, źle? – zapytał, niby zaskoczony.

– Nie, świetnie. Tylko dziwnie. Przypominasz mi reklamę męskich perfum, w której facet idzie po bułki, a wraca z narzeczoną.

– Ty zawsze musisz coś dopowiedzieć? – prychnął, ale uśmiech mu drgnął.

Kiedy wyszedł, podeszłam do drzwi i powąchałam jego kurtkę. Pachniała jak półka „premium” w perfumerii, ta, przy której nie ma cen, żeby klient nie dostał zawału. Wieczorem u teściowej spróbowałam sondowania terenu.

– Krzysiek, ty to ostatnio taki elegancki… – zaczęłam.

– A może człowiek po prostu chce wyglądać lepiej? – odbił piłeczkę.

– Albo ktoś cię motywuje – rzuciłam, patrząc prosto w jego oczy.

– A co, nie mogę mieć swojego życia?

I wtedy już byłam pewna. On kogoś ma. Pytanie tylko – kto jest wart tego, żeby ten facet po przejściach nagle pachniał jak karta kredytowa bez limitu?

Czułam dziwną mieszankę emocji

Kilka dni później postanowiłam „przypadkiem” wpaść do Krzyśka po cukier. Tak, wiem – kto dziś pożycza cukier? Ale to była jedyna wymówka, jaka przyszła mi do głowy w pięć sekund. Otworzył w czystym t-shircie i z włosami ułożonymi tak, że aż chciałam zapytać, w którym salonie go podmienili.

– Masz cukier? – rzuciłam od progu.

– Mam, ale ty przecież nie słodzisz?

– A może zaczęłam – odpowiedziałam, mijając go i wchodząc do salonu.

I wtedy to zobaczyłam! Matko! Świeże kwiaty w wazonie. Krzysiek sam z siebie nie kupiłby nawet sztucznego kaktusa.

– Ładne. Sam wybrałeś? – zagaiłam.

– Może tak, może nie.

– Krzysiek, ty jesteś gorszy niż nastolatek z pierwszą miłością.

Na kanapie leżał jego telefon. Migająca wiadomość: „Nie mogę się doczekać wieczoru”. I to był moment, w którym każdy mógł przyznać, że moja teoria się potwierdza.

– Masz kogoś na oku – stwierdziłam bez ogródek.

– Może mam – przyznał, ale nie wyjawił szczegółów.

Wychodząc, uświadomiłam sobie, że czuję dziwną mieszankę emocji – ciekawość, lekką zazdrość i… ulgę. Bo jeśli on faktycznie kogoś znalazł, to może przestanie wyglądać jak wdowiec z katalogu „Samotny Pan szuka telewizora do towarzystwa”.

Chciał spróbować jeszcze raz

Tydzień później Krzysiek sam zapukał do moich drzwi. Wyglądał, jakby miał mi wręczyć albo mandat, albo nagrodę w loterii .

– Oliwia, muszę ci coś powiedzieć – zaczął, siadając przy stole.

Że masz dziewczynę? – przerwałam, nalewając mu kawy.

– Skąd wiesz?

– Krzysiek, proszę cię. Ty nawet nie umiesz udawać. Zawsze miałeś minę kota, który udaje, że nie zjadł kanarka, a ma pióra w zębach.

Roześmiał się, ale od razu spoważniał.

– Nazywa się Anka. Poznaliśmy się na koncercie.

– Na koncercie? Ty? A co to było, „Największe hity disco polo 1998”?

– Bardzo śmieszne. Pop-rock raczej.

– Oho, czyli już ją lubię – prychnęłam. – Młodsza o dwadzieścia lat?

– Dziesięć.

– No, to przynajmniej legalne – mruknęłam.

Popatrzył na mnie tak, jakby chciał, żebym przestała się droczyć.

– Oliwia, ja wiem, że potrafisz być złośliwa, ale to dla mnie ważne. Chcę spróbować z kimś jeszcze raz.

Zaskoczył mnie tym. Bo choć uwielbiam mu dogryzać, to pierwszy raz od śmierci Asi widziałam w jego oczach iskrę życia. Coś, czego nie potrafiłam zbyć żartem.

Miała cięty język i błysk w oku

Kilka dni później dostałam zaproszenie na kolację. „Poznasz Ankę” – napisał Krzysiek. Uznałam, że albo chce się pochwalić, albo uprzedzić ewentualny skandal rodzinny. Drzwi otworzyła wysoka brunetka w eleganckiej sukience. Pachniała dokładnie tym samym, co on – więc zagadka zapachu „miliona dolarów” została rozwiązana w sekundę.

– Cześć, jestem Anka – powiedziała z uśmiechem.

– O, więc to ty zrobiłaś z Krzyśka człowieka – odpowiedziałam, odwieszając płaszcz.

Usiedliśmy do stołu. Na środku – kolacja jak z programu kulinarnego, a nie z kuchni faceta, który potrafi przypalić wodę.

– Krzysiek mówił, że gotujesz świetnie – rzuciła Anka.

– A on mówił, że umie tańczyć – odparłam. – I w obu przypadkach mam pewne wątpliwości.

Śmiała się, ale widziałam, że potrafi odbijać piłeczkę. Miała cięty język i błysk w oku, który mówił „ze mną nie będzie łatwo”. I chyba właśnie dlatego on tak promieniał. Pod koniec wieczoru zauważyłam, jak Krzysiek trzyma ją za rękę – w ten sam sposób, w jaki kiedyś trzymał Asię. I choć nie lubię się przyznawać do miękkiego serca, poczułam coś w rodzaju… wzruszenia.

Dobrze, że ją znalazł

Kilka dni po kolacji spotkaliśmy się na spacerze. Krzysiek wyglądał na rozluźnionego, jakby właśnie wygrał na loterii – tylko że zamiast czeku w ręku trzymał papierowy kubek z kawą.

– Oliwia, chciałem ci podziękować – zaczął.

– Za co? Że nie wypytałam Anki o jej numer buta?

Za to, że nie robiłaś scen. Myślałem, że będzie gorzej.

– Myślisz, że jestem potworem? – uniosłam brew.

– Myślę, że potrafisz być wredna… ale masz serce – uśmiechnął się.

Przygryzłam wargę, żeby nie odwzajemnić uśmiechu.

– Słuchaj, cieszę się, że ją masz. I że pachniesz jak milion dolarów, a nie jak smażony schabowy.

– To chyba największy komplement, jaki od ciebie usłyszałem – roześmiał się.

– No to zapisz w kalendarzu, bo nie powtórzę.

Przez chwilę szliśmy w ciszy.

– Anka to coś dobrego – powiedział w końcu. – Chcę spróbować jeszcze raz, wiesz… tak na poważnie.

– Spróbuj. Ale pamiętaj, że jeśli ci złamie serce, to będę pierwsza, która jej powie, co o niej myśli.

– Wiem – skinął głową.

I wtedy zrozumiałam, że czasem lepiej odpuścić kontrolę. Nie każdy sekret trzeba od razu rozgryźć, bo niektóre są po to, żeby dać ludziom szansę na nowe życie.

Cieszyłam się jego szczęściem

Patrząc teraz na Krzyśka i Ankę, mam wrażenie, że ktoś podmienił mi szwagra. Ten sam facet, który kiedyś nosił dziurawe dresy i jadł obiad z garnka, dziś goli się codziennie, prasuje koszule i podaje kobiecie krzesło. Nie powiem, żeby mnie to nie bawiło. Ale bawi w ten przyjemny sposób, jak widok psa, który nagle umie chodzić na tylnych łapach – niby niepotrzebne, a jednak imponujące.

Przyznaję, że na początku moje podejrzenia były podszyte czystą ciekawością i odrobiną złośliwej satysfakcji. Myślałam, że znajdę jakiś smaczek, który będzie można potem opowiedzieć przy rodzinnym stole. Znalazłam coś innego – dowód, że ludzie potrafią się podnieść nawet po największej stracie.

Nie będę udawać, że nagle stałam się aniołem. Złośliwość to mój ulubiony sport narodowy i nadal będę mu wbijać szpileczki, kiedy się nadarzy okazja. Ale teraz robię to z innego powodu, żeby pamiętał, że ma obok kogoś, kto go zna od podszewki i cieszy się jego szczęściem, choć nigdy wprost mu tego nie powie. A zapach „miliona dolarów”? Teraz kojarzy mi się z nowym początkiem. Może kiedyś sama zainwestuję w taki flakon? W końcu kobieta nigdy nie jest za stara, by pachnieć jak fortuna.

Oliwia, 42 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama