Reklama

Letni dom teściów miał być szansą na ratunek dla naszego małżeństwa. Może cisza, może wspólne poranki na tarasie, może długie spacery coś w nas obudzą. Ale Adam, jak zawsze, był nieobecny.

Reklama

– Adam, może dziś zjemy kolację razem, bez laptopa? – zaproponowałam, choć znałam odpowiedź.

Mąż nawet nie oderwał wzroku od ekranu.

– Marta, mamy duży projekt, nie teraz.

Nie teraz. Nie dziś. Nigdy. I wtedy pojawił się Piotr, brat Adama. Przystojny, pewny siebie, z tym błyskiem w oku, który mój mąż zgubił dawno temu. A ja poczułam coś, czego nie powinnam.

Hipnotyzująca nowa energia

Nie szukałam tego. Nie planowałam. Ale Piotr miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się… zauważona.

– Widzę, że Adam jak zwykle w swoim świecie – rzucił lekko pierwszego wieczoru, kiedy wyszłam na taras z kubkiem herbaty.

– Zawsze taki był – odpowiedziałam, choć przecież to nie była prawda. Kiedyś Adam patrzył na mnie inaczej. Teraz patrzył tylko w ekran.

Piotr usiadł obok i z uśmiechem uniósł swoją kawę.

– To jak, Marta? Wypijemy za tych, którzy potrafią cieszyć się latem?

Prychnęłam. Może i miał rację. Może lato nie powinno być tylko czekaniem, aż ktoś mnie zauważy.

Spacerowaliśmy następnego dnia po okolicy, tak jak kiedyś z Adamem. Piotr opowiadał mi o swoich podróżach, o ludziach, których spotykał. Patrzył na mnie uważnie, jakby każde moje słowo było ważne.

– Zawsze byłaś taka poważna? – zapytał nagle.

– Chyba tak – westchnęłam. – Ktoś musiał w tym związku być dorosły.

– To nudne – skomentował z rozbawieniem.

Wiedziałam, że mówił to półżartem, ale nie mogłam się nie uśmiechnąć. Może rzeczywiście byłam zbyt poważna? Może zapomniałam, jak to jest się śmiać?

Wieczorem Adam nadal siedział przy laptopie. Piotr, rozparty na leżaku, spojrzał na mnie porozumiewawczo.

– Jutro idziemy na kajaki. Nie przyjmuję odmowy.

Mogłam odmówić. Ale tego nie zrobiłam.

Granica zaczęła się zacierać

Zaczęło się od drobiazgów. Od spojrzeń, które trwały o sekundę za długo. Od dotknięć, które mogły być przypadkowe, ale nigdy nie były.

Na kajakach Piotr był swobodny, roześmiany. Przechylał się niebezpiecznie, robił sztuczne fale, a ja, choć chciałam zachować dystans, śmiałam się jak dziewczyna, którą kiedyś byłam.

– Boję się, że zapomniałaś, jak to jest dobrze się bawić – powiedział, kiedy wpłynęliśmy między trzcinę, gdzie nikt nas nie widział.

Wiedziałam, co robi.

– Może zapomniałam – przyznałam.

Po kolacji wyszłam na taras. Adam już spał, oczywiście po kolejnym wieczorze spędzonym nad wykresami. Piotr też tam był, z butelką wina.

– Napijesz się? – zapytał, a ja powinnam była odmówić.

Ale nie odmówiłam. Rozmawialiśmy długo. O tym, co straciłam. O tym, co on stracił. O tym, czego nie mieliśmy odwagi powiedzieć naszym bliskim.

– Wiesz, zawsze uważałem, że jesteś fascynującą kobietą – rzucił nagle.

W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. To nie był już żart, nie było w tym lekkości.

– Piotr… – zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć.

– Spokojnie. Przecież nic się nie dzieje – uśmiechnął się.

Tylko że ja czułam, że coś się dzieje. Że granica, którą powinnam była postawić, zaczyna się rozmywać. I że nie chcę jej stawiać.

No i stało się

W nocy obudziło mnie dudnienie deszczu o dach. Przez uchylone okno wpadało chłodne powietrze, ale w moim ciele buzował gorący niepokój. Wstałam i wyszłam na taras, jakbym podświadomie wiedziała, że tam będzie. I był.

Stał w cieniu, z dłonią opartą o drewnianą balustradę. Spojrzał na mnie, a ja nie mogłam się poruszyć.

– Nie śpisz? – zapytał cicho.

Pokręciłam głową.

– Ty też nie.

Piotr uśmiechnął się kącikami ust, ale w jego oczach było coś więcej.

– Wiesz, Marta… – zaczął, ale nie dokończył.

Zrobił krok w moją stronę. Był już tak blisko, że czułam jego zapach – mieszankę deszczu, letniej nocy i czegoś jeszcze, co pachniało jak obietnica.

– To nie powinno się wydarzyć – szepnęłam, choć nie zrobiłam kroku w tył.

– A może właśnie powinno?

I wtedy mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek. Nie było w tym delikatności ani wahania. Była w za to cała frustracja, której nie mogłam wypowiedzieć. Cała tęsknota za czymś, co umarło w moim małżeństwie. Oparłam dłonie o jego ramiona, jakbym chciała go odepchnąć, ale zamiast tego przyciągnęłam go bliżej. Nie myślałam o Adamie. Nie myślałam o konsekwencjach. Nie myślałam o niczym poza tym, że z Piotrem czułam się żywa. Wróciłam do łóżka przed świtem, ale sen nie przyszedł. Serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe. Teraz nie było już odwrotu.

Mąż niczego nie zauważył

Od rana czułam się obco we własnej skórze. Wpatrywałam się w Adama przy śniadaniu, próbując doszukać się w jego twarzy czegoś, co zdradziłoby, że wie. Że czuje. Ale on jak zawsze był gdzieś daleko, z nosem w telefonie.

– Marta, podasz mi sól? – zapytał, nawet na mnie nie patrząc.

Podałam. I w tej jednej chwili poczułam, że to całe nasze małżeństwo dałoby się podsumować jednym gestem – automatycznym, beznamiętnym, pozbawionym znaczenia.

A potem zjawił się Piotr.

– Dobrze spałaś? – zagadnął, kiedy spotkaliśmy się przy furtce.

Byliśmy sami. I oboje wiedzieliśmy, że nie pytał o sen. Nie odpowiedziałam, bo nie musiałam. Wystarczyło, jak na mnie patrzył. Jak jego palce ledwie musnęły moje, gdy się mijaliśmy.

Cały dzień unikaliśmy się, choć jednocześnie czułam jego obecność w każdym kącie tego domu. Każdy ukradkowy rzut oka, każdy jego ruch sprawiał, że miałam ciarki. I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam.

– Marta – Adam zamknął laptopa i spojrzał na mnie uważnie. – Coś się dzieje?

Zakrztusiłam się herbatą. Pierwszy raz od dawna zauważył, że w ogóle istnieję.

– Dlaczego pytasz?

Zmarszczył brwi.

– Nie wiem… Jesteś inna.

Serce zabiło mi szybciej.

– Może po prostu odpoczęłam – rzuciłam lekko.

Adam wzruszył ramionami i wrócił do laptopa. A ja zrozumiałam, że nawet gdybym powiedziała mu prawdę, on i tak by tego nie usłyszał.

Czas decyzji

Od kilku dni czułam się jak na granicy dwóch światów. Jeden – znajomy, przewidywalny, wygodny, ale martwy. Drugi – niebezpieczny, podniecający, nieznany.

Adam nadal mnie nie widział. Ale Piotr… Piotr widział wszystko.

– Myślisz o tym – powiedział pewnego wieczoru, kiedy spotkaliśmy się przypadkiem na werandzie.

– Nie wiem, o czym mówisz – skłamałam.

– Wiesz – odparł, podchodząc bliżej. – I wiesz, że nie żałujesz.

Nie zaprzeczyłam.

– Co teraz? – zapytałam w końcu.

Piotr spojrzał na mnie tak, jak nikt nie patrzył na mnie od lat.

– To zależy od ciebie.

Wtedy zrozumiałam, że muszę wybrać.

Wieczorem usiadłam naprzeciw Adama. Po raz pierwszy od dawna naprawdę na niego spojrzałam uważnie.

Musimy porozmawiać – powiedziałam, a on westchnął, jakbym właśnie przerwała mu coś ważniejszego.

– O czym?

– O nas.

Spojrzał na mnie, zaskoczony.

– Marta, czy coś się stało?

– Tak. Od dawna się dzieje.

Nie powiedziałam mu o Piotrze. Nie powiedziałam mu, że przy jego bracie czułam się bardziej żywa niż przez wszystkie lata mojego małżeństwa.

Powiedziałam tylko jedno.

To koniec, Adam.

Milczał długo. A potem, ku mojemu zaskoczeniu, skinął głową.

– Wiedziałem – powiedział tylko.

Nie było krzyków. Nie było próśb. Nie było walki. To bolało mnie najbardziej. Następnego dnia zaczęłam się pakować. Piotr nigdzie nie zdzwonił, nie szukał mnie, nie nalegał, ale i nic nie deklarował. I wtedy dotarło do mnie, że on już podjął swoją decyzję. A ja zostałam sama.

Droga do miasta była pusta. Jechałam powoli, z rękami zaciśniętymi na kierownicy, z walizką na tylnym siedzeniu i duszą pełną chaosu. Nie wiedziałam, dokąd jadę. Nie wiedziałam, co dalej. Wiedziałam tylko jedno – nie mogłam już zostać tam, gdzie byłam. Telefon zawibrował na siedzeniu pasażera. Piotr. Przez chwilę patrzyłam na ekran, zanim odrzuciłam połączenie. Może to był tylko letni romans. Może nic więcej. Ale może… może właśnie zaczynałam nowe życie. Nie miałam odpowiedzi. I to było w tym wszystkim najpiękniejsze.

Marta, 33 lata

Reklama

Czytaj także:„Teściowa nakryła mnie na igraszkach z kochankiem. Jej zemsta była zimna jak kostka masła prosto z lodówki”„Płaciłem rachunki za moją matkę, bo chciałem być dobrym synem. Gdy raz odmówiłem, zrobiła z mojego życia piekło”„Dzień Kobiet zawsze mnie stresuje. Teściowa i matka przychodzą się najeść za darmo, ale w tym roku to już przesadziły”

Reklama
Reklama
Reklama