„Szwagier był przy mnie, kiedy mąż nawalał. Pewnego dnia zrobiłam coś niewybaczalnego i nie żałuję”
„To wszystko wydawało się tak nieprawdopodobne, a jednak było prawdziwe. W tamtej chwili właściwie nie interesowało mnie, w którym momencie wróci Franek i czy o czymkolwiek się dowie. Liczyło się tylko to, że miałam wreszcie faceta, na którego mogłam w pełni liczyć”.

- Listy do redakcji
Wielokrotnie słyszałam, jakie to wielkie szczęście mam, że udało mi się trafić takiego męża jak Franek. Dobra praca, poukładane w głowie, żaden tam pieniacz czy amator używek – no, powinnam po prostu co wieczór dziękować Bogu, że zechciał na mnie spojrzeć.
Fakt, że kiedy się poznaliśmy, byłam nim zauroczona. Naprawdę go kochałam. Wydawało mi się, że w moim życiu zaczęło się coś wielkiego. Wszyscy opowiadali mi o wspólnych przeżyciach, cudownym domu i dzieciach, a ja ufałam w to jak każda naiwna dziewczyna. Żyłam swoim snem może przez pół roku.
Potem jasne stało się, że Franek ma zupełnie inne priorytety. Nie wiem, czy to codzienność u mojego boku mu spowszedniała, czy po prostu nigdy go nie znałam, ale z każdym tygodniem coraz mocniej pochłaniała go praca. Nigdy na nic nie miał czasu, a kiedy o coś go poprosiłam, tylko łudziłam się, że to zrobi.
Nie mogłam na niego liczyć
Koleżanki narzekały na mężów, bo podobno byli zbyt imprezowi albo ich nie rozumieli. Ja cieszyłabym się, gdyby mój choć czasami zwracał na mnie uwagę. Poza tym nie miałam co zakładać, że mi pomoże w jakiejkolwiek pracy domowej, że naprawi cokolwiek, co się zepsuło. Nauczyłam się, że lepiej od razu wzywać fachowca, niż liczyć na to, że Franek łaskawie się objawi. On zawsze robił wszystko „może później” i kompletnie olewał temat.
– Faceci tak już mają – twierdziła jedna z moich znajomych, Marika, choć jakoś bez przekonania.
– Mój Olek wszystko w domu zrobi – weszła jej w słowo Sylwia, nasza wspólna koleżanka. – Naprawi, jak się coś zepsuje i w ogóle. Tylko prądu się za bardzo nie tyka. Ale ma kumpla, co zawsze pomoże.
Wolałam nie rozmawiać z nimi o Franku, bo zawsze wychodziłam na jędzę, która zwyczajnie go nie docenia. Co tam, że zapominał nawet o tak prozaicznych rzeczach, jak wspólne wyjście czy weekendowy wyjazd. Przecież to ja marudziłam, a mój mąż był cudowny, bo nie robił awantur i mnie nie zdradzał. Czego ja chciałam?
Któregoś dnia musiałam wyjątkowo wpaść do pracy w sobotę. Mieliśmy dodatkowe zlecenie, trzeba było nad nim przysiąść, zrobić burzę mózgów. Trzy razy mówiłam o tym Frankowi, a on zarzekał się, że po mnie wpadnie i mnie podrzuci, jak będzie wracał z biura. Miał jechać tylko na godzinę, więc akurat świetnie się składało. Przekonana, że rzeczywiście lada chwila się pojawi, nie sprawdzałam nawet autobusu. Kiedy był spóźniony piętnaście minut, postanowiłam po niego zadzwonić.
– A, no tak, rzeczywiście, miałem podjechać – rzucił, gdy zaczęłam go dopytywać, za ile w końcu się zjawi. – Ale wiesz, tu nam się przeciągnęło. Weź sobie taksówkę albo coś.
Do pracy zawiózł mnie Łukasz
Przełknęłam irytację i wyszłam przed dom, by trochę odetchnąć, a przy okazji zamówić taksówkę. Nim jednak zdążyłam wybrać numer, przed bramą wjazdową zatrzymał się znajomy samochód.
– O, Kaśka! – Ze środka wyłonił się Łukasz, młodszy brat Franka. – Wychodzisz?
– Ta – mruknęłam. – A coś pilnego?
– Nie, nie, ja do Franka – stwierdził. – Mieliśmy się dziś spotkać i pogadać. No i miał mi tam coś pokazać.
– A, no to pewnie poczekasz – powiedziałam z westchnieniem. – Jak widzisz, przedłużyło mu się. Miał mnie zawieźć do firmy, jestem już zresztą spóźniona prawie pół godziny, ale co tam. Są przecież taksówki, nie?
– Jak jeszcze nie zamówiłaś, to ja cię mogę podrzucić – zaoferował się natychmiast.
– Poważnie? – Nie wierzyłam, że proponuje to ot tak, bez wielkich namów i proszenia.
– No pewnie. Postaram się jechać szybko, żebyś się już bardziej nie spóźniła.
Zawsze mi pomagał
Byłam mile zaskoczona postawą Łukasza. Tym bardziej że prędko okazało się, że to nie jedyny moment, w którym okazał się pomocny. To on pojechał ze mną do sklepu meblowego po szafkę, którą miał ze mną wybrać Franek. To on naprawił cieknący kran w kuchni, kiedy okazało się, że kumpel mojego uroczego męża, a zarazem podobno świetny specjalista-hydraulik, ma ważniejsze sprawy na głowie niż takie drobne zlecenia. Poszedł ze mną nawet na imprezę firmową, bo Franek miał przecież tyle na głowie i zapomniał, że obiecywał mi obecność, bo wiedział podobno, jakie to dla mnie ważne.
Im więcej czasu spędzałam z Łukaszem, tym mocniej się zastanawiałam, dlaczego właściwie to z nim nigdy się nie zeszłam. Kiedy poznawałam Franka i jego rodzinę, Łukasz zawsze wydawał mi się taki otwarty i ciepły. No, ale zdaniem moich rodziców był zbyt beztroski i niedojrzały, koleżanki z kolei twierdziły, że facet z dorywczą pracą to żadne zabezpieczenie na przyszłość.
Ja na pewno tak nie sądziłam, ale żyłam w przekonaniu, że Franek to ten lepszy, rozsądniejszy i bardziej do mnie dopasowany. A przecież Łukasz naprawdę nieźle sobie radził. Obecnie pracował jako trener personalny i zarabiał całkiem dobrze. Poza tym był wolny. A ja czułam się przy nim naprawdę dobrze.
Urodziny też spędziliśmy razem
Czara goryczy przelała się, gdy Franek przeszedł samego siebie i zapomniał o moich urodzinach. Miał urwać się wcześniej z pracy, żeby spędzić ze mną miły wieczór. Czekałam na niego, czekałam, ale on nie przyjeżdżał. Nie panikowałam jednak, bo uznałam, że może po prostu coś mu się przeciągnęło i jednak się spóźni. Zadzwonił dopiero koło dziewiętnastej.
– Jakby co, to nie czekaj na mnie z kolacją – oświadczył, gdy tylko odebrałam. – Musiałem pilnie jechać do Warszawy. Będę dopiero jutro pod wieczór.
– A urodziny? – wyrwało mi się.
– Ach, no tak. – Był wyraźnie zniecierpliwiony. – To jutro poświętujemy, dobra? Muszę kończyć. Pa.
W tamtej chwili byłam wściekła i zdruzgotana jednocześnie. Zaplanowałam sobie, że spędzę ten wieczór z winem i przynajmniej porządnie się upiję. Tym razem jednak Łukasz pokrzyżował mi plany. Zjawił się moment później, z bransoletką, o której mu wcześniej opowiadałam. Chciał mi dać jakiś prezent i wpaść na moment, żeby sprawić mi przyjemność. Pod wpływem impulsu poprosiłam go, by został i spędził ze mną parę godzin. Usiedliśmy razem. Piliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Alkohol trochę nas rozluźnił. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się razem w łóżku.
Nie miałam wyrzutów sumienia
Obudziłam się następnego dnia z lekko bolącą głową, ale szczęśliwa. Zerknęłam w bok, dobrze wiedząc, co zobaczę.
Łukasz usiadł na skraju łóżka i schował twarz w dłoniach.
– Boże, Kaśka – szepnął. – Co myśmy zrobili?
Zerknęłam na niego ukradkiem.
– Żałujesz? – spytałam nieśmiało.
Spojrzał na mnie z czymś w rodzaju rezygnacji.
– Sęk w tym, że ani trochę.
To sprawiło, że zrobiło mi się cieplej na sercu. Jak stwierdziliby moi rodzice, zrobiłam coś niewybaczalnego. Próbowałam poszukać szczęścia gdzie indziej, niż u boku męża. I to jeszcze z jego bratem! Czy nie byłam okropna?
Nie wiem dlaczego, ale zachciało mi się śmiać. To wszystko wydawało się tak nieprawdopodobne, a jednak było prawdziwe. W tamtej chwili właściwie nie interesowało mnie, w którym momencie wróci Franek i czy o czymkolwiek się dowie. Liczyło się tylko to, że miałam wreszcie faceta, na którego mogłam w pełni liczyć.
Myślę, że coś się zmieni
Od tej pamiętnej urodzinowej nocy minął blisko miesiąc. Franek o niczym się nie dowiedział, choć już kilka razy byłam bliska powiedzenia mu o wszystkim. Coraz częściej łapię się na tym, że myślę tylko o Łukaszu i to z nim chcę spędzać czas. Powoli dociera też do mnie, że przy mężu wcale nie czuję się szczęśliwa. Może pora to zmienić? Może nie ma co dalej męczyć się w tym związku?
Łukasz też chyba chciałby dokonać pewnych zmian. Waha się, bo w końcu przecież chodzi o jego brata. Mimo to jestem pewna, że on też coś do mnie czuje – zwłaszcza że wcale się ode mnie nie odsunął i wciąż stanowi najbliższą mi osobę. Co prawda nikogo jeszcze w nic nie wtajemniczałam, ale może pora coś z tym zrobić. Nie mogę wiecznie dusić się w tym małżeństwie. A Franek? On pewnie nawet nie zauważy żadnej różnicy.
Katarzyna, 32 lata
Czytaj także:
- „Teściowa wciąż krytykuje mój wygląd. Zachowuje się jak blogerka modowa, choć sama wygląda jak moherowy beret”
- „Widok sąsiada na balkonie działał na mnie lepiej niż poranna kawa. Nasze uczucie rozkwitało jak czerwone pelargonie”
- „Na konferencji spotkałam dawną miłość. Miałam wygłosić mowę życia, ale na jego widok zabrakło mi słów”

