Reklama

Nie powinnam była nawet na niego patrzeć w ten sposób. Był mężem mojej siostry, ojcem jej dzieci, częścią naszej rodziny. Ale kiedy zjawiał się na rodzinnych spotkaniach, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Mój rozum przegrywał z instynktem. I chociaż starałam się trzymać dystans, wystarczyła jedna noc, by wszystko się zmieniło. Jedna impreza, jeden pocałunek i cały mój świat runął. Może gdybym wcześniej uciekła, nie dopuściła do tego... Ale nie uciekłam. I nie żałuję.

Jego dotyk znaczył za dużo

Zaczęło się zwyczajnie. Pomagał mi nieść krzesła do ogrodu na grilla u rodziców. Ot, zwykła uprzejmość. Ale kiedy nasze dłonie się zetknęły, coś we mnie drgnęło. Jakby przez skórę przeszedł mi prąd. Spojrzałam na niego odruchowo i zauważyłam, że też patrzy. Dłużej niż powinien. I ten jego uśmiech... taki, jakiego nie kierował do nikogo innego.

Nie chciałam o tym myśleć. Tłumaczyłam sobie, że to tylko zmęczenie, że za dużo analizuję. Ale potem znowu to zrobił – położył mi rękę na ramieniu, gdy mijał mnie w wąskim korytarzu. Niby przypadkiem. A jednak jego dłoń zatrzymała się o sekundę za długo. Prawie niedostrzegalnie, ale wystarczająco, bym zapamiętała ten moment do dziś.

– Dzięki za pomoc, naprawdę. Zawsze można na ciebie liczyć – powiedziałam, odwracając się szybko, żeby nie zobaczył, jak się rumienię.

– Zawsze – odpowiedział i spojrzał mi prosto w oczy.

Wtedy powinnam była się odsunąć. Unikać go. Ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego, zaczęłam czekać na jego obecność. Na to, że znowu gdzieś się pojawi, że zamieni kilka słów, że znów się uśmiechnie. A potem się złapałam na tym, że specjalnie wkładałam sukienki, które lubię, kiedy wiedziałam, że będzie.

To nie była miłość. To było coś gorszego – fascynacja. Zakazana, irracjonalna i bardzo realna. I z każdym kolejnym spotkaniem czułam, że coraz trudniej będzie się z tego wycofać.

Siostra niczego się nie domyślała

Zawsze była tą rozsądniejszą z nas dwóch. Starsza, poukładana, spokojna. Miała plan na życie, dobre studia, stabilną pracę, a potem... jego. Michał był dla niej nagrodą za wszystko. I tak go traktowała – jak coś, co jej się po prostu należało. Dbała o niego z rutynową czułością, przygotowywała śniadania, przypominała o badaniach, wybierała mu koszule na spotkania. I chyba nie zauważyła, kiedy przestał ją całować z uczuciem.

Nie wyglądała na nieszczęśliwą. Po prostu zbyt zajętą codziennością, by dostrzegać szczegóły. A może nie chciała widzieć? Może wolała wierzyć, że wszystko gra, że ich małżeństwo to wciąż ta sama bajka, którą pisała przez lata. Nawet kiedy przyłapała mnie, jak uważnie patrzyłam na Michała, tylko uśmiechnęła się, klepnęła mnie w ramię i powiedziała:

– On jest przystojny, wiem. Ale to mój mąż, nic specjalnego – zaśmiała się wtedy, jakby to był żart. Jakby to mogło mnie powstrzymać.

Ale ja już byłam za daleko. Złapałam się na tym, że znam rozkład jego dnia, wiem, gdzie jeździ w czwartki, jakie piwo wybiera na imprezach. Słuchałam go, nawet gdy mówił coś głupiego, i zapamiętywałam każde słowo. A ona... ona żyła w błogiej nieświadomości, jakby nic się nie działo. Nie widziała tych spojrzeń, tych drobnych gestów między nami. Albo je ignorowała. I właśnie to bolało najbardziej – że mogłam ją tak zawieść, a mimo to nie potrafiłam się zatrzymać.

Impreza, której nie zapomnę

To była jedna z tych typowych rodzinnych imprez – imieniny taty. Wszyscy zjechali się z prezentami, torbami jedzenia, uśmiechami i żartami, które powtarzały się co roku. Kiedy weszłam do domu rodziców, od razu poczułam znajomy zapach rosołu i ciasta drożdżowego. Michał już tam był. Siedział przy stole, opowiadał coś szwagrowi i śmiał się. Ale kiedy mnie zobaczył, na ułamek sekundy zamilkł. Ten moment wystarczył, żeby wszystko wróciło – napięcie, ekscytacja, poczucie zagrożenia.

Później było już tylko gorzej. Piliśmy. Nie dużo, ale wystarczająco, by granice się rozmyły. Moja siostra krzątała się między kuchnią a salonem, biegała za dziećmi, co chwilę ktoś ją o coś prosił. A ja siedziałam naprzeciwko Michała i nie mogłam oderwać wzroku od jego dłoni, jakby były jedyną rzeczą na świecie.

Pod wieczór zgasło światło. Awaria, jak to bywa w starych domach. Tata próbował coś naprawić, dzieci piszczały, mama rozdawała świeczki. W tym zamieszaniu Michał znalazł się obok mnie.

– Wszystko okej? – zapytał cicho, pochylając się, by nikt nie słyszał.

– Tak... tylko trochę ciemno – odpowiedziałam, a nasze ramiona się zetknęły.

Nie odsunęłam się. Stałam w miejscu, czując, jak jego ciepło przenika przez moje ciało. Minęła może minuta, a może pięć – nie wiem. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że on też tego chce. Że nie jestem jedyna, która się pogubiła. A kiedy światło wróciło, oboje udawaliśmy, że nic się nie stało.

Pocałunek, który zmienił wszystko

Nie wiem, czy on to zaplanował. Może i ja nie byłam bez winy. Wyszłam do ogrodu po telefon, który zostawiłam w torebce. Noc była ciepła, pachniało ziołami i winem rozlanym gdzieś wcześniej na stole. Kiedy się odwróciłam, Michał stał za mną.

– Szukają cię – powiedział cicho. – Twoja siostra pytała, gdzie jesteś.

– Zaraz wrócę – odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy.

Zamiast odejść, zrobił krok w moją stronę. I wtedy pierwszy raz się przestraszyłam. Nie jego, tylko siebie. Bo zamiast się cofnąć, też zrobiłam krok. Stał tak blisko, że czułam jego oddech na policzku.

– To nie powinno się dziać – szepnął.

Ale jego dłoń dotknęła mojego nadgarstka, potem ramienia, aż w końcu położył ją na mojej szyi. Delikatnie, z zawahaniem. Jakby pytał bez słów, czy może. Nie powiedziałam nic. I wtedy mnie pocałował. Ten pocałunek był cichy, prawie nieśmiały. A jednak czułam, jak cały świat zapada się pode mną. Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie miałam tylko jedną myśl: to się dzieje naprawdę.

Trwało to kilka sekund, może kilkanaście. A potem się odsunął, jakby nagle przypomniał sobie, kim jestem. Kim on jest. Oboje patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę, zanim znowu się odezwał.

– Musimy o tym zapomnieć.

Przytaknęłam, ale oboje wiedzieliśmy, że to kłamstwo.

Kiedy przestaliśmy się hamować

Nie spotykaliśmy się. Nie pisaliśmy do siebie. Unikaliśmy się na rodzinnych zjazdach, jakby ten jeden wieczór nigdy się nie wydarzył. Ale napięcie nie zniknęło. Wręcz przeciwnie – narastało. Wystarczył przypadkowy dotyk przy dzieleniu ciasta, przelotne spojrzenie przez stół, zapach jego perfum, który nagle czułam wszędzie.

Do dziś pamiętam tę niedzielę. Rodzice zaprosili nas wszystkich na obiad. Było ciasno, gwarno, duszno. Michał siedział tuż obok mnie. W kuchni zabrakło śmietany, więc mama poprosiła, żeby ktoś podskoczył do sklepu. Zgłosiliśmy się razem. Może to był odruch, może wymówka. Może oboje tego chcieliśmy. W drodze powrotnej zaczął padać deszcz. Zatrzymaliśmy się pod wiatą, przeczekując ulewę. Było jak w kiepskim filmie – mokre włosy, cisza, ciężkie oddechy. I znowu ta bliskość. Nie walczyliśmy już z tym.

Pocałował mnie znowu, tym razem mocniej, bez żadnych wymówek. Oddałam mu to, czego nie powinien był nigdy dostać. Przytulił mnie tak, jakby przez całe życie czekał tylko na to. Jakby to ja byłam tą właściwą.

– Zwariowaliśmy – wyszeptałam, gdy już się odsunęliśmy.

– Może – przyznał. – Ale nie żałuję.

Nie odpowiedziałam. Nie chciałam kłamać, a prawda była taka, że ja też nie. I od tamtej chwili już się nie hamowaliśmy. Każda kolejna okazja była pretekstem. Żeby być blisko, dotknąć, zostać chwilę dłużej. Czasem wystarczały ukradkowe słowa, innym razem – dłonie pod stołem. Granica została przekroczona. I nikt z nas nie zamierzał jej przekroczyć z powrotem.

Każda decyzja ma swoją cenę

To się w końcu wydało. Nie przez przypadek, nie przez nieuwagę. Po prostu – ktoś widział nas razem. W nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. I powiedział. Plotka zrobiła swoje. Moja siostra usiadła naprzeciwko mnie przy kuchennym stole i zapytała bez cienia emocji:

– To prawda?

Nie potrafiłam skłamać. Nie wtedy. Nie jej.

– Tak – odpowiedziałam. – Przepraszam.

Nie krzyczała. Nie rzucała się na mnie. Po prostu wstała i wyszła. Od tamtej pory ze sobą nie rozmawiamy. Michał wrócił do niej na krótko, może z poczucia obowiązku. Ale szybko się wyprowadził. Mieszka teraz sam. Nie jesteśmy razem. I nigdy nie będziemy. Spotykam go czasem przypadkiem. Na ulicy, w sklepie, na szkolnym festynie dzieci. Patrzy na mnie z tym samym spojrzeniem, co wtedy, gdy wszystko się zaczęło. A ja udaję, że go nie znam.

Straciłam siostrę. Straciłam rodzinę. Straciłam coś więcej niż związek – straciłam część siebie, tę, która ufała, że są granice, których się nie przekracza.

To nie była miłość. To była iluzja. Krótkie, gwałtowne uniesienie, które miało swoje konsekwencje. Zostałam sama – z winą, z żalem, z pustką. I choć minęło już sporo czasu, wciąż wracam do tej jednej chwili, kiedy mogłam się wycofać. Nie zrobiłam tego. I teraz wiem, że każda decyzja ma swoją cenę. Zapłaciłam za nią więcej, niż sądziłam.

Iwona, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama