„Szukałam miłości, aż spotkałam mojego eks. Zrozumiałam wtedy, że nie da się wydać 2 razy tych samych pieniędzy”
„Miał siwe pasma we włosach, zmarszczki przy oczach i jakiś ciężar w spojrzeniu, którego kiedyś nie było. Kiedy podszedł do stolika, poczułam coś dziwnego – nie radość, nie smutek, bardziej zaskoczenie”.

- Redakcja
Samotność ma wiele odcieni. Czasem pachnie kawą z pianką wypijaną w ciszy o siódmej rano, kiedy świat jeszcze nie wstał. Czasem ma kształt pustego miejsca obok w łóżku, które już dawno przestałam zakrywać kołdrą. A czasem po prostu boli – tak niezauważalnie, cicho, ale nieustannie.
Szukałam szczęścia
Po dwóch związkach, z których jeden zakończył się dramatycznym trzaśnięciem drzwi, a drugi tak cicho i łagodnie, że zorientowałam się dopiero po czasie, że w zasadzie to już się skończyło, uczę się być ze sobą. Dopiero teraz.
Próbowałam randkować, zainstalowałam nawet aplikację. Chwilami było nawet zabawnie, ale w większości po prostu żenująco. Z jednym panem rozmawialiśmy wyłącznie o jego rowerze górskim. Drugi miał w opisie „życiowy optymista”, a po trzech minutach opowiedział mi historię rozwodu i walki o dzieci. Z trzecim poszłam na sushi i uciekłam po półgodzinie, bo powiedział, że nie lubi kobiet z opinią.
– Trzeba mieć ogromną cierpliwość – westchnęła ostatnio Zosia, moja przyjaciółka. – Albo, wiesz, przestać szukać i poczekać, aż samo się trafi.
Nie odpowiedziałam. Bo wiedziałam, że to nieprawda. Samo się już nic nie trafia. Po czterdziestce to ty musisz być tą, która znajduje, inicjuje, proponuje. A potem jeszcze przymyka oczy na to, że ten ktoś nie rozumie, dlaczego kobietę może wkurzać zostawienie brudnego talerza w zlewie.
Ostrzegała mnie
Kilka tygodni temu dostałam wiadomość: „Anka? Nie wiem, czy to dalej Twój numer. Michał. Pamiętasz mnie jeszcze? Gdybyś chciała pogadać, spotkać się – napisz. Czasem myślę, że to, co mieliśmy, było najprawdziwsze”.
Dwadzieścia lat temu byłam w nim zakochana po uszy. Taka młodzieńcza, ogłupiała miłość, w której każdy SMS był świętem, a każde „kocham” miało moc przysięgi. On wyjechał do pracy, szukać lepszego życia, a ja zostałam. Przysłał jeszcze kilka listów, potem kontakt się urwał. Każde z nas poszło w swoją stronę.
– Michał? Ten Michał? – zapytała Zosia, kiedy jej opowiedziałam.
– Ten. Od listów, długich nocy, wspólnych planów i tanich win na moim balkonie.
– Uważaj – powiedziała po chwili. – Nie idealizuj przeszłości. Pamiętasz, jak płakałaś, gdy nie przysłał życzeń na święta?
– Pamiętam. Ale pamiętam też, jak pierwszy raz powiedział, że mnie kocha. I jak jeździliśmy na jego motorze bez celu, byle razem.
Zosia spojrzała na mnie uważnie. A potem wzruszyła ramionami.
– Rób, co chcesz. Ale nie licz, że znajdziesz tamto, co było. Tamtego już nie ma.
Spotkaliśmy się
Napisałam do Michała. Umówiliśmy się na sobotę w małej kawiarni na uboczu. Październikowy wieczór, w którym miasto pachnie dymem, wilgocią i liśćmi.
Weszłam do kawiarni kilka minut przed czasem. Zawsze tak robiłam, kiedy się denerwowałam. Wolałam już czekać, niż wejść i poczuć się spóźniona, nawet jeśli tylko chwilę. Zajęłam stolik przy oknie, zamówiłam herbatę z maliną i patrzyłam na ulicę. Liście leżały na chodniku, tworząc kolorowy dywan. Przypomniałam sobie, jak kiedyś zbieraliśmy je razem z Michałem w parku i żartowaliśmy, że zrobimy z nich bukiet ślubny.
Drzwi otworzyły się, a ja od razu wiedziałam, że to on. Zmienił się. Był wyższy, niż go zapamiętałam, albo tylko tak mi się wydawało. Miał siwe pasma we włosach, zmarszczki przy oczach i jakiś ciężar w spojrzeniu, którego kiedyś nie było. Kiedy podszedł do stolika, poczułam coś dziwnego – nie radość, nie smutek, bardziej zaskoczenie. Tak jakbym widziała nie jego, tylko kogoś, kto przypominał mi o nim.
– Nie wierzę, że to naprawdę ty – powiedział, patrząc na mnie uważnie. – Wiesz, przez lata sobie wyobrażałem ten moment.
– A ja przez lata nie wyobrażałam sobie, że znów cię zobaczę – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć. Nie wiedziałam, co robić z rękami. Schowałam je pod stół.
– Wyglądasz… spokojnie – dodał po chwili ciszy.
Zmienił się
Zdziwiło mnie to. Nie czułam się spokojna. Czułam się jak ktoś, kto wchodzi do zamkniętego rozdziału, żeby się upewnić, że nie zostawił tam niczego ważnego. Michał usiadł naprzeciwko mnie. Zamówił czarną kawę, bez cukru, tak jak zawsze. Pamiętałam ten szczegół i to też mnie zdziwiło.
– Długo się wahałem, czy do ciebie napisać – powiedział. – Ale ostatnio… różne rzeczy się we mnie poruszyły. I pomyślałem, że może warto.
– Zawsze byliśmy dobrzy w „może” – odpowiedziałam, zanim zdążyłam to przemyśleć. Westchnął.
Milczeliśmy przez chwilę, jakby każde z nas sprawdzało, czy to, co widzi, naprawdę się dzieje.
– Przez lata zastanawiałem się, co u ciebie. Gdzie jesteś, jak ci się wiedzie, czy ktoś cię pokochał tak, jak ja kiedyś… – zaczął.
– To długa historia – przerwałam. – Ale ty też masz swoją, prawda?
Skinął głową. Przez chwilę patrzył na swoją filiżankę, jakby szukał tam odpowiedzi. A potem zaczął mówić.
Otworzył się
Opowiadał, jak wrócił do Polski po kilku latach pracy za granicą. O żonie, o ślubie, o dzieciach. Życie w rytmie szkoła, praca, kredyt. Początkowo wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę. Potem mówił o oddaleniu, o milczeniu, o tym, że jedno spało w salonie, a drugie w sypialni, i że to wcale nikogo nie dziwiło.
– Po rozwodzie długo nie mogłem się pozbierać – powiedział, spoglądając w bok. – Dzieci patrzą na mnie jak na kogoś obcego. Nie wiem, czy to się jeszcze zmieni.
– To musiało być trudne – odpowiedziałam, choć nie czułam się częścią tej rozmowy.
– Ale wiesz co? Terapia mnie uratowała. W końcu zrozumiałem, kim jestem i czego chcę.
Słuchałam, ale coraz mniej uważnie. Coś się we mnie zamknęło. Jego słowa nie były do mnie. Mówił dużo, szczegółowo, ale nie zapytał, co u mnie ani razu. Siedziałam naprzeciwko i miałam wrażenie, że jestem tylko tłem dla jego spowiedzi. Dawna miłość, świadek przemiany, ale nie człowiek z własną historią.
Miał nadzieję
Zamilkł nagle, jakby wreszcie usłyszał ciszę między nami. Oparł się o oparcie krzesła, spojrzał mi w oczy i powiedział cicho:
– Przez te wszystkie lata… ty byłaś jedyną osobą, której nie przestałem szukać.
Nie odpowiedziałam od razu. Miałam wrażenie, że powietrze w kawiarni zgęstniało. Ludzie przy sąsiednich stolikach coś mówili, śmiali się, ale ja słyszałam tylko ten jeden głos.
– I co? Znalazłeś mnie. Ale ja już jestem gdzieś indziej – powiedziałam spokojnie.
Patrzył na mnie uważnie, jakby próbował wyczytać coś z mojej twarzy. A potem, prawie szeptem, dodał:
– Myślałem, że może coś z tego jeszcze będzie.
Poczułam, że się uśmiecham. Nie dlatego, że było mi miło. To był uśmiech smutny, trochę dla mnie, trochę dla niego.
– Też myślałam. Do pierwszych dziesięciu minut.
Zamilkł. Widziałam, jak przełyka ślinę, jak opuszcza wzrok. W tej jednej chwili wiedział, że nie będzie powrotu. Że nie jestem tą, którą pamiętał. Albo że byłam nią tylko wtedy, gdy mnie nie widział. Nie musieliśmy mówić już nic więcej. Wiedziałam, że to koniec.
To był koniec
Wyszłam z kawiarni chwilę po nim. Nie było potrzeby się żegnać inaczej. Po prostu skinęliśmy sobie głowami. Październikowy wieczór był chłodny, ale suchy. Przez chwilę szłam bez celu, jakby moje nogi musiały jeszcze dokończyć rozmowę, której ja już nie chciałam prowadzić.
Nie czułam złości ani zawodu. Czułam ulgę. Taką prostą, prawdziwą ulgę, że to już za mną. Michał nie był już tym chłopakiem, który całował mnie w windzie, zanim zdążyłam wcisnąć przycisk. I ja nie byłam dziewczyną, która myślała, że jeśli coś się zaczęło tak intensywnie, to musi trwać wiecznie. To spotkanie nie złamało mi serca. Ono je zamknęło cicho, bez huku, bez dramatów.
Był mi kiedyś całym światem. A teraz stał się kimś, kto opowiedział mi swoją historię i pozwolił mi zamknąć moją. To nie była gorycz. To była cisza po burzy. Taka, która mówi: już nic nie musisz.
Anka, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Chłopak namówił mnie na pożyczkę w banku, a potem zostawił na lodzie. Dorosłość kosztuje więcej niż rata za mieszkanie”
- „Po awansie mąż zmienił się nie do poznania. Kupuje perfumy za 800 złotych, a ja robię dzieciom kanapki z mortadelą”
- „Mąż jest królem kanapy, a ja sprzątaczką u obcych. Kpi ze mnie, ale rachunki mamy zawsze zapłacone”

