Reklama

Jestem typem człowieka, który nie lubi zostawiać niedokończonych zdań, niedopitych kaw czy niespełnionych celów. Mam trzydzieści cztery lata, pracuję jako starsza analityczka w jednej z większych korporacji. W CV wygląda to imponująco, ale prawda jest taka, że moje życie przypomina dobrze skrojony, ale trochę zbyt ciasny garnitur – niby wszystko pasuje, ale człowiek i tak czuje się niewygodnie.

Ciężko pracowałam

W pracy osiągałam wyniki, które mnie samej już nie ekscytowały. Brałam udział w spotkaniach, analizowałam dane, przedstawiałam wnioski. Kiedyś to było wyzwanie, a potem już tylko dobrze wyuczony schemat. Miałam swój rytm, swoje poranne smoothie, swoją rutynę i samotność, która nie dawała się zamieść pod wykładzinę.

Lubię czytać książki o finansach i wolności finansowej, mam listę celów i strategię ich realizacji. Ale po godzinach coraz częściej patrzę przez okno i zastanawiam się, czy oprócz tych wszystkich cyfr i planów nie brakuje mi czegoś, czego nie da się zapisać w Excelu.

Leciałam właśnie na kolejną konferencję branżową do Londynu. Niby nic nowego, bywałam już na dziesiątkach takich wydarzeń, ale tym razem było inaczej. Od rana miałam jakieś niepokojące przeczucie, jakby ten lot miał zmienić więcej niż tylko moją lokalizację.

Denerwowałam się

Dostałam miejsce przy oknie. Wkładałam właśnie słuchawki do uszu, gdy mężczyzna w garniturze usiadł obok i zerknął na moją książkę.

– Finansowy ninja? – zapytał z lekkim uśmiechem.

Spojrzałam na niego z ukosa, ale nie wyczułam w jego tonie nachalności. Był raczej rozbawiony. Odpowiedziałam spokojnie:

– Lubię mieć kontrolę nad pieniędzmi. Inwestowanie to dla mnie bardziej strategia niż marzenie.

– I dobrze. Większość ludzi tylko marzy, ale nic z tym nie robi. A pani wygląda na kogoś, kto coś robi.

Zamknęłam książkę, nieco rozbawiona. Rzadko wdawałam się w rozmowy z nieznajomymi, ale ten mężczyzna miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się swobodnie.

– Pracuję w finansach. Lubię liczby, wykresy, przewidywalność. A pan?

– Prowadzę firmę z bratem. Zaczynaliśmy od małego rodzinnego biznesu, dziś zajmujemy się technologiami w logistyce. Dużo papierkowej roboty, ale lubię to. Przynajmniej sam sobie ustalam, kiedy mam urlop.

Umilił mi czas

Zamilkłam na chwilę, przetwarzając to, co usłyszałam. Podobała mi się jego pewność siebie, ale bez przesady. Miałam wrażenie, że mówi o tym z dystansem, a nie z pychą.

– A co dalej? – zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać. – Ma pan plan? Czy idzie pan na żywioł?

– Mam plan. Ale zostawiam miejsce na przypadek. Nie wszystko da się zaprogramować.

Pokiwałam głową, zaskoczona, jak naturalna była ta rozmowa. I jak bardzo chciałam, żeby trwała dłużej. Było w tym coś świeżego, nieskalkulowanego. Zupełnie jakby przez chwilę udało mi się zapomnieć, że jadę na konferencję, a nie do jakiegoś zupełnie innego miejsca, które nie wymaga ode mnie ani jednego wykresu.

Na lotnisku pożegnaliśmy się i każde poszło w swoją stronę, Ale następnego dnia zobaczyłam go w holu hotelowym. Siedział z kawą i przeglądał coś w telefonie. Podszedł, kiedy mnie dostrzegł.

– No proszę, nie spodziewałem się ciebie tutaj. Masz chwilę? Może kawa?

Zgodziłam się

Usiedliśmy w rogu hotelowej kawiarni.

– Czasem się zastanawiam, po co mi to wszystko – powiedziałam. – Tyle godzin, tyle wysiłku. A potem wracam do pustego mieszkania i nic z tego nie zostaje.

– Zostaje zmęczenie – odpowiedział. – I potrzeba, żeby ktoś to zmęczenie zauważył.

Wymieniliśmy numery. Potem były wiadomości, krótkie, lekkie, bez zobowiązań. Potem rozmowy, coraz dłuższe, a potem odwiedziłam jego firmę, jego świat. Któregoś wieczoru zapytał, czy mogłabym zostać w Londynie dłużej.

– Zastanawiałaś się, jakby to było… pracować razem? – zapytał. – Mam kilka projektów, które mogłyby cię zainteresować. Nie szukam analityka. Szukam kogoś, komu mogę ufać.

Nie odpowiedziałam od razu. Wiedziałam, że nie chodziło tylko o pracę, ale w ogóle o codzienność. O to, żebyśmy nie musieli planować spotkań z tygodniowym wyprzedzeniem. Żebyśmy mogli po prostu spróbować być razem.

– Ewa, nie chcę cię do niczego namawiać. Ale myślę o tym coraz częściej. I wiem, że jeśli nie powiem tego teraz, potem mogę już nie mieć odwagi.

Patrzyłam na niego w ciszy. W środku miałam chaos – ekscytację, lęk, poczucie straty. A jednak wiedziałam, że ta decyzja już we mnie zapadła. Po raz pierwszy od dawna coś mnie ciągnęło, nie tylko pchało.

Odważyłam się na to

Odeszłam z pracy trzy tygodnie później. Spakowałam mieszkanie, zrezygnowałam z siłowni, która była tuż obok i z porannego smoothie w znajomej kawiarni. Wyprowadziłam się do miasta, które pachniało zupełnie inaczej. I do życia, które dopiero miało nabrać kształtu.

W firmie wszystko zaczęło się układać szybciej, niż się spodziewałam. Tomasz dał mi przestrzeń, ale też coraz częściej prosił o opinię przy ważnych decyzjach. Kiedyś, podczas zebrania zarządu, nagle powiedział:

– Myślę, że Ewa najlepiej poprowadzi ten projekt. Ma nie tylko wiedzę, ale i wyczucie.

To zdanie zapadło mi w pamięć. Wiedziałam, że nie mówił tego, żeby mnie ucieszyć. Naprawdę mi ufał. Po raz pierwszy w pracy poczułam się tak pewnie, nie dlatego, że musiałam coś udowadniać, tylko dlatego, że ktoś mnie widział taką, jaka jestem.

Zaczęłam od nowa

Po spotkaniu zostałam jeszcze chwilę w sali konferencyjnej, porządkując notatki. Tomasz jakby specjalnie czekał, aż zostanę sama.

– Dziękuję – powiedziałam. – Za to, co powiedziałeś.

Podszedł bliżej. Patrzył na mnie w taki sposób, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie był pewien, czy powinien. Stałam tuż przed nim, z sercem bijącym za szybko.

– Myślałem o tym, odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem w samolocie – powiedział cicho.

I wtedy mnie pocałował, delikatnie, ale bez wahania. To był moment, który czułam pod skórą od tygodni, może miesięcy. Wszystko inne – praca, decyzje, lęki – zniknęło. Został tylko on i ja.

Oświadczył mi się dwa miesiące później. Zapytał, czy chciałabym budować z nim coś więcej niż firmę. Powiedziałam, że tak. Ślub był skromny, elegancki, taki, jak chcieliśmy. Bez zbędnego błysku, wśród ludzi, którzy naprawdę nas znali i spojrzeń, w których było wszystko, czego nie dało się powiedzieć. Byłam szczęśliwa.

Ewa, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama