„Synowa to dama od 7 boleści. Rzęsy, manicure i szafa pełna kosmetyków, ale dzieckiem się zająć to już problem”
„Weszła do przedpokoju, jakby zamierzała zagrzać miejsce na pół godziny. Kubuś już zdążył rozlać wodę z miski psa i rozrzucić wszystkie moje gazety, ale oczywiście synowa była zajęta robieniem selfie”.

- Redakcja
Nie wiem, czy ja się już po prostu starzeję, czy ten świat naprawdę stanął na głowie. Kiedyś kobieta miała w domu wszystko ogarnięte – obiad, dzieci, pranie, zakupy. A teraz? Wystarczy spojrzeć na moją synową. Manicure co tydzień, sztuczne rzęsy jak firany, a w łazience więcej kosmetyków niż w drogerii. Tylko że kiedy przychodzi co do czego, żeby się tym biednym dzieckiem zająć, to nagle ją plecy bolą, paznokieć jej się złamał, albo „musi się zregenerować”. Ja to w jej wieku już dwójkę dzieci miałam i nie było, że coś mi się nie chce. Zresztą – o mojej Monice mogłabym książkę napisać.
Nie umiałam odmówić
Synowa zadzwoniła do mnie, gdy wyciągałam z piekarnika sernik.
– Mamo, możesz dzisiaj zostać z Kubusiem? – zapytała słodkim tonem.
– A co się stało? – zapytałam od razu podejrzliwa, bo znam ja te jej „awarie”.
– Manicure mam. Hybrydy mi się odchodzą, a jutro wesele koleżanki, no nie mogę iść z takimi łapami...
– Manicure? – powtórzyłam. – A dzieciak to co? Ma dopiero trzy lata!
– No ale przecież uwielbiasz spędzać czas z Kubusiem – zaczęła kręcić. – On tak cię kocha!
– Może te twoje pazurki poczekają, aż mąż z pracy wróci? – wtrąciłam z kwaśnym uśmiechem.
– Piotrek ma zebranie, no nie da rady... Mamo, jesteś taka dobra...
I co miałam zrobić? Byłam zmęczona po całym dniu, a ona mi w żywe oczy wciskała, że paznokcie to powód, żeby mi dziecko zostawiać. No i oczywiście – uległam.
– Przyprowadź go, ale to ostatni raz. Ja też mam życie.
– Dziękuję! – zapiszczała radośnie. – Jesteś aniołem!
Anioł... Tylko dlaczego czuję się jak darmowa niania.
Nie byłam zadowolona
Przyszła z dzieckiem pod pachą i telefonem przyklejonym do ucha. Kubusia mi nawet dobrze nie podała, tylko puściła, żeby sam wbiegł do mieszkania. Zanim zdążyłam otworzyć usta, już się uśmiechała sztucznie.
– Mamo, dziękuję, że się zgodziłaś – powiedziała, całując mnie w policzek z takim entuzjazmem, jakby dostała darmowy zabieg botoksu. – Ratujesz mi życie!
– Twoje paznokcie to nie życie – mruknęłam, ale puściła mimo uszu.
– Zrobiłam ci kawkę – pochwaliła się, wyjmując z torebki plastikowy kubek. – Z mlekiem migdałowym, wiem, że nie pijesz laktozy…
– Piję zwykłą kawę.
Weszła do przedpokoju, jakby zamierzała zagrzać miejsce na pół godziny. Kubuś już zdążył rozlać wodę z miski psa i rozrzucić wszystkie moje gazety, ale oczywiście synowa była zajęta robieniem selfie.
– To ty nie lecisz na ten manicure? – spytałam z nadzieją, że się rozmyśliła.
– Zaraz, zaraz. Jeszcze tylko wrzucę jedno zdjęcie – mruknęła i spojrzała w telefon. – Muszę zaznaczyć, że zostawiam synka z najcudowniejszą babcią na świecie! To się dobrze klika.
– Może jeszcze dopisz, że babcia nie dostaje za to pieniędzy.
Zerknęła na mnie kątem oka, ale nie odpowiedziała. Zrobiła jeszcze jedno zdjęcie i wybiegła, zostawiając za sobą zapach perfum.
Powiedziałam jej to
Zanim Monika wróciła, wnuczek zdążył wylać sok na moją kanapę, poślizgnąć się na klocku i rozwalić sobie kolano. Całe szczęście, że miałam jeszcze opatrunki – nie pierwszy raz ratowałam dziecko, kiedy „matka roku” była zajęta sobą. Gdy w końcu wróciła, było po dziewiętnastej. Weszła uśmiechnięta, wystrojona, z nowymi paznokciami. Kubuś od razu do niej pobiegł, ale ona, zamiast go podnieść, zrobiła zdjęcie.
– Ooo, jaki stęskniony synek! – zaćwierkała. – Mamo, zobacz, jak on się cieszy!
– Cieszy się, że wróciłaś, bo pół dnia cię nie było – warknęłam, zdejmując fartuch. – A ty robisz mu zdjęcie, zamiast go przytulić.
– Ależ ja go przytulam! – zaoponowała, po czym jednym ruchem ręki wciągnęła dziecko na kolano i znowu zaczęła nagrywać.
– Nie wiem, jak ty chcesz wychować to dziecko, skoro więcej masz kontaktu z telefonem niż z własnym synem.
– Mamo, bez przesady… Przecież byłam tylko parę godzin poza domem! On nawet nie płakał, co nie, Kubusiu?
Mały spojrzał na nią z powagą, po czym wtulił się z powrotem w moje kolana. I to był moment, w którym synowej wreszcie coś zgasło w oczach.
– Ojej… on naprawdę cię kocha… – szepnęła.
– Nie mnie, Monika. Po prostu czuje, kto przy nim jest. Ty jesteś tylko na zdjęciach.
Nie odpowiedziała. Pierwszy raz. Włożyła telefon do torebki i pogłaskała Kubusia po głowie.
Westchnęłam ciężko
Następnego dnia zadzwoniła znowu.
– Mamo, słuchaj… Mam taką sprawę. Mogłabyś zostać z Kubusiem w weekend?
Zamknęłam oczy i policzyłam do trzech.
– A co tym razem? Rzęsy, solarium, czy może sesja do katalogu perfum?
– No mamo! Nie bądź złośliwa… Mamy z Piotrkiem wyjazd integracyjny. Taki firmowy weekend w SPA. To obowiązkowe.
– Obowiązkowe dla kogo? – zapytałam chłodno. – Bo ja mam wrażenie, że to Kubuś najbardziej potrzebuje integracji. Z matką.
– Przestań… Przecież to tylko dwa dni. On cię uwielbia, a ja się po prostu... zmęczyłam. Potrzebuję chwili dla siebie.
– Zmęczyłaś się czym? Nakładaniem podkładu? Przebieraniem się do selfie?
Z drugiej strony słuchawki zapadła cisza.
– Monika? – odezwałam się łagodniej. – Dzieje się coś?
– Czasem czuję, że sobie nie radzę – wyszeptała. – Że jestem do niczego. Że Kubuś woli cię ode mnie, bo... bo ty wiesz, co robić, a ja się tylko domyślam. Ja... Ja się boję, że on mnie kiedyś nie będzie kochał.
Westchnęłam ciężko. Jakby cały ten gniew, który w sobie hodowałam, nagle gdzieś się rozlał.
– On cię kocha, głupia dziewczyno. Tylko miłość to nie tylko przytulasy. To zmienianie pieluch, podcieranie nosów i spanie na fotelu, jak gorączkuje.
– Wiem… – odparła cicho.
– Przywieź go, a po weekendzie siadamy i gadamy. Bez telefonu.
Zaskoczyła mnie
Przywiozła go punktualnie. Żadnych dramatów, żadnego gadania. Kubuś wbiegł do mieszkania z uśmiechem, a Monika, zamiast od razu uciec do auta, usiadła w kuchni i poprosiła o herbatę. Zaskoczyła mnie. Pierwszy raz od dawna nie pachniała jak luksusowa perfumeria. Miała związane włosy, zero makijażu. Jakby ktoś ją zresetował.
– Mamo… możemy pogadać?
– Możemy, tylko nie mów mi, że znowu chcesz iść na paznokcie – odpowiedziałam, nalewając wrzątku do kubków.
Uśmiechnęła się smutno.
– Nie. Chcę zapytać, jak ty to robiłaś. Jak ogarniałaś wszystko – dzieci, dom, siebie. Bo ja czasem mam wrażenie, że się do tego nie nadaję.
– Nie robiłam. Przysięgam ci, nie raz ryczałam po cichu w łazience, żeby mnie nikt nie słyszał. A potem brałam się w garść. Bo nie miałam wyjścia. Tyle że nikt nie wymagał wtedy, żeby matka wyglądała jak z reklamy podkładu.
– Właśnie! – wybuchła. – Wszyscy myślą, że jak dobrze wyglądam, to wszystko gra. A ja... Ja się boję, że przeze mnie Kubuś będzie nieszczęśliwy.
– To znaczy, że ci zależy – powiedziałam spokojnie. – I to jest pierwszy dobry krok. Musisz być z nim naprawdę. Nie przez ekran. Nie na pokaz.
Zamilkła, patrząc w herbatę.
– Pomóż mi… nauczyć się być mamą.
Spojrzałam na nią uważnie. Pierwszy raz nie widziałam w niej plastikowej lali. Tylko młodą, przestraszoną kobietę.
– Dobrze, ale nie licz na taryfę ulgową.
– Nie chcę taryfy. Chcę dziecko, które wie, że je kocham. Nie tylko, że ładnie z nim wyglądam.
Wzruszyłam się
Minęły trzy miesiące. Monika dalej chodziła na paznokcie, ale już nie w dni, kiedy Kubuś miał gorączkę. Zostawiała telefon w torebce, kiedy razem siedzieliśmy w kuchni, a zdjęcia wrzucała rzadziej – i, o dziwo, bez filtrów. Mały częściej tulił się do niej niż do mnie, i to był dla mnie najlepszy dowód, że coś się zmienia. Pewnego dnia usiadła obok mnie na kanapie, kiedy oglądałam swój serial.
– Mamo, mam dla ciebie prezent – powiedziała, podsuwając mi kopertę.
– Znowu jakiś bon na masaż? – żachnęłam się, ale uśmiechałam się pod nosem.
– Nie. Tym razem coś bardziej... przyziemnego.
Otworzyłam kopertę. W środku były zdjęcia – prawdziwe, papierowe, nie z telefonu. Kubuś uśmiechnięty na placu zabaw, Kubuś malujący palcami, Kubuś śpiący z pluszakiem.
– Chciałam ci podziękować – powiedziała cicho. – Za to, że nie tylko zajęłaś się moim dzieckiem, kiedy ja nie umiałam. I za to, że nie odwróciłaś się ode mnie, kiedy byłam głupia i ślepa.
Popatrzyłam na nią i poczułam, jak coś mi się w gardle zaciska
– Nie jestem aniołem, ale cieszę się, że mi ufasz. I że Kubuś będzie miał mamę, a nie tylko modelkę do zdjęć.
– Od ciebie się uczę – uśmiechnęła się. – I chcę, żebyś wiedziała, że... teraz to ja cię proszę o pomoc. Jednak już nie w opiece nad Kubusiem. W byciu matką.
I wtedy poczułam ciepło na sercu.
Helena, 68 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wrzesień przyniósł mi nową pracę i zakazany romans z szefem. Kiedy zobaczyłam jego żonę, od razu spakowałam walizkę”
- „Mąż wrócił z delegacji po tygodniu i śmierdział tanimi perfumami. Od razu wyczułam, że kupił je ktoś bez grama gustu”
- „Kocham zakupy w lumpeksie, ale mąż mówi, że znoszę do domu śmieci. Zmienił zdanie przez niespodziankę”

