„Synowa pomawia mojego synka o zdrady i romanse. Gdyby miał w domu kobietę, a nie mimozę, nawet nie spojrzałby na inną”
„– Dziecko, to ty powinnaś się zastanowić nad sobą – powiedziałam, patrząc na nią z góry. – Mężczyźni potrzebują podziwu. Może za dużo go krytykowałaś? Adam zawsze był wrażliwy, a ty zawsze tylko pretensje. To nie jest sposób na małżeństwo”.

- Redakcja
Zawsze uważałam, że wiem, co jest najlepsze dla mojego syna. Adam, od kiedy się urodził, był moim oczkiem w głowie. Nawet jak był malutki, to już było widać, jaki z niego będzie chłopak – grzeczny, uśmiechnięty, taki ciepły. Kiedy inne dzieci płakały, on zawsze był spokojny, do wszystkiego podchodził z dystansem. Zawsze mówiłam, że to chłopak idealny – pracowity, zdolny, a przy tym taki przystojny, że każda dziewczyna się za nim obejrzy.
Nie lubiłam jej
No i przyszła Matylda… Nigdy do niej nie byłam przekonana. Taka cicha, zamknięta w sobie, z wiecznie smutnymi oczami. Nie uśmiechała się za dużo, a jak już coś mówiła, to jakby z wyrzutem. Zawsze coś jej nie pasowało.
Adam starał się jak mógł, a ona wiecznie marudziła. No i te jej humory – raz płacze, raz milczy. Patrzyłam na to wszystko i myślałam sobie: „Matylda, dziecko, nie tędy droga”. Bo mężczyzna jest jak pies – trzeba go czasem pogłaskać, dać mu odetchnąć. A ona, zamiast przytulić, to tylko pretensje, pretensje, pretensje.
Adam zawsze był pracowity, zajęty, a jak wracał do domu, to zmęczony – to chyba normalne, że chciał odpocząć, a nie słuchać ciągle tego samego: „Dlaczego wracasz tak późno? Dlaczego nie zadzwoniłeś? Dlaczego nie mówisz, gdzie byłeś?”.
Matylda przyszła do mnie w sobotnie popołudnie, akurat kiedy siedziałam w kuchni i kroiłam ogórki na sałatkę. Wyglądała jak cień samej siebie, blada, z podkrążonymi oczami, a w dłoni ściskała telefon. Stanęła przede mną, nie patrząc mi w oczy, i podała mi go z drżącymi palcami.
– Proszę pani, niech pani spojrzy. On mnie zdradza – powiedziała cicho, ale z takim drżeniem głosu, że przez moment pomyślałam, że zaraz się przewróci.
To były wymysły
Wzięłam ten telefon, zerknęłam szybko na ekran, a tam wiadomości. Same serduszka, buziaki, jakieś „tęsknię za tobą” i „nie mogę się doczekać, kiedy się spotkamy”.
– To na pewno głupie żarty – powiedziałam, marszcząc brwi. – Przecież Adam by cię nie zostawił. Może on po prostu tak sobie pisze? Może się nudziliście? – dodałam z lekką irytacją w głosie, bo naprawdę nie rozumiałam, po co ona przychodzi do mnie z takimi rzeczami.
Matylda spuściła głowę, a potem zaczęła płakać. Westchnęłam ciężko, odłożyłam nóż i wytarłam ręce w ścierkę.
– Dziecko, to ty powinnaś się zastanowić nad sobą – powiedziałam, patrząc na nią z góry. – Mężczyźni potrzebują podziwu. Może za dużo go krytykowałaś? Adam zawsze był taki wrażliwy, a ty zawsze tylko te swoje pretensje. To nie jest sposób na małżeństwo.
Nic nie odpowiedziała. Łzy płynęły jej po policzkach, ręce drżały, a ja siedziałam w tej kuchni, patrzyłam przez okno i nie chciałam już jej słuchać, bo wiedziałam swoje. Adam nie byłby taki, gdyby miał w domu spokój i ciepło.
Nie rozumiała go
Matylda nigdy go nie rozumiała. On zawsze potrzebował ciepła, uwagi, żeby ktoś go chwalił. A ona co? Zawsze z tym swoim wyrazem twarzy, jakby nosiła w sobie jakiś ciężar, który zaraz miał ją zmiażdżyć. Nigdy nie patrzyła na Adama tak, jak powinna patrzeć kobieta na swojego mężczyznę.
Ja wiedziałam, jaki on jest naprawdę. Taki wrażliwy, tak łatwo go zranić. I co, myślała, że jak będzie go ciągle strofować, wypytywać, to on nie poczuje się zepchnięty na margines?
A może te wiadomości to naprawdę były tylko takie niewinne flirty? Przecież chłopaki tak mają, czasem sobie coś napiszą, powymieniają głupoty. Ale żeby od razu krzyczeć, płakać, robić sceny? Nie, to przesada. Adam jej nie zostawi, głupi by był. On ją kocha, tylko ona nie umie go zatrzymać.
Siedziałam tak, przekonana, że wiem, co się naprawdę stało. To Matylda do tego doprowadziła swoim chłodem, wiecznym niezadowoleniem, tą atmosferą, którą wprowadziła do ich domu. Mężczyzna potrzebuje spokoju, a nie miejsca, gdzie wszystko jest napięte jak postronki.
Miał jej dość
Zegar tykał nieubłaganie, a ja siedziałam, bez ruchu, bez chęci, bez pomysłu, co dalej. Do kuchni zajrzała sąsiadka, pani Helena.
– No i co tam u was, Basiu, słychać? – zapytała.
Odchrząknęłam, spojrzałam na nią bez emocji i odpowiedziałam, jakby to było oczywiste:
– Adam się wyprowadził… Ale Matylda jest sama sobie winna. Nie dbała o niego, a faceci potrzebują ciepła.
Pani Helena pokiwała głową, ale widziałam, że coś chciała powiedzieć, może zapytać, ale się powstrzymała. A ja patrzyłam przez okno na tę samą ulicę, na której Adam kiedyś grał w piłkę, i myślałam, jak szybko ten czas minął. Jak szybko dzieci wyrastają i odchodzą, a matka zostaje ze swoimi myślami, wspomnieniami, pustką.
Na stole, obok talerzyka z niedojedzonym ciastem, stało ich zdjęcie ślubne. On obejmuje ją w pasie, ona uśmiecha się nieśmiało. Patrzyłam na to zdjęcie i coś mnie w środku ściskało, ale nie pozwalałam tym myślom dojść do głosu. Nie chciałam myśleć o tym, co zrobił Adam. Nie chciałam myśleć o tej innej, o tej kobiecie, do której teraz chodzi, którą teraz przytula.
Adam rzeczywiście odszedł do tej kobiety. Przez chwilę wydawało mu się, że to jest to. Ale po paru miesiącach ona go zostawiła. Powiedziała, że Adam za dużo wymaga, że chce być w centrum, a ona ma swoje życie. Adam wrócił do pustego mieszkania, bez nikogo, bez Matyldy, bez tej nowej. Został sam.
Patrzyłam na to wszystko z oddali, próbując sobie tłumaczyć, że to nie jego wina. Że tak musiało być. Ale kiedy zamykałam oczy, widziałam ich oboje, Matyldę i Adama. I w tej ciszy, która mnie otaczała, czułam, że może to nie była tylko jej wina?
Barbara, 64 lata
Czytaj także:
- „Bałam się teściowej jak ognia. Pewnego dnia udzieliła mi zaskakującej rady, która odmieniła moje życie”
- „Musiałam udawać dorosłą, ale w środku byłam wciąż dzieckiem. 1 czerwca nikt nie zapytał nawet, jak się czuję”
- „Sprzedałam złote kolczyki po babci, żeby kupić córce wymarzony prezent na Dzień Dziecka. Choć raz była szczęśliwa”

