Reklama

Moja synowa jest zafascynowana kulturą dawnych Słowian. Dla córki wybrała najbardziej dziwaczne imię, od którego nie można utworzyć nawet zdrobnień. Dzieci traktują moją wnuczkę jak kosmitkę. Kiedy uciekła z płaczem do psychologa szkolnego, zaczęła się prawdziwa afera.

Reklama

Czy Słowianie nie mają ładnych imion?

Wiem, że Polska jest krajem słowiańskim, ale potrafię odróżnić kulturę starą i zapomnianą od tej, która wciąż ma swoje naleciałości. Za mojej młodości wiele dziewcząt nosiło przykładowo imiona zakończone na „–sława” – osobiście znam dwie Bogusie, Wiesię, a nawet Bronię. O ile jednak imiona te pasują do kobiet podchodzących już pod siedemdziesiątkę, a w czasach ich młodości nie stanowiły przedmiotu żartów, mogą być kłopotem dla małego dziecka czy nastolatki. Z dwojga złego przebolałabym jednak tę Wiesię czy Czesię. Synowa musiała postawić jednak na swoim i zawnioskować w urzędzie o najgorsze z imion...

– Czy wiesz, że Milena to imię starosłowiańskie? Brzmi tak współcześnie, a zobacz! – podpowiadałam przyszywanej „córce” na niedługo przed porodem. Mała Milenka nie miałaby z pewnością żadnych kłopotów w kontaktach z rówieśnikami.

– Nie ma opcji, mamo. Jest zbyt oklepane. Chcę czegoś oryginalnego. – dyskutowała w nieskończoność.

Czytałam więc dalej, przeszukując setki stron internetowych i dyskusje przyszłych matek. Wierzyłam, że znajdę imię, które jest słowiańskie, nietypowe, lecz jednocześnie nie ośmiesza.

– A może Nawojka? – starałam się podpowiadać. – Moja koleżanka ma wnuczkę o tym imieniu. – skłamałam. – Jest ładne i dziewczęce, można skracać je do „Nana". Boję się, że jeśli wybierzesz zbyt rzadkie imię, zaczną się kłopoty.

– Mamo, pozwól mi podjąć decyzję. Chcę, żeby mała była dumna ze swojej wyjątkowości. – odpowiadała niewzruszona.

Wierzyłam jednak, że synowa podejmie słuszną decyzję. Kiedy jednak wróciła z urzędu cała rozpromieniona, zdębiałam. Postanowiła nazwać własne dziecko Czębira.

Dzieci myślały, że wnuczka zmyśla

Synowa postanowiła nie słać córki do przedszkola. Jako że pracowała w domu, postanowiła sama podjąć się wychowania dziecka, które latało swobodnie w salonie, stanowiącym również jedyne biuro podróży w małym miasteczku. Choć niewielka społeczność reagowała pozytywnie na radosnego brzdąca, reakcję związaną z imieniem klienci postanawiali zachowywać dla siebie.... przynajmniej do czasu.

– Naprawdę nazwała tak dziecko? – usłyszałam raz w warzywniaku.

– Dzień dobry. – wtrącałam się w dyskusję, jak gdyby nigdy nic, a kobiety dyskutujące o mojej rodzinie wydawały się zakłopotane.

– Dzień dobry pani. Co słychać u męża? Ja swojego nie mogę wyciągnąć z baru. – szybko zmieniły temat, udając, że nic się nie stało.

Prawdziwy problem rozpoczął się jednak na placu zabaw. Do wyjścia tam musiałam nakłonić wreszcie synową. Czy przetrzymywała dziecko w hermetycznych warunkach właśnie dlatego, że resztka zdrowego rozsądku podpowiadała jej, że nietypowe imię poskutkuje kłopotami?

– Nie masz tak na imię. Nie ma takiego imienia. – śmiały się dzieci, za każdym razem, kiedy wnusia próbowała się przedstawić.

– To imię dla psa. Chociaż ja nazwałabym Bella. – wtórowały dzieci. – Czębira brudna gira!

Innym razem wnuczka przyleciała z płaczem, mówiąc, że nowo poznana koleżanka powiedziała jej, że zna jej imię, bo jej mamusia sama się z niego śmiała.

– Marta. Zmień to imię, proszę cię. Musi być na C? Cecylia, Celina, Cyntia. Nawet Czesia. Ona nie będzie miała dzieciństwa. – namawiałam synową. – A Ty, Marek, spróbuj do niej przemówić. – mój syn jednak zawsze był wyjątkowo bierny i żył pod pantoflem żony.

– Nie ma mowy. Nauczę ją być dumną z tego, jakie ma imię.

Wnuczka odreagowywała smutek złością

W wieku około sześciu lat wnuczka zaczęła prosić rodziców, by nazywali ją imionami, które zasłyszała na placu zabaw czy w bajkach.

– Babciu, znasz Alicję z krainy czarów?

– Oczywiście. – odpowiadałam z zainteresowaniem, starając się podnieść na duchu wnuczkę nawet w najprostszy sposób.

– Jestem Alicja! – wołała, biegając po pokoju i rozrzucając zabawki.

Innym razem uparła się, by nazywać ją Dżesika. Choć to kontrowersyjne imię, po tysiąckroć wolałabym, by je nosiła.

– Jak się nazywasz? – spytała ekspedientka w sklepie, gdy wnusia rozglądała się za lalką.

– Ania! – wykrzyczała radośnie.

Niedługo później wyciągnęłam od wnuczki, że matka i ojciec ignorują narzekanie i powtarzają jej, jak mantrę, że będzie ze swojego imienia bardzo dumna, bo jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Nic nie pomogły tu ani moje rozmowy, ani wsparcie mojego męża. Kiedy jednak wnusia, nazywana przeze mnie Anią, poszła pierwszy raz do szkoły, od razu wdała się w bójkę.

– Śmieją się z mojego imienia i nie chcą mówić do mnie Ania! – krzyczała, pełna łez. – Przezywają mnie „cząber”!

– Kochanie, spróbuj być dla nich miła. Jeśli chcesz być Anią, będziesz Anią. Porozmawiam z wychowawczynią.

Kiedy jednak wychowawczyni zadzwoniła do mojej synowej, informując ją o mojej wizycie, Marta wściekła się i zabroniła mi spotykać się ze wnuczką do odwołania. Choć złość przeszła jej po tygodniu, odbierając czasem wnusię z przedszkola, czułam na sobie współczujący wzrok młodej nauczycielki.

Chciała wymusić zmianę imienia

Moja mała „Ania” wracała ze szkoły smutna przez następne kilka lat. Uknułam wtedy pewien spisek: zaczęłam zapraszać do siebie koleżankę wraz z wnuczką. Jako że mieszkają w innym mieście, nie znały prawdy ani nie słyszały plotek. Chociaż wtedy, przez tę krótką chwilę, moja wnusia mogła pobyć Anią.

W szkole problemy jednak ciągle się namnażały. Wnuczka dokuczała innym dzieciom, co zaowocowało w końcu interwencją psychologa szkolnego. Nie sądziłam jednak, że sytuacja rozwinie się w tak dramatyczny sposób. Okazało się, że wnuczka okłamała psycholog, wmawiając jej, że rodzice biją ją i obrażają, a imię nadali jej za karę, bo nigdy nie chcieli mieć dziecka.

– Miałam nazywać się Ania, ale mama nie lubiła mnie tak bardzo, że postanowiła mnie ukarać. Codziennie śmieje się ze mnie, że nazywam się, jak czarownica. – mówiła wnusia psycholożce, czego potem dowiedziałam się od dziewczynki, gdy ta przyszła do mnie zapłakana.

Sprawa przeniosła się szybko do MOPSu. Na spotkanie z urzędnikami wprosiłam się wręcz siłą, prosząc o osobną rozmowę. Wyjaśniłam tam całą sytuację, prosząc o interwencję w sprawie zmiany imienia. Nie chciałam jednak, by moja synowa straciła prawa do opieki. Czy mogło być coś gorszego, niż noszenie imienia Czębira w domu dziecka?

– Kłamałam, bo mama mnie nie kocha. Gdyby mnie kochała, zmieniłaby mi imię. – wyjaśniała wnuczka.

– Dziecko, nie będziesz mną manipulować! Nie umiesz docenić tego, co masz. Nie karmimy cię? Nie kupujemy zabawek? – wybuchnęła Marta.

– Chcę przyjaciół, nie zabawek! – słowa wnuczki wręcz złamały mi serce.

– To był pomysł żony! – wykrzyczał w końcu mój syn. Super: szykuje się jeszcze rozstanie? Boję się, jak mała to udźwignie.

Rodzinie mojej wnuczki przydzielony został od tego momentu kurator, który stara się kontrolować sytuację i mediować pomiędzy zadufaną w sobie Martą i moim synem, jednocześnie wspierając wnuczkę. Marek powiedział mi ostatnio, że zagrozi żonie rozwodem, jeśli nie zgodzi się na wizytę w urzędzie. Czy nasza Ania stanie się wreszcie Anią?

Reklama

Czytaj także:
„Mój syn zabawiał się z 3 dziewuchami i zdziwił się, gdy 2 zapukały z brzuchem. W salonie musiałam otworzyć przedszkole”
„W prezencie od męża dostałam mop i ciuchy po żonie kolegi. Odeszłam od niego, bo miałam dość bycia jego służącą”
„Zamiast polskiego chleba, wolałam francuskie rogaliki. Uciekłam ze wsi i wpadłam z deszczu pod rynnę”

Reklama
Reklama
Reklama