„Syn zrobił ze mnie darmową nianię, a jego teściowa leżała jak pączek w maśle. Wiedziałam, że muszę się zbuntować”
„Moje życie w ostatnich latach skurczyło się do kilku rzeczy: Wiktor, dom syna, gotowanie, sprzątanie, powrót do siebie… i sen, choć to ostatnie w ograniczonych dawkach, bo zawsze byłam zmęczona”.

Kiedy mój wnuk, Wiktor, skończył rok, jego mama, Natalia, wróciła do pracy. Ustaliliśmy, że to ja się nim zajmę, dopóki nie pójdzie do przedszkola. Nie wyobrażałam sobie, żeby taki maluszek trafił do żłobka. Wciąż pamiętałam, jak budziłam moje dzieci o nieludzkiej godzinie, gdy musiałam je odwozić do opiekunki przed swoją zmianą.
Moje życie przestało istnieć
Serce mi się wtedy krajało. Płakały, marudziły, a ja musiałam je ubierać na siłę i w deszcz czy śnieg wyciągać z ciepłych łóżek. Dlatego nie chciałam, żeby Wiktor miał takie dzieciństwo. Uznałam, że to mój obowiązek jako babci. A przy okazji – wspaniała szansa na cieszenie się jego pierwszymi latami życia.
Wiktorek był cudownym dzieckiem – pogodnym, ciekawskim, pełnym energii. Uwielbiałam z nim spędzać czas, bawić się, obserwować, jak każdego dnia uczy się nowych rzeczy. Nie przeszkadzało mi wstawanie o świcie, godzinna podróż tramwajem na drugi koniec miasta, czekanie na przystankach w deszczu. Wszystko rekompensował mi jego uśmiech i radość, kiedy otwierałam drzwi.
Ale były też chwile, gdy czułam się wyczerpana. Czasem choroba dawała mi się we znaki, czasem zwykłe zmęczenie po całym dniu biegania za wnukiem. I wtedy myślałam sobie: „A gdyby tak choć raz teściowa mojego syna przejęła opiekę?”. Przecież była na emeryturze, miała czas. Jednak syn i Natalia nigdy o to nie prosili, a ja nie chciałam się narzucać. Czekałam cierpliwie, aż Wiktor skończy trzy lata i pójdzie do przedszkola.
Tyle że przedszkola w naszej dzielnicy przeżywały oblężenie. Miejsc zabrakło. Nawet odwołanie nic nie dało. A Natalia właśnie dostała awans i jej godziny pracy wydłużyły się jeszcze bardziej. W efekcie moje „tymczasowe” zajęcie przedłużyło się o kolejny rok.
Naprawdę nie miałam siły
Nie protestowałam. Powtarzałam sobie, że skoro się tego podjęłam, to muszę wytrwać. Tylko że… moje życie jakby przestało istnieć. Wracałam do domu późnym wieczorem i nie miałam już sił na nic. Nie widywałam znajomych, nie miałam czasu na kino, książkę, nawet spokojne wypicie herbaty.
– Danka, ty jesteś darmową nianią! – złościła się moja przyjaciółka, Basia. – Kiedy ostatnio byłaś na jakimś filmie? Albo w kawiarni?
– Nie przesadzaj – westchnęłam. – Wiktor mnie kocha, jestem mu potrzebna…
– A ty? Sobie nie jesteś potrzebna? – Basia pokręciła głową. – Weź się zbuntuj! Masz życie, nie jesteś ich służącą!
Basia patrzyła na mnie surowo, jakby chciała wbić mi do głowy zdrowy rozsądek.
– Danka, ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje? Oni cię wykorzystują! – powtórzyła, mieszając kawę z taką siłą, jakby chciała zrobić w filiżance wir wodny.
– Oj, przesadzasz – westchnęłam, opierając głowę na dłoni. – Przecież to mój wnuk, robię to z miłości.
– Jasne, z miłości… ale czy ty siebie choć trochę kochasz? Bo mam wrażenie, że już dawno przestałaś o sobie myśleć – spojrzała na mnie z ukosa.
Zamyśliłam się. Faktycznie, kiedy to było? Moje życie w ostatnich latach skurczyło się do kilku rzeczy: Wiktor, dom syna, gotowanie, sprzątanie, powrót do siebie… i sen, choć to ostatnie w ograniczonych dawkach, bo zawsze byłam zmęczona.
– Nie pamiętam – przyznałam cicho.
– Właśnie! – triumfowała Basia. – Dlatego koniec tego dobrego! W piątek o osiemnastej idziemy do kina i nie ma wymówek!
W końcu się zbuntowałam
Przez cały tydzień miałam mieszane uczucia. Wiedziałam, że ma rację. Wiedziałam, że potrzebuję chwili dla siebie. Ale czułam się… winna? Jakbym robiła coś złego, myśląc o własnych przyjemnościach. W piątek od rana byłam spięta. Sprawdziłam pogodę – deszcz, więc Wiktor będzie marudził, że nie może iść na plac zabaw. Zrobiłam mu ulubione naleśniki, bo wiedziałam, że po nich ma lepszy humor. Co chwilę patrzyłam na zegarek.
Siedemnasta… Minęła piętnaście po. Pół do szóstej. Gdzie ona jest?!
Zaczęłam chodzić nerwowo po pokoju. Wiktor układał klocki, kompletnie nieświadomy mojego zdenerwowania. W końcu o osiemnastej trzy Natalia wpadła do domu.
– Przepraszam, mamo, korki… – rzuciła szybko, zdejmując buty.
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Miałaś być godzinę temu! – uniosłam głos. – Ja też mam swoje życie, nie jesteście pępkiem świata!
Natalia spojrzała na mnie zdziwiona.
– Mamo, ale…
Nie dałam jej dokończyć. Chwyciłam torebkę i wybiegłam, zanim zdążyła powiedzieć coś więcej. Film przepadł. Nie miało sensu jechać, skoro zaczęło się pół godziny temu. Siedziałam na ławce w parku, próbując opanować emocje. Czy przesadziłam? Czy miałam prawo tak się zdenerwować? Przecież Natalia pracowała, miała obowiązki. Może byłam dla niej niesprawiedliwa? Ale z drugiej strony… Czy moje życie miało polegać tylko na czekaniu, aż ona się zjawi?
Zrezygnowali z moich usług
Następnego dnia, jeszcze zanim zdążyłam zaparzyć sobie poranną kawę, zadzwonił syn.
– Mamo, nie musisz dziś przyjeżdżać – oznajmił, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
– Słucham?
– Wiktor jest u teściowej. Zostanie tam kilka dni.
Cisza.
– Jak to u teściowej? – zapytałam powoli, jakbym musiała przetrawić te słowa.
– No… Stwierdziła, że w końcu powinna się bardziej zaangażować. Poza tym poszukam y dla niego jakiejś opiekunki.
Czy to nie było coś, o czym marzyłam od miesięcy? Więcej czasu dla siebie?
W pierwszej chwili poczułam ulgę. Prawdziwą ulgę. Wreszcie mogłam się wyspać, nie musiałam rano lecieć na tramwaj, mogłam w spokoju poczytać książkę. I przez pierwsze trzy dni faktycznie było cudownie. Ale potem… potem coś zaczęło mi przeszkadzać.
Mieszkanie było ciche. Za ciche. Nikt nie wołał: „Babciu, pomóż!”, nikt nie ciągnął mnie za rękaw, nikt nie podkładał mi pod nos rysunku i nie pytał: „Podoba ci się?”. Dzwonek telefonu.
– Danka, jaki makaron dajesz Wiktorowi do rosołu? – usłyszałam głos matki Natalii.
– Kluseczki lane.
– No chyba oszalałaś! Nie będę się w to bawić. Jajecznicę mu zrobię. Jak będzie głodny, to zje.
Coś mnie ścisnęło w żołądku.
– Nie zapomnij zrobić mu statków z jajek – powiedziałam. – Jajko na pół, serowy żagiel, pomidorowy sternik…
– Jakie statki?! – prychnęła.
W tym momencie coś we mnie pękło.
Najlepszy czas w moim życiu
Siedziałam w fotelu, patrząc na telefon, który wciąż trzymałam w dłoni. Moje serce waliło, jakbym właśnie stoczyła bitwę. W zasadzie… to może i stoczyłam. „Opiekunka?” – powtarzałam w myślach. Mój syn i synowa naprawdę zamierzali oddać mojego wnuka w ręce obcej osoby? Nie mogłam w to uwierzyć.
Jeszcze kilka dni temu sama myślałam, że powinnam odpocząć, że czasem warto zostawić Wiktora pod opieką drugiej babci. Przecież się zmęczyłam. Przecież narzekałam. Ale co innego przekazać go w rodzinne ręce, a co innego… szukać obcej kobiety w jakiejś agencji? Czułam, jak wzbiera we mnie złość. Nie na Adriana, nie na Natalię, nawet nie na tę całą „opiekunkę”. Byłam zła na siebie. Jak mogłam pozwolić, żeby do tego doszło? Jak mogłam choć przez chwilę pomyśleć, że lepiej mi bez Wiktora?
Wstałam i zaczęłam nerwowo chodzić po mieszkaniu. Spojrzałam na puste krzesło przy stole – tam, gdzie zawsze siedział Wiktor, machając nogami i czekając na śniadanie. Na dywan, po którym rozrzucał klocki. Na regał, gdzie stały książeczki, które mu czytałam. Podeszłam do półki i wzięłam jedną z nich do ręki. „O rybaku i złotej rybce”. Jego ulubiona. Poczułam, jak moje oczy robią się wilgotne.
– Babciu, poczytaj! – słyszałam w głowie jego głos.
Westchnęłam głęboko. Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Złapałam telefon i znów zadzwoniłam do Adriana.
– Mamo? – odebrał szybko, jakby spodziewał się, że nie zostawię tej sprawy tak łatwo.
– Posłuchaj mnie uważnie – powiedziałam, starając się utrzymać spokojny ton, choć wewnątrz aż mnie nosiło. – Jedź teraz do teściowej, zabierz Wiktora i przywieź go do domu.
– Ale…
– Żadnych ale! – przerwałam mu. – Nie oddacie go żadnej opiekunce, nie będzie z nim siedziała obca osoba, rozumiesz?!
Po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza.
– Adrian, jesteś tam?
Westchnął ciężko.
– Tak, mamo… – wymamrotał. – Wiem, że nie jesteś zadowolona, ale pomyśleliśmy, że…
– Że co? Że obca kobieta lepiej się nim zajmie niż jego własna babcia?! – wybuchłam. – Adrian, ja go znam od dnia narodzin! Wiem, co je, wiem, co lubi, wiem, jak go uspokoić, gdy płacze!
– Mamo…
– Nie, ty mnie posłuchaj! – przerwałam mu. – Jestem zmęczona, to prawda. Może czasem potrzebuję odpoczynku, to też prawda. Ale nie ma mowy, żeby mój wnuk spędzał całe dnie z kimś obcym, kiedy ja mogę mu dać miłość, troskę i dom!
Bardzo go kocham
Po drugiej stronie było słychać cichy szmer.
– Adrian – powiedziałam już spokojniejszym tonem. – Proszę cię, jedź po niego. Niech wróci.
Przez chwilę myślałam, że znów będzie protestował, ale zamiast tego westchnął.
– Dobrze, mamo…
Poczułam ulgę tak wielką, że aż usiadłam z powrotem w fotelu. Kilka godzin później usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam mojego syna, a obok niego stał mój ukochany Wiktor, który w jednej ręce trzymał swojego pluszowego misia, a w drugiej… jajko na twardo.
– Babciu, ja chcę moje statki! – powiedział z wyrzutem.
Zaśmiałam się przez łzy i wzięłam go w ramiona.
– Oczywiście, kochanie! – pocałowałam go w czoło. – Od razu je robimy.
Poprowadziłam go do kuchni, gdzie zaczęłam kroić ser na małe żagle, a on obserwował mnie z uśmiechem. W tym momencie uświadomiłam sobie jedną rzecz. Tak, byłam zmęczona. Tak, potrzebowałam czasem chwili dla siebie. Ale nic – absolutnie nic – nie było warte tego, żeby stracić te momenty z Wiktorem.
Jego dzieciństwo trwało tak krótko. Za chwilę pójdzie do przedszkola, potem do szkoły. Coraz rzadziej będzie mnie potrzebował. Ale teraz? Teraz byłam dla niego całym światem. I nie zamierzałam z tego rezygnować. Odwróciłam się do Adriana i uśmiechnęłam się lekko.
– Może i się męczę – powiedziałam cicho – ale to najpiękniejsze zmęczenie, jakie znam.
Syn spojrzał na mnie z wdzięcznością.
– Wiem, mamo. Dziękuję.
A ja tylko pokręciłam głową. Nie było za co dziękować. Bycie babcią to największy dar, jaki mogłam dostać.
Danuta, 63 lata
Czytaj także:
„Żona mówiła, że wychodzi z koleżankami, a kręciła faworki w łóżku sąsiada. Przekreśliła 10 lat naszego małżeństwa”
„Jedną nogą wchodziłam już do trumny, gdy znalazł mnie ukochany sprzed lat. Jeszcze nie jest za późno na niemoralne zabawy”
„Mąż spędzał delegację w łóżku kochanki, a mnie wciskał tanie wymówki. Moją zimną zemstę zapamięta do końca życia”

