Reklama

Robiliśmy wszystko, by Marcel wyrósł na odpowiedzialnego młodego mężczyznę. Wydawało mi się, że celująco wywiązaliśmy się z naszej roli, ale nie. Gdzieś najwyraźniej popełniliśmy błąd. Smarkacz pojechał w góry, by zarobić na swój pierwszy samochód. Teraz musi martwić się, jak zarobić na rodzinę, w dodatku nie swoją.

Reklama

Było odpowiedzialny

Gdy nastolatkowi doskwiera nuda, zaczyna myśleć o głupotach. Razem z mężem robiliśmy wszystko, by Marcel nie miał czasu na bzdury. Dbaliśmy, żeby sumiennie wywiązywał się ze szkolnych obowiązków, ale dziecko nie może żyć samą nauką. Gdybyśmy zasypali go nadmiarem zajęć pozaszkolnych, nie miałby jak rozładować rozsadzającej go energii i w końcu zacząłby się buntować.

– Musimy zainteresować go sportem – stwierdził Robert.

Piłka nożna w ogóle do niego nie przemawiała, podobnie zresztą jak koszykówka i inne sporty drużynowe. Za to gdy pewnego razu wyjechaliśmy zimą w góry, bez reszty pochłonęło go białe szaleństwo. Narty, snowboard – to stało się jego żywiołem, a poza sezonem zafascynował się deskorolką.

Nie byłam z tego do końca zadowolona. W końcu to ryzykowne sporty ekstremalne, ale wolałam, żeby dostarczał sobie adrenaliny poprzez sport, niż robiąc jakieś głupoty z chłopaczyskami z osiedla. A co do rozbitych kolan, zwichniętych stawów czy nawet złamanych kości… szczerze mówiąc, przywykłam do tego, choć nie było to łatwe.

Dobrze się spisaliśmy

Nasza strategia działała. Podczas gdy jego znajomi zaliczali wpadkę za wpadką, on trzymał się z dala od kłopotów. Wyrastał na odpowiedzialnego młodzieńca, który rozumie znaczenie słowa „odpowiedzialność”.

Nie musiał zarabiać na swoje potrzeby. Nie jesteśmy bogaci, ale całkiem dobrze się nam powodzi. Stać nas, by zapewnić synowi wszystko, czego potrzebuje, ale on upierał się, że chce mieć swoje pieniądze. Zbierając wiśnie, zarobił na konsolę. Za wynagrodzenie, które otrzymał za malowanie ścian, kupił sobie nowe buty narciarskie. W ten sposób poznał wartość pieniądza, a nas dosłownie rozpierała duma.

– Mamo, tato, mam do was prośbę – zagadał Marcel pewnego dnia. – Wiem, że na ferie mieliśmy wszyscy jechać do cioci Justyny, ale szczerze mówiąc, wolałbym trochę popracować.

– Jesteś tego pewien? – zdziwiłam się. – Przecież u cioci panują świetne warunki narciarskie. Mógłbyś całe dnie spędzać na stoku.

– Nie zamierzam rezygnować z nart – uśmiechnął się enigmatycznie.

– Jak to? – Zapytał Robert.

– Będę pracował jako instruktor narciarstwa. Popracuję kilka godzin na oślej łączce, a później stoki będą moje. Ośrodek zapewni mi zakwaterowanie i wyżywienie, więc to świetny układ.

Był samodzielny

– Na co tym razem zbierasz?

– Na samochód.

– Przecież powiedzieliśmy ci, że po maturze dostaniesz moje auto. Chyba możesz wytrzymać jeszcze kilka miesięcy?

– Mamo, mam jeździć srebrnym kombi, jak jakiś emeryt? – Zaśmiał się. – Doceniam waszą propozycję, ale wolę sam wybrać.

– Skoro tak stawiasz sprawę, nie mam nic przeciwko. Tylko obiecaj mi, że będziesz na siebie uważał.

– Mamo, przecież to dla mnie nie pierwszyzna.

– Wiem, ale za każdym razem, jak jedziesz w góry albo wychodzisz na deskę, ja odchodzę od zmysłów. Wiem, że w tym roku skończyłeś osiemnaście lat, ale wciąż jesteś moim dzieckiem.

– Bez obaw. Będę uważał.

Martwiliśmy się

Starałam się nie dzwonić do syna codziennie, ale kosztowało mnie to sporo wysiłku. Marcel jest świetnym narciarzem, jednak przez cały czas nie opuszczały mnie złe przeczucia. Pod koniec pobytu nasz syn zadzwonił i poinformował nas, że złamał rękę.

– I dopiero teraz mówisz mi o tym? – Oburzyłam się.

– Gdybym powiedział ci wcześniej, wpadłabyś w histerię. Wolałem oszczędzić ci nerwów. Ale mam jeszcze jedną wiadomość.

– Boże, co jeszcze? – Przeraziłam się.

– To coś dobrego, mamo. Ale o wszystkim opowiem ci po powrocie. Widzimy się za kilka dni.

Z niecierpliwością wyczekiwałam jego powrotu, ciekawa, jakież to dobre wieści przynosi.

– Już jesteśmy – zawołał w progu.

– My? – Zdziwiłam się.

– Poznajcie Ilonę i jej syna Łukasza – przedstawił nam swoją towarzyszkę i małego, na oko czteroletniego chłopca.

– Miło mi panią poznać. Pracowaliście razem?

– Nie, mamo. Uczyłem Łukasza jeździć. Tak poznałem Ilonę i…

– Zostaliśmy przyjaciółmi – dokończyła za Marcela.

Była starsza

Zjedliśmy razem obiad, a później Marcel odprowadził swoją sympatię do domu. Oboje z mężem siedzieliśmy jak na szpilkach, czekając na jego powrót.

– Synku, możesz nam to wyjaśnić? – Zapytałam, gdy tylko przekroczył próg.

– Wiem, co chcesz powiedzieć. Ilona jest ode mnie starsza. W dodatku ma dziecko. Ale nic nie poradzę – wzruszył ramionami. – Serce nie sługa.

– Synu, nie przemyślałeś tej decyzji – stwierdził Robert. – Nie zdajesz sobie sprawy, jak dużą odpowiedzialnością jest związek z kobietą z dzieckiem.

– Właśnie – zgodziłam się. – Poza tym co ty w ogóle wiesz o tej Ilonie?

– Wiem, że ją kocham i to mi wystarczy.

– Jesteś jeszcze za młody, żeby w pełni zrozumieć znaczenie tych słów. Czy ty wiesz, jaką odpowiedzialność na siebie bierzesz? Chcesz wejść do cudzej rodziny. Jeżeli to zrobisz, będziesz odpowiedzialny nie tylko za tę dziewczynę, ale także za chłopca. A ty nawet nie zdałeś jeszcze matury! Przed tobą całe życie. Niedługo idziesz na studia. Jak to sobie wyobrażasz? Będziesz partnerem z doskoku?

– To tak nie działa – dodał Robert. – Taka kobieta ma od mężczyzny konkretne oczekiwania, nie tylko emocjonalne, ale także finansowe.

Uparł się

– Dobrze o tym wiem. Ale to wszystko nie ma znaczenia, bo zamierzam poprosić ją o rękę.

– Oszalałeś – stwierdziłam. – Innego wyjaśnienia nie widzę. Podczas upadku uderzyłeś się w głowę, doznałeś wstrząśnienia mózgu i nie wiesz, co mówisz.

– Dobrze wiem, mamo. Kocham ją, a ona kocha mnie. Chcemy być razem. Wszystko sobie przemyśleliśmy. Po maturze wprowadzę się do niej i rozpoczniemy wspólne życie. Jeżeli dobrze będzie się nam układało, oświadczę się.

– A co ze studiami?

– Będę studiował, ale zaocznie. Dzięki temu będę miał czas na pracę.

Próbujemy wyperswadować mu ten pomysł, ale on jest uparty. Nie chce słuchać dobrych rad. Ubzdurał sobie, że zaopiekuje się tą kobietą i jej dzieckiem. Chce zrezygnować z najlepszych lat swojego życia. I to dla kogo? Dla kobiety starszej o dziesięć lat, której jedynym życiowym sukcesem jest urodzenie syna?

Nie wiem już, jak mam dotrzeć do tego chłopaka. Nie potrafię wybić mu jej z głowy. Powinien spotykać się z dziewczyną w swoim wieku, która nie dźwiga życiowego bagażu. Ale on nie chce o tym słyszeć.

Anna, 47 lat

Reklama

Czytaj także:
„Straciłem głowę dla dziewczyny kumpla. Czekałem na ich rozstanie, bo on ją zdradzał, ale ona też nie była święta”
„W noc przed ślubem do łóżka wskoczyła mi była narzeczona. Nie żałuję ani chwili, bo dowiedziałem się czegoś ważnego”
„W każdy weekend córka zostawia u mnie wnuki. Mam dosyć ganiania za bachorami, niech rodzice sami się z nimi użerają”

Reklama
Reklama
Reklama