„Syn uważa, że na emeryturze powinienem siedzieć z wnukami. Dałem mu taką lekcję, że długo popamięta”
„Postanowiłem spełnić swoje wielkie marzenie o podróżach. A syn wcale się z tego nie ucieszył. Przeraził się, że na czas podróży zostaną sami z dzieciakami. Bo kto bez nas ogarnie dwójkę małych rozrabiaków? On i żona przecież mają pracę, a dziadek emeryt powinien być na ich każde zawołanie”.

- Listy do redakcji
Przez lata ciężko pracowałem i nie miałem czasu na rozrywki. Razem z żoną dorabialiśmy się niemal od zera, bo rodzice niewiele mogli nam pomóc. To oznaczało dla nas wiele wyrzeczeń. Nie chciałem jednak, żeby moim dzieciom czegoś brakowało, dlatego starałem się ze wszystkich sił. Brałem nadgodziny, pracowałem w weekendy, dorabiałem podczas urlopów.
Dzięki temu udało się nam zbudować własny dom, wykształcić dzieciaki, wysłać je na studia i pomóc wystartować w dorosłość. Przez lata jednak niewiele widziałem. Dom, praca. Praca, dom. Obowiązki. Na wycieczki, kolonie, obozy wyjeżdżały moje dzieci. My z żoną odpoczywaliśmy na wsi, w skromnym domku, który ona otrzymała po swoich dziadkach. Obiecałem sobie, że na emeryturze będzie inaczej. Że wtedy wreszcie wszystko nadrobimy.
Przyznam szczerze, że czekałam już na zasłużony odpoczynek. Siły już nie te, co dawniej, a człowiek stracił serce i cierpliwość do pracy. Byłem przekonany, że teraz wreszcie będę żyć na swoich własnych zasadach. Już nie będę zrywać się z łóżka bladym świtem, spędzać czasu w korkach, wysłuchiwać pretensji szefa.
Miałem się wysypiać, dużo spacerować, łowić ryby. Planowałem też, że wreszcie zacznę podróżować. Jednak mój syn miał co do mnie zupełnie inne plany. On chyba doszedł do wniosku, że dziadek nie ma nic lepszego do roboty niż zajmowanie się wnukami. Kochałem te szkraby, ale nie miałem ochoty stać się ich nianią na cały etat.
– Tato, na emeryturze powinieneś siedzieć z wnukami, a nie planować jakieś wyprawy – skarcił mnie syn przy obiedzie.
– Synu, a kto powiedział, że starość to obowiązek zamieniania się w nianię? – odparłem spokojnie, chociaż serce zabiło mi szybciej.
Usiadłem w fotelu, popijając herbatę. Patrzyłem na gromadkę dzieciaków i wiedziałem, że nie mogę znowu ustąpić. Nie tym razem. Bo być może już nigdy nie będę mieć szansy na spełnienie swoich własnych marzeń. Od dłuższego czasu dawałem się wykorzystywać, ale teraz solennie obiecałem sobie, że z tym koniec.
Tak, od zawsze uwielbiam wnuki. Są dla mnie niczym żywe srebro, przy nich czuję się dużo młodszy. Ale czy naprawdę mam rezygnować z własnych marzeń? Czy moja rola to tylko odbieranie ich z przedszkola, prowadzanie do parku i na plac zabaw, podgrzewanie obiadów i układanie klocków? Nie tak miała przecież wyglądać moja wyczekana emerytura. Oj, nie tak.
Marzenia, które czekały latami
Przez całe życie pracowałem w biurze. Od ósmej do szesnastej, pięć dni w tygodniu. Brałem też dodatkowe nadgodziny w magazynie znajomego, żeby mojej rodzinie niczego nie brakowało. Zasypiałem z roboczym garniturem na wieszaku, marząc o przygodach w dzikich zakątkach świata. Ale obowiązki – kredyt, wychowanie dzieci, rachunki – zawsze były ważniejsze.
Aż do dnia, kiedy przekroczyłem wiek emerytalny. W końcu miałem czas dla siebie i żony. I co? Syn zaplanował mi grafik dyżurów przy wnukach od rana do wieczora. Bez taryfy ulgowej. Gorzej niż najgorszy szef, bo u mojego syna nie było wolnych weekendów, urlopów na żądanie i zwolnień chorobowych. Czy na tym polega spełnione życie seniora? Warto odchodzić z biura tylko po to, żeby znowu usiąść przy stoliku z biszkoptami? Bawić się klockami, układać puzzle, oglądać wciąż te same bajki i odpowiadać na tysiące dziecięcych pytań? Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie moje zakończenie pracy.
W pewną sobotę zawołałem żonę do kuchni, gdzie już czekała na nią filiżanka z jej ulubioną kawą i talerzyk z szarlotką, którą kupiłem w cukierni za rogiem. Gdy tylko usadowiła się wygodnie na krześle, wypaliłem:
– Marysiu, wyjeżdżamy. Safari w Afryce na nas czeka, dwa tygodnie, tylko my dwoje. Syn nie ma nic do gadania.
Żona zrobiła wielkie oczy. Dla niej było to ogromne zaskoczenie. Może gdybym zarezerwował pobyt w Ciechocinku czy Zakopanem nie byłaby tak zdziwiona. Jednak ja już nie chciałem iść na kompromisy. Wiedziałem, że będziemy coraz starsi. A to oznacza opadanie z sił, pogorszenie kondycji. Być może choroby. Dopóki jeszcze byliśmy w pełni sprawni, pełni energii i entuzjazmu, chciałem wykorzystać czas. Sanatorium i spacery po polskiej plaży spokojnie mogły poczekać. Afryka nie. A to od zawsze było moje wielkie marzenie, które zawsze odkładałem na później.
Oglądałem filmy przyrodnicze, śledziłem programy znanych podróżników, czytałem artykuły w prasie i w internecie. Chociaż raz chciałem zobaczyć na własne oczy wielką piątkę zwierząt. Teraz mieliśmy czas i odłożone pieniądze. Być może to była dla nas jedyna szansa, żeby spełnić wielkie marzenie.
Nie będę pytać go o zdanie
Marysia, po pierwszym szoku, odpowiedziała przytomnie:
– Och, nie myśl, że się zgodzą – roześmiała się, klepiąc mnie po ramieniu. – W naszym wieku? Doskonale wiesz, że dzieci nas nie puszczą.
– Oj tam, nie wiem jak ty, ale ja nie czuję się jeszcze staruszkiem. Nie będziemy przecież pieszo przemierzać sawanny z kijem w ręku. To zorganizowana wycieczka terenówkami, z kierowcą i przewodnikiem. Będziemy całkowicie bezpieczni. Wyobrażasz sobie zobaczyć na żywo żyrafy, afrykańskie bawoły i pasące się gazele? Albo prawdziwego lwa? – rozmarzyłem się, a i mojej żonie zaświeciły się oczy.
Też się nieco bałem. W końcu to wymagająca podróż. Ale serce podpowiadało mi, że czas działać. Bo kiedy, jak nie teraz? Zarezerwowałem wycieczkę w biurze podróży, zapłaciłem zaliczkę. Kupiłem przewodnik, sprawdziłem potrzebne szczepienia, nawet zainwestowałem w nowy aparat fotograficzny. Ja tam byłem starej daty i dla mnie zdjęcia pstrykane telefonem, to nie zdjęcia.
Na koniec… Na koniec upomniałem się o wolne u synowej. Co dziwne, Ola podeszła z entuzjazmem do mojego pomysłu.
– To świetny pomysł. Warto coś zobaczyć, poznawać świat. Ja tam jestem na tak – wyraźnie czułem, że nie tylko nam kibicuje i trzyma za nas kciuki, ale i mnie podziwia, że w ogóle wpadłem na tak szalony pomysł.
A syn? Syn dowiedział się przypadkiem, gdy matka spytała go, czy może zrobić sobie przerwę w opiece nad wnukami.
Myślał, że żartuję
– Safari? Afryka? Lwy? Wy, emeryci? Żartujesz tato, prawda? – syn zaniemówił, kiedy dowiedział się o naszych planach.
– Pewnie, że nie żartuję – posłałem mu uśmiech. – Rezerwacja potwierdzona, bilet w kieszeni. Już nie ma odwrotu.
On wcale się nie ucieszył. On się przeraził, że na czas podróży zostaną sami z dzieciakami. Bo kto bez nas ogarnie dwójkę małych rozrabiaków? On i żona przecież mają pracę. Wprawdzie zdalną, ale to nie znaczy, że mogą w tym samym czasie pisać raporty i zajmować się maluchami. Później próbował negocjować:
– Może pojedziecie tam na krócej? Czy ta podróż musi być taka długa?
– Nie – odpowiedziałem krótko. – Jedziemy na dwa tygodnie. Rezerwacje już są zrobione, nie będę niczego odwoływał.
Syn spojrzał na mnie jak na kosmitę, a potem pokręcił głową. Widziałem, że jest rozdarty: nie wiedział, czy jest ze mnie bardziej dumny, czy bardziej na mnie wkurzony.
Pobyt w Afryce pozwolił nam poczuć się niczym w innym świecie. Obserwowałem słonie maszerujące w stadzie. Słuchałem ryku lwów w nocy. Czułem wiatr pustyni i zapach akacji o świcie. Marysia trzymała mnie za rękę, a ja czułem się znów jak dwudziestolatek planujący podróż życia.
– Myślisz o wnukach, gdy widzisz gepardy? – pytała z uśmiechem.
– Gdzie tam – odpowiadałem z zachwytem. – Mógłbym w ogóle nie wracać – śmiałem się prawie tak samo jak dobre trzydzieści lat temu.
I wtedy uświadomiłem sobie, że prawo do marzeń nie wygasa wraz z uzyskaniem emerytury.
Powrót do domu
Dla syna mieliśmy jeszcze jedną niespodziankę. Dostałem pocztą egzemplarz magazynu podróżniczego z naszym zdjęciem na okładce i tyłem napisanym dużą czcionką: „Para seniorów przełamuje schematy. Safari na siedemdziesiątkę? A czemu nie?”. Syn zatrzymał się w drzwiach i zaniemówił.
– Tato… to naprawdę wy? – wyszeptał wreszcie.
– Widzisz? Nawet świat uznał, że na emeryturze można jeszcze przeżywać coś nowego. A ty? Nadal uważasz, że musimy jedynie siedzieć przy dzieciach?
Jego mina mówiła wszystko. I chociaż nie padło już żadne „przepraszam”, w jego oczach pojawiła się, bo ja wiem, chyba duma. Tak, myślę, że właśnie duma. Dzisiaj wysyłam mu zdjęcia z naszej podróży po Europie. Bo kupiliśmy z żoną kampera i wyruszyliśmy na południe. Nie będę kłamał, czasami bywa męcząco, dlatego podróżujemy w swoim własnym tempie. Wreszcie spełniamy marzenia i czujemy się z tym doskonale. Z wnukami na razie rozmawiamy na kamerce w laptopie.
Czy żałuję? Ani trochę. Dałem synowi lekcję, że emerytura to nie koniec życia. Że jeszcze można rozpocząć jego całkiem nowy rozdział. I że każdy ma prawo do swoich pasji, niezależnie od wieku. A pięknych wspomnień nikt nam nie zabierze, dlatego warto je budować.
Stefan, 69 lat
Czytaj także:
- „Zięć obraził mnie przy stole, a córka udawała, że tego nie słyszała. Nie pozwolę sobą pomiatać”
- „Życie nowych sąsiadów pachniało drogimi perfumami, a moje schabowym. Zazdrościłam im, aż poznałam ich tajemnicę”
- „Zaplanowałam ślub w maju, chociaż to podobno przynosi pecha. Przesądy się sprawdziły, bo nie dotrwałam do przysięgi”

