„Syn powiedział, że zasługuję na 4-gwiazdkowe sanatorium. Gdy poznałam młodego masażystę, zrozumiałam, co to luksus”
„Po powrocie do domu wciąż łapałam się na tym, że szukam w powietrzu tamtego zapachu ziół i ciszy z ogrodu. Nie miałam już wątpliwości, że to nie był zwykły wyjazd do sanatorium, tylko coś, co postawiło mnie z powrotem na nogi i to nie tylko pod względem fizycznym. Największa zmiana zaszła w moim sercu”.

- Redakcja
Nigdy nie uważałam się za kogoś, kto potrzebuje luksusu. Przez całe życie umiałam sobie radzić z przeciętnością, z drobnymi niedogodnościami i z tym, że życie często nie trzymało się scenariusza, który sobie wyobrażałam. Mój syn najwyraźniej uważał, że już czas, by mama przestała się cackać z tym wszystkim.
– Mamo, zasługujesz na coś naprawdę porządnego – powiedział pewnego wieczoru, siadając naprzeciw mnie przy stole. – Na przykład na luksusowe sanatorium.
Spojrzałam na niego z mieszanką rozbawienia i lekkiej irytacji. Pewnie myślał, że jego słowa są jak magiczne zaklęcie, które sprawi, że moja codzienność nagle stanie się bajką. Byłam dorosła i wiedziałam, że syn czasem lubi gadać głupoty, choć tym razem wydawał się szczerze przekonany.
Nie powiem, myśl o wyjeździe do miejsca, gdzie nie trzeba martwić się o gotowanie, sprzątanie ani o rachunki, brzmiała kusząco. W głębi duszy byłam ciekawa, jak wyglądałby świat, w którym codzienność byłaby choć odrobinę lżejsza. I tak oto znalazłam się w sanatorium, które na papierze obiecywało spokój, luksus i… coś jeszcze. Bo przecież życie ma to do siebie, że lubi zaskakiwać w najmniej spodziewanym momencie.
Serce zaczęło bić szybciej
Pierwszy dzień w sanatorium okazał się… zaskakująco przyjemny. Hol wejściowy pachniał świeżością, a obsługa uśmiechała się z taką gracją, że niemal natychmiast poczułam się jak bohaterka jakiegoś filmu.
– Witamy, pani Bożeno – przywitała mnie recepcjonistka, podając klucz do pokoju. – Pokój 214, widok na ogród. Mam nadzieję, że pobyt będzie udany.
– Dziękuję, zapowiada się pięknie – odpowiedziałam, starając się nie zdradzić, że serce bije mi trochę szybciej z powodu całej tej niecodziennej atmosfery.
Pokój był przestronny, łóżko ogromne, a zasłony ledwie muskały podłogę. Rozejrzałam się i uśmiechnęłam pod nosem: „No proszę, luksus wygląda dokładnie tak”. Przy kolacji, kiedy rozsiadłam się przy stoliku w jadalni, zaczepiła mnie starsza pani w eleganckiej sukience.
– Pani po raz pierwszy tutaj? – zapytała, zerkając ukradkiem na mój talerz z sałatką.
– Tak – przyznałam. – Syn stwierdził, że zasługuję na coś lepszego niż codzienność.
– Och, synowie czasem mają dobre pomysły – westchnęła, spoglądając na mnie z pobłażaniem. – Choć nie zawsze je rozumiemy, prawda?
– Zgadza się – uśmiechnęłam się, rozglądając po sali. – Ale przyznam, że trochę dziwnie się tu czuję. Zawsze byłam przyzwyczajona do tego, że muszę o wszystko sama dbać.
– Proszę się nie martwić – odparła, klepiąc mnie lekko w ramię. – Tutaj ktoś zrobi to za panią. I proszę pamiętać, że w luksusie czas płynie inaczej.
Wieczorem, kiedy spacerowałam po ogrodzie, zauważyłam młodego mężczyznę w białym uniformie, który układał ręczniki przy basenie. Miał lekki uśmiech i coś w spojrzeniu, co sprawiło, że poczułam się dziwnie…
– Dobry wieczór, pani Bożeno – powiedział, podchodząc bliżej. – Potrzebuje pani pomocy przy przygotowaniu zestawu do masażu?
– Och, dziękuję, chyba dam sobie radę – odpowiedziałam, choć serce zaczęło bić szybciej.
Nie wiedziałam jeszcze, że ten mały gest będzie początkiem czegoś, czego się zupełnie nie spodziewałam.
Zrobiło mi się gorąco
Następnego dnia rano postanowiłam wypróbować jeden z proponowanych zabiegów – masaż relaksacyjny. W szlafroku przemierzałam korytarze sanatorium, a każdy krok wywoływał we mnie poczucie, że znalazłam się w świecie, który dotąd istniał dla mnie tylko w katalogach reklamowych.
– Dzień dobry, pani Bożeno – odezwał się młody mężczyzna, gdy weszłam do gabinetu. – Nazywam się Adam i będę dzisiaj przeprowadzał masaż.
– Dzień dobry – starając się ukryć lekkie zdenerwowanie. – Mam nadzieję, że dobrze mi posłuży.
– Spokojnie, pani Bożeno. Zajmuję się tym od kilku lat, więc proszę się odprężyć – uśmiechnął się lekko, a jego spokojny głos miał w sobie coś kojącego.
Rozpoczął masaż delikatnymi ruchami, a ja od razu poczułam, jak napięcie w ramionach powoli ustępuje.
– Och, to naprawdę działa – powiedziałam z lekkim westchnieniem.
– Cieszę się, że pani to odczuwa – odparł Adam, zmieniając technikę i poprawiając ułożenie dłoni. – Niektórzy mówią, że to jak reset dla ciała i ducha.
– Brzmi kusząco – rzuciłam z uśmiechem. – Nigdy nie sądziłam, że masaż może być tak… przyjemny.
– Po to tu jestem, pani Bożeno – zauważył, kontynuując delikatny masaż karku. – Zależy mi na tym, by poczuła się pani wyjątkowo.
Spojrzałam na niego przez ramię i zdziwiłam się, jak naturalnie potrafił rozmawiać w tak spokojnej, niemal intymnej atmosferze.
– Wygląda na to, że w tym miejscu nie tylko ciało może odpocząć – powiedziałam, starając się utrzymać ton lekko złośliwy, jakby chciała podważyć jego powagę.
– Zgadza się – odparł, uśmiechając się szerzej. – A pani? Jakie pani ma oczekiwania?
Nie odpowiedziałam od razu. Czułam, że to pytanie wymaga refleksji, a zarazem podnosi temperaturę mojego serca w sposób, którego nie potrafiłam kontrolować.
Tego się nie spodziewałam
Kolejny dzień spędziłam na spacerach po ogrodzie sanatorium. Słońce delikatnie muskało liście drzew, a powietrze pachniało świeżością. Czułam się jak w innym świecie, z dala od codziennych obowiązków i problemów. Nie spodziewałam się jednak, że Adam pojawi się ponownie, tym razem z uśmiechem, który wydawał się… zarezerwowany tylko dla mnie.
– Pani Bożeno, – odezwał się, przerywając ciszę – czy myśli pani czasem o tym, co będzie po wyjeździe?
– Owszem – odpowiedziałam, spoglądając w dal. – Ale staram się nie myśleć zbyt wiele. Wolę cieszyć się chwilą.
– Chwile bywają jednak ulotne – zauważył, patrząc mi prosto w oczy. – A czasem chcielibyśmy, żeby trwały wiecznie.
– To prawda – przyznałam. – Ale życie ma swój rytm i nie da się go zatrzymać, choćbyśmy bardzo chcieli.
Adam uśmiechnął się lekko, a jego spojrzenie sprawiło, że poczułam się dziwnie odkryta, jakby znał mnie lepiej, niż ja sama siebie znałam. Patrzył na mnie długo i intensywnie, aż się zaczerwieniłam.
– Wiesz – zaczął, stawiając dłonie w kieszeniach – od momentu, kiedy cię poznałem, zacząłem dostrzegać rzeczy, które wcześniej umykały mi w codziennym pośpiechu.
– Adam… – powiedziałam cicho, bo słowa zdawały się niewystarczające. – Nigdy nie myślałam, że usłyszę jeszcze coś takiego w tym wieku.
– Pewne rzeczy nie pytają o wiek ani plany – odparł spokojnie, z lekkim uśmiechem. – Po prostu się zdarzają.
Wszystko się zmieniło
Popołudniowa herbata na tarasie była czymś w rodzaju małego rytuału. Siedziałam przy stoliku, obserwując ogród, a Adam właśnie przynosił mi kubek z aromatyczną mieszanką ziół.
– Bożeno, chyba nadszedł czas pożegnania – powiedział, kładąc kubek obok mnie. – Jak się czujesz po tych kilku dniach?
– Spokojnie… i trochę dziwnie – przyznałam, uśmiechając się. – Czuję, że coś się we mnie zmieniło.
– Tak, czasem krótkie chwile wystarczą, by zmienić perspektywę – odparł. – Czy mam rozumieć, że sanatorium spełniło swoje zadanie?
– W pewnym sensie tak – przyznałam, patrząc mu w oczy. – Ale nie chodziło tylko o masaże czy luksusowe pokoje. Chodziło o to, że ktoś naprawdę dostrzegł mnie jako człowieka.
Adam uśmiechnął się, zbliżając się nieco.
– Czasem luksus to nie tylko wygody, ale i obecność drugiej osoby. To, że ktoś cię słucha i jest przy tobie.
– Masz rację – westchnęłam, czując, jak w mojej piersi rośnie ciepło. – Nigdy wcześniej nie myślałam, że takie drobne rzeczy mogą dać tyle szczęścia.
Przez chwilę milczeliśmy, wpatrzeni w ogród, a potem Adam położył dłoń delikatnie na mojej.
– Chyba właśnie zrozumiałam, czym jest prawdziwy luksus – szepnęłam, uśmiechając się do niego. – To nie baseny ani masaże, tylko chwile, które zostają w sercu i… miłość, którą odważymy się przyjąć.
Adam przytaknął, a ja wiedziałam, że ta chwila zmieniła wszystko. Uśmiechnęliśmy się do siebie, wiedząc, że choć sanatorium się kończy, to początek czegoś zupełnie nowego pozostanie z nami na zawsze.
Wróciłam stamtąd bogatsza
Dwa tygodnie po powrocie do domu wciąż łapałam się na tym, że szukam w powietrzu tamtego zapachu ziół i ciszy z ogrodu. Nie miałam już wątpliwości, że to nie był zwykły wyjazd na zabiegi, tylko coś, co postawiło mnie z powrotem na nogi i to nie tylko pod względem fizycznym. Największa zmiana zaszła w moim sercu.
Adam napisał do mnie krótko, bez wielkich słów. Że myśli o mnie ciepło i że tamte rozmowy zostały z nim na dłużej. Odpisałam równie prosto. Że też to pamiętam i że nie wiem, dokąd to wszystko poprowadzi, ale pierwszy raz od dawna nie boję się tego, co jest przede mną. Syn patrzył na mnie uważnie, kiedy pewnego dnia weszłam do kuchni w nowej sukience, z włosami upiętymi tak, jak lubię. Nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął. A ja w tym uśmiechu zobaczyłam, że on dokładnie wiedział, po co mnie wtedy tam wysłał.
Nie mam zamiaru udawać, że życie nagle stało się łatwe. Rachunki dalej przychodzą, podłoga sama się nie myje, a dni bywały i będą różne. Tyle że teraz wiem coś ważnego. Luksus nie jest miejscem, do którego ktoś mnie zabiera. Luksus jest we mnie, w tym, że pozwoliłam sobie czuć, być zauważoną i nie odkładać siebie na potem.
Jeśli jeszcze kiedyś spotkam Adama, to dobrze. Jeśli nie, i tak wróciłam z tamtego sanatorium bogatsza o coś, czego nie da się wpisać w żadną receptę. O odwagę, żeby przyjąć miłość, nawet w wieku, w którym inni mówią, że już nie wypada. Ja wiem swoje. Wypada żyć.
Bożena, 69 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż nie nadawał się na partnera, za to jego ojciec znał się na rzeczy. Słono zapłaciłam za chwilę zapomnienia”
- „Wiedziałam, że sernik od teściowej to była tylko przykrywka. Zwęszyłam jej plan, bo jędza nie ma w sobie krzty dobroci”
- „Mam 60 lat i nigdy nie byłam w związku. Myślałam, że przypadnie mi los starej panny, ale zdarzył się istny cud”

