Reklama

Od zawsze moje życie toczyło się spokojnie na przedmieściach małego miasteczka. Byliśmy szczęśliwą rodziną, mój mąż Waldemar i ja, oraz mój syn Adam, owoc mojego poprzedniego małżeństwa.

Firma budowlane męża przynosiły nam stabilny dochód, a nasz dom był pełen ciepła i miłości. Zawsze mieliśmy z tyłu głowy, że jednego dnia to właśnie Adam przejmie naszą firmę i będzie kontynuował rodzinną tradycję. Nie przypuszczałam jednak, że do wszystkiego dojdzie w tak perfidny o pozbawiony uczuć sposób!

Adam był naszym dumą, zdolnym i pracowitym chłopcem. Obserwując go, myśleliśmy, że marzenia o przekazaniu mu firmy stają się rzeczywistością. Jednak życie ma to do siebie, że potrafi zaskoczyć.

Zobaczyłam w oczach mojego syna chytrość i zło

Wszystko zaczęło się, gdy Adam osiągnął pełnoletność. Nagle z sympatycznego i ciekawego świata chłopaka stał się gburem, który zaczął patrzeć tylko na pieniądze i na korzyści, jakie można osiągnąć ze znajomości z kimś. W życiu nie zapomnę pewnej rozmowy, którą wtedy z nim odbyłam. Pamiętam, jakby to było dziś. Właśnie wtedy zobaczyłam w oczach mojego syna chytrość i zło, których wcześniej nie dostrzegałam.

— Adam, co się z tobą stało? — spytałam, patrząc na niego zaniepokojona.

— Nie wiem, o co ci chodzi — odrzekł z lekceważeniem. — Po prostu chcę osiągnąć sukces w życiu, zarobić dużo pieniędzy i nie oglądać się na innych.

— Ale to nie o to chodzi w życiu, Adam. Nie możesz przekładać pieniędzy nad wszystko. To nasza rodzina, nasza więź, która jest najważniejsza. — Próbowałam przekonać go na spokojnie.

— Mama, ty jesteś jednak naiwna, wiesz?. W dzisiejszym świecie tylko twardzi przetrwają. — Adam zdawał się mówić jakby w innym języku.

— Ale przecież pieniądze to nie wszystko. Czy zupełnie zapomniałeś o wartościach, które nas kształtowały? O tym, co jest naprawdę ważne? — Pytałam z bólem w sercu.

Adam spojrzał na mnie, ale w jego oczach nie dostrzegałam już chłopca, którego wychowywałam. Była tam tylko chłodna obojętność.

— Hej, to jest moje życie, moje decyzje. Zrozum to wreszcie. Nie potrzebuję twoich rad ani moralizatorstwa. — Jego słowa były jak cios w moje serce.

W tamtej chwili zrozumiałam, że coś się skomplikowało w naszym świecie rodzinnym. Adam był nie do poznania. To był początek końca naszej rodziny, który miał nadejść z biegiem czasu.

Ten smarkacz nawet mu nie podziękował...

Adam przez pewien czas szukał pracy w swoim zawodzie, ale brutalna rzeczywistość szybko pokrzyżowała jego plany. Okazał się zbyt leniwy i, przede wszystkim, do wszystkiego miał dwie lewe ręce. Waldemar zlitował się jednak nad swoim przybranym synem i zaproponował mu pracę u siebie.

Najgorsze było to, że ten smarkacz nawet mu nie podziękował... Bardzo zabolało nas jego podejście.
Ale z czasem okazało się, jakie z niego ziółko.

Otóż mój chytry synalek obmyślił sobie plan na wzbogacenie się. Kosztem naszej rodziny! Ponieważ był człowiekiem mało kompetentnym, ale za to gadatliwym i złotoustym, po jakimś czasie od zatrudnienia się wykorzystał swoje nowe kontakty i umiejętności, które zdobywał podczas swojej pracy w firmie budowlanej po to, by podkopać pozycję swojego ojczyma, a mojego męża. Zaczęło się od przemyślanej intrygi. Zaprzyjaźnił się z niektórymi wpływowymi ludźmi w branży, którzy zgodzili się poprzeć jego kandydaturę na stanowisko prezesa firmy.

Następnie, Adam rozpoczął kampanię dezinformacji przeciwko swojemu ojcu. Wykorzystując swoją pozycję w firmie, zaczął rozpowszechniać kłamstwa i plotki, które wpłynęły na reputację Waldemara. W międzyczasie podjął działania, które osłabiły finansową stabilność firmy, prowadząc ją do kryzysu.

Gdy sytuacja stała się niekorzystna, Adam zgromadził akcje firmy w swoje ręce, wykorzystując swoje koneksje i kapitał, które zdobył w międzyczasie. Dzięki wsparciu wpływowych sojuszników i wykorzystaniu swojej pozycji jako nowy właściciel firmy, przeprowadził szybką i nieuczciwą transakcję, aby przejąć pełną kontrolę nad firmą i jej aktywami. Niestety wśród tych aktywów był także... nasz dom! Nasz rodzinny dom!

Najgorsze miało jednak dopiero nadejść

Mówię to bez ogródek: mój syn zaszczuł mojego męża, odebrał mu firmę i dom. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Waldemar, mój mąż, nie mógł pogodzić się z utratą firmy i domu. Stres i rozpacz doprowadziły go do zawału serca, który okazał się śmiertelny. Straciliśmy go na zawsze, a ja pozostałam sama, opuszczona przez syna i będąc wdową po ukochanym mężu.

Po pogrzebie Waldemara moje zdrowie zaczęło się pogarszać. Wspomnienie o utracie męża i domu były zbyt ciężkim obciążeniem. Byłam skazana na samotność i opiekę personelu w domu opieki, w którym Adam mnie umieścił.

Najgorsze było to, że Adam dalej nie okazywał żadnego zainteresowania swoim ojcem ani mną. Nawet na pogrzebie nie raczył się pojawić, ignorując całkowicie naszą traumę. A ja... byłam osamotniona, opuszczona przez jedynego pozostałego członka rodziny.

W międzyczasie Adam przejął pełną kontrolę nad naszym dawnym domem. Teraz był jego, a ja byłam tylko uciążliwym obciążeniem, którego chciał jak najszybciej pozbyć się z oczu. Wszystko, co kiedyś było nasze, zostało przekształcone w kolejny biznesowy interes. Nie pozostało już nic z tamtej rodzinnej idylli.

Adam zdobył to, czego chciał

Mój świat się rozpadł, a życie w ośrodku opiekuńczym stawało się coraz większą udręką. Nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość, ale jedno było pewne: Adam zdobył to, czego chciał, ale za cenę zniszczenia własnej rodziny i moralności. W sercu miałam jedynie tęsknotę za czasami, kiedy byliśmy szczęśliwą rodziną.

Teraz mój syn, którego nawet nie chcę już w ten sposób nazywać, nawet nie zapali świeczki na grobie Waldemara! A mnie też prawie w ogóle nie odwiedza.

Moje dni w ośrodku opiekuńczym stawały się monotonne i smutne. Samotność była moją stałą towarzyszką, a cichy ból serca stale przypominał mi o utraconym domu i rodzinie. W te trudne jesienne dni czekałam tylko z nadzieją, że duch Waldemara nawiedzi koszmarne sny Adama. Byłam przekonana, że jego duch musiał być tak roztrzęsiony i pełen żalu, jak ja sama.

Często wieczorami, kiedy siedziałam samotnie w swoim pokoju, próbowałam wywołać wspomnienia i wyobrazić sobie, że jestem znowu w naszym ciepłym domu, a Walduś siedzi naprzeciwko mnie, uśmiechając się swym ciepłym uśmiechem. Jednak to tylko były złudzenia, bo rzeczywistość była zbyt okrutna... Zwłaszcza w ten czas, w okolicy Zaduszek.

Maria, 65 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama