„Syn porzucił żonę i dziecko, a rodzina oczekuje, że stanę po jego stronie. Zrobiłam to, co podyktowało mi sumienie”
„– Mamo, nie kocham jej już. Odchodzę – rzucił. Zaniemówiłam. Dosłownie. To było jak uderzenie w brzuch. Odeszłam od telefonu, usiadłam na wersalce i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Jak to możliwe? Michał, mój Michał, zostawia swoje dziecko?”.

- Redakcja
Mam na imię Barbara. Mam sześćdziesiąt sześć lat i jestem matką mojego jedynaka, Michała. Kiedy byłam młoda, życie nie rozpieszczało mnie zbytnio – mąż pił, a ja pracowałam ponad siły, żeby zapewnić synowi to, czego sama nie dostałam. Przysięgłam sobie wtedy, że choćby świat się walił, moja rodzina zawsze będzie razem.
Dziś jestem na emeryturze. Mieszkam w bloku na obrzeżach miasta, pielę głównie kwiaty na balkonie i robię przetwory z jabłek, które co roku przywożę z działki siostry. Spokojne życie... a przynajmniej tak było do niedawna.
Michał ożenił się z Magdą kilka lat temu. Pamiętam dzień ich ślubu – jak się śmiali, jak trzymali się za ręce, jakby nic na świecie nie mogło ich rozdzielić. Rok później urodził się Antoś. Mały promyk w naszej rodzinie. Byłam taka dumna, tak szczęśliwa. Miałam wrażenie, że wszystkie moje poświęcenia były tego warte.
Aż pewnego dnia Michał zadzwonił do mnie i powiedział, że odchodzi od Magdy.
– Mamo, nie kocham jej już. Odchodzę.
Zaniemówiłam. Dosłownie. To było jak uderzenie w brzuch. Odeszłam od telefonu, usiadłam na wersalce i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Jak to możliwe? Michał, mój Michał, zostawia swoje dziecko?
Od tamtego dnia moje życie już nie było spokojne. Każda rozmowa z rodziną przypominała przesłuchanie.
– Musisz go wspierać, Basia, przecież to twój syn – mówiła moja siostra, Zosia.
– Facet nie pies, nie przywiążesz na zawsze – rzuciła kuzynka z pogardą, jakby sama była święta.
Czułam, jak rośnie we mnie konflikt. Czy naprawdę bycie matką oznacza bezwarunkowe wspieranie dziecka, nawet gdy to dziecko zachowuje się jak tchórz? Jak egoista? Każdy mówił, co powinnam czuć, ale nikt nie zapytał, co czuję naprawdę.
A ja czułam wstyd. Złość. Rozczarowanie. I żal... ogromny żal, że muszę wybierać między lojalnością wobec syna a sumieniem. A może nie muszę? Może tylko świat zmusza mnie do tej roli, której wcale nie chcę grać?
Nie zgadzałam się na to
– Michał, chciałabym pogadać – rzuciłam, gdy tylko wszedł do mojego mieszkania. Nie ściągnął nawet kurtki, tylko wzruszył ramionami.
– Mamo, wiem, co chcesz powiedzieć.
– To powiedz mi, jak możesz odchodzić od własnego dziecka?
Westchnął ciężko, jakby nosił ten temat od miesięcy. Usiadł przy stole, zapatrzony w obrus w kratę.
– Nie chcę żyć w kłamstwie, mamo. Wszystko między nami się wypaliło. Z Magdą nie było już żadnej bliskości. Tylko obowiązki, pretensje, cisza.
– A Antoś? On też się wypalił?
Podniósł wzrok. Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach cień wstydu.
– Kocham go, ale... nie potrafię tego wszystkiego ciągnąć.
– Nie potrafisz? A ja, Michał? Myślisz, że mi było łatwo, gdy twój ojciec znikał na całe noce, a ja z tobą na rękach martwiłam się, co będziemy jeść? Nie uciekłam. Bo się dziecka nie zostawia. Nawet gdy się nie ma siły.
Zamilkł. Zacisnął szczękę, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał.
– Jest jakaś inna kobieta? – spytałam cicho.
– To nie tak...
– Więc jest.
Wstałam. Serce biło mi jak młot. Czułam, że nie jestem już tylko matką – byłam też kobietą, która widziała, jak jej syn staje się kimś, kogo nie rozpoznaje.
– Wiesz, co mnie najbardziej boli? – powiedziałam. – Że nie zapytałeś mnie nawet, jak się z tym czuję. Jak ja mam potem spojrzeć Magdzie w oczy? Albo Antosiowi?
Michał pokręcił głową, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. Ale ja już wiedziałam. On nie był gotowy wziąć odpowiedzialności. Ucieczka wydawała mu się łatwiejsza niż prawda. A ja... po raz pierwszy w życiu nie potrafiłam być po jego stronie.
Bardzo współczułam synowej
Stałam przed drzwiami Magdy dłuższą chwilę, zanim w końcu nacisnęłam dzwonek. Serce waliło mi jak oszalałe. Czułam się jak intruz, choć przecież jeszcze niedawno bywałam tu co tydzień. Otworzyła mi bez uśmiechu. Była blada, włosy niedbale związane, na ramieniu ślad po Antosiu, pewnie właśnie go karmiła.
– Dzień dobry... – zaczęłam, niepewna, czy powinnam w ogóle tu być.
– Dzień dobry, pani Basiu. Wejdzie pani?
Weszłam. W kuchni pachniało mlekiem. Magda wskazała mi krzesło, sama nalała herbaty.
– Michał mówił, że pani wie – odezwała się w końcu. Jej głos był spokojny, ale oczy miała czerwone.
– Magda... ja... chciałam cię usłyszeć. Nie chcę oceniać, chcę zrozumieć.
Uśmiechnęła się gorzko.
– Nie ma tu nic do rozumienia. Michał się po prostu wypalił. Miał dość. Ja też nie byłam święta – bywałam oschła, zmęczona, czasem krzyczałam. Ale nie uciekłam.
– Próbowałaś coś ratować?
– Próbowałam wszystkiego. Rozmów, terapii, czułości. A on? Zamykał się w sobie, znikał do pracy, a potem... nagle przestał wracać.
Zamilkłyśmy. Słychać było tylko ciche mlaskanie Antosia, który spał w wózku obok.
– Nigdy nie byłam idealna – powiedziała cicho Magda. – Ale walczyłam. A on po prostu uciekł.
Poczułam, jak ściska mnie w gardle. Uciekł. Tak, to było to słowo, które Michał próbował przykryć pięknymi frazesami o „szczęściu”.
– On musi wiedzieć, że nie da się uciec od dziecka – wyszeptałam. – Od ciebie może. Ale nie od Antosia.
Magda nie odpowiedziała. Skinęła tylko głową, jakby chciała mi powiedzieć: „Dziękuję, że przyszłaś”.
A ja wychodząc, poczułam, że jeszcze trudniej mi stanąć po którejkolwiek stronie.
Rodzina stanęła po jego stronie
– Basiu, nakładaj, nie stój tak jak słup soli – zawołała Zosia znad półmiska z kluskami śląskimi.
– Już, już – mruknęłam, zerkając na męża, który rozsiadł się przy końcu stołu z kieliszkiem wina. On zawsze miał talent do unikania trudnych rozmów.
Byliśmy u Zosi – mojej siostry, tej, co zawsze wiedziała lepiej. Na obiedzie był też jej mąż, nasza wspólna kuzynka Grażyna i moja córka chrzestna z chłopakiem. Rozmowy toczyły się wokół pracy, cen w sklepach i pogody. Aż w końcu Grażyna spojrzała na mnie i powiedziała:
– No i co z tym Michałem? Ponoć się wyprowadził?
Zamieszanie przy stole ucichło. Wszyscy czekali, co powiem. A ja poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła.
– Tak. Wyprowadził się – powiedziałam krótko.
– No i dobrze – rzuciła Zosia z pełną buzią. – Przynajmniej się chłopak nie męczy.
– Co ty wygadujesz? – syknęłam.
– Basia, nie unoś się. Jest dorosły. Ma prawo do szczęścia.
– A jego dziecko? A Magda?
– Nie mów tak o własnym dziecku, Basiu – wtrącił się mój mąż. – Michał zawsze był odpowiedzialny.
– Odpowiedzialny? – prychnęłam. – Odpowiedzialni ludzie nie zostawiają dzieci, bo im się „nie układa”.
– Ty to zawsze dramatyzujesz – ucięła Zosia. – Żyjemy w innych czasach. Teraz ludzie się rozwodzą, układają sobie życie na nowo.
Nie wytrzymałam. Rzuciłam serwetką na stół.
– A ja nie chcę takich czasów. I nie chcę udawać, że wszystko jest w porządku. Jeśli dla was sumienie to przeżytek, to wasza sprawa. Ale ja nie będę się tłumaczyć z tego, że boli mnie, kiedy mój wnuczek rośnie bez ojca!
Zapadła cisza. Patrzyli na mnie jak na wariatkę. Wtedy zrozumiałam – wolę być wariatką niż kimś, kto udaje, że nic się nie stało.
Najważniejszy był Antoś
Wnuczek siedział na dywanie i budował wieżę z klocków, kiedy weszłam do pokoju. Na mój widok rozpromienił się i rzucił się w moją stronę z okrzykiem:
– Babcia! Babcia przyszła!
Zamknęłam go w ramionach, starając się nie płakać. Pachniał jak dzieciństwo – mlekiem, biszkoptem i ciepłym kocem.
– No cześć, misiu mój – szepnęłam.
Magda w kuchni cicho zamknęła zmywarkę. Dała nam czas.
– Zobacz, babciu, to wieża dla taty – powiedział Antoś, wskazując kolorowe klocki. – Jak przyjdzie, to mu pokażę.
Zamarłam.
– A… często budujesz wieże dla taty? – zapytałam, głaszcząc go po głowie.
– Czasem. Ale tata nie przychodzi. Mówił, że wróci… Babciu, kiedy tata wróci?
Patrzyłam na te jego duże, ufne oczy i czułam, jak łamie mi się serce.
– Wiesz, kochanie… tata cię bardzo kocha. Ale teraz mieszka gdzie indziej.
– Ale dlaczego? Ja byłem niegrzeczny?
– Nie, nie, skarbie. To nie twoja wina. Absolutnie. Tata... musi sobie wszystko poukładać.
Uśmiechnął się, jakby zadowolony, że coś usłyszał, cokolwiek. A ja miałam ochotę zawyć. Jak powiedzieć dziecku, że jego tata zniknął, bo... bo tak było mu wygodniej?
Po powrocie do domu długo stałam w łazience i płakałam. Cicho, z głową w ręczniku, żeby mąż nie słyszał. Potem poszłam do kuchni, nalałam sobie kieliszek wina i usiadłam przy oknie.
Już wiedziałam. Nie potrafię stanąć po stronie Michała. Nie w tej sprawie. Bo jego wygoda nie może być ważniejsza niż łzy tego małego chłopca, który zbudował wieżę i wciąż czeka.
Musiałam być szczera
Drzwi otworzył niechętnie. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, ale odsunął się, żeby wpuścić mnie do środka. Mieszkanie, w którym teraz mieszkał, pachniało świeżą farbą i czymś obcym. Jakby tu nie było historii. Jakby się nic nie zdarzyło.
– Mamo... co się stało? – zapytał, siadając na fotelu.
– Nic się nie stało. Ale coś musi się zmienić.
Usiadłam naprzeciwko, plecy prosto, dłonie splecione.
– Michał... ja nie rozumiem cię. I chyba już nie potrafię. Ale wiem jedno – nie mogę udawać, że wszystko jest w porządku.
Westchnął, odwrócił wzrok.
– Myślałem, że przyjdziesz, żeby mnie wesprzeć…
– Wspierać mam cię w czym? W tym, że uciekasz od własnego dziecka? Od odpowiedzialności?
– Mamo, ja też mam prawo do szczęścia.
– Szczęścia? – przerwałam mu ostro. – Ty nie jesteś na wakacjach. Ty jesteś ojcem. A to znaczy, że twoje „szczęście” ma granice tam, gdzie zaczyna się serce twojego dziecka!
Zamilkł. Po raz pierwszy naprawdę mnie słuchał.
– Nie proszę cię, żebyś wracał do Magdy. Ale nie możesz znikać. Antoś cię potrzebuje. Codziennie. A nie raz w miesiącu na lody.
– On ma ciebie...
– On ma matkę i babcię. Ale to nie to samo, Michał. On nie ma ojca. Rozumiesz?
Po dłuższej chwili opuścił głowę. Nie bronił się. I po raz pierwszy... zobaczyłam w jego oczach cień wstydu. Może w końcu dotarło.
A ja czułam, że zrobiłam wszystko, co mogłam. I że choć serce matki pęka, czasem trzeba powiedzieć własnemu dziecku: dość.
Barbara, 66 lat
Czytaj także:
- „Mój syn ma dużo kasy, ale nie daje nam ani grosza. Mówi, że każdy powinien radzić sobie w życiu sam”
- „Wzięłam pożyczkę na wakacje w Chorwacji z chorą matką. Spełniłam jej marzenie, ale po pogrzebie rodzina się odwróciła”
- „Nigdy nie chciałam być babcią i od nowa pakować się w śmierdzące pieluchy. A moja córka i tak wcisnęła mi dzieciaka”

