Reklama

Kiedy patrzę na swoje dłonie – szorstkie, popękane od farb, od wody, od codziennej roboty w salonie fryzjerskim – myślę, że to właśnie na nich wyryło się całe moje życie. Każdy odcisk to inny dzień, inna zmarszczka, inny trud. Harowałam całe życie, od rana do nocy, żeby Paweł mógł mieć lepiej. Żeby jemu było łatwiej niż mnie – dziewczynie, która matury nie zdała, co to myślała, że fryzjerstwo to jedyna droga.

Był moim oczkiem w głowie. Moim powodem, żeby wstać z łóżka, kiedy świat walił się na głowę. Chciałam, żeby mógł być kimś, kim ja nigdy nie byłam – kimś z książek, z gazet, z tych wszystkich lepszych ludzi, co to w galeriach robią zakupy, a na wakacje jeżdżą za granicę. Tylko że im bardziej Paweł się oddalał, im więcej miał sukcesów, tym rzadziej dzwonił, tym mniej go było w moim życiu. A ja czekałam. Zawsze czekałam. Jak matka, co liczy, że choćby w święta syn zapuka do drzwi i powie: „Mamo, dobrze, że jesteś”. Ale zamiast tego była cisza.

Byłam w szoku

Długo się zbierałam, zanim zadzwoniłam. Palce mi drżały, serce waliło jak młot. Ale musiałam. Coś mnie tknęło, coś było nie tak. Paweł ostatnio coraz rzadziej się odzywał, a jak już dzwonił, to krótko, chłodno, jakby musiał. Nacisnęłam „zadzwoń”. Jeden sygnał. Drugi. W końcu odebrał.

– No, mamo, co jest? – głos miał zmęczony, rozdrażniony.

– Paweł... chciałam cię zapytać, co u ciebie. Dlaczego tak długo się nie odzywasz? Coś się stało? – z trudem powstrzymywałam drżenie głosu.

– Mamo, nie mam teraz czasu na długie rozmowy.

– Paweł, proszę cię... – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążył się rozłączyć. – Co się dzieje? Powiedz mi wprost.

Zapadła cisza. Przez chwilę myślałam, że już się rozłączył. Ale nie. Westchnął głęboko, jakby zbierał się w sobie.

– Dobra. Nie chciałem tak, ale skoro pytasz... Ożeniłem się.

– Słucham?! – głos mi zadrżał, serce stanęło.

– Wziąłem ślub, mamo. Z Karoliną. Tydzień temu.

– Ślub... – powtórzyłam jak idiotka, a w głowie mi dudniło. – Paweł... ale dlaczego... dlaczego mnie nie zaprosiłeś?!

– Mamo, proszę cię... nie chciałem robić ci przykrości...

– Przykrości?! Przykrości?! – głos mi się załamał, a potem coś we mnie pękło. – To dlatego mnie unikałeś?! Bo się wstydzisz, że matka fryzjerka, że nie mam matury, że nie mam się w co ubrać na takie wasze przyjęcia?!

– Mamo, nie zaczynaj... – westchnął z irytacją. – Karolina... Karolina się bała, że powiesz coś... coś nie na miejscu. Nie chciałem, żebyś źle się czuła...

– Nie na miejscu?! – krzyknęłam. – To ja ci, Pawle, przez całe życie wszystko dawałam, a ty mi teraz mówisz, że bym nie pasowała?!

– Mamo, daj spokój... to była nasza decyzja.

– Dobrze, Pawle. Wiesz co? Nie martw się już o mnie. Nie będę ci robić wstydu. I obyś nigdy nie potrzebował tej matki, która podobno nie pasuje do twojego życia! – wyrzuciłam z siebie i rozłączyłam się, zanim coś jeszcze dodał.

Siedziałam potem długo w ciszy. Telefon ciszał, a ja czułam, że coś we mnie umarło. Została tylko pustka. I to pytanie, które wbijało się w serce jak nóż: Kiedy mój syn przestał mnie kochać?

Wyżaliłam się sisotrze

Wpadłam do Wandy jak burza, bez pukania, z oczami czerwonymi od płaczu.

– Grażyna, co się stało? – zapytała, odkładając filiżankę.

Ożenił się, rozumiesz? Bez słowa. Bez zaproszenia. Nawet mi nie powiedział! – wybuchłam, a głos mi się załamał. – Paweł... mój syn...

Wanda zmarszczyła brwi, spojrzała na mnie chłodno.

– A czego się, Grażyna, spodziewałaś? Przecież on się ciebie od dawna wstydzi. Fryzjerka z osiedla, bez matury... Co ty mu możesz dać, oprócz wstydu?

Jak możesz tak mówić?! – wrzasnęłam, czując, jak serce mi pęka. – Całe życie dla niego pracowałam! Zarywałam noce, odmawiałam sobie wszystkiego, żeby jemu było lepiej!

– No i co z tego? – wzruszyła ramionami. – Myślisz, że to się teraz liczy? Liczy się, kto z kim, gdzie pracuje, ile zarabia, jakie ma ciuchy. A ty? Kiedy ostatni raz kupiłaś sobie coś porządnego? Albo byłaś gdzieś dalej niż u pani Krystyny w warzywniaku?

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.

– Ja... ja myślałam, że jestem dla niego ważna. Że... że doceni, co dla niego zrobiłam.

– Naiwna jesteś, Grażyna – powiedziała cicho Wanda. – Ty mu przypominasz, skąd pochodzi. A on by najchętniej wymazał to ze swojego życiorysu.

Usiadłam na jej starym fotelu, skulona jak dziecko, które dostało po twarzy. Czułam, jak coś we mnie gaśnie. Jakby nagle świat się skurczył, a ja zostałam sama – bez syna, bez sensu.

Siedziałyśmy w ciszy, aż Wanda wstała i nalała mi herbaty. Wzięłam kubek w dłonie, ale nic nie mówiłam. W głowie huczały mi słowa Pawła: *„Nie pasujesz do naszego życia”*.

Chciałam to wyjaśnić

Poszłam do niego jak idiotka. Bez zaproszenia, bez telefonu – tak po prostu, bo matka ma prawo odwiedzić syna. Dzwoniłam dzwonkiem długo, aż Karolina w końcu otworzyła, z tym swoim sztucznym uśmiechem, co to nigdy do mnie nie docierał.

– A... to pani... – wymruczała, ledwo otwierając drzwi. – Paweł jest zajęty, mamy gości...

– Tylko na chwilę – powiedziałam cicho, czując, że serce mi bije w gardle.

– Pójdę po niego...

Wsunęłam się do przedpokoju, zanim zdążyła coś dodać. Usłyszałam ich głosy z salonu. Stanęłam w korytarzu, za ścianą. Nie powinnam była, ale... coś mnie zatrzymało.

Mówiłam ci, żebyś nie zapraszał jej tutaj – syczała Karolina. – Ona tu nie pasuje. Zobacz, jak się ubiera, jak mówi... Jakby się urwała z innego świata. I śmierdzi lumpeksem.

– Nie przesadzaj – odpowiedział Paweł, ale bez przekonania.

– Nie przesadzaj? – prychnęła Karolina. – Ty sam wiesz, jak to wygląda. Ktoś taki jak ona... To wstyd. Jeszcze zacznie opowiadać te swoje historie z salonu...

Cisza. Czułam, jak cała drżę.

– Nie chciałem, żeby się źle czuła – powiedział w końcu Paweł, głosem cichym, jakby tłumaczył się sam przed sobą. – Ale tak, chyba masz rację... Lepiej, żeby nie przychodziła.

Łzy same napłynęły mi do oczu. Stałam jak wmurowana, słuchając, jak mój własny syn mówi o mnie jak o problemie, jak o wstydzie, jak o czymś, co lepiej ukryć. Karolina westchnęła zadowolona.

– No to się cieszę, że w końcu rozumiesz. Nie chcę, żeby twoja matka mieszała się w nasze życie.

Nie wiem, jak znalazłam w sobie siłę, żeby odwrócić się na pięcie, otworzyć drzwi i wyjść. Bez słowa. Bez krzyku. Po prostu wyszłam – ze wstydem, bólem, rozdartym sercem.

Coś we mnie pękło

Kiedy wróciłam do domu, usiadłam w kuchni, z kubkiem zimnej herbaty w dłoniach. Patrzyłam w ścianę, a łzy kapały mi na blat. Coś we mnie pękło. Sięgnęłam po stare pudełko ze zdjęciami. Paweł, jeszcze mały, z czapką z pomponem, śmieje się bezzębnie. Paweł na rowerku, który dostał na komunię, a ja wtedy musiałam pożyczyć pieniądze od Wandy. Paweł chory na ospę, leżymy razem na wersalce, przytulam go, śpiewam cicho. Każde zdjęcie to inny dzień, inna walka. Przypomniało mi się, jak biegłam do apteki po syrop na kaszel, jak zostawałam po godzinach w salonie, żeby kupić mu nowe buty na wf, jak odmawiałam sobie nowej kurtki, żeby jemu kupić książki. I teraz on mówi, że się mnie wstydzi. Że nie pasuję do jego świata.

Spojrzałam w lustro – zmarszczki, cienie pod oczami, farba na koszulce. Ale w oczach zobaczyłam coś jeszcze – gniew. Wstałam gwałtownie, wytarłam łzy. Dość. Nie będę płakać za kimś, kto mnie nie szanuje. Przestałam być matką, która czeka z obiadem i uśmiechem.
Podniosłam głowę, spojrzałam na swoje odbicie.

– Grażyna, ty się nie musisz wstydzić. To on powinien się wstydzić – powiedziałam na głos. – Nie będę już za nim biegać, nie będę błagać. Niech żyje w tym swoim świecie, jak chce.

Telefon zadzwonił – Wanda.

– I co, powiedział ci? – zapytała od razu.

– Powiedział. Wstydzi się mnie – odpowiedziałam, spokojniejsza niż się czułam.

– No to co teraz?

– Teraz? – Spojrzałam w lustro i pierwszy raz od dawna uśmiechnęłam się do siebie. – Teraz to ja będę żyć dla siebie.

Muszę myśleć o sobie

Następnego dnia wstałam wcześniej niż zwykle. Wzięłam długi prysznic, umyłam włosy, ubrałam nową bluzkę, którą kiedyś kupiłam, ale „na lepszą okazję”. Spojrzałam w lustro. Nadal widziałam swoje zmarszczki, siwe pasma, ale coś się zmieniło – jakby ciężar z ramion zniknął. W salonie klientki już czekały. Pani Krysia powiedziała z uśmiechem:

– Grażynko, jak ty dziś pięknie wyglądasz!

– Dziękuję, Krysiu – odpowiedziałam, czując, jak usta same układają mi się w uśmiech. – Czas w końcu pomyśleć o sobie, prawda?

Wanda wpadła do salonu jak burza, jak to ona.

– I co teraz, Grażyna? Co planujesz?
– Nie wiem, Wanda – odparłam, układając szczotki na półce. – Ale wiem jedno: nie będę już dla niego nikim. Nie będę prosić, dzwonić, czekać. On podjął decyzję, a ja... ja też mam prawo do życia.

Wanda uniosła brwi, a potem kiwnęła głową z aprobatą.

– I dobrze. W końcu się obudziłaś, kobieto.

Uśmiechnęłam się. Po pracy usiadłam z kubkiem herbaty i zaczęłam robić listę. Zapisałam: „Wyjazd nad morze. Kurs dla fryzjerek – strzyżenie męskie. Nowe buty na obcasie”. Poczułam, jak serce bije mi mocniej. Telefon milczał. Paweł się nie odezwał. Ale już go nie potrzebowałam, żeby czuć się potrzebna. Niech żyje w swoim świecie, skoro tak chce. A ja? Ja zaczęłam budować mój – taki, gdzie jestem ważna.

Spojrzałam w lustro, dotknęłam dłonią swojej twarzy.

– Nie jestem powodem do wstydu – powiedziałam cicho. – To on powinien się wstydzić.

Grażyna, 58 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama