Reklama

Wieczory z Kacprem były naszym wspólnym rytuałem – czasem, w którym świat na chwilę zwalniał, a my mogliśmy być po prostu sobą. Kładłam się obok niego, a on wtulał się we mnie, trzymając w dłoni ulubionego misia z wytartym uchem. Te chwile były naszym azylem. Czułam, że wszystko, co w ciągu dnia było trudne, znikało za progiem jego dziecięcego pokoju. Ale ostatnio coś się zmieniło. Mój ośmioletni syn przestał pytać, przestał opowiadać, przestał wiercić się z ekscytacją na widok wieczornego czytania książek.

Reklama

Syn mnie zaskoczył

– Mamo? – zapytał cicho, bawiąc się rogiem koca.

Jego głos brzmiał inaczej, jakby musiał zbierać się w sobie, żeby to powiedzieć. Wiedziałam, że coś w nim rośnie.

– Tak, skarbie? – odpowiedziałam łagodnie.

– Wiesz, co bym chciał na święta? – spojrzał na mnie z nadzieją, która ścisnęła mnie za gardło.

– A co byś chciał? Może klocki, książkę? Coś z tych twoich figurek? – próbowałam żartować, ale on tylko pokręcił głową.

Chciałbym tatę – szepnął.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Cały świat na moment się zatrzymał, a ja leżałam obok swojego syna, patrząc, jak jego dziecięca niewinność zderza się z czymś, co nigdy nie powinno go dotknąć.

Zaczął coraz więcej pytać

Kolejnego dnia siedziałam w kuchni, mieszając zupę w garnku, kiedy Kacper podniósł głowę znad kartki. Malował coś przy stole – najczęściej rysował samochody albo drzewa. Tym razem jednak tworzył coś innego, coś, co przyciągnęło moją uwagę.

– Mamo? – odezwał się nagle, nie odrywając wzroku od kartki.

– Tak, Kacperku? – odpowiedziałam, odwracając się do niego.

– A czemu ja nie mam taty? – zapytał, jakby to było coś zupełnie zwyczajnego.

Zamarłam. Łyżka zawisła mi w powietrzu. Już od kilku dni czułam, że coś go trapi, ale nie byłam gotowa na to pytanie.

Wiesz, kochanie, nie wszyscy mają tatusiów... – zaczęłam, próbując mówić spokojnie.

– Ale ja musiałem mieć – przerwał mi, spoglądając na mnie z uporem. – Ktoś musiał być moim tatą.

Każde jego słowo wbijało się we mnie jak nóż. Zaczęłam odwracać się do niego plecami, szukając czegoś w szafce, ale wiedziałam, że to nie ucieczka.

– Może on mnie szuka? – powiedział nagle, a jego głos brzmiał tak cicho, jakby bał się własnych myśli. – Może Mikołaj mi pomoże go znaleźć?

Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Kacper patrzył na mnie z tą dziecięcą, naiwną wiarą, że świat zawsze znajdzie rozwiązanie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam go ochronić przed bólem, ale każde moje milczenie raniło jeszcze bardziej. Wtedy zrozumiałam, że nie mogę dłużej uciekać od tych pytań.

Napisał list

Wieczorem, kiedy sprzątałam po kolacji, Kacper wymknął się z kuchni. Myślałam, że poszedł do swojego pokoju, ale kiedy skończyłam, zobaczyłam, że zostawił coś na stole. Na złożonej w pół kartce widniały duże, nieporadne litery, które znałam z jego szkolnych zeszytów.

Otworzyłam ją powoli, a moje serce z każdą chwilą biło coraz szybciej. Czytałam uważnie, słowo po słowie:

Drogi Święty Mikołaju, Wiem, że masz dużo pracy, ale w tym roku nie chcę żadnych zabawek. Nie chcę klocków, książek ani figurek. Chcę tylko poznać mojego tatę. Mama mówi, że to trudne, ale ty jesteś Mikołajem. Ty możesz wszystko. Bardzo cię proszę. Kacper.

List był prosty, dziecięco naiwny, a jednak pełen takiego bólu, że trudno było mi oddychać. Usiadłam na krześle i zacisnęłam dłonie na papierze, walcząc z łzami. Mój ośmioletni syn nie prosił o żadne materialne rzeczy – tylko o coś, czego nigdy nie mogłam mu dać.

Czułam, jak narasta we mnie poczucie klęski. Przysięgłam sobie kiedyś, że dam Kacprowi wszystko, czego będzie potrzebował, że nigdy nie poczuje się samotny. A teraz? Czytałam jego słowa, widząc, że mimo moich starań miał w sobie pustkę, której nie potrafiłam wypełnić.

Odruchowo schowałam list do kieszeni. Nie miałam jeszcze odwagi z nim o tym rozmawiać, ale wiedziałam, że nie mogę tego zignorować. Pytanie tylko, co zrobić, kiedy marzenie dziecka wykracza poza to, co mogłam mu dać.

Wróciły wspomnienia

Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Siedziałam przy kuchennym stole z kubkiem zimnej herbaty, a w głowie przewijały się obrazy z przeszłości, które od lat starałam się zagłuszyć. Pamiętam tamten dzień, kiedy powiedziałam Markowi, że jestem w ciąży.

Poznaliśmy się przypadkiem, w drodze na wakacje ze znajomymi. Był beztroski, zarażał śmiechem, a ja – młoda i pełna wiary, że to „coś” może być prawdziwe – szybko wpadłam w jego świat. Ale to, co wydawało się romantycznym uniesieniem, okazało się krótką iluzją.

– Marek, musimy porozmawiać – powiedziałam tamtego dnia, gdy spotkaliśmy się w kawiarni.

Spojrzał na mnie z zainteresowaniem, ale kiedy wypowiedziałam te kilka prostych słów: „Będziemy mieli dziecko”, jego twarz zmieniła się nie do poznania.

– To... to chyba niemożliwe – powiedział po chwili ciszy, unikając mojego wzroku.

– Jest możliwe – odparłam twardo. – Nie chcę od ciebie niczego. Chcę tylko, żebyś wiedział.

– Anka, ja... nie jestem gotowy na takie rzeczy. Nie mogę.

To „nie mogę” odbijało się w mojej głowie przez lata. Tamtego dnia wróciłam do domu z postanowieniem, że dam radę sama. Marek nigdy nie zadzwonił, nigdy nie zapytał, nigdy nie próbował mnie znaleźć.

Wracając myślami do tamtych chwil, czułam gniew i rozczarowanie, ale też coś, co zaskoczyło mnie najbardziej – cień wątpliwości. Może powinnam była spróbować bardziej? Może powinnam dać mu szansę zrozumieć, co traci? A może po prostu unikałam tej konfrontacji, bo bałam się, że odrzuci nie tylko mnie, ale i Kacpra.

Teraz, kiedy widziałam, jak mój syn cierpi z powodu pustki, zastanawiałam się, czy nie powinnam poszukać Marka. Ale co miałabym powiedzieć? Jak mógłby nagle wkroczyć w nasze życie i wypełnić tę rolę, której nie chciał podjąć, zanim Kacper się urodził? Byłam rozdarta między przeszłością a teraźniejszością, między chęcią ochrony syna a pragnieniem dania mu tego, czego nie miałam prawa obiecać.

Musiałam jakoś to wytłumaczyć

Przed Świętami nasz mały świat pachniał piernikami i świeżo ubraną choinką. Starałam się stworzyć dla Kacpra świąteczną magię, choć w środku byłam pełna niepokoju. Wiedziałam, że pytanie o tatę powróci.

Wieczorem usiedliśmy razem przy choince. Kacper trzymał w rękach pudełko z bombką, którą co roku wieszał jako ostatnią. Spojrzał na mnie z tym samym wyczekującym spojrzeniem, które widziałam, gdy mówił o liście do Mikołaja.

– Myślisz, że Mikołaj przyniesie mi tatę? – zapytał cicho.

Zrobiłam głęboki wdech, próbując ukryć drżenie głosu.

– Kacperku, są rzeczy, których nawet Mikołaj nie może zrobić – zaczęłam powoli. – Twój tata... nie mógł z nami zostać.

Jego brwi zmarszczyły się w dziecięcym niezrozumieniu.

– A dlaczego nie?

Patrzyłam na niego i czułam, jak łamie mi się serce.

– To był jego wybór, kochanie – odpowiedziałam łagodnie, choć każde słowo było jak cios. – Ale ja tu jestem. Zawsze.

Kacper spuścił głowę, obracając bombkę w dłoniach.

– Czyli on mnie nie chciał?

– To nie tak, skarbie. Czasem ludzie nie rozumieją, co tracą. Ale wiesz co? Ja kocham cię tak bardzo, że mogę to robić za dwoje.

Wzięłam go w ramiona. Czułam, że jego małe ramionka drżą, a ja mogłam tylko trwać przy nim, chcąc ochronić go przed bólem, który nie powinien dotykać ośmiolatka.

Mam mądrego syna

Po tej rozmowie coś w Kacprze się zmieniło. Nie mówił już o liście do Mikołaja ani o tacie, ale zauważyłam, że częściej zamyślał się nad rysunkami i bawił samotnie. Bałam się, że stracił coś więcej niż tylko dziecięcą wiarę w magię świąt.

Pewnego wieczoru, kiedy kładłam go spać, zapytał:

– Mamo, czy gdyby tata nas spotkał, to by mnie polubił?

Zakręciło mi się w głowie od tego pytania, ale uśmiechnęłam się ciepło i odpowiedziałam:

– Kacperku, każdy, kto cię pozna, od razu cię polubi. Jesteś wyjątkowy.

Spojrzał na mnie poważnie, a potem przytulił się mocno, wtulając twarz w moje ramię.

– Wiesz co? Wcale nie potrzebuję taty, jeśli mam ciebie – powiedział cicho, jakby sam siebie próbował przekonać.

Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Pogłaskałam go po włosach, czując, że w tym momencie Kacper dorósł bardziej, niż chciałam.

Te słowa były jak plaster na nasze rany – nie uleczyły wszystkiego, ale pozwoliły mi uwierzyć, że to, co mu daję, wystarcza. Może nigdy nie wypełnię tej pustki w jego sercu, ale mogłam dać mu coś, czego nikt inny nie mógł – siebie, na zawsze.

Anna, 36 lat

Reklama

Czytaj także: „Do łóżka wzięłam o 30 lat starszego pryka z pełnym portfelem. Mam gdzieś zasady, zagryzę zęby, a moje konto spuchnie”
„Córki myślały, że jestem staruchą bez mózgu. Nie pomogły mi w potrzebie, więc zmieniłam testament”
„Zięć burzył nasze rodzinne tradycje. Gdy wymyślił Kanary na święta, miałam ochotę zrobić z nim to, co z karpiem na Wigilię”

Reklama
Reklama
Reklama