„Syn jest całym moim światem. Każdego dnia walczę, by ten jedyny mężczyzna w moim życiu mógł spać spokojnie”
„Słowa zawisły w powietrzu. Poczułam, jak policzki zaczynają mnie piec. Kilka osób odwróciło głowy w moją stronę. Wiedziałam, że patrzą z tym samym rodzajem współczucia, które niczego nie daje. Czułam się naga, wystawiona na pokaz — jakby cała sala wiedziała, że biegnę każdego dnia między jednym obowiązkiem a drugim”.

- Redakcja
Budzik zadzwonił o 6:10. Tak jak zawsze, choć i obudziłam się kilka minut wcześniej — też jak zawsze. Czasem myślę, że moje ciało zna rytm tego domu lepiej niż ja sama. Woda w czajniku, płatki wsypane do miski, kanapka do pudełka, torba Filipa i moja. Poranki to walka z czasem i ze sobą. On marudzi, że nie chce mleka, ja udaję, że nie słyszę. W końcu wlewam je do kubka i stawiam przed nim z krótkim:
— Pij, Fifi, bo zaraz się spóźnimy.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio wypiłam kawę siedząc albo kiedy ktoś zapytał mnie, jak się czuję. Wszyscy chcą, żebym była silna, nawet jeśli nic nie mówią. Dlatego właśnie taka jestem — bo nie mam wyjścia. Zaparzam drugą kawę „na drogę”, zakładam płaszcz i w głowie odhaczam kolejne punkty dnia: szkoła, praca, raport, zakupy, obiad, lekcje, kąpiel, pranie. Czasem mam wrażenie, że życie toczy się w kółko, jakby ktoś zapętlił film, a ja wciąż nie mogę znaleźć pilota.
Filip jest spokojnym dzieckiem. Czasem aż zbyt spokojnym. Zbyt dojrzały jak na swoje osiem lat, z tym swoim dorosłym spojrzeniem, które potrafi rozbroić mnie bardziej niż jakiekolwiek pytanie.
— Mamo, dziś masz zebranie? — pyta, siedząc przy stole i grzebiąc łyżką w płatkach.
— Tak, ale zdążę, obiecuję. — Uśmiecham się, choć już wiem, że to kłamstwo.
Telefon dzwoni w najmniej odpowiednim momencie.
— Magda, raport miał być wczoraj — przypomina mi szef naglącym tonem.
— Wiem, Paweł. Wyślę po południu, jak tylko wrócę z zebrania. — Kłamię po raz drugi tego ranka.
Wybiegamy z domu spóźnieni. Filip idzie szybkim krokiem, ale ja czuję, jak w gardle rośnie mi gula: ta sama, która pojawia się zawsze, gdy widzę inne matki — spokojne, uśmiechnięte, jakby miały na wszystko czas.
Popołudnie mija niepostrzeżenie. Oczy bolą mnie od ekranu, ręce od klikania w klawiaturę. Kiedy w końcu zerkam na zegarek, robi mi się gorąco. Jest osiem po siedemnastej. Zebranie zaczęło się prawie dziesięć minut temu. Wybiegam z pracy, pędzę samochodu, modląc się, żeby nie było korków.
Zawsze się spieszę. Zawsze gdzieś nie zdążam. I tego dnia też nie zdążyłam.
Słowa zawisły w powietrzu
Spóźniłam się dwadzieścia minut. Kiedy wpadłam do sali, wszystkie krzesła były już zajęte, a na środku, przy biurku, stała pani Marta, wysoka, szczupła, z włosami spiętymi w idealny kok. Jej wzrok natychmiast powędrował w moją stronę.
— Pani Magdo, dobrze, że chociaż dziś się udało dotrzeć — powiedziała z lekkim uśmiechem, w którym nie było ani odrobiny życzliwości.
— Przepraszam. Praca mnie zatrzymała — odpowiedziałam spokojnie, choć w środku miałam ochotę po prostu zapaść się pod ziemię.
— Zawsze praca — odparła, poprawiając kartki na biurku. — Filip to wspaniały chłopiec, ale potrzebuje więcej zaangażowania z domu.
Słowa zawisły w powietrzu. Poczułam, jak policzki zaczynają mnie piec. Kilka osób odwróciło głowy w moją stronę. Wiedziałam, że patrzą z tym samym rodzajem współczucia, które niczego nie daje. Czułam się naga, wystawiona na pokaz — jakby cała sala wiedziała, że biegnę każdego dnia między jednym obowiązkiem a drugim i coraz częściej potykam się o własne zmęczenie.
Pani Marta mówiła dalej o postępach dzieci, o projektach i planach. Słowa dochodziły do mnie jak przez mgłę. W głowie dudniło tylko: „więcej zaangażowania z domu”. Myślałam o wszystkich porankach, kiedy biegłam z Filipem na autobus, o wieczorach, kiedy zasypiał z książką, bo ja kończyłam raporty. Czułam złość, wstyd i coś jeszcze – to dziwne uczucie bezradności, które mnie dławiło, choć starałam się oddychać spokojnie.
Kiedy spotkanie dobiegło końca, podeszłam do pani Marty.
— Dziękuję za uwagi — powiedziałam jak automat.
— Mam nadzieję, że znajdzie pani czas, by trochę bardziej skupić się na Filipie. On bardzo pani potrzebuje — dodała tym swoim spokojnym tonem, który ranił bardziej niż krzyk.
Skinęłam głową i wyszłam. Na korytarzu powietrze było ciężkie, a mój oddech nierówny. Czułam się jak po jakiejś porażce, choć przecież przyszłam tu tylko jako matka. W samochodzie panowała cisza. Nie włączyłam radia — zamiast tego patrzyłam przez chwilę w szybę, w której odbijały się światła latarni.
Nie wiedziałam, czy bardziej chce mi się płakać, czy krzyczeć. Po prostu przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyłam po Filipa.
Nie wiedziałam, co powiedzieć
Filip siedział na tylnym siedzeniu i patrzył przez okno. Silnik mruczał cicho, a ja milczałam, próbując uspokoić myśli.
— Mamo, czemu pani Marta mówi, że nie masz czasu? — zapytał nagle.
— Bo dużo pracuję, żebyśmy mieli na wszystko — odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.
Przez chwilę w samochodzie panowała cisza. Potem usłyszałam cichy głos:
— Mamo… czemu nie mam taty?
Poczułam, jak w gardle robi mi się sucho. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Serce biło mi szybciej, a ręce na kierownicy drżały.
— Niektóre rzeczy są skomplikowane, Fifi — wyszeptałam.
Skinął tylko głową. Nie dopytywał — to właśnie bolało najbardziej.
Kiedy dotarliśmy do domu, pomogłam mu przebrać się w piżamę. Położył się i przytulił do poduszki.
— Dobranoc, mamo — powiedział cicho.
— Dobranoc, syneczku — odpowiedziałam, gasząc lampkę.
Zostałam chwilę przy drzwiach, słuchając jego spokojnego oddechu. Potem usiadłam w kuchni i pomyślałam: „Przepraszam, że nie potrafię dać ci wszystkiego”.
A ja wciąż czekałam
Siedziałam przy kuchennym stole z otwartym laptopem, ale nie widziałam już liter na ekranie. Zamiast raportu miałam przed oczami wiadomość, której nie powinnam pisać. Telefon leżał obok, jakby czekał. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, licząc w głowie powody, dla których powinnam dać sobie spokój. Potem westchnęłam i otworzyłam czat z Michałem. Palce drżały, kiedy pisałam: „Nie piszę tego z myślą o sobie. Filip ma osiem lat. Nie pyta już o ciebie. To boli. Może mógłbyś zabrać go kiedyś na lody. Choć raz w roku”.
Patrzyłam na ekran. Kropki oznaczające, że ktoś pisze, wcale się nie pojawiały. Minuty mijały, a ja wciąż czekałam. Po chwili odłożyłam telefon i oparłam głowę na stole. Nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudził mnie chłód poranka. Telefon leżał obok, a na ekranie widniała jedna wiadomość.
„Nie wiem, czy to dobry pomysł. On mnie nie zna”.
Czytałam te słowa kilka razy, aż w końcu przestały mieć sens. Czułam w brzuchu nieprzyjemny ciężar. Mogłam się spodziewać takiej odpowiedzi, a jednak wciąż miałam nadzieję.
Spojrzałam przez okno. Światło było blade, zimne. W kuchni pachniało niedopitą kawą.
Pomyślałam tylko: „Właśnie dlatego nie powinnam była pisać”.
Wystarczy, że będziesz szczęśliwy
Obudził mnie cichy szelest. Filip stał w drzwiach z kubkiem wody w dłoniach.
— Mamo, śniło mi się, że tata przyszedł — powiedział spokojnie, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Podniosłam się z kanapy, poprawiając koc, którym byłam przykryta.
— Tak? I co robił? — zapytałam.
— Kupował mi lody. Ale się spieszył — stwierdził, stawiając kubek na stole.
Uśmiechnęłam się, choć czułam, jak coś ściska mnie w gardle.
— To piękny sen, Fifi — wyszeptałam.
Skinął głową i poszedł się ubrać. Zostałam jeszcze chwilę w ciszy, wpatrzona w ten kubek po wodzie. Pomyślałam, że może Filip nigdy nie pozna swojego ojca, ale dopóki ma mnie, nie będzie sam.
Tego dnia nie pojechałam do pracy. Napisałam krótką wiadomość: „Nie dam rady dziś przyjść”, a potem spakowałam plecak Filipa i wyszliśmy razem. Nie do szkoły, a do małej lodziarni przy rynku. Usiedliśmy na ławce przed lokalem i cieszyliśmy się swoim towarzystwem.
Filip oblizywał roztapiające się lody i patrzył na mnie uważnie.
— Mamo, jak dorosnę, to będę ci kupował lody — powiedział.
— Wystarczy, że będziesz szczęśliwy — odpowiedziałam cicho, patrząc, jak jego włosy błyszczą w słońcu.
Poczułam dziwny spokój
Wracaliśmy powoli, jakby żadne z nas nie chciało, żeby ten dzień się skończył. Słońce chowało się za kamienicami, a powietrze pachniało jesienią — tą pierwszą, łagodną, która jeszcze nie zdążyła przynieść zimna. Filip trzymał mnie za rękę, ściskając palce co jakiś czas, jakby sprawdzał, czy naprawdę jestem obok.
Nie rozmawialiśmy wiele. Po drodze zatrzymaliśmy się przy stawie. Filip rzucał kamyki, licząc, ile razy podskoczą na wodzie. Uśmiechał się przy każdym udanym rzucie. Patrzyłam na niego i myślałam, jak szybko rośnie. Jak bardzo przypomina kogoś, kogo już nie ma w naszym życiu, a jednocześnie jest zupełnie inny: spokojniejszy, mądrzejszy, może nawet silniejszy ode mnie.
W domu zapaliłam tylko małą lampkę. Filip usiadł przy stole i rysował coś w zeszycie. Podeszłam i zobaczyłam dwa lody — jeden duży, drugi mały — a pod nimi napis: „My”. Uśmiechnęłam się, chociaż oczy miałam mokre.
Kiedy zasnął, przykryłam go kocem i chwilę patrzyłam, jak oddycha. W ciszy słychać było tylko tykanie zegara. Usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty. Światło latarni rozlewało się po kuchni, delikatne i ciepłe. Myślałam o wiadomości od Michała. Nie było żadnych nowych. W końcu otworzyłam czat i jednym ruchem usunęłam rozmowę. Wtedy też poczułam dziwny spokój.
Nie wszystko w moim życiu było takie, jak chciałam. Nie miałam mężczyzny, który pytałby, czy nie jest mi za ciężko. Nie miałam nikogo, kto czekałby na mnie wieczorem z kolacją. Ale miałam syna, który każdego dnia przypominał mi, że jestem potrzebna. I to mi wystarczało.
Patrzyłam na jego twarz: spokojną, dziecięcą, z delikatnymi piegami. Może nie nauczyłam go mieć ojca, ale nauczę go nie potrzebować jego miłości, by wierzyć w siebie.
Zgasiłam światło, położyłam się obok niego i wsłuchałam w jego równy oddech. Świat za oknem był cichy i łagodny. W końcu zamknęłam oczy. Może Michał nigdy się nie odezwie, ale ja będę pisać dalej i może coś w końcu poruszy się w jego sercu. Dla Filipa.
Magda, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy moja kariera w Warszawie legła w gruzach, wróciłam na wieś. Szybko sobie przypomniałam, dlaczego stamtąd uciekłam”
- „Poszłam na wesele kuzynki, bo tak wypadało. W tę 1. noc zrozumiałam, jak monotonne i nudne było moje życie singielki”
- „Rzuciłem pracę w warszawskim korpo i wróciłem do rodzinnej wsi. Jestem zakałą dla rodziny, bo zmarnowałem szansę życia”

