„Święta u rodziców chłopaka były upokorzeniem. Jeszcze nie wyszłam za mąż, a przyszła teściowa już mnie krytykuje”
„Wszyscy już siedzieli, a ja nie wiedziałam, gdzie jest moje miejsce. Kamil machnął ręką i wskazał krzesło obok siebie, ale jego mama spojrzała na mnie krótko i powiedziała:
– Najpierw kolęda”.

Gdy byłam mała, Wigilia zawsze pachniała domem. Makowcem, mandarynkami i czystym obrusem, który mama prasowała dzień wcześniej, a potem jeszcze poprawiała go pięć razy, żeby leżał idealnie. U nas nie było wielkiego śpiewania kolęd ani mszy o północy. Nie robiliśmy z Wigilii spektaklu. Raczej… rytuał, spokojny i domowy.
Zgodziłam się
Dlatego, kiedy Kamil – mój chłopak – zaproponował, żebym spędziła święta z jego rodziną, trochę się skrzywiłam. On tego nie zauważył.
– Będzie super, serio. Moja mama robi najlepszą zupę grzybową na świecie. Pokochasz te święta – powiedział z takim błyskiem w oku, że prawie mu uwierzyłam.
Nie jadam grzybów, ale tylko się uśmiechnęłam i kiwnęłam głową. Nie chciałam wyjść na dziwaczkę albo, co gorsza, niewdzięczną. Poza tym to był krok w przód w naszym związku. Powinnam się cieszyć, ale miałam wrażenie, że robię krok w przepaść.
Nie znałam dobrze jego rodziny. Widziałam ich dwa razy – raz w pośpiechu, gdy podrzucał mnie do akademika i po drodze podjechaliśmy do jego domu. Jego mama otworzyła drzwi w fartuchu. Zlustrowała mnie wtedy od góry do dołu i powiedziała: „Ty jesteś ta Natalia?”, jakby sprawdzała, czy to ja naprawdę. Drugi raz to było w centrum handlowym, krótka rozmowa, więcej kurtuazji niż ciepła. A mimo to Kamil zapewniał, że będzie miło. Jak w rodzinie.
Wysiedliśmy z samochodu na zaśnieżonych przedmieściach, gdzie wszystko było albo białe, albo szare. Jego blok wyglądał jak wszystkie inne – smutny, z balkonami jakby doklejonymi na siłę. W windzie śmierdziało cebulą i kapustą, a kiedy weszliśmy do ich mieszkania, uderzył mnie zapach przypraw, barszczu… i czegoś dusznego.
Chciałam ich poznać
Kamil zdjął kurtkę i od razu poszedł do kuchni.
– Mamo, jesteśmy!
Stałam w przedpokoju, jak manekin, trzymając pudełko z piernikami w drżących dłoniach, niepewna, czy mam wejść w butach, czy je zdjąć, i czy w ogóle ktoś mnie zauważy. Weszłam do salonu ostatnia. Wszyscy już siedzieli, a ja nie wiedziałam, gdzie jest moje miejsce. Kamil machnął ręką i wskazał krzesło obok siebie, ale jego mama spojrzała na mnie krótko i powiedziała:
– Najpierw kolęda.
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, ktoś podał mi kartkę z tekstem kolęd. Matka Kamila – stanęła przy kredensie, trzymając w dłoni pilot od wieży. Wcisnęła przycisk, popłynęła melodia. Wszyscy zaczęli śpiewać.
Znałam może trzy kolędy, ale ta była zupełnie inna. Próbowałam dołączyć, ale głos mi drżał, a dźwięki plątały się jeden przez drugi. Przez chwilę tylko poruszałam ustami, patrząc w tekst, ale czułam, że matka Kamila na mnie patrzy. Udawałam skupienie, ale coraz bardziej miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
– U nas zawsze śpiewamy. To tradycja – powiedziała z dumą.
Atmosfera była dziwna
– Oczywiście. Tylko nie jestem pewna słów… – szepnęłam, czując, jak rumieniec wspina mi się na twarz.
– To nic, można nucić – rzuciła siostra Kamila bez cienia uśmiechu.
Potem usiedliśmy do stołu. Obrus śnieżnobiały, ale już pobrudzony. Na talerzach pierwsza zupa – grzybowa, ciemna, gęsta. Pachniała intensywnie, aż za bardzo. Wzięłam łyżkę do ręki i poczułam, jak serce bije mi szybciej. Nie mogłam jej zjeść, ale nie miałam odwagi odmówić. Zamieszałam łyżką w talerzu, próbując znaleźć jak najmniejszy kawałek, który nie będzie chrupał mi w zębach. Wszyscy jedli w milczeniu. Tylko łyżki brzdękały o porcelanę. Matka Kamila zjadła do końca i wstała od stołu, poprawiając serwetę.
– Kamil, nałóż Natalii trochę kapusty z grochem. Lubi groch?
– Nie wiem – odpowiedział z pełnymi ustami.
– Nie lubię grzybów – powiedziałam cicho.
Nikt nie zareagował. Siedziałam dalej, grzecznie, i jadłam, choć każdy kęs mnie bolał. Czułam się jak ktoś wzięty pod lupę. Każdy mój ruch był oceniany, każdy grymas twarzy zauważony. Talerze znikały, potrawy krążyły, a ja robiłam wszystko, by nie poprosić o wodę i nie popełnić jakiegoś błędu.
Czułam się źle
Patrzyłam, jak siostra Kamila z uśmiechem nakłada sobie kolejną porcję. Ona tu pasowała, ja nie. Widzieli, jak czytam z kartki, słyszeli, że fałszuję i wiedzieli, że się staram, ale nikt się tym nie przejął. Po kolacji matka Kamila wstała od stołu i klasnęła w dłonie, jakby prowadziła jakieś przedstawienie.
– No to teraz prezenty – powiedziała i ruszyła do salonu, gdzie pod choinką czekały paczki owinięte w błyszczący papier.
Zrobiło się trochę żywiej. Kamil usiadł na dywanie i zaczął podawać pakunki. Gdy podał mi mój, poczułam lekkie napięcie. Rozdarłam papier i zobaczyłam zestaw kosmetyków i książkę kucharską „Tradycyjna kuchnia polska”. W środku była dedykacja, starannie napisana długopisem: „Na przyszłość – Irena”.
– Mam nadzieję, że ci się przyda. Lepiej późno niż wcale, prawda? – Rzuciła.
– Dziękuję… – powiedziałam, próbując wyglądać na szczerą.
Kamil dostał ode mnie sweter. Rozpakował go i rzucił tylko:
– Dzięki, fajny.
Zrobiło mi się przykro
Nikt nic nie powiedział. Żadnego „ładny”, żadnego „o, ciekawe kolory”. Siedziałam z książką kucharską na kolanach i patrzyłam, jak wszyscy rozmawiają, jakby mnie tam nie było. To nie był prezent. To była wiadomość i dobrze wiedziałam, co miała oznaczać. Leżeliśmy w gościnnym pokoju, który bardziej przypominał graciarnię niż miejsce dla gości. Ściany wytapetowane w różowe kwiatki, jedno łóżko, szafa z ubraniami Kamila z liceum. Było chłodno, pachniało naftaliną. Kamil scrollował coś w telefonie, jakby nic się nie stało.
– Czułam się dzisiaj… trochę jakby mnie tam nie było – powiedziałam cicho.
– Oj, moja mama po prostu tak ma. Zależy jej – mruknął bez emocji. – Przesadzasz.
– Ta książka kucharska to też troska? – Odwróciłam się w jego stronę. – I te kosmetyki za dwanaście złotych?
– No ale co? Chciała, żebyś się poczuła częścią rodziny. U nas takie prezenty są normalne.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Poczułam, że gadam do ściany, że wszystko, co we mnie bulgocze, jego kompletnie nie rusza.
– Nie pasuję tu, Kamil.
– Jesteś przewrażliwiona. Moja matka tak traktuje wszystkich. Nawet mnie potrafi zrugać za kapcie zostawione w korytarzu.
To miał być argument? Porównanie mnie do pary kapci?
Miałam dosyć
Odwróciłam się z powrotem i zwinęłam w kłębek pod kołdrą. Już nie chciałam rozmawiać. I tak nie usłyszał nic z tego, co próbowałam mu powiedzieć. Obudziłam się wcześnie, chyba jako pierwsza. Kamil jeszcze spał, oddychał równo, jakby naprawdę nic się nie wydarzyło. Z kuchni dochodziły dźwięki talerzy, stukot sztućców, znajomy zapach smażonej cebuli. Przez chwilę zastanawiałam się, czy ktoś mnie zawoła, ale nie. Cisza.
Siadłam na brzegu łóżka. Kamil przewrócił się na bok, pomruczał coś przez sen. Spojrzałam na swoją walizkę. Stała tam, gdzie ją zostawiłam. Zaczęłam się pakować. Składałam swoje rzeczy starannie, nie patrząc na Kamila. Wiedziałam, że nie zostanę do drugiego dnia świąt. Nie po tym wszystkim. Zamknęłam walizkę i chwyciłam kurtkę. Kamil nadal spał.
To był koniec
Wyszłam bez pożegnania i poszłam na dworzec. W pociągu było cicho. Za oknem świat znikał w śniegu, a ja wpatrywałam się w swoje odbicie, próbując zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. Jeszcze wczoraj miałam nadzieję, że będzie miło, ciepło, że może zacznę coś nowego. A wyszłam stamtąd z poczuciem, że nic nie było moje – ani ta kolacja, ani ten prezent, ani Kamil.
Czułam wstyd, że dałam się ocenić, że próbowałam zasłużyć, że się starałam, zamiast być sobą, ale zaraz potem poczułam ulgę. Bo przecież mogłam tam zostać, zacisnąć zęby, udawać. A jednak wstałam, spakowałam się i wyszłam. Nie wiem, co dalej. Nie wiem, czy Kamil do mnie zadzwoni. Może tak, może nie. Wiem jedno – nie muszę nikomu nic udowadniać. Nie muszę pasować do czyjejś wizji idealnej synowej.
Natalia, 25 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałem, że chociaż w święta teściowa da mi spokój. Nie wytrzymam z nią pod jednym dachem nawet do pierwszej gwiazdki”
- „Żona ciągnęła ode mnie pieniądze, a ja się na to godziłem. Nie wiedziałem, że za moimi plecami układa sobie życie”
- „Mąż stale myśli o swojej poprzedniej żonie. Niby jesteśmy tylko we dwoje, a jakby było nas troje”

