„Święta jeszcze się nie zaczęły, a teściowa już rządzi w moim domu. Nawet choinka musi być ubrana według jej widzimisię”
„Którejś niedzieli usłyszałam domofon. Michał pobiegł do drzwi, a ja poprawiłam poduszkę na kanapie. Teściowa weszła jak do siebie, z energią, niosąc torbę z prezentami. Była w dobrym humorze, może nawet zbyt dobrym”.

Nie wiem, kto wymyślił, że Święta to czas radości, spokoju i ciepła rodzinnego. Może ktoś, kto nigdy nie miał teściowej? Dla mnie tegoroczne Boże Narodzenie było pierwszym sprawdzianem w roli gospodyni – z Michałem niedawno wprowadziliśmy się do naszego wymarzonego mieszkania i postanowiliśmy, że od teraz to u nas będziemy celebrować grudniowe Święta.
Postarałam się
Miałam w głowie wizję idealnej atmosfery: herbatka z imbirem, lekko przyciemnione światło, migające lampki na choince i my – spokojni, szczęśliwi, w końcu na swoim. Choinka stanęła już 1 grudnia, i to nie byle jaka. Spędziłam dwie godziny w sklepie, wybierając bombki w konkretnych odcieniach granatu i starego złota. Każda zawieszona przeze mnie ozdoba miała swoje miejsce.
Michał jak zwykle dał mi wolną rękę. Wiedział, że dekorowanie to dla mnie świętość i nawet nie próbował się wtrącać. Uśmiechał się tylko, kręcąc głową, kiedy z wypiekami na twarzy prostowałam lekko przekrzywioną gwiazdę na czubku.
– Kochanie, jest idealnie – mówił. – Serio. Jak z katalogu.
Wiedziałam, że wszystko jeszcze przede mną, bo zaprosiłam jego matkę. Teściową, która chce nam pomóc, ale zawsze znajdzie sposób, żeby zasugerować, że robię coś źle. Kiedy byliśmy jeszcze narzeczeństwem, potrafiła wpaść bez zapowiedzi i zapytać, czy nie za gorąco mamy w mieszkaniu, bo niektórym roślinom to szkodzi. Albo – i to klasyk – stawiać swoją sałatkę obok mojej na stole i mówić: „Ty zrobiłaś z majonezem? A ja bez, tak bardziej dietetycznie, wiesz…”.
Wiedziała lepiej
Nie chcę dramatyzować, ale relacje z nią są… trudne. Michał zawsze stara się być pośrodku. Mediator. Wie, że jego matka potrafi zagrać cicho, ale dotkliwie i wie też, jak bardzo się staram, żeby stworzyć dom.
Którejś niedzieli usłyszałam domofon. Michał pobiegł do drzwi, a ja poprawiłam poduszkę na kanapie. Teściowa weszła jak do siebie, z energią, niosąc torbę z prezentami. Była w dobrym humorze, może nawet zbyt dobrym. Ucałowała mnie w policzek i od razu zaczęła rozglądać się po mieszkaniu.
– Ooo, jak ślicznie! – powiedziała z uśmiechem, który niby był ciepły, ale w oczach już widziałam, że zaraz zacznie coś poprawiać. – Tylko ta gwiazda trochę krzywo, nie?
– Sprawdzałam poziomicą – odparłam spokojnie. – Jest prosto.
Zabrzmiało to może nieco chłodno, ale byłam zmęczona udawaniem, że nic, co mówi teściowa, mnie nie rusza. Poszliśmy do kuchni. Michał nalał herbaty, teściowa zaczęła rozpakowywać upominki. Przyniosła nowe kapcie dla Michała i jakiś krem do rąk dla mnie i książkę o tym, jak stworzyć harmonijny dom. Podała mi ją z miną mówiącą: „To się może przydać”. Podziękowałam, nie otwierając książki.
Rządziła się
Wróciliśmy do salonu. Teresa podeszła do choinki.
– Te złote bombki… Może by je rozmieścić trochę inaczej?
– Proszę, nie ruszaj tych bombek. Wszystko ma swoje miejsce – powiedziałam, spokojnie, ale stanowczo.
– To już nie mogę nawet pomóc?
– To nie pomoc, tylko wtrącanie się.
Poczułam, jak Michał się spina obok mnie, gotowy wkroczyć do akcji.
– Mamo, może po prostu usiądźmy i pogadajmy? – zaproponował z uśmiechem, próbując rozładować napięcie.
– Ja tylko chciałam dobrze – powiedziała teściowa, ale nie usiadła. Sięgnęła po jedną z bombek i zaczęła ją przewieszać.
Zrobiłam krok do przodu.
– Mówiłam, żebyś nie ruszała. To moja choinka, mój dom.
Byłam wściekła
Spojrzała na mnie, jakby była zaskoczona, że podniosłam głos. Michał znowu próbował coś powiedzieć, coś w stylu „wszyscy chcemy dobrze”, ale nie słuchałam już. Teściowa odłożyła bombkę, poprawiła płaszcz i bez słowa wyszła, nie oglądając się za siebie. Zostałam na środku salonu, z sercem bijącym jak oszalałe. Michał patrzył to na drzwi, to na mnie.
– Może trochę przesadziłaś – powiedział cicho.
– Naprawdę?
– Po prostu… zrobiło się niezręcznie.
Usiadłam na kanapie, wlepiając wzrok w tę przeklętą bombkę, którą położyła. I wstyd mi było, że znowu wyszło, jak zawsze, że nie potrafię z nią rozmawiać bez wybuchu i że Michał patrzył na mnie jak na furiatkę, choć to ja powinnam się czuć atakowana.
Kilka dni później Michał wreszcie wybuchł. Najpierw chodził cicho, jakby się bał, że znowu rzucę się do gardła każdemu, kto dotknie bombki, a potem, przy kolacji, rzucił to mimochodem:
– Wiesz, mogłaś to wtedy załatwić spokojniej.
Odłożyłam widelec.
– Czyli mam jej pozwalać na wszystko, żeby tylko była zadowolona?
– Nie o to mi chodzi, tylko… może nie trzeba było od razu tak ostro.
Stał po jej stronie
– A co miałam zrobić? Stać i patrzeć, jak grzebie mi na choince? Jak poprawia moje ozdoby, bo jej się wydaje, że wie lepiej? Zawsze ją bronisz. Nawet kiedy jawnie mnie lekceważy.
– Nie bronię, po prostu nie chcę kolejnej awantury. Miałem nadzieję, że Święta będą inne.
– Ja też, ale chyba byłam naiwna – rzuciłam i wstałam od stołu.
Zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście przesadziłam. Czy to ze mną jest problem, czy może za bardzo się spinam? Przecież miałam prawo bronić swojego domu. Wieczorem telefon zawibrował na blacie. SMS od teściowej: „Następnym razem przyniosę własną choinkę – żeby nie przeszkadzać”.
Patrzyłam na ekran przez dłuższą chwilę. Nie z wściekłością, a ze zdumieniem, że można mieć tyle śmiałości, żeby po takiej scenie jeszcze robić z siebie ofiarę. Podeszłam do Michała, podałam mu telefon bez słowa.
– Widzisz? – zapytałam, gdy przeczytał. – Ona robi z siebie męczennicę. Jak zawsze.
– Może po prostu... powinniśmy spróbować to jakoś załagodzić? – mruknął, jakby miał nadzieję, że to wszystko samo się rozpłynie.
Nic nie rozumiał
– Czy ty naprawdę nie widzisz, co tu się dzieje? – wybuchłam. – Przychodzi, miesza, prowokuje, a potem jeszcze udaje biedną matkę, której nie wolno nic powiedzieć. I ty się na to nabierasz.
– Nie nabieram się na nic. Po prostu nie chcę wojny.
– A ja nie chcę być rozjeżdżana przez twoją matkę tylko dlatego, że boisz się jej powiedzieć „dość”. Stoisz z boku i liczysz, że nie spadną na ciebie drzazgi?
Milczał. Patrzył gdzieś w bok, jakby ściana była bardziej interesująca niż to, co mówię, a mnie w środku aż się gotowało. Nie tylko przez teściową, przez niego też. Przez tę jego bierność. Zadzwoniłam do niej sama, Michał nie wiedział. Nie chciałam więcej tłumaczeń, nie chciałam żadnych pośredników. Umówiłyśmy się u niej, bez świadków. Drzwi otworzyła z uśmiechem, jakbyśmy były po jakimś drobnym nieporozumieniu. Weszłam bez słowa i usiadłam przy stole.
– Dobrze, że przyszłaś – powiedziała cicho, nalewając herbaty.
Nie sięgnęłam po filiżankę.
– Dlaczego musisz mnie poprawiać? – zapytałam prosto. – W każdym detalu. Od koloru bombek po ustawienie krzeseł?
– Bo cię lubię, ale skoro nie mogę powiedzieć nic bez bycia oskarżaną…
– Lubić kogoś to nie znaczy kontrolować jego dom.
Tłumaczyła się
– O Boże, Maria… Ty wszystko widzisz jako atak. Ja tylko chciałam, żeby było ładnie i przytulnie, a ty to odbierasz jak zamach na niepodległość.
– Bo to jest zamach, w moim własnym domu. Wchodzisz, oceniasz, poprawiasz. Nigdy nie mówisz: „fajnie, zrobiłaś to po swojemu”. Zawsze masz inną wizję, zawsze lepszą, zawsze ważniejszą.
Zamilkła na chwilę. Przez moment myślałam, że coś zrozumiała. Ale nie.
– Michał byłby wdzięczny, gdybyś trochę odpuściła. On też nie lubi konfliktów.
Uderzyła tam, gdzie bolało najbardziej. Znowu zrobiła z siebie niewinną, zranioną, znowu przywołała Michała, jakby był jej sprzymierzeńcem. Wstałam. Nie było po co dalej rozmawiać. Rozmowa z nią to jak próba przestawienia ściany.
– Nie musimy się lubić, ale możesz mnie chociaż nie upokarzać. To byłby dobry początek.
Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale już mnie nie było w jej mieszkaniu. Wiedziałam jedno: z tą kobietą nie da się wygrać. Ona zawsze będzie miała gotowe zdanie i Michał – choćby nieświadomie – zawsze będzie po jej stronie.
Marta, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W mikołajki spotkałem się z kochanką i niechcący rozpętałem burzę. Choć żona już wie, nie żałuję ani chwili”
- „Odrzuciłam chłopaka, bo jego bieda mnie odpychała. Byłam w szoku, gdy po latach zatrudnił mnie w swojej firmie”
- „Za późno odkryłam, że przyjaciółka ma długi język i niewyparzoną buzię. Cała wieś huczy od plotek na mój temat”

