Reklama

Trzymałam w ręce wypowiedzenie i miałam pustkę w głowie. Mimo że nienawidziłam tego biura z całego serca, to nie był dobry moment na stratę pracy. Zresztą, czy taki moment w ogóle istnieje?

– Nie martw się, szybko coś znajdziesz, masz doświadczenie, odchowane dziecko, jesteś dyspozycyjna – pocieszała mnie koleżanka z biura, Aśka, z którą siedziałam w pokoju.

– Mam nadzieję – zbyłam ją, bo w tej chwili najmniej potrzebowałam współczucia, a już na pewno nie od niej.

Miałam wyjątkowego pecha, że dzieliłam z nią pokój. Całe biuro trzymało ją na dystans, bo ta miła młoda osóbka po trupach dążyła do celu, tratując po drodze tych, którzy stali jej na drodze. Kręciła, kłamała, a jak trzeba, to i donosiła. A najgorsze było to, że fantastycznie markowała pracę, non stop wzdychając i narzekając na nadmiar obowiązków.

Prawda natomiast była taka, że Aśka była najgorzej zorganizowaną osobą, jaką kiedykolwiek znałam! Cóż z tego, skoro na jej sztuczki nabierali się przełożeni i traktowali ją jak świętą krowę, co doprowadzało do szału innych pracowników.

Trudno było żyć z jednej pensji

Wracałam do domu i układałam w głowie plan. Mam trzy miesiące wypowiedzenia, podczas których nie muszę świadczyć pracy. „Dobre i to – pomyślałam. – Będę miała czas na szukanie nowej”.

– Trudno, przecież to nie twoja wina, zaciśniemy pasa, dopóki nie znajdziesz nowej roboty, jakoś sobie poradzimy – pocieszał mnie mąż. – A może wyjdzie ci to na dobre, może znajdziesz coś fajniejszego, męczyłaś się w tej firmie, byłaś sfrustrowana. Pomyśl tylko, w nowej pracy nie będzie Aśki!

Marek oczywiście doskonale znał Aśkę z moich opowieści.

– No tak, brak Aśki to niewątpliwie będzie jeden z dużych plusów nowej pracy – uśmiechnęłam się pierwszy raz tego dnia.

Po pół roku nadal byłam bez pracy. Na kilkadziesiąt CV, które wysłałam, dostałam sześć odpowiedzi odmownych, reszta firm nawet się nie odezwała. Zaczynałam wpadać w rozpacz. Byłam rozdrażniona, ciężko nam było żyć z jednej pensji, a ja z dnia na dzień traciłam nadzieję na znalezienie czegokolwiek. Docierało do mnie, że jest naprawdę źle na rynku pracy i czasy, kiedy można było w miarę szybko znaleźć zatrudnienie, zdecydowanie minęły. „Czy już zawsze zostanę bezrobotna?” – zmartwiałam się, snując ponure wizje swojej przyszłości.

A jednak znalazłam pracę. A raczej praca znalazła mnie. To był zwykły zbieg okoliczności i może jeszcze odrobine szczęścia.

Trwały wakacje. W przeddzień wyjazdu mojej córki nad morze postanowiłyśmy wybrać się na lody do naszej ulubionej cukierni. Cudowni dziadkowie, wiedząc, jaką mamy sytuację finansową, i że w związku z tym nigdzie nie wyjeżdżamy, zaproponowali, że zabiorą wnuczkę na wakacje do Jastarni. Byliśmy im z Markiem bardzo wdzięczni.

– Poproszę o piękną kartkę z widoczkiem – upominałam Kingę. – No i nie zamęcz dziadków – śmiałam się.

– A ty się nie martw, mamuś – córcia przechyliła głowę. – Mam takie przeczucie, że po moim powrocie będziesz miała dla mnie dobrą nowinę.

– Oby… – zaczęłam i w tym momencie ktoś dotknął mojego ramienia.

Nie widziałam jej od lat

– Magda? – usłyszałam znajomy głos.

– Teresa! – krzyknęłam. – Co ty tu robisz? Wróciłaś?

Przede mną stała moja ukochana przyjaciółka ze studiów, która przez ostatnie cztery lata mieszkała w Paryżu. Nie widziałyśmy się od tamtego czasu. Raz czy dwa wysłała tylko esemesa.

– Tak, trzy miesiące temu – ściskała mnie z całych sił. – Przepraszam, że nie dzwoniłam, ale mam tyle spraw do załatwienia po powrocie, że brakuje mi doby… Kinia, jesteś już wyższa ode mnie – śmiała się Teresa, całując moją córkę.

Tego popołudnia dowiedziałam się, że Teresa otwiera małe francuskie bistro, w którym będzie się unosił zapach pieczonych bagietek i świeżo zmielonej kawy, a z głośników sączyć się będzie głos Edit Piaf… I że pilnie potrzebuje doświadczonej księgowej, czyli mnie.

To był niesamowity zbieg okoliczności. Oczywiście od razu przyjęłam jej propozycję i przez kolejne kilka lat naprawdę dobrze nam się razem pracowało. Właśnie z takich chwil składa się życie. Najpierw długo nic się nie dzieje, a potem niespodziewania pojawia się jakaś szansa. Grunt to ją wykorzystać.

Czytaj także:
„Ojciec ma dla mnie plan: harówka na wsi od rana do nocy i zero rozrywek. Choćby mnie wydziedziczył, ucieknę do miasta”
„Przespałam się z 24-latkiem, żeby uciszyć myśli o starości. Zaliczyliśmy wpadkę i dorwała mnie brutalna rzeczywistość”
„Chora ambicja Agnieszki zniszczyła nasz związek. Sprzedała się za drogie ciuchy, a mnie wymieniła na droższy model”

Reklama
Reklama
Reklama