Reklama

Każdy mój poranek wyglądał tak samo. Budzik dzwonił o tej samej godzinie, kawa w ekspresie parzyła się dokładnie trzy minuty, a ja, z kubkiem w dłoni, stałam przed szafą, szukając czegoś, co nie wymagałoby prasowania. W pośpiechu zbierałam rzeczy, zamykałam za sobą drzwi i biegłam na autobus, zawsze ten sam, który o 7:40 zatrzymywał się przy mojej ulicy. Na przystanku zwykle mijałam tych samych ludzi, choć nigdy nie poświęcałam im większej uwagi. Dopiero gdy docierałam do małej kawiarni na rogu, zaczynał się moment dnia, który cieszył mnie najbardziej.

Reklama

Lubiłam tę rutynę

Nie chodziło nawet o kawę, choć zawsze była pyszna. To miejsce miało w sobie coś uspokajającego – zapach świeżo mielonych ziaren, ciche rozmowy ludzi siedzących przy stolikach, brzęk filiżanek ustawianych na blacie. A przede wszystkim on.

Siedział przy tym samym stoliku, przy oknie, zawsze z czarną kawą, którą sączył powoli, jakby nigdzie się nie spieszył. Zawsze skupiony, zamyślony, nie patrzył na ludzi wokół. Ja zamawiałam swoje cappuccino i siadałam w kącie, na tej samej kanapie, udając, że go nie zauważam. Czasem zastanawiałam się, czy on też mnie kojarzy, czy może jestem dla niego tylko jednym z wielu cieni mijających się w porannym pośpiechu.

Nie wiedziałam o nim nic. Nie znałam jego imienia, nie wiedziałam, czym się zajmuje, dokąd potem idzie. Ale jego obecność była częścią mojej rutyny, czymś znajomym i stałym, jak smak porannej kawy.

Tego ranka wszystko było inne. Może to przez ból głowy, który nie dawał mi spokoju od wczorajszego wieczora albo przez uczucie pustki, które przyszło zaraz po spotkaniu z szefem. Słowa, które usłyszałam, brzmiały sucho i oficjalnie: „Przykro mi, ale musimy się rozstać. Redukcja etatów, to nic osobistego”.

Mój świat runął

Usiadłam przy swoim stoliku, jakbym mogła przykleić się do dawnych nawyków i udawać, że nic się nie zmieniło. Wzięłam łyk cappuccino, ale smak był nijaki. Próbowałam przełknąć łzy, które nagle napłynęły mi do oczu. Nie zauważyłam, kiedy talerz z kawałkiem szarlotki pojawił się na moim stoliku.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam mężczyznę, którego nigdy wcześniej nie odważyłam się zagadnąć. Stał tuż obok, trzymając w dłoni swoją czarną kawę.

– Słodkie pomaga – powiedział cicho.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

– To… dla mnie?

Kiwał głową, po czym, jakby to było coś zupełnie naturalnego, usiadł naprzeciwko.

– Nie wiedziałem, czy lubisz szarlotkę.

Wciąż byłam w szoku. Przez tyle miesięcy widywaliśmy się każdego ranka, a to były pierwsze słowa, jakie do mnie powiedział. Uśmiechnęłam się blado, ocierając oczy rękawem swetra.

– Dziękuję – szepnęłam.

Byłam go ciekawa

Następnego dnia obudziłam się później niż zwykle. Nie musiałam już wstawać do pracy, nie czekały na mnie żadne obowiązki. Mogłabym leżeć w łóżku do południa, ale coś kazało mi wstać i wyjść z domu. Może to była siła przyzwyczajenia, a może myśl o tym, że on tam będzie – jak zawsze, przy tym samym stoliku, z czarną kawą.

Gdy weszłam do kawiarni, rozejrzałam się odruchowo. Był. Siedział, wpatrzony w coś na ekranie telefonu. Nie zauważył mnie od razu, a ja zawahałam się, czy podejść, czy usiąść na swoim miejscu i udawać, że nic się nie wydarzyło. W końcu zdecydowałam się na to drugie.

Zamówiłam cappuccino.

– Dziś bez szarlotki? – Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.

Podniosłam wzrok.

– Dziś chyba kawa wystarczy – odpowiedziałam z uśmiechem, a on bez słowa zajął miejsce naprzeciwko mnie. – Zawsze pijesz czarną kawę. Nigdy nie masz na nic innego ochoty? – zapytałam, chcąc przełamać napięcie.

Uśmiechnął się lekko.

– Lubię, gdy rzeczy są proste.

Był tajemniczy

Spojrzałam na swoje cappuccino, na piankę, którą barista uformował w kształt serca.

– Ja chyba nie potrafię żyć prosto – przyznałam.

– Może dlatego tu jesteśmy. Żeby równoważyć – odparł po chwili, patrząc na mnie uważnie.

Nie zauważyłam, kiedy rozmowa zaczęła płynąć naturalnie. Mówiliśmy o książkach, o kawie, o tym, że ludzie w tej kawiarni zawsze zamawiają to samo. Adam nie mówił o sobie prawie nic, ale miałam wrażenie, że chce wiedzieć wszystko o mnie. Gdy wychodziłam, spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

– Do jutra.

Minął tydzień, odkąd Adam po raz pierwszy usiadł przy moim stoliku. Teraz było to już naturalne – ja zamawiałam swoje cappuccino, on swoją czarną kawę, a potem razem siadaliśmy przy oknie. Codziennie rozmawialiśmy trochę dłużej i swobodniej, ale wciąż miałam wrażenie, że Adam jest jak książka, w której ktoś powyrywał co drugą stronę. Uważnie słuchał, gdy opowiadałam o sobie, ale kiedy próbowałam zapytać o niego, unikał odpowiedzi.

Zaczęłam zauważać rzeczy, które wcześniej mi umykały. Bywały momenty, gdy wydawał się nieobecny, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej.

Czekałam na niego

Pewnego ranka, gdy weszłam do kawiarni, jego miejsce było puste. Usiadłam sama, powtarzając sobie, że przecież nie muszę na niego czekać. Nie byliśmy umówieni. Ale jednak coś ścisnęło mnie w środku.

Gdy następnego dnia wrócił, zauważyłam, że wygląda inaczej. Był zmęczony, jakby spał za mało, a może wcale. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, ale czułam, że jest daleko.

– Znikasz czasem na kilka dni – powiedziałam w końcu, nie mogąc już dłużej się powstrzymać. – Gdzie wtedy jesteś?

Podniósł na mnie wzrok i przez chwilę milczał.

– Mam swoje sprawy.

– A jeśli jestem ciekawa?

Uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach nie było ciepła.

– Ciekawość to pierwszy krok do kłopotów.

Poczułam dreszcz, ale nie był to strach. Raczej coś pomiędzy ekscytacją a niepewnością. Byłam pewna, że Adam coś ukrywa. I byłam coraz bardziej pewna, że chcę wiedzieć co.

Nie przestałam o tym myśleć. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Może miał rodzinę? Może kogoś, do kogo wracał, a ja byłam tylko poranną znajomą z kawiarni?

Coś ukrywał

Nie powinnam była się przejmować, ale jednak to robiłam. Każdego ranka, gdy wchodziłam do kawiarni, najpierw patrzyłam w stronę jego stolika. Jeśli go nie było, czułam niepokój. Jeśli siedział na swoim miejscu, od razu robiło mi się lżej. Nie podobało mi się to uczucie. Nie chciałam być od niego zależna.

Pewnego dnia, gdy usiedliśmy razem, odważyłam się powiedzieć to, co krążyło mi po głowie od dawna.

– Co by było, gdybyś któregoś dnia po prostu przestał tu przychodzić?

Podniósł na mnie wzrok. W jego oczach mignęło zaskoczenie, ale szybko je ukrył.

– Nie myślałem o tym.

– Ja myślę – odpowiedziałam cicho, splatając dłonie na kolanach. – I boję się, że pewnego dnia cię tu nie będzie.

Adam milczał. Wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko spuścił wzrok na swoją filiżankę.

– Zosiu… ja nie jestem najlepszym wyborem.

Poczułam, jak serce bije mi szybciej. Nie powiedział „nie przejmuj się”, nie zapewnił mnie, że nigdzie się nie wybiera.

– Dlaczego? – spytałam, ale on już wstał.

– Muszę iść.

Patrzyłam, jak wychodzi, zostawiając za sobą niedopitą kawę. Wiedziałam, że to, czego się bałam, powoli zaczyna się dziać.

Nagle zniknął

Adam nie przyszedł następnego dnia. Ani kolejnego.

Początkowo próbowałam się oszukiwać – może miał coś do załatwienia albo po prostu potrzebował przerwy. Ale z każdym mijającym dniem coraz trudniej było mi w to wierzyć.

Minął tydzień, potem dwa. Przestałam przychodzić tak regularnie, bo nie chciałam czuć tej głupiej nadziei. Któregoś ranka podeszłam do baru i spojrzałam na baristę.

– Czy on wróci? – spytałam cicho.

Pokręcił głową.

– Nie wiem. Ale zawsze zamawiał czarną kawę. Może warto mu jakąś postawić na wypadek, gdyby jednak przyszedł.

Chwilę później na jego stoliku stała filiżanka gorącej, czarnej kawy. Nie ruszyłam jej. Po prostu patrzyłam, jak para unosi się nad powierzchnią napoju, a w myślach powtarzałam sobie jedno pytanie: Gdzie jesteś?

Był chłodny, deszczowy poranek, kiedy w końcu wrócił. Siedziałam przy swoim stoliku, myślami będąc gdzieś daleko. Nagle podniosłam wzrok i zobaczyłam go. Podszedł powoli i usiadł naprzeciwko mnie.

– Tęskniłaś? – zapytał cicho.

Zaczęłam od nowa

Nie odpowiedziałam od razu. Czułam, jak narasta we mnie gniew, żal, ulga – wszystko naraz.

– Mogłeś już nigdy nie wrócić – powiedziałam w końcu, starając się, by mój głos nie zadrżał.

Adam przesunął dłonią po filiżance, jakby potrzebował chwili, żeby zebrać myśli.

– Ale wróciłem.

Siedzieliśmy w ciszy, pozwalając, by ciężar jego nieobecności w końcu opadł. Nie zapytałam, gdzie był, dlaczego zniknął. Może kiedyś mi powie. Może nie. Nie miało to teraz znaczenia. Liczyło się tylko to, że był tutaj, przede mną, z tą samą czarną kawą i spojrzeniem, które mówiło więcej, niż chciałam usłyszeć.

Minął rok. W tej samej kawiarni, przy tym samym stoliku, Adam klęknął przede mną i wyciągnął pierścionek. Nie pytałam, dlaczego wtedy odszedł. Nie pytałam, gdzie był. Nie pytałam, co przed sobą ukrywaliśmy przez te wszystkie miesiące.

Wiedziałam tylko, że teraz jest tu, przy mnie. I to było jedyne pytanie, na które znałam odpowiedź.

Zosia, 30 lat

Reklama

Czytaj także:
„Syn krytykował to, jak go wychowałam. Na własnej skórze się przekonał, że rodzicielstwo to nie tylko lukier i pistacje”
„Przekroczyłam z teściem w windzie wszelkie granice. Gdy mąż bawił się za ścianą, teść dawał mi najlepszy urodzinowy prezent”
„Uczeń chciał mi dać popalić. To, co rozgadał w szkole na nasz temat, nie miało nic wspólnego z korepetycjami z biologii”

Reklama
Reklama
Reklama